Pokój gościnny to przestrzeń refleksyjno-filozoficzna dla osób spoza załogi naszej internetowej strony. W przestrzeni tej znajdują miejsce pomyślenia warte ugoszczenia.
Pojęcie Niebytu pojawia się dość często w moich myślach. Przeważnie lekceważę to pojęcie i zrodzone uczucie. Ale czy chcę czy nie, mój umysł domaga się większego zaangażowania w analizę zjawiska duchowego jakim jest niebyt.
Pytanie, co pojawia się pierwsze w moim umyśle i ciele: pojęcie czy uczucie związane z niebytem. Wydaje mi się, że jedno i drugie w tej samej chwili. Oczywiście siła uczucia niebytu (nieistnienia) ma szeroki zakres: od żartu o życiu po życiu do uczuć związanych z żałobą po utracie bliskiej osoby. Temat niebytu, przy całej (lub częściowej) abstrakcyjności tego pojęcia, stanowi okazję do stworzenia nauki o czymś, czego nie ma. Jeżeli przyjąć, że niebyt jest przeciwieństwem bytu, to nie ma o czym pisać. Ale niebyt doczekał się nauki o niebycie zwanej meontologią.
Uważa się, że możliwości rozprawiania o nicości są ograniczone. Odnoszę wrażenie, że wręcz przeciwnie, ponieważ przeważnie o niebycie rozmawiamy, lub myślimy w odniesieniu do Boga, a to jest obszar nieskończony. Przy takim podejściu, można uznać na przykład, iż Bóg zwiększył w nas swoją aktywność – łaskę, by nadać sens naszemu poczuciu nieistnienia (nicości). Możemy widzieć Boga jako nicość doskonałą, sensowną choć niematerialną. Tak jak postrzegamy zjawisko grawitacji: nie widać a działa.
Odniesienie pojęcia nicości do siebie pozwala mi na ocenę swoich doznań i przemyśleń w tym temacie. Codziennie ok. 23:00 szykuję się na spotkanie z niebytem, przerywanym chwilowym przebudzeniem, lub pobytem w rzeczywistości surrealistycznej. Podczas snu najczęściej mnie nie ma. Znikam, aby powstać na nowo i nie ma w tym większego problemu. Podobno wówczas mój mózg wykonuje najbardziej mozolną pracę pozbierania fragmentów dnia, by stworzyć mnie na nowo po przebudzeniu. Problem z niebytem zaczyna się w momencie obawy o utratę życia.
Możemy przyjąć, że lęk przed niebytem, lub nieistnieniem jest nam dany jako nasz obrońca, nasz anioł stróż, chroniący bardziej naszego ciała niż duszy. Zakładając, iż niebyt to pojęcie a pojęcie to uczucie, wobec tego niebyt jest w zasadzie uczuciem niebytu, a dokładniej lękiem przed niebytem. Tak więc nie ma tu na Ziemi świadomego niebytu, jest natomiast lęk przed niebytem.
Niebyt może być również uczuciem pragnienia niebytu, kiedy niekomfortowy zmierzch życia lub ciężka choroba, dają się mocno we znaki. Wówczas przychodzi pragnienie niebytu. Nasz Anioł Stróż proponuje nam wieczny sen. Niebyt znika, gdy znika uczucie niebytu stworzone przez myśli o niebycie. Teoretycznie następuje wieczność, a dokładniej nieobecność uczucia kresu bytu. Czyli, jeżeli nie ma myśli, lub nie ma myśli o niebycie, to nie ma niebytu – uczucia niebytu. Jesteśmy nieśmiertelni.
Czy niebyt wczorajszego dnia to zasada we wszechświecie, gdzie istotą istnienia jest zmienność, nieustanne przekształcanie form materialnych czy energetycznych? Gdyby Stwórca był jednocześnie tworzywem, to jego naczelną cechą byłaby niepamięć, jako jego cecha twórcza, niezakłócona analizą przeszłości. To, co prawdopodobnie byłoby motorem działania takiego Stwórcy to satysfakcja… stąd potrzeba nieustannych zmian oraz niepamięci wczoraj i niepragnienia jutra. Tej doskonałości tak widzianego Stwórcy być może doznajemy wychodząc poza iluzję istnienia dnia wczorajszego.
A co myśleli o niebycie sławni myśliciele? Internet pozwala znaleźć to i owo…
Parmenides z Elei uważał, że niebyt jest pojęciem pustym – nie ma nic, o czym można powiedzieć, że jest niebytem. Istnienie niebytu w jakiejkolwiek formie jest wewnętrznie sprzeczne i bezsensowne, a sama nicość jest jedynie logicznym dopełnieniem pojęcia bytu. Niebytu nie ma.
Tomasz z Akwinu zgadza się z tradycją grecką – niebyt jest wyłącznie zaprzeczeniem bytu, pojęciem pustym i wynikającym po prostu z logicznego zastosowania zasady niesprzeczności.
