Używało się kiedyś – a być może gdzieś, czasem używa się nadal – takich sformułowań, jak: cisza grobowa, martwa cisza, zakonna cisza, modlitewna, cichość w duszy, cichość serca, cisza, jakby anioł przeleciał. Mówi się również o nabożnym milczeniu. Oczywiście cisza i milczenie występują także w innych zwrotach frazeologicznych. Jednak podałem tych kilka przykładów, gdyż one akurat wskazują na łączenie ciszy ze sferą ducha, duszy, duchów, zaświatów i sacrum. Aż się prosi użyć określenia: święta cisza.
Widać w tych zwrotach, że niektóre opisują bardziej ciszę akustyczną, a inne tą wewnętrzną. Czy jest potrzeba rozgraniczania obu tych aspektów ciszy? Może wystarczy przyjąć jej wielowymiarowość i różne rozumienie w zależności od kontekstu. Wszak nie są to jedyne sposoby mówienia o ciszy. Przykładowo cisza morska, albo cisza wyborcza nie wpisują się w żaden z tych dwóch wymiarów. A są jeszcze niezliczone frazy o ciszy w rozumieniu poetycko-metaforycznym. Niejednokrotnie cisza jest elementem kultury, u różnych ludów wplata się w system obyczajów, przesądów, rytuałów i gestów. My też się takowymi posługujemy; by nakazać ciszę, robimy ustami dzióbek i przykładamy doń palec wskazujący, by zapewnić o milczeniu, chwytamy przy jednym kąciku ust niewidzialny suwak i przeciągamy go do drugiego kącika, albo ściągamy usta, jak do cmoknięcia i przekręcamy w nich niewidzialny kluczyk, który wyrzucamy za plecy. W naszej kulturze używamy uroczystej ciszy do celebracji podniosłych wydarzeń, cisza poprzedza ważne wystąpienia, ciszą wyściełamy modlitwę, ciszą żegnamy zmarłych.
Gdy zacząłem zastanawiać się nad ciszą, moje pierwsze myśli krążyły wokół stwierdzenia, że człowiek odzwyczaił się od ciszy. Żyje w zgiełku, którego jest głównym autorem, czyli sam sobie stworzył takie warunki i życie w takowych wybrał. Chwilę później zreflektowałem się, że jest jednak inaczej. Nie odzwyczaił się od ciszy. Bliższe prawdy będzie stwierdzenie, iż przyzwyczaił się do hałasu. A właściwie zaadaptował się doń. Hałas jest skutkiem ubocznym naszego stylu życia. Niemniej ludzie za ciszą tęsknią, a przynajmniej podświadomie jej pragną i potrzebują. Kłopot w tym, że nie potrafią umiejętnie w niej funkcjonować, w dużym stopniu zatracili zdolność korzystania z jej dobrodziejstw.
Niektórzy – zwłaszcza wpatrzeni w kultury Wschodu – twierdzą, że prawdziwa cisza nie polega na usunięciu hałasu i wyciszeniu wszelkich dźwięków, ale na osiągnięciu stanu, jaki pojawia się w głębi człowieka a nazywa ciszą duszy. Ten stan ciszy odsłania pierwotną, prawdziwą jaźń. Odkrywa sekrety człowieczeństwa, a nawet całego świata. Gdy pewien trzynastowieczny irański filozof i poeta Rumi zwrócił się do mędrca z prośbą o wyjawienie tych sekretów, usłyszał: „Umilknij i pozwól, aby cisza objaśniła ci tajemnice świata”. Nie wydaje się jednak, by wystarczyło bierne oczekiwanie w ciszy i milczeniu.
Aby osiągnąć cel potrzebny jest niemały wysiłek duchowy, odpowiednie przygotowanie, stosowna wiedza (gnoza), rozumiana, jako mądrość. Człowiek musi uwolnić się od pozorów i wszcząć poszukiwania prawdziwej praprzyczyny. Bóstwo hellenistycznego hermetyzmu Hermes Trismegistos wypowiada w Księdze Dwunastej Corpus Hermeticum następującą myśl: „Gnoza dobra jest zarówno boską ciszą, jak i umilknięciem wszystkich zmysłów.” Z kolei chiński filozof i twórca taoizmu Lao Tse przedstawia ów idealny stan ciszy następująco: „Kiedy osiąga się najwyższą pustkę, utrzymuje się nieprzemijalny spokój.” W innym miejscu rzecze: „Cisza jest źródłem wielkiej siły.” Jak widać cisza jest postrzegana wyłącznie pozytywnie, jest bazą do budowania, przynosi rozliczne korzyści, sprzyja naszemu dobru i jest w tym wszystkim niezawodna. Konfucjusz wręcz spersonifikował ją, stwierdzając: „Cisza to prawdziwy przyjaciel, który nigdy nie zdradza.”
