Rozmawiam czasem z osobami będącymi w relacji z narcyzem. Pisałem też ostatnio o rozmowie Sokratesa z narcyzem. Sam Vaknin, jeden z najlepszych na świecie speców od narcyzmu, ujmuje tę kwestię bardzo obrazowo. Żeby pojąć, co naprawdę dzieje się w trakcie takiej rozmowy, trzeba zrozumieć, że po drugiej stronie jest niezamieszkana muszla. Żywa istota zdolna do rozumienia i empatii nie zamieszkuje tego wnętrza. Nie można liczyć na to, że ktoś w końcu się stamtąd odezwie prawdziwie po ludzku. Nie ma sensu wiara w to, że uda nam się spokojną perswazją, twardym trzymaniem się zasad, pogadanką rozluźniającą, cynickim zruganiem, Platońskim odlotem albo cierpliwą afirmacją przebić skorupę i dotrzeć do duszy tej osoby. Trzeba zaakceptować fakt, że tej duszy tam nie ma i zrezygnować z wszelkich prób dotarcia do niej. Narcyzm polega na tym właśnie, że jest się organicznie niezdolnym do prawdziwego dialogu, Narcyz jest zainteresowany wyłącznie upiększaniem własnej muszli, drugi człowiek interesuje go jedynie jako element dekoracji. Na szczęście 100% narcyzm to, według Vaknina jedynie 1% populacji. Więc nie traćmy nadziei.
Także i ja mogę się zgodzić z tym, co zostało napisane w poście i komentarzach. Narcyz jest osobą, do której bardzo ciężko dotrzeć , o ile w ogóle jest to możliwe. Dostrzega tylko siebie i liczą się tylko jego sprawy. Świat kręci się wokół niego, rozmowy (a raczej monologi) mają zazwyczaj charakter samochwalny, a słuchanie i szczere angażowanie się w prawdziwą rozmowę z drugim człowiekiem raczej nie wchodzą w grę. Nic więc dziwnego, że trudno nam się żyje z taką osobą i raczej nie lubimy przebywać w jej towarzystwie. Jednak zastanawia mnie w tym wszystkim coś jeszcze innego. Według mnie narcyzm nie ukrywa się tylko w wysokim ego i zapatrzeniu w siebie. Narcyzm jest piekielnie przykrym zamknięciem na drugiego człowieka. Moim zdaniem narcyzmem może być osądzanie innych, ocenianie ich, nawet obgadywanie ich stroju, wyglądu, zachowania. Przez to, wiele osób czuje się kimś lepszym. Zazwyczaj człowiek czuje się lepiej, gdy widzi, że ktoś ubiera się gorzej od niego, czy wysławia się w mniej elokwentny sposób niż on sam. Czuje się lepszy, gdy posiada wiedzę, której ta druga osoba nie ma, lub gdy jeździ lepszym samochodem niż jego sąsiad. W dzisiejszym świecie na każdym kroku jesteśmy oceniani i osądzani, również i my sami to robimy. Czy to jednak może oznaczać, że namiastki narcyzmu kryją się w każdym z nas?
Czytając ten wpis, a później komentarze, z każdym z nich po trochu się zgadzam. Również uważam, że z narcyzem się nie wygra. Przecież on i tak nie liczy się ze zdaniem innych, a jego osoba jest najważniejsza. Każda terapia będzie nieskuteczna, jeżeli któraś ze stron nie jest zaangażowana. Żadna rozmowa nie będzie satysfakcjonująca, jeżeli zamykamy się we własnej skorupie nie dopuszczając zdania innych. Myślę, że w dzisiejszym świecie zmieniły się trochę wartości lub są inaczej postrzegane. Rozmowa z przyjaciółką/ przyjacielem już nie jest tym co kiedyś. Powinnam napisać chyba paplanie, bo inaczej nie da się tego nazwać. Nawiązując również do tematu „żeby przełamać strach przed rozmową…” przypomina mi się takie zdanie: „tylu znajomych na facebook’u, a nie ma z kim porozmawiać.” Prawda, ponieważ ludzie mają znajomych, a nie przyjaciół. Nie potrafią ze sobą rozmawiać. Wynika to z tego, że albo nie interesują się innymi, bo uważają że sami są najważniejsi, albo nie potrafią słuchać, co również sprowadza się do tego, że podczas rozmowy nie są zainteresowani, a ich uwaga ucieka. Wracając do wątku zastanowiłabym się bardziej nad tym skąd w ludziach bierze się ten narcyzm i co zrobić by się nie poszerzał.. Czy każdy z nas powinien zamknąć się w tej przysłowiowej skorupie i myśleć jedynie o sobie? Czy ówczesny świat właśnie dąży do tego?