Hegel uznał, że byt i niebyt są realne i równe pod względem aktu, natomiast nie – pod względem potencji. Potencją bytu jest bowiem realizowanie się w konkretnym “czymś”, natomiast niebyt tej potencji nie posiada. Z tego też wynika, że wszystko, czego można doświadczyć, ma cechy bytu.
Heidegger urealnił niebyt. Byt traktował jako zjawisko powierzchowne; uważał, że na poziomie “ontologii fundamentalnej” ma miejsce wyłącznie Nicość. Dopiero w wyniku “nicościowania się nicości” wykształca się “coś”, które po pewnym okresie bytowania ponownie zanurzy się w Niebyt. Uważał, iż jednym ze sposobów odkrycia tkwiącej u korzeni Bytu nicości jest doznanie uczucia Trwogi (Angst). Według Heideggera człowiek nieustannie przekracza zarówno siebie, jak i napotykane wewnątrz świata byty. Kimś (albo jakimś) zawsze już jest, albo jeszcze nie jest. Żyjemy w stałym napięciu pomiędzy kimś a nikim.
Sartre uważał, że urealnienie nicości następuje w człowieku. Zgodnie z programem egzystencjalizmu człowiek jest bowiem napiętnowany niedającym się pokonać brakiem, wynikającym z niepełności jego istoty. Każdy byt posiada określoną istotę, tylko nie człowiek: strona esencjalna człowieka jest z każdą sekundą inna, zmienna, określana przez jego egzystencję; Sartre dopowiada: nieistniejąca.
Nicością jest życie człowieka, skoro jego krótkie wyłonienie się z nicości składa się wyłącznie z kolejnego pasma esencjalnego niebytu.
Slavius
Który z myślicieli jest bliżej poglądów Autora?
Mam wrażenie, że Autor prezentuje dość specyficzny, własny pogląd. A przytaczane na końcu inne, dotychczasowe koncepcje filozoficzne, wydają się jakimś uzupełnieniem. Chyba, że to swego rodzaju asekuracja, jakby nie chciał pozostawiać czytelnika wyłącznie z własną refleksją. Dodatkowo zaznaczając, iż w temacie “niebytu” czy “nicości” nie ma jednego, zgodnego poglądu. Wprawdzie nie trudno samodzielnie znaleźć informacje na ten temat, ale widocznie Slavius chciał to uprościć i podać gotowy zestaw od ręki. Ma to swój plus, bo ewentualna konfrontacja poglądów może się oprzeć o szersze spektrum.
Osobiście sytuowałbym pojęcie “niebytu” przede wszystkim w sferze wyobrażeń, a więc w ludzkim umyśle, w ludzkich myślach. To dla mnie pojęcie podobne do słowa “nikt”, albo liczby “zero”. Gdy mówię: nikt tego nie zrobi, nikogo tam nie ma, z nikim nie rozmawiałem – to mam pewne wyobrażenie sytuacji, w której ów “nikt” (mimo, że nie istnieje) bierze jakoś udział i wnosi coś do przekazywanej informacji. Czasem nawet przedstawia się jakoś w moich myślach, bo gdy powiem: “tuż po wypadku nikt mi nie pomógł” to równocześnie wyobrażam sobie jakąś postać i to, jak ktoś mi pomaga, np. jakiś ratownik, lub strażak, którego pewien ogólny wizerunek noszę w wyobraźni. Wówczas to słowo “nikt” nabiera jakoś kształtu, ludzkiego obrazu, jest jakby wolnym miejscem, czekającym na desygnat słowa “ktoś”. Jak zareagujemy, gdy zobaczymy zdjęcie pustyni, takie najprostsze: pomarszczony wiatrem piach i niebo z białą plamą słońca? Oczywiście to może zależeć od indywidualnych doświadczeń z pustynią i różnorakich skojarzeń w związku z np. czytanymi książkami, oglądanymi filmami, słyszanymi opowieściami. Ale generalnie widzimy po prostu pustynię. Lecz gdy przeczytamy podpis do zdjęcia, brzmiący: “A tam nikogo nie ma” to nagle ów brak “kogoś” wpływa na nasze patrzenie. Bo pojawia się alternatywa pustyni z “kimś”, z jakąś osobą, albo grupą ludzi, której tam nie ma. Co do wspomnianej liczby “zero” to pewnie matematycy potrafią dużo lepiej się do niej odnieść. Niemniej w moim odczuciu “zero”, mimo iż określa wartość równą “nic” – to jednak z tym “niczym” w matematyce wiele daje się uczynić. Aczkolwiek starożytni Grecy mieli z tym problem, bo jak “nic” może być “czymś”. Okazuje się, że w pewnym sensie może. Zatem i “nicość” tudzież “niebyt” jest nie tylko do pomyślenia, czy wyobrażenia sobie, ale wręcz do spekulatywnego i praktycznego wykorzystania. I na co dzień posługujemy się tymi pojęciami przy opisywaniu rzeczywistości, znajdują więc one jakieś “wypełnienie”, jakąś treść.
Dziękuję za komentarz