Swoim zwyczajem dzielę się drobną refleksją na świąteczny czas ;D
Szkoda czasu i atłasu
Zacznę od anegdoty z epoki stanisławowskiej. Tuż po koronacji Stanisław August Poniatowski przyjmował gratulacje od znamienitych gości, dostojników i dworzan. Wśród zgromadzonych nie brakowało artystów, gdyż jako oczytany i obyty koneser sztuki, otaczał swoim mecenatem różnych twórców. Wiedziano, że darzył ich szczególnymi względami a poniektórych to i w czwartki na obiadach dokarmiał.
Ośmielił się zatem podejść do króla pewien poecina i wręczyć wiersz, wychwalający nowego władcę – utwór własnoręcznie spisany na drogocennym, białym atłasie, sprowadzonym z dalekiej Persji. Panegiryk, krótko mówiąc był słaby i choć Poniatowski wdzięcznie go przyjął, pozwolił sobie na sarkastyczną recenzję, mówiąc: „Szkoda czasu i atłasu, byś się wdzierał do Parnasu”. Tym sposobem wierszokleta i pochlebca przeszedł do historii… anonimowo. Jako jeden z twórców tak dalece wierzących w swój talent, że uwieczniających swe dzieła na kosztownym materiale, podczas gdy nie są warte nawet poświęconego im czasu i wysiłku. To niemal definicja grafomanii. Bo jak określić sytuację, w której ktoś przecenia własne prace i wielbi je, nawet w obliczu rzeczowej krytyki.
Niezdrowy sentyment do elukubracji
Tkwi jednak w wielu ludziach jakieś trudno wytłumaczalne przywiązanie do tego, co zrobili, co zbudowali, powołali do istnienia. Niekoniecznie musi to być dzieło sztuki, czy okupiony wysiłkiem wytwór rzemiosła. Czasem wystarczy jakieś drobne rękodzieło, lub hobbystyczna praca, coś zgoła niepozornego, co jednak potrafi obudzić tą szczególną świadomość autorstwa. I nierzadko pojawia się trudność nabrania chłodnego dystansu do tej własnej twórczości.
Wiem po sobie. Łatwo i dość silnie bowiem przywiązuję się do tego, co tworzę. Szkoda mi to wyrzucić, nawet kiedy mam pewność, iż jest to słabe, nie odkrywcze, marnej jakości. Zwycięża myśl, że to MOJE. Niejako wyszło ze mnie i stanowi część mnie, i mówi coś na mój temat (nawet, gdy mówi niepochlebnie). Leżakują więc sobie różne takie elukubracje, a to w notatnikach, a to po szufladach, albo na dysku komputera; niektóre mają kilkadziesiąt lat, niektóre kilkanaście, inne liczą sobie raptem parę miesięcy, lub tygodni. Zaglądam czasem do nich, szukając inspiracji i patrzę z niejakim zażenowaniem, lecz mimo to – nie pozbywam się ich. A powinienem, wierzcie mi – zważywszy, jak niskich lotów jest to, co odważyłem się kiedykolwiek upublicznić, możecie się domyślić, jak drze podwoziem o bruk ta skrywana reszta. Mam jednak do niej sentyment. I silny jest to afekt, mimo jednocześnie krytycznego stosunku.
Atłas Absolutu
I tu naszła mnie myśl, na swój sposób krzepiąca, gdy przyjąć, żeśmy stworzeni na podobieństwo Boga. Ulepił on sobie z gliny człowieka, tak, jak umiał najlepiej. Ale przyznajmy: doskonałe to Mu owo dzieło nie wyszło. Ma człek wady, ograniczenia i słabe strony. Przynosi ujmę Stwórcy i jest powodem do wstydu nawet we własnych oczach. A mimo to Absolut czuje doń słabość i przywiązanie. Nie zniszczył swego dzieła, co więcej – zdaniem teologów – kocha je. Tak, Bóg kocha swoje stworzenia. Nie ważne, jak ograniczone są w swej naturze, nie ważne, jak marne, jak nieudane. Cokolwiek wyszło spod Jego ręki, przepraszam! – spod Jego Słowa – jest Mu miłe i nie myśli tego niszczyć, lub poprawiać. W tym względzie Absolut to po prostu grafoman.
