Archiwa tagu: Blaise Pascal

Święta cisza

Używało się kiedyś – a być może gdzieś, czasem używa się nadal – takich sformułowań, jak: cisza grobowa, martwa cisza, zakonna cisza, modlitewna, cichość w duszy, cichość serca, cisza, jakby anioł przeleciał. Mówi się również o nabożnym milczeniu. Oczywiście cisza i milczenie występują także w innych zwrotach frazeologicznych. Jednak podałem tych kilka przykładów, gdyż one akurat wskazują na łączenie ciszy ze sferą ducha, duszy, duchów, zaświatów i sacrum. Aż się prosi użyć określenia: święta cisza.

Widać w tych zwrotach, że niektóre opisują bardziej ciszę akustyczną, a inne tą wewnętrzną. Czy jest potrzeba rozgraniczania obu tych aspektów ciszy? Może wystarczy przyjąć jej wielowymiarowość i różne rozumienie w zależności od kontekstu. Wszak nie są to jedyne sposoby mówienia o ciszy. Przykładowo cisza morska, albo cisza wyborcza nie wpisują się w żaden z tych dwóch wymiarów. A są jeszcze niezliczone frazy o ciszy w rozumieniu poetycko-metaforycznym. Niejednokrotnie cisza jest elementem kultury, u różnych ludów wplata się w system obyczajów, przesądów, rytuałów i gestów. My też się takowymi posługujemy; by nakazać ciszę, robimy ustami dzióbek i przykładamy doń palec wskazujący, by zapewnić o milczeniu, chwytamy przy jednym kąciku ust niewidzialny suwak i przeciągamy go do drugiego kącika, albo ściągamy usta, jak do cmoknięcia i przekręcamy w nich niewidzialny kluczyk, który wyrzucamy za plecy. W naszej kulturze używamy uroczystej ciszy do celebracji podniosłych wydarzeń, cisza poprzedza ważne wystąpienia, ciszą wyściełamy modlitwę, ciszą żegnamy zmarłych.

Gdy zacząłem zastanawiać się nad ciszą, moje pierwsze myśli krążyły wokół stwierdzenia, że człowiek odzwyczaił się od ciszy. Żyje w zgiełku, którego jest głównym autorem, czyli sam sobie stworzył takie warunki i życie w takowych wybrał. Chwilę później zreflektowałem się, że jest jednak inaczej. Nie odzwyczaił się od ciszy. Bliższe prawdy będzie stwierdzenie, iż przyzwyczaił się do hałasu. A właściwie zaadaptował się doń. Hałas jest skutkiem ubocznym naszego stylu życia. Niemniej ludzie za ciszą tęsknią, a przynajmniej podświadomie jej pragną i potrzebują. Kłopot w tym, że nie potrafią umiejętnie w niej funkcjonować, w dużym stopniu zatracili zdolność korzystania z jej dobrodziejstw. Czytaj dalej

4.8/5 (5)

Oceń, ilu myślicieli wart jest ten wpis (najedź, kliknij, zatwierdź)

8 powodów, dla których przynajmniej niektórzy powinni studiować filozofię

Powód pierwszy — filozofia to namysł bez kompromisów

Studia filozoficzne pomagają rozwinąć pewien specjalny i rzadki talent, który pozwala ujmować skomplikowane zagadnienia w sposób systematyczny i abstrakcyjny. Wymagają też specjalnego rodzaju wyobraźni, dzięki której można rzeczy konkretne wkładać w ramy abstrakcyjnych konstrukcji, z założeniem, że to owe abstrakcyjne ramy są czymś konkretnym i niewzruszonym, podczas gdy tzw. rzeczy konkretne są częściowo tylko dookreślonymi zlepami myśli, uczuć i pragnień. Jeśli zatem odczuwasz silną potrzebę dogłębnego zrozumienia tego, co się wokół ciebie dzieje a nie zadowalasz się mądrościami rodem z Discovery Channel, to powinieneś studiować filozofię!

Powód drugi — filozofia jest niebezpieczną przygodą

Studenci filozofii mają bardzo różne uzdolnienia. Jedni są utalentowanymi matematykami, inni piszą wiersze, a jeszcze inni są aktywistami stawiającymi sobie (nieco ironicznie) najwyższe cele, co do których nie są pewni, czy naprawdę są warte tych wysiłków. Wszyscy ci ludzie mają jednak ze sobą coś wspólnego. Nikt z nich nie zadowala się intelektualną bylejakością. Wszyscy oni wątpią w jeden jedyny niepowtarzalny filozoficzny sposób, który streścił Pascal:

“Cierpimy na niemoc dowodzenia niezwalczoną dla całego dogmatyzmu i mamy pojęcie prawdy niezwalczone dla całego sceptycyzmu”.

Jeśli zatem nie obawiasz się podejmowania wyzwań, z góry skazanych na częściową porażkę ale dających po drodze piękne widoki wypraw w nieznane — studiuj filozofię! Czytaj dalej

5/5 (1)

Oceń, ilu myślicieli wart jest ten wpis (najedź, kliknij, zatwierdź)

Coffeelosophy XXX – czyli bezsens sprawiedliwości

W pierwszy poniedziałek lutego Pogadalnia spotka się w formule filozoficznej kawiarenki i rozważy sensowność sprawiedliwości.