Odzyskanie kontaktu z ciszą nie jest łatwe. W moim przekonaniu pierwszym i najprostszym krokiem jest jednak zapewnienie sobie ciszy akustycznej – by niejako oczyścić przestrzeń do wsłuchania się w zgiełk duchowy. Może nie potrzeba takiej zupełnej ciszy, jak w kabinach dźwiękoszczelnych, czy studiach nagraniowych, ale takiej, jakiej doświadczamy nocą na zapadłej wsi. U niektórych wyzwala to szokujące poczucie błogości, u innych dłuższe przebywanie w takich warunkach wywołuje pewien dyskomfort. Mózg przyzwyczajony do dużej dawki bodźców dźwiękowych nie od razu wie, co ma robić – nie ma czego przetwarzać. Nagle zaczyna skupiać się na dźwiękach, które wcześniej ignorował.
Ale mózg ma też inną właściwość. Za zwyczaj broni się przed nadmiarem bodźców. Natomiast kiedy znajdzie się w środowisku o mniejszej ilości bodźców, odzyskuje zdolność odnawiania wyczerpanych zasobów poznawczych. Przebywanie w cichej okolicy powoduje, że mózg wyłącza tą funkcję obronną przed przesytem sensorycznym i otwiera się na to, co oferuje mu dane otoczenie. Co ciekawe, w mózgu są obszary, które wykazują się większą aktywnością w stanie spoczynku, niżeli w trakcie intensywnych operacji poznawczych. Rozświetlają się, gdy człowiek pozwala sobie na medytację, marzenia, relaks… Takiemu stanowi sprzyja m.in. cisza. Wtedy jest okazja przebywać sam na sam ze sobą, pojąć sens własnych doświadczeń, rozwijać się twórczo, dokonać autorefleksji, ale także wczuć się w położenie innych.
Ludzki mózg źle znosi luki informacyjne. Nie lubi pustek i chętnie je czymś zapełnia, nierzadko fikcją, byle w miarę sensownie wypełniała przestrzeń między dwoma brzegami. Tak się dzieje z lukami w pamięci, ale niechęć do przerw uwidacznia się też na innych polach. Zmierzono, że podczas zwyczajnej rozmowy przerwa między wypowiedzią jednej osoby, a odpowiedzią drugiej wynosi 1/5 sekundy. Każda dłuższa pauza zaczyna rzucać się w oczy – przepraszam – w uszy. Ludzie zaczynają czuć się wyraźnie niekomfortowo, gdy pauza rozciągnie się do 4 sekund. Słuchacze radia reagują wyczekująco już przy 2 sekundach ciszy antenowej. Proponuję zrobić taki eksperyment: w trakcie rozmowy telefonicznej zawiesić głos na 5 sekund. Może być ciekawie.
Interesujące jest w tym to, że człowiek – choć uwrażliwiony na ciszę, nie traktuje jej jako pustki, jako dźwiękowej próżni. Nie jest ona wyrwą w bodźcach, ale w pewnym sensie też jest bodźcem, też wywołuje reakcję. Dowiedli tego badacze z Uniwersytetu Hopkinsa. Na poziomie zmysłowym ciszę słyszymy w kategoriach pozytywnych podobnie jak dźwięk. Eksperyment wyglądał następująco. Najpierw badanym odtworzono ciągły ton. Później przerwano ten sam ton krótką pauzą, dzieląc go na dwie połowy. Badani ulegli złudzeniu, że łączny czas obu połówek był krótszy niż ton słyszany za pierwszym razem w całości. Następnie przeprowadzono odwrotną wersję doświadczenia. Najpierw między dwoma dźwiękami była pauza pewnej długości. Potem tą samą pauzę rozdzielono w połowie króciutkim dźwiękiem. I tym razem badani również ulegli złudzeniu, że łączna długość dwóch połówek pauzy była mniejsza, niż pauza w całości. Badanie udowodniło, że iluzje słuchowe są takie same zarówno w odniesieniu do dźwięków, jak i do ciszy. Stąd teza naukowców, że cisza traktowana jest w tych samych kategoriach, co dźwięk.
