Coffeelosophy XV – czyli dobrodziejstwa wojny

Uwaga, pogadalnicy!

W pierwszy poniedziałek maja nie było spotkania. Aby jednak nie przepadło nam spotkanie w formule filozoficznej kawiarenki, to odbędzie się ono wyjątkowo w drugi poniedziałek miesiąca, czyli 8 maja.

Bitwa pod Solferino

Pod tą datą obchodzona jest rocznica zakończenia II wojny światowej jak też Światowy Dzień Czerwonego Krzyża i Czerwonego Półksiężyca. Jest to także dzień urodzin Henryka Dunanta – szwajcarskiego filantropa, finansisty i pacyfisty. Czemu o nim wspominam? Pod koniec czerwca 1859 roku, pod Solferino doszło do wielkiej bitwy między armią cesarstwa Austrii a połączonymi siłami armii włoskiej i francuskiej. Po całodziennej walce, na skrwawionym pobojowisku zostało niemal 30 000 ofiar, w tym ponad 20 000 rannych. Widok cierpiących, często dogorywających żołnierzy, pozostawionych praktycznie bez opieki, tak wstrząsnął Dunantem, że w humanitarnym odruchu postanowił im pomóc. Zwoławszy okoliczną ludność, zorganizował transport i opiekę, a po powrocie do Genewy opisał te przeżycia w książce. Zaproponował utworzenie dodatkowej służby medycznej do pomocy rannym oraz powołanie narodowych stowarzyszeń z wolontariuszami, którzy na polu walki posiadaliby status neutralności, wraz z rannymi. Tak powstał Międzynarodowy Komitet Pomocy Rannym, przekształcony w 1863 r. w Czerwony Krzyż (od symbolu, będącego odwrotnością szwajcarskiej flagi).

W dzisiejszym statucie znajdujemy m.in. taki zapis: posłannictwem jest zapobieganie ludzkim cierpieniom i łagodzenie ich wszędzie, gdzie one występują, ochrona życia i zdrowia oraz działanie na rzecz poszanowania istoty ludzkiej, zwłaszcza w czasie konfliktu zbrojnego i w innych sytuacjach zagrożenia, praca na rzecz zapobiegania chorobom oraz podnoszenia zdrowotności i opieki społecznej, popieranie dobrowolnego niesienia pomocy oraz stałej gotowości członków Ruchu do niesienia pomocy, jak również powszechnego poczucia solidarności z tymi, którzy potrzebują pomocy i ochrony ze strony Ruchu.

Zaryzykuję tezę, iż okrucieństwa i całe zło dotyczące wojen, przyczyniły się do powstania czegoś dobrego, służącego także w czasie pokoju. Z pewnością znajdziemy wokół siebie więcej przykładów na to, jak odpowiedzią na zło stało się coś dobrego. Czyżby znajdowało w tym potwierdzenie stare porzekadło: nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. A skoro temat wojny tak się nam narzucił, to nie unikajmy go.

Wojna najczęściej przynosi korzyści – na ogół zwycięzcy. Lecz nie tylko. Nie raz spotykałem się ze stwierdzeniem, że wojny napędzały postęp, zwłaszcza technologiczny. Również w naszych czasach wiele nowinek, pierwotnie zapewniających przewagę na polu walki i zarezerwowanych dla armii, upowszechnia się i staje pożytkiem cywilów. Tak było np. z żywnością w konserwach, słodkim batonikiem wysokoenergetycznym, podpaskami higienicznymi, okularami przeciwsłonecznymi, zamkiem błyskawicznym, krótkofalówką, Internetem, GPS, fotografią cyfrową, dronami, taśmą samoprzylepną, klejem Kropelką (cyjanoakryl), woreczkami foliowymi, duraluminium, powłoką teflonową,  a przypadkiem też z kuchenką mikrofalową. Nie chodzi więc już tylko o łupy wojenne, nowe terytoria, więcej poddanych, status mocarstwa. Wojna to także rozwój niektórych gałęzi przemysłu, nauki, medycyny, transportu – rozwój być może mniej zaawansowany w czasie pokoju. Może należałoby powtórzyć za Heraklitem: Wojna jest ojcem wszystkich rzeczy.

