Proponuję stworzenie przestrzeni do wypowiedzi refleksyjno-filozoficznej dla myślicieli (oraz myślicielek – a jakże!) spoza grona załogi naszej internetowej strony. Będzie to taki pokój gościnny, w którym znajdą miejsce pomyślenia warte (naszym subiektywnym zdaniem) ugoszczenia.
Tym razem zamieszczamy tekst poruszający znane zagadnienie i stanowiący zagajenie dyskusji. Najbliższy wtorek przyniesie odzew.
Chciałabym zaproponować na spotkanie pogadalni temat BÓLU rozumianego wielorako.
Co to jest ból? Słownik języka polskiego podpowiada, że to: nieprzyjemne wrażenie zmysłowe lub zmartwienie, smutek. Bardzo szeroka rozpiętość.
Możemy rozczłonkować swe ciało i powiedzieć, że boli nas głowa, ręka czy kręgosłup. Możemy powiedzieć, że boli nas serce – i tu już pojawia się zagadka… co nas właściwie boli? Fizyczny organ czy zranione uczucia? Obznajomionym z literaturą romantyzmu nieobce jest takie pojęcie jak Weltschmerz (czyli w dosłownym tłumaczeniu ból świata). W jaki sposób świat może nas boleć? Okazuje się, że może, o czym świadczy młody Werter z utworu Johanna Wolfganga Goethego.
Rozmawiałyśmy o tym, że czujemy się sfrustrowane współczesnym systemem medycznym, który wmawia nam, że wszystko, czego doświadczamy w naszym ciele – jest w zasadzie nieistotną błahostką, małym problemem hormonalnym, że w zasadzie to wszystko tkwi w naszych głowach. Dla kadry medycznej jest to normalne – tak samo jak wielkie zarabianie na kobiecym zdrowiu.
Tymczasem my rozmawiałyśmy o tym, że głęboko w sobie wiemy o tym, iż (U)LECZENIE JEST MOŻLIWE. Bo czy normalne jest życie w bólu? Czy bycie kobietą jest przekleństwem, a piękno swoistym rodzajem klątwy? Patriarchalne praktyki medyczne usiłują nam wmówić, że tak. Ale te praktyki NIE DZIAŁAJĄ. Kobiety skomunikowane ze swoim wnętrzem, sercem, duszą i ciałem – mogą być wspaniałymi uzdrowicielkami (nie tylko siebie). Pojawiło się podczas spotkania pojęcie HEALING FOR ALL KINDS, czyli, dajmy na to, leczenie we wszystkich wymiarach. W przeszłości wmawiano społeczeństwu, że takie kobiety połączone są z diabłem i nazywano je wiedźmami czy czarownicami. Tymczasem były to kobiety, które potrafiły dotrzeć do głębokiej metafizycznej prawdy ukrytej w ich sercach, duszach i ciałach – że bycie bezpiecznym i szczęśliwym w ciele jest naszym prawem przyrodzonym (feeling safe in your body is yours birth right).
Nie tak dawno temu brałam też udział w webinarze ZNACZENIE SKÓRY W FIZJOTERAPII. Usłyszałam wiele ciekawych myśli. Dużą część spotkania poświęcono rozumieniu bólu w jak najszerszym kontekście…
Slajd z prezentacji, który mnie szczególnie zainteresował (także w kontekście filozoficznym), nosił tytuł: RAMY KONCEPCYJNE DLA ZROZUMIENIA BÓLU U CZŁOWIEKA.
Odnotowano ból w jego trzech wymiarach – fizycznym (reaktywno-czuciowym), emocjonalnym (afektywnym) i kognitywnym (myślowym).
Pojawiają się też dodatkowe pytania. Jak rozumieć ból fantomowy? Jak rozumieć zjawisko autoanestezji albo samoznieczulania się przy pomocy technik medytacyjnych?
Podyskutujmy!
namiot
Dawno temu, na naszej stronie pojawił się wpis dotyczący bólu i dolegliwości – zachęcam do przypomnienia sobie jego treści: KLIKNIJ TUTAJ
Świat może nas boleć! Więcej – świat może umrzeć z bólu. „Kiedy umiera jeden człowiek umiera cały świat”, ktoś mądry powiedział a ja bezmyślnie powtarzałem, do momentu gdy nie przeczytałem tego powyższego, przemądrego wpisu w Pokoju gościnnym
Świat mi umarł cały razem z Tobą, ten świat, gdzie grzałem się przy Twojej Obecności, gdzie słuchałem Twoich żartów, gdzie wyczekiwałem Ciebie schowany w komórce na węgiel -tam uciekałem, bo wiedziałem że mnie znajdziesz…
Ten nowy świat, w którym teraz żyję to świat gdzie Twoje ręce to kosteczki przykryte ziemią. Nie jest to już żywy świat napełnionym Twoją obecnością. Tamten umarł i umarłem ja razem z nim.
Czy takie umieranie świata boli? Nie, bo nie wiemy o tym, że świat umiera, nie widzimy kiedy światy umierają. Widzimy ślady w Naszym Nowym Świecie, które są wskazówkami, że to nie jest świat prawdziwy i jedyny. Ślady w nas. Rany serca. Serce to centrum. Źródło światów. Jak je zobaczyć? Trzeba sobie uświadomić, że Nasz Nowy Świat powstał na kroplach krwi płynących z naszego zranionego serca. To tylko taki bandaż.
Chciałabym się jeszcze podzielić tekstem, który napisałam w 2014 roku (w takim swoim dziale impresji codziennych).
Do napisania tekstu zainspirowała mnie przejmująca opowieść babci, która opowiedziała o tym, jak jej wnuczka najpierw bawiła się, a potem przypadkiem rozdeptała biedronkę.
Wydaje mi się, że dzieci głębiej i bardziej instynktownie reagują na ból niż dorośli.
Potrafią też sobie poradzić z cierpieniem, wiedzą, że trzeba płakać… aż cały ból się wypłacze i będzie znowu można iść ku światu.
BIEDRONECZKO, LEĆ DO NIEBA
— Moja wnuczka bawiła się w ogrodzie biedronką, mówiła do niej, nosiła na liściu, a potem przypadkiem ją upuściła i rozdeptała. Powiedzieliśmy jej, by dała ją do słońca, to może ożyje.
— Ale jak ożyje — zapytała przez łzy dziewczynka — przecież jest krew!
A potem płakała, ale to tak płakała…
Dzieci WIEDZĄ.
Nie trzeba im świecić w oczy słońcem. Ani tanim pocieszeniem.
Dzieci WIEDZĄ.
Tak, świat jest okrutny. Tak, biedronka nie żyje. Tak, ty ją rozdeptałaś.
Dzieci WIEDZĄ też, jak sobie poradzić. Trzeba płakać, ale to tak płakać, aż cały płacz się wypłacze i będzie można znowu iść ku światu.
Dobrze jest umieć tak płakać.
Dziękuję za zamieszczenie wpisu i utworzenie pokoju gościnnego 🙂
Już ostrzę pióro…
To znaczy klawiaturę!