Operowanie i manewrowanie pauzami jest częścią sztuki oratorskiej. Nawiązuje do tego Mark Twain, zwracając uwagę, iż: „Właściwe słowo może być skuteczne, ale żadne słowo nigdy nie było tak skuteczne, jak odpowiednio ustawiona pauza.” Już starożytni potrafili wykorzystać dłuższe i krótsze momenty milczenia, ażeby podkreślić wymowę sąsiadujących z nim słów. Z tego korzystają również aktorzy, nauczyciele, negocjatorzy, adwokaci, kompozytorzy muzyki. Mozart orzekł z niejaką przekorą: „Muzyka nie jest w nutach, ale w ciszy pomiędzy.” Taka pauza po szeregu dźwięków lub słów wcale nie musi być pustką. W niej kryje się potencjał, a często ewidentna moc. Ona ma swoją własną wartość i paradoksalnie potrafi nieść różne informacje. Odpowiednie prowadzenie do tej pauzy sprawi, że mózg dopowie sobie resztę treści zgodnie z intencją twórcy. Nieodpowiednie skazuje słuchacza na przypadkowe interpretacje i domysły.
Wspomniałem wyżej o zapewnieniu sobie ciszy akustycznej, która pomaga zidentyfikować hałas wewnętrzny. Jest to ważne nie tylko, jako ułatwienie poczynań mentalnych. Niesie wymierne korzyści samo w sobie. Hałas ma negatywny wpływ na układ nerwowy, zwiększa stres, podnosi ciśnienie krwi, osłabia słuch. Kilkanaście lat temu WHO uznała hałas za współczesną zarazę. Gdzieś przeczytałem cytat, że hałas to smród w uchu. Coraz częściej stosuje się terapię ciszą. Tworzy się pokoje ciszy, w których poprawę odczuwają chorzy na depresję, Parkinsona i Alzheimera. Dlatego wyciszenie duchowe łatwiej osiągnąć eliminując śmietnik akustyczny. Choć zapewne przy odpowiedniej wprawie dźwięki z otoczenia da się ignorować i nawet w zgiełku osiągnąć duchowe wyciszenie.
Tak sobie myślę, że spokój wewnętrzny najprawdopodobniej uwarunkowany jest głównie od tego, czy potrafimy być cicho. Jak to rozumiem. Pomyślmy. Jakże odmienny kontekst jest w dwóch podobnych poleceniach: „cicho bądź!” oraz „bądź cicho!” To pierwsze nakazuje milczenie, tak samo, jak „siedź cicho!” Z kolei powiedzenie: bądź cicho! nakazuje jakby coś więcej, żąda nie wydawania żadnych odgłosów – co zwykle wiąże się wręcz z brakiem ruchu. Jednak nie tylko domaga się, by ktoś zamarł w bezruchu. „Bądź cicho!” może być też wskazówką: „Nie rób hałasu, nie bądź tak głośny, jak inni, nie krzycz wraz nimi, zachowaj się spokojnie”. Albo wręcz: „Nie protestuj, nie awanturuj się, bądź cicho i przyjmij pokornie, co na ciebie spadnie”. Czyż to nie brzmi jak stoicka wykładnia. Aczkolwiek istnieje też coś takiego, jak milczący protest. „Cisza jest czasem najlepszą odpowiedzią.” – mawiał Dalajlama. A Epiktet radził: „Cisza jest bezpieczniejsza niż mowa.”
O ile „cicho bądź!” rozumiem jako po prostu „milcz!” – o tyle „bądź cicho!” może oznaczać „nie odzywaj się, nie zabieraj głosu, nie wyrażaj własnego zdania, czy opinii”. Nie jest to zatem błaha zmiana szyku wyrazów w zdaniu. Niemniej wydaje mi się, że „Bądź cicho!” to poniekąd tyle, co „bądź człowiekiem cichym”. Jakże inne ma to zabarwienie w zestawieniu z „człowiekiem milczącym”. Człowiek cichy (i jeszcze pokornego serca) to osoba łagodna, spokojna, bezkonfliktowa, dobroduszna. Zdaniem Eurypidesa „Dobrzy i mądrzy prowadzą ciche życie”. A człowiek milczący? Może być różnie odbierany. Czasem milczącym jest mędrzec, czasem głupiec, który nie wie co powiedzieć. Choć Pitagoras był jednoznacznie przekonany, iż: „Głupca poznaje się po jego mowie, a mądrego przez jego milczenie”. Wtóruje mu Eurypides, mówiąc, że „Milczenie jest najlepszą odpowiedzią prawdziwej mądrości.” Z określeniem milczenia można wiązać też inne skojarzenia np. czyjąś milczącą zgodę, albo bycie podejrzanie skrytym, lub też zwyczajne bycie milczkiem o introwertycznym usposobieniu.