Jesteśmy zatem słabym poematem na atłasie wszechświata; słabym, ale kochanym. Dlatego módlmy się o wieczną trwałość tej miłości i starajmy nie przypominać o istnieniu kryteriów poetyckości, by Bogu nie przyszło na myśl napisanie czegoś lepszego. Dawniej nie udawało nam się pięknie zrymować, ale wciąż mamy szansę zostać udanym białym wierszem; zanim Absolut spostrzeże, iż szkoda czasu i atłasu. Tego wszystkim (a i sobie) życzę.
Kłaniam, Martinus
Wiem, co czujesz gromadząc swoje wytwory pisemne. Ja mam tego całe sterty i to na różnych kartkach. Ale w moim przypadku dotyczą te notatki, służące terapii pewno, moich dylematów osobistego życia. Są odpowiedzią, podsumowaniem często zachowań moich znajomych – byłych i obecnych. To, czego nie byłam w stanie im przekazać na bieżąco, tłukłam z całą zażartością i z wybujałymi emocjami na piśmie. Podobno należałoby to spalić, jeżeli dotyczy przeszłości, ale mi żal. Tak samo jak nie mogę wyrzucić gazet – a nuż wrócę do jakiegoś artykułu, a może znajdę czas na przeczytanie czegoś, co ciekawe, ale teraz nie mogę. Słowo pisane jest dla mnie bardzo ważne.
Wydaje mi się, że nie szkoda czasu i atłasu. Serdecznie pozdrawiam.
Pozwolę sobie tylko dodać, że warto pamiętać, iż takich niedoskonałych stworzeń jest wokół nas prawie 8 miliardów i że nie jesteśmy sami w walce o zapisanie się w dziejach ludzkości. Z jednej strony można myśleć o tych innych stworzeniach, jako o konkurencji, ale bardziej chyba jednak warto myśleć, jako o wsparciu w codziennych staraniach.
Marcinie, tego kawałka atłasu nie utylizuj, bowiem zawiera on bardzo zręczne posłużenie się przykładem w uzasadnieniu nie tylko swojego zdania, ale prawdy ogólniejszej.
Tak! przywiązujemy się do własnego dorobku życiowego, myślowego, w ogóle do tego jacy jesteśmy. I to jest norma, a nie odstępstwo. Ci, którzy tak nie czują/myślą popełniają samobójstwa. Jeśli czują niedostatecznie – szaleją. Jeśli nie akceptuję siebie – nie mogę akceptować świata. Marta przeszła z Twojego tekstu na szersze wody współdziałania, ja na to, co powyżej. Widzisz, jak myśl rośnie? Nic na próżno!
Co do stworzenia Bożego … Wierzący w Boga twierdzą, że Bóg jest Ojcem stworzenia a my ludzie jego dziećmi. Jak wiesz rodzice kochają z reguły swoje dzieci bezwarunkowo i trwale niezależnie od wad i zalet ich potomków. Podobnie Bóg nie porzuci, ani nie zniszczy swojego stworzenia, a jedynie odnowi je w sposób doskonały na końcu dziejów, takie jakie było na początku. Udział w tym nowym stworzeniu będą mieli ci, którzy w to wierzą i żyją wg woli Ojca tzn. przestrzegają przykazań Bożych.
Pan Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo, sam będąc doskonałym, człowieka także chciał uczynić istotą doskonałą i to Mu się udało.
Patrząc na nas przez pryzmat biologii, dostrzegam tą doskonałość. To nie pojęte, jak doskonały jest nasz organizm, jego funkcje i możliwości, a także sposób działania poszczególnych organów, szczególnie mózgu, co wyróżnia nas spośród wszystkich istot żyjących. W tym zakresie dzieło Boże jest doskonale.
Jednak dostaliśmy też wolną wolę i to nas zgubiło. Naszą zgubą jest pragnienie czegoś innego, niż to co Stwórca nam przeznaczył, chcemy być inni, wolni, żyć po swojemu… tu jest problem, wyłamaliśmy się, Ewa i Adam zrobili to po raz pierwszy.
Życzę sobie i Wam, abyśmy zawsze potrafili rozeznać wolę Bożą, abyśmy chcieli realizować plan naszego Stwórcy, bo on zawsze jest dla nas najlepszy.