Przypadek narcyza jest trudny i myślę, że najlepszym wyjściem jest zaniechanie bezustannych prób dotarcia do niego. Podjęcie się dialogu z tego typu osobą wyglądałoby jak przysłowiowe rzucanie grochem o ścianę. Podczas gdy rozmówca wychodziłby z siebie, aby choć w niewielkim stopniu wpłynąć na nieprzejednanego osobnika, ten prawdopodobnie świetnie by się bawił, widząc, że jest w centrum zainteresowania. Szkoda energii. Narcyz po prostu lubi kąpać się w swoim własnym blasku, jest mu z tym dobrze i jeżeli sam w końcu nie dojdzie do wniosku, że jego życie jest puste, nikt inny nie będzie w stanie mu tego uświadomić. Porównanie narcyza do pustej muszli jest trafne, nie odczytujmy tego jednak zbyt dosłownie. Należy pamiętać, że pod twardą skorupą kryje się żywy człowiek, z całą pewnością nie pozbawiony duszy. Zawsze istnieje szansa, że skorupa pęknie, żaden narcyz nie jest więc spisany na straty 🙂
Moim zdaniem narcyzowi nie da się pomóc w żaden sposób ponieważ nie potrafi on dostrzec swoich wad lub nie dopuszcza do świadomości faktu ich istnienia. Mechanicznie i kategorycznie odgradza się od nich wysokim murem, ponieważ są one dla niego w pewien sposób przeszkodą, dlatego też najłatwiej jest mu zepchnąć je na bok, na dalszy tor, zupełnie nie zaprzątając sobie nimi głowy. Jest to w pewnym stopniu mechanizm obronny takowej jednostki z obawy o własne wybujałe ego. Czy narcyz tak naprawdę może być szczęśliwy? Myślę, że raczej trudno to stwierdzić, ponieważ jedyne uczucia jakie żywi to te do samego siebie. Poza tym jest ubogi emocjonalnie, płytki duchowo i egoistycznie nastawiony do otaczającej go rzeczywistości. Jego szczęście zawiera się tylko i wyłącznie w nim samym oraz w „lustrach”. Nie potrafi go komuś ofiarować jak i nie potrafi go zatrzymać. Jego szczęście jest chwilowe i ulotne.
Słownikowa wersja narcyzmu powinna brzmieć: czysty egotyzm i megalomania.
Czy dane są aktualne- 1 narcyz na 100 osób? Wątpię. Wprawdzie Izabela Łęcka – podręcznikowy okaz osobowości narcystycznej odeszła w zamierzchłą przeszłość, ale idzie nowe. Szkoły i przedszkola zaludnia tzw. pokolenie Z – nieustannie podłączeni, nieznający bibliotek, żyjący w cyberprzestrzeni bardziej realnie niż w „realu”… Stawiam tezę – wyhodowaliśmy (na własnej piersi) nową odmianę dawnego narcyza. Współcześni narcyzi rzucają to, co robią, kiedy tylko okaże się, że dana rzecz, czynność, praca nie spełnia ich oczekiwań. Są przyzwyczajeni do natychmiastowego zaspokajania potrzeb. Nie pracują, nie czytają, nie uczą się, bo wszystko to męczy i nudzi. Nowy ciuch, nowy telefon, nowy chłopak/ dziewczyna – zdobywają wszystko natychmiast i od ręki. Wysiłek i praca – to „potem”, „zaraz”, „nie teraz”. Najbardziej wymowne są dzisiejsze „selfie” – zdjęcia robione sobie samemu telefonem. Zastępują lustra, w które wpatrywał się dawny narcyz.
Zastanawiam się, czy uzasadnione jest stwierdzenie, że należy zrezygnować z prób dotarcia do współczesnego narcyza. Świadomość stałego zderzania się z murem egoizmu nie dodaje wprawdzie motywacji do podejmowania prób rozmowy. Jeśli jednak zaniechamy dialogu, pozostanie nam zgryźliwe milczenie.
Nie „czy”, tylko „jak” prowadzić dialog z pustą muszlą?
Słusznie prawisz Zgredku. Opisany przez Ciebie „współczesny selfizm” to odmiana narcyzmu z pewnością zasługująca na rozmowę. Co więcej założenie, że próby dotarcia do wnętrza jakiejś osoby nie mają sensu jest sprzeczne z „etyką pogadalnictwa”. To porównanie z pustą muszla miało obrazować dramat osób pozostających w relacji z narcyzem oraz fakt, że rozmowa w pogadalni nie zawsze wystarczy. Jednak dopiero 100% pewność, że mamy do czynienia z osobowością skrajnie narcystyczną uzasadnia powstrzymanie się od wszelkich prób dotarcia do tej osoby. O taką pewność jednak trudno, skoro tylko 1 jeden procent muszli narcyzopodobnych jest rzeczywiście pustych w środku. Nie wiem na jakich badaniach Vaknin opiera swoją hipotezę o 1%, ale naturę narcyzmu czuje dobrze, bo sam jest narcyzem.
Narcyzm nie dotyka jedynie innych ludzi. To problem nas wszystkich, bardzo współczesny. Można mówić o stopniach narcyzmu i zadać pytanie: W jakim stopniu jestem narcyzem? Narcyz zakochany jest w swoim obrazie, troszczy się głównie o własny wizerunek. Niestety ten wizerunek, własną autoprezentację myli z rzeczywistością. Traci kontakt ze swoimi realnymi potrzebami i emocjami. Utożsamia się z widmowym obrazem siebie, odcina od siebie, nie zna siebie. Jednym słowem ulega swego rodzaju alienacji. Nie jest w stanie sprostać jednemu z najważniejszych postulatów filozofii: Poznaj samego siebie! Nie interesuje go wiedza o sobie, lecz podtrzymywanie i obrona własnego wizerunku, który często narzucany jest przez dominujące wzorce kultury.