Archiwa tagu: Viktor Hugo

Coffeelosophy LIII – czyli etyczne wątpliwości wokół dobroczynności

Jesteśmy tuż po udanym finale Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Wiele osób na różne sposoby włączyło się w tą akcję, a uzyskane fundusze zmienią na lepsze życie niejednego z nas. To oczywiście wspaniałe, że znajdują się ludzie dobrej woli, pragnący nieść pomoc potrzebującym. Ja miewam jednak mieszane uczucia w takich sytuacjach. Z jednej strony to właśnie w przypadkach tragedii, nieszczęścia i cierpienia ludzie mają okazję wykazać się szlachetnością, zdać egzamin z człowieczeństwa, udowodnić, że istnieją serca pełne empatii. Z drugiej strony, system państwa, sieć służb i instytucji powinny być tak sprawnie zorganizowane, by nie trzeba było dodatkowych zbiórek.

Wokół nas ma miejsce mnóstwo akcji dobroczynnych. Społeczeństwo przez lata nie tylko przyzwyczaiło się do ich obecności, ale przeszło też swoistą szkołę reagowania na potrzeby bliźnich. Demokryt z Abdery uważał wprost, że: „Ludzie stają się dobrzy przez ćwiczenie i praktykowanie dobroci; rzadko zdarza się człowiek dobry z natury. Można by wysnuć z tego założenie, iż zdaniem Abderyty natura człowieka najczęściej bywa bliższa złu. Tym bardziej cieszą wszelkie przejawy dobroci.

Można przypuszczać, że jeszcze bardzo długo na świecie nie będzie tak dobrze, by pomoc charytatywna była zbędna. Humanitarne odruchy będą zatem konieczne. Tylko jakoś tak dziwnie mi z tą myślą, że gdyby udało się żyć w szczęśliwym świecie, to nie mielibyśmy tylu sposobności, żeby okazać drugiemu człowiekowi serce, by wykazać się w trudnej sytuacji szlachetnością i ofiarnością. Tak jak w porzekadle: Prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie – i paradoksalnie tylko wtedy. Z tego wynika, że musielibyśmy życzyć sobie jakiegoś nieszczęścia, aby upewnić się co do czyjejś deklarowanej przyjaźni. Poza tym nawet gdy ktoś przychodzi z sercem na dłoni, warto się upewnić, czy z własnym. Czytaj dalej

5/5 (1)

Oceń, ilu myślicieli wart jest ten wpis (najedź, kliknij, zatwierdź)

Księża pedofile jako bogowie składani w ofierze. Druga medytacja nad Jungowskim seminarium “Zaratustra Nietzschego”

Motto: 
Pewność, że trzyma wreszcie w ręku Jana Valjean, wydoby­ła na jego twarz wszystko, co miał w duszy. Poruszone głębie wypłynęły na powierzchnię. […] Radość Javerta biła z jego władczej postawy. Na niskim czole malowała się brzydota takiego triumfu. Była w tym cała skala ohydy, jaką ma do dyspozycji twarz zadowolona.

Victor Hugo, Nędznicy

Pedofilia jest zbrodnią odrażającą, niewybaczalną i nieprzedawniającą się. Po takim wstępie czytelnik może spodziewać się już tylko jednego: niepokojącego “ale…”

Co stoi za dzisiejszym naszym, waszym i moim, świętym oburzeniem? Czym w ogóle jest owo “święte oburzenie”? Jakie są jego źródła?

Żeby to zrozumieć, trzeba zastanowić się nad sposobem, w jaki nasz umysł radzi sobie z winą. Już Epiktet wiedział, że nikt nie chce być zły. Ludzie robią różne rzeczy, ale żadnej z tych rzeczy nie byliby gotowi uznać za zło, a w szczególności za zło w czystej postaci. Bywają zła konieczne, na które człowiek rozsądny musi przystać. Bywają nawet takie, których sam musi dokonać, bo ratują one wspólnotę, do której należy. Wszystkie te postępki łamiące odwieczne przykazania moralne, takie jak nie zabijaj, albo nie kradnij, są jednak przy pewnym rozumieniu dobre. Uświęcają je dobre intencje, którymi nieodpowiedzialni moraliści chcieliby wybrukować piekło. Pedofilia jest inna. To grzech, który nie może być niczym usprawiedliwiony. Ani winami ofiar, ani żadnym wyższym dobrem. Majciarz krzywdzi niewinne ofiary dla własnej przyjemności. Zgroza jest tutaj zrozumiała. No i gdzie ja tutaj wcisnę to moje “ale”? Czytaj dalej

3.5/5 (6)

Oceń, ilu myślicieli wart jest ten wpis (najedź, kliknij, zatwierdź)

Kserkses płaczący nad Hellespontem

W filmie “Mały Budda”, z którego, przyznaję to z bezwstydną szczerością, czerpię niemal całą swoją wiedzę o buddyzmie, jest taka charakterystyczna scena, w której ubrany na pomarańczowo tybetański proboszcz tłumaczy wcieleniu swojego własnego nauczyciela, co to jest “ulotność”. Pamiętacie? Za sto lat wszyscy ludzie, którzy dzisiaj żyją, będą wąchać kwiatki od spodu itd. Bardzo mi się ta scena zawsze podobała. Myślałem sobie: ależ ten buddyzm głęboki, nie ma to jak Mądrość Wschodu i takie tam. Aż tu nagle, przy lekturze Herodota natrafiłem na taki fragment:

