W komentarzu do mojego pierwszego wpisu Morgoth napisał:
(…) dzielność może być pojęta na oba wymienione sposoby: pierwszy: absolutny, czyli jestem dzielny na 100% i nie mogę być trochę dzielny, i drugi względny: jestem dzielny ze względu na to ze w takich okolicznościach przyrody mogę sobie na to pozwolić.
A w odniesieniu do pierwszego rodzaju dzielności nieco dalej:
(…) dzielność jaka bym się wykazał byłaby dzielnością 100-procetową, nie wąchałbym się co podjętych działań i przynajmniej w subiektywnej perspektywy byłaby to dzielność absolutna która z innej perspektywy mogłaby być zrelatywizowana do sytuacji.
W związku z powyższym nasunęło mi się skojarzenie, które być może coś wyjaśnia. Otóż owa 100% dzielność jest w jakiś sposób podobna do stanu ducha bohaterów homeryckich przeżywających aristeję. Termin ten przekłada się na język polski (przynajmniej tak mi się zdaje) jako “przewaga”. Jest to stan w którym natchniony przez bogów bohater jest staje się niepokonany w walce – tak, że nawet mieszkańcy Olimpu muszą schodzić z jego drogi. Przykładem mogą służyć przewagi Diomedesa opiewane w piątej księdze Iliady. Bohater powala wszystkich wrogów na swojej drodze i w końcu kiedy na jego drodze staje sam bóg wojny Ares, również jego rani i zmusza do opuszczenia placu boju.
Aristeja jest stanem obiektywnym. Bohater nie tylko czuje się niezwyciężonym – on jest niezwyciężony. Tego rodzaju przewagi bywają udziałem sportowców, przedsiębiorców, poetów i wszystkich innych działających. Mówimy jednak, że aristeję się przeżywa również i w tym sensie, że obiektywnej przewadze towarzyszy poczucie bycia najlepszym (aristos). Bohater się nie waha i nie przeżywa zwątpienia. Ma poczucie bycia najlepszym i jest najlepszy.
Czy pojęcie aristei nadaje się do opisu owej stoickiej dzielności na 100%? Z niecierpliwością czekam na kolejne głosy w dyskusji.
Racjonalność nowożytna karze zapytać, co będzie jak staną naprzeciw siebie dwaj wojownicy, z których każdy jest w stanie aristeji? Nasza logika dwuwartościowa nie wytrzymuje próby aristeji. To, o czym piszesz jest za to dobrze znane w praktyce wschodu. Samuraj, który dzięki praktyce Zen osiąga stan niezwyciężoności, stapia się z “takością” przestaje podlegać prawidłom zwykłej racjonalności wojennej…
Jesli stapiasz sie z “takoscia” to przestajesz podlegac rowniez dualistycznym kategoriom a co za tym idzie, pojecie dzielnosci chyba przestaje mowic cokolwiek w tym sensie w jakim tchorzostwo juz tez nic nie mowi. Ew. jestes dzielny dopoki sie o tym nie dowiesz;)?
Odniosłem wrażenie, że pisząc o 100% odwagi, autorowi chodziło o 100% możliwości danej jednostki. Czyli maksimum cnoty, jakie jest w stanie z siebie wykrzesać. To oznacza, że w zależności od kondycji poszczególnych jednostek, ich 100-procentowe zaangażowanie będzie w wymiarze obiektywnym różnić się wartością między sobą nawzajem. Zatem, dwaj wojownicy – z których każdy jest nastawiony na 100% – w rzeczywistości nie są sobie równi i jeden zwycięży. Nawet, jeśli każdy czuł się niezwyciężonym.
Myślę, że podobnie rzecz ma się z innymi cnotami. Każdy może osiągnąć najwyższy poziom, na jaki pozwala mu jego natura, co nie oznacza, że jest to poziom wyróżniający go spośród innych, czy choćby spełniający oczekiwania innych pod względem tego, czym powinien się charakteryzować.
Zastanawiam się nad jeszcze jedną kwestią. Czy istnieje coś, co nie jest tak wzniosłe jak cnota, ale także definiuje osobę jako szlachetną (choć nie w tak doskonałym wymiarze). Mówi się np. o czyichś cechach. Może zamiast rozważać, czy dana cnota może być stopniowana, lepiej ustalić co jest cnotą i może mieć wymiar tylko najwyższy – a co jest cechą i może występować w różnym natężeniu.
Przypomina mi się dyskusja, jaką prowadzili ongiś harcerze na temat Prawa Harcerskiego i 10 punktu, który (z grubsza mówiąc) zabrania harcerzom pić i palić. Przeciwnicy takiego radykalizmu starali się wskazać sytuacje, które mogłyby usprawiedliwić skosztowanie alkoholu. Obrońcy zakazu pomstowali, twierdząc, że jeśli ktoś się napije, to nie zasługuje na miano harcerza. Któryś z tych ostatnich podsumował to nader dosadnie słowami: Dziwką nie można być tylko troszeczkę.
Czy zatem skłaniać się do takiego postrzegania cnoty, tj. albo w pełni np. dzielny, albo wcale na takie miano nie zasługujący. Czy może w oparciu o doświadczenia, przykłady, obserwacje i zdrowy rozsądek, przyjąć, iż dzielność nie jest cnotą, lecz pewną cechą i może mieć różną wartość u różnych ludzi? I podlega nie tylko gramatycznemu stopniowaniu: dzielny – dzielniejszy – najdzielniejszy.