Dziś – tj. 25 lutego – jest Światowy Dzień Masturbacji, zwany też Dniem Onanizmu. Osobom nieco mniej obznajomionym poniższy tekst przybliży filozoficzno-obyczajowe aspekty i poniekąd religijne odniesienia wobec owego zagadnienia.
Niemal wszyscy starają się nie masturbować w miejscach publicznych. W dziejach cywilizacji zachodniej odstępstwem od tej reguły były jedynie upośledzone umysłowo zboczuchy i niektórzy filozofowie greccy okresu hellenistycznego.
Najsłynniejszym myślicielem, który publicznie marszczył nie tylko czoło był Diogenes z Synopy. Jego imiennik Diogenes Laertios pisał o nim:
„Zwykł był czynić wszystko publicznie, a więc i czyny należące do dziedzin Demetry i Afrodyty” [Diogenes Laertios, Żywoty i poglądy słynnych filozofów, VI 2, 69].
Jeśli chodzi o dziedzinę Demeter, to prawie na pewno chodzi tutaj o publiczne szamanko, bo Grecy, nie wiedzieć czemu, uważali jedzenie za czynność, z którą lepiej się publicznie nie obnosić. Ponieważ jednak Demeter była boginią, która towarzyszyła pokarmom zarówno w chwili, gdy wchodziły one do świątyni ludzkiego ciała, aż do momentu, gdy ją wśród popierdywania opuszczały, może tu również chodzić o publiczne robienie kupy. Nie będę się jednak grzebał w tym temacie, bo temat to nieprzyzwoity, a miałem przecież pisać o publicznym waleniu konia.
No właśnie. O ile, jeżeli chodzi o czynności Demeter, nie wiemy czy Diogenes jedynie publicznie jadł, czy może też stawiał klocki na Agorze, o tyle w przypadku czynności Afrodyty sprawa jest jasna: chodzi o polerowanie klamki. Dlaczego to robił? Jakie racje za tym stały? Nie wiem czy wiecie, ale filozof nie lubi niczego robić bez dobrej racji i potrafi dorobić filozofię nawet do fapania. Synopejczyk (Diogenes z SYNOPY — skupcie się), jak każdy wykazywał wzmożoną refleksyjność nawet w trakcie smarkania krecika:
Pewnego dnia masturbując się na placu targowym oświadczył: „Gdybyż i głód można było zaspokoić przez pocieranie pustego żołądka!” [Diogenes Laertios, Żywoty i poglądy słynnych filozofów, VI 2, 46].
Sprawa jest jasna: mamy wiele naturalnych potrzeb i zaspokojenie żadnej z nich nie może być rzeczą wstydliwą. No bo czego tu się wstydzić? Nie wstydzimy się kichać, nie wstydzimy się drapać po głowie, nie wstydzimy się spać, nie wstydzimy się zaspokajać wielu naszych potrzeb, więc dlaczego wstydzimy się ugniatania stolca? Ludzie tyle dziwnych rzeczy robią i się tego nie wstydzą. Hindusi (w czasach Diogenesa) po śmierci zjadali własnych rodziców, kobiety Padaung przedłużają sobie szyje mosiężnymi obręczami, a kibice Widzewa piją wodę po pierogach. Patrząc na te wszystkie dziwactwa można dojść do wniosku, że w zasadzie nie wiadomo czego moglibyśmy się wstydzić:
Nie jest rzeczą zdrożną ukraść coś ze świątyni ani spożywać mięso jakiegokolwiek zwierzęcia — dowodził Diogenes cucąc kapucyna — Nie jest też bezbożnością spożywać mięso ludzkie, jak to jest wiadomo z obyczajów innych ludów. [Diogenes Laertios, Żywoty i poglądy słynnych filozofów VI 73].
Skoro jednak tak, to dlaczego się wstydzimy? Co jest z nami nie tak, że nie sramy na ulicach i hamujemy się z czochraniem fraglesa na przystanku autobusowym, albo podczas zebrań w pracy? Może jednak istnieją jakieś racje, które pozwalają nam odróżnić publiczne marszczenie czoła od publicznego marszczenia freda?