Po przybyciu do Abydos przyszła Kserksesowi ochota całe swe wojsko przeglądnąć. Umyślnie też było dlań przygotowane tam wprzód na wzgórzu wyniosłe siedzenie z białego marmuru, które wykonali mieszkańcy Abydos na poprzednie zlecenie króla. Siedząc tu i spoglądając na wybrzeże, ujrzał piesze wojsko i flotę, i na ten widok zapragnął przypatrzyć się wyścigowi okrętów. Gdy ten się odbył i zwyciężyli Fenicjanie z Sydonu, uradowany był król i wyścigami, i flotą. Widząc zaś cały Hellespont pokryty okrętami i całe wybrzeże oraz równiny Abydosu pełne ludzi, Kserkses nazwał siebie szczęśliwym, a potem zapłakał.
Gdy zauważył to jego stryj, Artabanos, który z początku śmiało wyraził był swe zdanie i odradzał Kserksesowi wyprawy wojennej przeciw Helladzie — ten więc mąż, widząc płaczącego króla, tak go zagadnął: — Królu, jak bardzo nawzajem różni się to, co teraz, i to, co krótko przedtem uczyniłeś; bo naprzód mieniłeś się szczęśliwym, a teraz płaczesz. — A ten odrzekł: — Bo zdjęło mnie uczucie litości, gdym rozważał, jak krótkie jest całe życie ludzkie,- wszak z tych tak licznych ludzi za sto lat nikt nie pozostanie przy życiu.

Kontekst jest taki. Kserkses ma się przeprawić do Europy dla pomszczenia klęski swojego ojca Dariusza. Gromadzi w tym celu wielkie armie: lądową i morską. Jest to początek wyprawy, która okaże się wielką klęską Persji i zapoczątkuje złoty okres rozwoju Grecji, którego zwieńczeniem będzie rozbicie Imperium Achemenidów przez utlenionego Colina Farrella.

https://cdn-images-1.medium.com/max/2000/1*DVmri2gxdfE5_7W_vYgLkQ.png

Stoi więc Kserkses u szczytu swojej potęgi. Jego armia liczy może ćwierć miliona żołnierzy i 1200 łodzi bojowych. Nikt w tej właśnie chwili nie może się z nim równać pod względem siły militarnej. Jednak od tej chwili czekają go już tylko rozczarowania. Najpierw Spartanie pokażą mu, że nie są miękkim piórem robieni pod Termopilami, a potem Temistokles z Ateńczykami skopią mu rufę pod Salaminą. Na razie jednak wszystko jest ok.

Kserkses patrzy z azjatyckiego wybrzeża na Hellespont. Po drugiej stronie cieśniny jest Europa. I właśnie tutaj i właśnie teraz płacze. Gdyby się okazało, że opis tego wydarzenia wyssał sobie Herodot z brudnego Helikarnejskiego palucha, to należałoby mu za to podziękować. Kim bylibyśmy dzisiaj bez kłamstw takich Herodotów i Długoszów? Historyk musi wymyślać, bo przecież dzieje nie są czymś skończonym. Pełno w nich luk wynikających z braku refleksu aktorów wydarzeń i zbiegów okoliczności. “Zabijajcie wszystkich, Bóg wybierze niewinnych” — taki rozkaz miał wydać Arnaud Amaury podczas rzezi w Béziers. A jeżeli, jak wielu przypuszcza, nic takiego nie powiedział? Jeżeli wymyślił to historyk dla ubarwienia opowieści? No i co z tego? Jeżeli tego nie powiedział, to tylko dlatego, że zabrakło mu talentu literackiego albo refleksu. Coś takiego w każdym razie powinien był powiedzieć. A co, jeśli Kserkses w rzeczywistości nie płakał nad Hellespontem? To należałoby ten jego płacz wymyślić! I to właśnie zrobił (być może) Herodot. Chwała mu za to! Czytaj dalej 4.33/5 (6)

Oceń, ilu myślicieli wart jest ten wpis (najedź, kliknij, zatwierdź)

Uwaga dotycząca doboru lektur wakacyjnych

Ja sam zawsze starałem się w każde wakacje przeczytać jakiś epos. W tym roku utknę chyba z Nędznikami Hugo i plany związane z Eneidą kolejny raz trzeba będzie odłożyć na zaś potem. W każdym razie Nędznicy to, wbrew formalnym pozorom, również pieśń. W związku z tym krótki fragmencik:

Kessler nie mógł już dłużej słuchać spokojnie, wzruszył pogardliwie ramionami i zawołał:
— Bawicie się jak dzieci, pustymi bańkami słów, a ja pójdę do domu.
— Jestem tego samego zdania — powiedział dwuznacznie Kurowski.
Kessler pozostał.
Rozmowa przeszła na literaturę, którą prowadził Myszkowski, bo powiedział Borowieckiemu, drwiącemu z entuzjastów literackich:
— Na początku była pieśń i na końcu będzie pieśń, a nie podręcznik do przędzenia wełny czesankowej.

TEN WPIS CZEKA NA OCENĘ. Bądź pierwszy 🙂 Poniżej znajdziesz 5 ikonek do zaznaczania

Oceń, ilu myślicieli wart jest ten wpis (najedź, kliknij, zatwierdź)