Moim zdaniem to właśnie bycie cicho jest początkiem drogi do odkrycia, ewentualnie odzyskania ciszy w sobie. A dzięki temu pomaga lepiej rozumieć siebie i innych. Znajduje tu zastosowanie rada naszych dziadków, aby mniej mówić, a więcej słuchać. Łączy ona wyżej wspomniane milczenie i bycie cicho w coś, co nazwałbym postawą otwartości na przyjęcie do swojej cichości drugiego człowieka.
Wróćmy do ciszy wewnętrznej. Umożliwia ona szukanie odpowiedzi na nurtujące pytania, szczególnie gdy konieczna jest niezmącona otwartość umysłu. W niezakłóconej atmosferze łatwiej skoncentrować się na problemie. Łatwiej uporządkować chaos w głowie. W ciszy mogą dojrzewać nasze poglądy, postawy etyczne, plany, pomysły. Często dopiero w ciszy może rozwijać się kreatywność. Łatwiej też wtedy o skupienie na bieżącej chwili. O spojrzenie na siebie aktualnego i rozpoznanie w jakim punkcie się jest. Ale cisza jest nie tylko polem do sprawniejszego działania umysłu. Cisza w połączeniu z wewnętrznym milczeniem, to w konsekwencji redukowanie natłoku myśli. Nasze myślenie w dużej mierze jest zwerbalizowane; myślimy słowami. Jeśli zatem zamilkniemy, tak w mowie, gestach, jak i myślach, to oczyścimy głowę – a przy okazji także serce. Gdyż częstokroć za kłębiącymi się, a zbytecznymi myślami, kryją się równie skłębione emocje. Wszystko dzięki duchowej ciszy.
Zbudowanie strefy ciszy ma jeszcze jeden atut: daje sposobność do pogłębiania więzi międzyludzkich. Cisza bowiem jest nie tylko tym, o co możemy zadbać dla siebie. Może być również darem dla drugiej osoby. Często sytuacja jest tak trudna, że nie sposób o niej mówić, nie ma na to sił, brakuje słów. Wtedy przebywanie w milczeniu i trzymanie za dłoń bywa absolutnie wystarczające. Współdzielenie ciszy może wyrażać więcej, niż nieporadne słowa.
Cisza jest jednym z najbardziej naturalnych i najpowszechniejszych zjawisk. Z ciszy, poprzedzającej Wielki Wybuch, zrodził się wszechświat. I my się z niej wywodzimy. Rodząc się przerywamy ją płaczem. Potem czas jakiś hałasujemy. Na koniec milkniemy na zawsze i odchodzimy w wiekuistą ciszę. Kosmos jest przez nią zdominowany. Blaise Pascal z trwogą przyznał: „Odwieczna cisza tych nieskończonych przestrzeni przeraża mnie.” – ale czy jest się czego obawiać. Ta kosmiczna cisza jest naszą kołyską. I otoczeni nią spędzamy swój czas w wyjątkowej bańce. Mogąc doświadczać dźwięków, jako nieliczni w bezkresach kosmosu, powinniśmy uważać się za szczęściarzy. Niemniej hałas, przez swą szkodliwość zasługuje na deprecjonowanie. Ba, nawet cichy dźwięk może być nieprzyjemny i długi kontakt z nim staje się torturą. Nic dziwnego, że potrzebujemy powrotów do ciszy wszechświata. Tym bardziej, że wielu twierdzi, iż wszechświat jest w nas. Przykładowo pisarka Gunilla Norris zauważyła: „W każdym z nas panuje cisza. Cisza tak rozległa jak wszechświat. A kiedy doświadczamy tej ciszy, przypominamy sobie, kim jesteśmy.”
W te święta zapewne część z nas będzie śpiewać kolędę „Cicha noc”, albo „Wśród nocnej ciszy”. Niech wówczas pomyśli o powiązaniu cichości ze świętością. Boga nie słychać. Każdy zaś niech pomyśli, jak mógłby zadbać o ciszę duchową. Warto się o to wyciszenie zatroszczyć. Warto samemu znaleźć ciszę dla siebie i w sobie, zanim inni ofiarują nam minutę ciszy.