Archiwa tagu: Karol Darwin

Człowieka jeszcze nie ma

Byłem wówczas dzieciakiem (mowa o latach osiemdziesiątych); chodziłem do podstawówki, a w niektóre popołudnia do przykościelnej salki katechetycznej na religię. Choć czasy były socjalistyczne, to w mojej małej szkole indoktrynacja nie była jakoś szczególnie nasilona. Może dlatego, że szkoła znajdowała się między kościołem a cmentarzem. I nauczyciele bez oporów pozwalali urwać się z lekcji, gdy pasowało nam załatwić coś na gruncie religijnym, a końcem października w trakcie lekcji chodziliśmy porządkować opuszczone groby przed Zaduszkami. W takiej atmosferze koegzystencji nauki i wiary uzupełniałem wiedzę o świecie.

Ile Boga stoi za ewolucją

Pytania o powstanie tegoż świata i genezę człowieka kwitowałem odpowiedzią z katechizmu, że Bóg wszystko stworzył. Pamiętam też, jak musiałem to skonfrontować z broszurką, czy ulotką, którą przyniósł do szkoły kolega. Przedstawiała ona rycinę z sylwetkami idących za sobą stworzeń: od zwykłej małpy, poprzez człekokształtne, po człowieka pierwotnego i obecnego. Miało to obrazować ewolucję naszego gatunku. Ten rozdźwięk między religią a nauką nie wywoływał we mnie jakiegoś silnego dysonansu poznawczego – wielu rzeczy wtedy nie wiedziałem, lub nie rozumiałem i dość łatwo przychodziło mi się z tym pogodzić. Czułem, że po prostu kiedyś i to ktoś mi wyjaśni. Temat więc pozostając w zawieszeniu, nieco nabrzmiały, dojrzewał.

I jeśli mnie pamięć nie zawodzi, to właśnie jakoś w tych czasach dane mi było obejrzeć amerykański film pt. „Kto sieje wiatr”. Niedawno sprawdziłem, że nakręcono go w 1960 r. W skrócie, opowiada on o procesie sądowym z 1925 r. wytoczonym nauczycielowi, który w purytańskim miasteczku uczył o Darwinie i jego teorii. Generalnie: kreacjonizm kontra ewolucjonizm. Z całego filmu zapadł mi w pamięć fragment mowy obrońcy (grał go Spencer Tracy). Słońce Bóg stworzył dnia czwartego. Zatem te wcześniejsze dni, pozbawione słońca (choć istniała światłość i ciemność), były dość umowne. Podobnie czas ich trwania. Jeden taki „dzień” mógł więc trwać np. 25 godzin, lub dłużej, np. 10 tysięcy lat. I spodobał mi się ten tok rozumowania. Czytaj dalej