Maarten van Heemskerk, Sprawiedliwość (1556)

Wyobraźmy sobie dwa królestwa. W jednym za każde złamanie prawa winnego czekała nieuchronna kara. W drugim nie przykładano do tego dużej wagi i często poddanym przewinienia uchodziły płazem. W pierwszym królestwie, mimo, że kary były adekwatne i nieuniknione, to przestępstwa i tak się powtarzały. W drugim przestępstw było z grubsza tyle samo, ale rzadko kogoś za nie ścigano. Pytanie brzmi: czy nieefektywna, bezowocna sprawiedliwość ma sens. Jeśli nie zapobiega ponownym występkom, to może w ogóle nie ma znaczenia. Czy sam fakt, że zbrodnia zostaje zawsze ukarana, sprawia, iż społeczeństwo w pierwszym królestwie jest bardziej moralne, niż w drugim? Wszak w obu nadal dochodzi do kolejnych przestępstw.

Nie mogąc znaleźć sprawiedliwości znaleziono siłę.

Blaise Pascal

Powyższy przykład dwóch królestw jest tylko wymyśloną historyjką. Wesprę go zatem czymś z życia wziętym. Kiedy byłem dzieckiem – a pełnoletniość osiągnąłem prawie trzydzieści lat temu – za niemal każde przewinienie czekała mnie bardziej lub mniej surowa kara. Piszę „niemal” gdyż na szczęście nie wszystkie błędy dziecięctwa wyszły na jaw. A że karę cechowała cierpliwość, to dotąd mnie czekała, aż się w końcu doczekiwała. Co nierzadko przyjmowałem z ubolewaniem uszu, kończyn i części poślednich – ponieważ standardem była kara fizyczna, plus ewentualne bonusy, jak szlaban na coś, dodatkowe obowiązki, wnikliwszy dozór itp. Nie byłem jednak w tym odosobniony. Bito mnie, bito moich kolegów. Bili rodzice, bili nauczyciele (oj! dłoń smagnięta linijką piekła przez całą lekcję, ale człowiek i tak wolał to, niż pałę z zachowania, albo pisemną uwagę w zeszycie do podpisania przez rodzica). Dostawaliśmy karę, czy nawet lanie, a po pewnym czasie – no, cóż – znowu byliśmy nieposłuszni. I ponownie dostawaliśmy w skórę. A potem, niepomni uprzednich nauk, pakowaliśmy się w kolejne kłopoty. Czytaj dalej

4.5/5 (4)

Oceń, ilu myślicieli wart jest ten wpis (najedź, kliknij, zatwierdź)

Wredna młodsza siostra filozofii, czyli medytacje nad brodą

Jankowi Sarnie

Po co komu broda? Po co komu mop na twarzy. Porównanie adekwatne, bo, jak podają amerykańscy naukowcy, przeciętna broda mieści w sobie więcej bakterii niż deska klozetowa na dworcu kolejowym. Po co komu zatem taka kosmata kloaka pod samym nosem?

W dzisiejszych, głęboko niesłusznych czasach broda służy głównie do tego, żeby z ogólnej populacji można było gołym okiem wyłowić baristów i wykładowców filozofii. Ci pierwsi noszą brodę dla tych samych powodów, dla których chadzają do manicurzystek i stosują dietę wegańską: chcą się upodobnić do drwali. Ubrodzenie filozofów stanowi natomiast wyraz szacunku, jakim cieszy się wśród tych pociesznych skądinąd ludzi stara tradycja nakazująca wszystkim, którzy wiedzą czym się różni transcendentność od transcendentalności, zapuszczanie szczecin na szczęce.

Wśród filozofów starożytnych największym fanem brody był Epiktet, który sformułował taką oto pochwałę włochatej twarzy: Czytaj dalej

4.17/5 (6)

Oceń, ilu myślicieli wart jest ten wpis (najedź, kliknij, zatwierdź)

Coffeelosophy XX – czyli człowiek i czas

Przysłowie chińskie mówi: Najwięcej czasu ma człowiek, który niczego na później nie odkłada. Tymczasem już na samym początku roku zaczynamy od odłożenia na później naszej Pogadalni. Nie chcąc, by w tym miesiącu przepadło spotkanie w formule filozoficznej kawiarenki, odbędziemy je nie w pierwszy a w drugi poniedziałek miesiąca, czyli 8 stycznia. Zobaczymy się w tym samym, co zwykle miejscu – mianowicie w kawiarni Pozytywka.

Właśnie – rozpoczął się nowy rok kalendarzowy (w naszym obszarze kulturowo-religijnym). Czy jest to jakaś magiczna granica? Przecież jest po prostu niedziela, a po niej poniedziałek; niby nic niezwykłego, lecz i tak hucznie świętujemy wymianę kalendarzy. Człowiek lubi kreować cezury, dzielić czas na jakieś sensowne fragmenty, lubi okrągłe rocznice, jubileusze, progi, etapy, ery, epoki, eony… Dzięki temu wydaje mu się, że kontroluje czas, a przecież ledwie kontroluje jego odmierzanie.

W dodatku wielu z nas ma obsesję na tym punkcie i próbuje czas zatrzymać, lub ukryć jego upływ. A przecież czas jest darem, jaki otrzymujemy i winniśmy zeń roztropnie korzystać. Wszakże: Każda chwila, która mogłaby być wykorzystana lepiej, jest stracona – jak to orzekł  Jean-Jacques Rousseau. A z upływu lat można się cieszyć. Im kto jest starszy, tym większe może czuć zadowolenie, że aż tyle zdołał przeżyć (co nie wszystkim było dane). Obyśmy więc mogli cieszyć się długim życiem, nie skarżąc na to, że jakkolwiek długo by nie trwało, to i tak jest za krótkie, aby nacieszyć się poznawaniem świata, na który trafiliśmy. Wspomnijmy słowa Seneki Młodszego: Nie otrzymujemy krótkiego życia, lecz je takim czynimy. Nie brakuje nam czasu, lecz trwonimy go. Czytaj dalej

4.71/5 (7)

Oceń, ilu myślicieli wart jest ten wpis (najedź, kliknij, zatwierdź)