Paradoksalnie nierzadko wojny, podobnie jak epidemie, bywały wybawieniem z problemu przeludnienia. Rozrost miast nie nadążał za przyrostem naturalnym. Na wsiach coraz trudniej było dzielić poletka na licznych spadkobierców. Powiększało się grono ludzi bez pracy, co rodziło występki. A gdy wojna lub choroba zdziesiątkowały społeczeństwo, wracała równowaga. Dodajmy coś jeszcze; wojna oraz poczucie zagrożenia uwalnia, wydobywa i często uwypukla nie tylko mroczne, występne i podłe cechy, lecz także te szlachetne, bohaterskie, patriotyczne – których ktoś mógł sobie nawet nie uświadamiać. Wojna konsoliduje społeczeństwo, wzmacnia poczucie solidarności, jednoczy wokół idei, albo przeciw wrogowi. To nie wszystko. Wojna rozbudza wyobraźnię twórców, staje się tematem wielkich dzieł malarstwa, rzeźbiarstwa, literatury, muzyki, filmu. Jasne, że moglibyśmy się doskonale obejść bez tych wytworów, za którymi stoją tragiczne losy milionów ludzi. I najchętniej żylibyśmy w świecie, który nie daje asumptów do takiej twórczości. Jednak konflikt jest wpisany w życie naszej planety, zatem jeśli z jego powodu mogą powstać rzeczy dobre lub piękne, to zawsze jakaś pociecha.

Właśnie; konflikt wpisany w naturę. Prawo silniejszego do władania terytorium, przewodzenia stadem, pierwszeństwa w ucztowaniu, rozsiewania genów itp. Wszystko, co żyje rywalizuje o przestrzeń i pokarm z innymi formami życia, często ich kosztem, ba! nawet kosztem ich istnienia. Ktoś powiedział, że wojna jest koniecznością biologiczną. Jedna z teorii socjologicznych, dotycząca konfliktów społecznych, bez osłonek mówi, iż tzw. ład społeczny jest chwiejną równowagą, a na dłuższą metę, to utopia. W społeczeństwie bowiem dominują sprzeczności i ścieranie się rozbieżnych interesów poszczególnych grup i jednostek. I stwierdza to z taką oczywistością, jakby konflikty i antagonizmy były naturalną własnością ludzi. W takim razie, jeśli skazani jesteśmy na konflikty, w tym zbrojne, to powinniśmy nauczyć się, jak wyciągać z nich ewentualne korzyści. Pytanie tylko: jakie? Od tysiącleci obserwujemy konflikty w otaczającej nas przyrodzie i nie dziwimy się temu. A z drugiej strony, sami będąc częścią tej przyrody, bywamy zaskoczeni, że stać nas nawet na większe bestialstwo. Mamy też o wiele szerszy wachlarz powodów, motywacji i argumentów by wszcząć konflikt, czy to na polu polityki, czy na ubitym polu, wszak Wojna jest tylko kontynuacją polityki innymi środkami – jak powiedział Carl von Clausewitz.

A co z małymi wojnami, takimi bez oręża, bitewnego zgiełku i przelewu krwi? Psychologia, zajmując się zagadnieniem konfliktów, analizuje przyczyny, scenariusze przebiegu, mówi o skutkach. Ponoć o charakterze konfliktu decyduje siła więzi społecznych. W grupach o silnych więziach wewnętrznych, negatywne emocje członków uznaje się za zagrożenie dla tych więzi i tłumi, przez co – gdy już dojdzie do konfliktu, przebiega on z niezwykłą gwałtownością, mogącą zniszczyć samą grupę. Z kolei w grupach o luźniejszych więziach konflikty pojawiają się dość często i pozwalają na rozładowanie wszystkich napięć na bieżąco. Taki skutek wydaje się korzystnym. Dzięki temu zamiast wyładowania nawarstwionych emocji, pozostaje przestrzeń by zająć się przyczynami konfliktów, podyskutować, poszukać rozwiązań. Wniosek na marginesie: lepiej żyć w grupie o luźnych relacjach, w której dochodzi do drobnych konfliktów.

Pozytywka kadrZapraszamy zatem 8 maja o godzinie 18:00 do kawiarni Pozytywka, przy ul. Czaplaka 2. Tematem będą: dobrodziejstwa wojny.

Przyjdź porozmawiać, posłuchać, pomyśleć i być może zająć stanowisko, jakie prezentował myśliciel i moralista Andrzej Frycz Modrzewski, głosząc: Żadne korzyści z wojny nie są tak wielkie, aby mogły jej szkodom dorównać (…). A w pozostałe poniedziałki zapraszamy na spotkania w murach uniwersyteckich.

Jeden komentarz do “Coffeelosophy XV – czyli dobrodziejstwa wojny

Napisz komentarz. Poczekaj na zatwierdzenie

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.