Przyjęło się traktować samodzielność, jako zaletę. Jest wpajana dzieciom, wymagana od dorosłych. Ale paradoksalnie kryje w sobie negatywną cechę. Podobnież jej siostra – samowystarczalność, która jeszcze wyraźniej podkreśla ową złą właściwość. Otóż samodzielność, zwłaszcza realizująca się w pełni, jest aspołeczna. Ktoś samodzielny, a już szczególnie ktoś samowystarczalny nie potrzebuje innych. Z tego wynika, że całkowita samodzielność to swoista samotność.
Jaki z tego wniosek? Kiedy uczy się kogoś samodzielności, należy równocześnie mieć nadzieję, że nie okaże się genialnie pojętnym uczniem. Lepiej być trochę niezaradnym. Nieprawdaż?
Kłaniam, Martinus
Człowiek nigdy do końca nie będzie samodzielny. Może wiele rzeczy zrobić samodzielnie, jednak w stu procentach nigdy raczej nim nie będzie. Nawet asocjalni czy socjopaci nie potrafią żyć bez drugiego człowieka. Od samego początku życia jako niemowlęcia jesteśmy zdani na innych i choć przechodzimy fazy buntu (JA SAM / SAMA) to i tak trafiamy na swoje granice i musimy chcąc nie chcąc poprosić o pomoc innych.
Z drugiej strony, czy zbytnia nadopiekuńczość jest zdrowa?
Nie traktowałem samodzielności, jako cechy wrodzonej i praktykowanej na przestrzeni całego życia, od narodzin począwszy. Już na wstępie wspomniałem, że jest wpajana dzieciom, przez co można rozumieć, że jest nabywana i rozwijana. Moja sugestia sprowadzała się do tego, że doskonalenie się w samodzielności grozi wykształceniem przekonania, iż inni ludzie nie są potrzebni. Potrafię sobie wyobrazić człowieka, który na pewnym etapie życia opanował niezbędne (lub wystarczające) umiejętności, by przetrwać, a nawet całkiem komfortowo egzystować bez korzystania z czyjejkolwiek pomocy. Oczywiście, wiązałoby się to z porzuceniem wielu zdobyczy cywilizacyjnych i powrotem do prymitywnych sposobów zapewnienia sobie pożywienia, odzieży, narzędzi, schronienia… Trzeba by też pogodzić się ze świadomością, iż w razie ciężkiej choroby, wypadku, starczego niedołęstwa będzie się zdanym na siebie lub skazanym na śmierć. Niemniej wydaje się to możliwe nie tylko do pomyślenia, ale i do urzeczywistnienia.
Mi bardziej chodziło w druga stronę… Człowiek jest z natury istotą socjalną (stworzeniem stadnym), która potrzebuje drugiego człowieka, choć czasem mu się wydaje, że tak nie jest.
Człowiek w dzisiejszych czasach sam stwarza sobie sytuacje, że staje się coraz bardziej zbyteczny. Komputeryzacja i sztuczna inteligencja (roboty), które potrafią sto razy szybciej i lepiej (ba, żeby tylko sto!!) wykonać czynności, które kiedyś wykonywał człowiek sprawiają, że powrót do prymitywnych sposobów istnienia wydaje się jeszcze bardziej odległy, choć i nie powiem, kuszący…