Coffeelosophy LVIII – czyli zła strona dobroci

Za niedługo, konkretnie 19 maja, wypadnie Dzień Dobrych Uczynków. Jest to święto, które przypadłoby do gustu Franciszkowi z Asyżu, jako że wymyśliła je Fundacja Ekologiczna Arka, zachęcająca do wyświadczania dobra oraz pomocy ludziom, zwierzętom i przyrodzie. Nazwa święta – zapewne niezamierzenie – stanowi ukłon w stronę Kanta; kładzie bowiem nacisk na dobre uczynki, a nie na ich autorów. Inaczej nazywałoby się Dniem Dobroczyńców. Z takiej zaś nazwy nie byłby kontent Sokrates.

Dobroczyńca wszak jest to ktoś czyniący dobro, tymczasem według Sokratesa dobro to idea nieosiągalna na tym świecie. Człowiek więc nie posiada mocy, by dobrem w jakikolwiek sposób władać. Obserwujemy, jednakowoż w naszym świecie odblaski dobra. Dzięki nim rzeczy nabierają jego cech i czyny mogą nosić jego znamiona – są zatem dobre. Toteż człowiek może czynić dobre rzeczy. Sądzę wszelako, że Sokrates zgodziłby się na użycie zwrotu „czynić dobro”, jako pewnego uproszczenia i skrótu myślowego. I o ile nazwa „Dzień Dobroczyńców”, czy „Dzień Dobra” raziłyby go, to pewnie „Dzień Dobrych Uczynków” nie budziłby jego zastrzeżeń, choć być może próbowałby to zmienić na „Dzień Mądrych Uczynków”. Niemniej jest, jak jest – że tak sobie tautologicznie podsumuję. Co się zaś tyczy samej inicjatywy Arki, to za rok owemu świętu stuknie dwadzieścia lat.

I po co komu takie święto?

Jeśli ktoś w Dzień Kobiet wręcza paniom kwiaty, sprawia jakąś przyjemność lub robi coś dobrego bo tak wypada, bo czuje się przymuszony obyczajem, to jest w tym geście głęboka nieszczerość. I kobiety, zdawszy sobie z tego sprawę, mają pretensje, żal, a nawet poczucie zniewagi. Podobnie jeśli Dzień Dobrych Uczynków wymusi na kimś zrobienie czegoś dobrego, to też będzie jakoś fałszywe. A sprawca będzie potrójnie nieuczciwy: wobec obdarowanego, wobec siebie (i własnych przekonań) oraz wobec tych, którzy często czynią dobro, bez specjalnej okazji – bo taki okazjonalny dobroczyńca nagle zostanie z nimi zrównany.

Rzecz jasna, gdy ktoś włączy się w akcję zbierania śmieci w lesie albo wrzuci sporą sumkę do skarbonki WOŚP, to będzie pożyteczne, nawet jeśli uczyni to raz w roku (bo przykładowo jest to coroczna akcja). Ale ocena moralna takiego zachowania może być różna. Kant oceniłby czyn – i pochwalił. A Chrystus? Z jednej strony mówił: „poznacie ich po owocach” – czyli podkreślał wartość efektu. Z drugiej, kazał kierować się sercem i miłością do bliźniego. Pobudki wobec tego też mają duże znaczenie.

Wciąż nie potrafię rozgryźć dylematu, kto zasługuje na większą pochwałę: człowiek, który z natury jest dobry, wszystkim służy pomocą, ma duszę altruisty i nie przechodzi obojętnie obok żadnej krzywdy – czy człowiek, który musi się przełamać w sobie i zrobić coś dobrego wbrew swej codziennej postawie, który wykonuje pewien wysiłek moralny i w sposób świadomy dokonuje wyboru. Chrystus najwyraźniej nie miał z tym problemu, gdyż jego zdaniem większa jest radość Boga z jednej owieczki, która się odnalazła, niż z 99, które nigdy się nie zagubiły. On nie miał problemu, a ja? Ja nie jestem Jezusem.

Czasem wydaje mi się, że istnieje potrzeba choćby okazjonalnego przypomnienia o tym, iż człowiek jest zdolny do pozytywnych odruchów serca. Zwłaszcza, gdy idzie o dobro zwierząt i środowiska, które same nie upomną się o wsparcie. Istnieje wszak szansa, że ktoś raz nakłoniony, później będzie wyświadczał dobro z własnej woli. Z dobrymi uczynkami wobec ludzi rzecz wygląda mi na bardziej skomplikowaną. Wprawdzie wołanie o pomoc nie jest niczym złym. Ale jak przyjmować ją od kogoś, kto czyni to niechętnie? Znów przywołam Nowy Testament, gdzie Nauczyciel nie miał z tym problemu i zachęcał swoich uczniów: „Proście, a będzie wam dane; (…) kołaczcie, a otworzą wam.” Innymi słowy, wytrwałością, nachalnością i uporczywym nękaniem mieli wymuszać dobroć… dla siebie.

Dlatego bywa, że nachodzi mnie zwątpienie, czy takie święto, jak Dzień Dobrych Uczynków jest przydatne. Zaryzykuję przypuszczenie, że nie potrzebują tego święta ani ludzie dobrzy na co dzień – ani ci dobrzy od święta. I chyba ci w potrzebie również. Bo czy chciałbym się spotkać z dobrym gestem ze strony kogoś złego, albo obojętnego, wiedząc, że czyni to z przymusu, bez przekonania albo dla świętego spokoju, dla zachowania pozoru lub wręcz na pokaz? Owszem, gdyby to ratowało mi życie, to bym nie wybrzydzał. Lecz i radości pełnej bym nie odczuwał, i wdzięczności szczerej okazać nie potrafił. A czy pod względem etycznym byłoby to godne pochwały?

Sądzę, że należy to przedyskutować. Zapraszam we czwartek, 9 maja o godzinie 18:00 do Restauracji Radiowa, ul. Strzelców Bytomskich 8. Temat brzmi: zła strona dobroci. Przyjdź porozmawiać, posłuchać, pomyśleć…

Napisz komentarz. Poczekaj na zatwierdzenie

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.