Św. Augustyn zagląda pod płaszcz Diogenesa
Tym zagadnieniem zajął się w swoim wiekopomnym dziele Państwo Boże św. Augustyn. O Diogenesowym panierowaniu krokieta pisał tak:
[…] choć powiadają, że Diogenes chełpić się miał, iż tak kiedyś uczynił spodziewając się, że więcej nada rozgłosu sekcie, gdy się w pamięci ludzkiej utrwali niezwykła jego bezczelność, późniejsi jednak cynicy tego nie czynili: więcej zaważył wstyd, co wobec ludzi rumieniec wywołuje, niż błąd, co chciał ludzi upodobnić do psów. Myślę ja, że nawet i ów czy tam owi, którzy tak jakoby czynić mieli, raczej tylko wykonywali ruchy spółkujących, czyniąc to wobec ludzi, którzy nie wiedzieli, co się tam pod płaszczem odbywa, natomiast wobec naporu oczów ludzkich nie byli nawet zdolni tej rozkoszy dopełnić [Św. Augustyn, Państwo Boże XIV 21.
Tak więc Diogenes wcale nie paskudził krasnoluda! Chciał zdobyć kilka punktów do fejmu swojej formacji filozoficznej, ale nie udałoby mu się pobudzić karła do akcji, bo mowa tu o mięśniu, który wprawdzie nie jest aż tak autonomiczny jak mięsień sercowy, ale nie poddaje się też łatwo naszemu chceniu:
[…] nawet sami miłośnicy tej rozkoszy nie zawsze, gdy chcą, mogą się podniecić czy to do spółkowania małżeńskiego, czy to do sprośnej nieczystości, gdy znów niekiedy natrętnie przybywa owo poruszenie, gdy go najmniej potrzeba, a znów niekiedy naraz opuszcza dyszącego z żądzy i gdy w duszy pożądliwość płonie, ziębnie w ciele; w taki to dziwny sposób nie tylko woli rodzenia, lecz i rozpustnej żądzy żądza (libido) służyć nie chce [Św. Augustyn, Państwo Boże XIV 16].
Wacek jest tak niesforny, że nie podlega naszej woli nawet wtedy, kiedy chcemy go użyć w pobożnych celach, takich jak płodzenie potomstwa albo… a nie, to wszystko — płodzenie potomstwa. I po co to wszystko? Czy nie lepiej byłoby płodzić dzieci niejako na życzenie. Mąż zbliża się do żony i podnosi bezkościsty mięsień, tak jak podnosi rękę w geście pozdrowienia:
[…] iżby też nawet w tym obowiązku posiewania płodu swego tak posłusznie umysłowi jego służyły te członki, które na ten cel stworzone zostały, jako inne członki służą swoim celom, biorąc pobudkę z nakazu woli rozumnej, nie zaś z płomienia lubieżności [Św. Augustyn, Państwo Boże XIV 16].
Tak byłoby przyzwoiciej i wtedy nie trzeba by się było tego wstydzić. Wstydzimy się używania tego mięśnia, bo nie chce się nas słuchać i raczej on nami, niż my nim sterujemy. Wzwód jest w jakimś sensie podobny do opadnięcia twarzy przy wylewie krwi do mózgu: w obu przypadkach człowiek zaczyna wyglądać głupawo. Korzeniem tego nieszczęścia, jakim są dla ludzi mięśnie swawolne jest zaś grzech, bo przed wygnaniem z Raju ludzie mogli płodzić dzieci bez proszenia się o przysługę własnych pisiorów, a łaska wzwodu była im dana od Boga Najwyższego:
[…] po grzechu natura jeszcze nie wyuzdana, utraciwszy władzę, uczuła ową lubieżność, której ciało we wszystkich owych częściach służyło; zauważyła ją, zawstydziła się jej i zakryła ją [Św. Augustyn, Państwo Boże XIV 21].
Nic się na to nie poradzi. Odkąd zatrzasnęły się za nami bramy Raju musimy obawiać się figli, jakie płatają nam nasze staropolskie kutasy (“Woźny pas mu odwiązał, pas słucki, pas lity, przy którym świecą gęste kutasy jak kity….”) Jeżeli zatem musimy im ulegać, to niech to się dzieje na privie albo w trybie incognito i niech nie będzie częścią domeny publicznej.
Ciao!
A według takiego Berkeley’a to nawet orgia jest masturbacją.
Wg pewnych psychologów częsta masturbacja i oglądanie pornoli to seksoholizm. A tego nie brakuje w sferze publicznej i politycznej.
Cudnie – “filozof potrafi dorobić filozofię…”
Jeszcze nigdzie nie spotkałam się z tak wieloma egzotycznymi określeniami onanizmu, który wcale nie musi być przypisywany li tylko mężczyznom. Człowiek uczy się całe życie…
no
szczególnie w IF UO
Może wystarczy odrobina kultury.
Rozbawiła mnie część o kibicach widzewa 😂