Podczas rozmowy o ludzkich żądzach, ciekawym wątkiem okazała się ocena pożądania.
Pierwsze głosy wyraziły pejoratywne postrzeganie tego pojęcia. U sporej części rozmówców słowo to kojarzyło się negatywnie a dla podkreślenia tego, zestawiane było na przykład z pojęciami pragnienia, lub potrzeby, które miały dla nich już pozytywniejszy (a przynajmniej neutralny) charakter. Padały przykłady typu: jeżeli czegoś pożądam, to gotów jestem to ukraść, a jeśli czegoś pragnę, to postaram się to zdobyć jakąś uczciwą drogą.
Dla mnie istotniejszą różnicą jest siła odczuć, towarzyszących porównywanym terminom. Pożądaniu zwykle towarzyszą silne emocje, nierzadko trudne do zrozumienia i jeszcze trudniejsze do kontrolowania. Potrzeby, czy pragnienia wydają się łatwiejsze do opanowania, do racjonalnego ogarnięcia; natomiast pożądanie potrafi być nieokiełznane, może zawładnąć człowiekiem, wypaczyć jego postrzeganie rzeczywistości, zagłuszyć rozsądek a nawet sumienie, doprowadzić do frustracji, obsesji, czy obłędu. Zapewne więc na ocenę pożądania ma wpływ ten destrukcyjny potencjał.
Pośród wypowiedzi uczestników spotkania, znalazło się też odniesienie do Dekalogu, gdzie na końcu mamy zakaz: Nie będziesz pożądał żony swojego bliźniego. Nie będziesz pragnął domu swojego bliźniego ani jego pola, ani jego niewolnika, ani jego niewolnicy, ani jego wołu, ani jego osła, ani żadnej rzeczy, która należy do twojego bliźniego, (w skrócie: nie będziesz pożądał żony bliźniego, ani żadnej rzeczy, która jego jest). Najwyraźniej, gdzieś w świadomości niektórych osób, pożądanie posiada konotacje z grzechem lub nieprawością. Możliwe, iż przez skojarzenia z takimi wyrazami, jak: pożądliwość, lub żądze, powiązane z chucią, popędem, zmysłowością, uleganiem rozwiązłości… Ewentualnie, przypomina sięganie po owoc zakazany. A tym samym posiada wydźwięk amoralny.
Wymowa Dekalogu, w odniesieniu do pożądania, jest tym bardziej godna uwagi, iż Prawodawca już wcześniej wyraźnie zabronił cudzołóstwa i kradzieży (co znajduje odzwierciedlenie w VI oraz VII przykazaniu). Ale nie poprzestał na tym, tylko na finał Bóg zakazał nawet samego marzenia o tym, co podoba się nam u bliźniego. Jakby chciał podkreślić wyjątkową dezaprobatę dla tych dwóch grzechów i dopowiadał: Nawet tego nie pożądaj! Czyli, nie dopuszczaj u siebie myśli, ani wyobrażenia o tym, jakby wspaniale było to mieć. Bo już samo czerpanie przyjemności z myślenia o czymś nieprawym jest grzeszne. Podejrzewam, że w wypowiedziach deprecjonujących pożądanie, pobrzmiewa także echo tego prawidła.
Niemniej, były też głosy zgoła przeciwne. Wychodzące od tego, iż pożądanie jest czymś naturalnym w człowieku, czymś ludzkim, a przez to nie może być złym. Obrońcy podkreślali również, jak silnym bodźcem motywującym jest uczucie pożądania, jak olbrzymią posiada energię napędową, jak wiele zawdzięczamy mu w rozwoju cywilizacji, kultury, sztuki…
Moim zdaniem, sam fakt, że coś ma źródło w naturze, nie jest argumentem za pozytywną oceną tego. W ludziach drzemie wiele cech zakorzenionych w naturze, które nie przydają człowiekowi chwały, są obrzydliwe, prymitywne, podłe itp. Za to przyznaję, że jako siła sprawcza, jest pożądanie w czołówce elementów motywujących; obok ciekawości, lenistwa, zazdrości, zachłanności, pychy, ambicji, strachu, nienawiści… (wspominam o tym we wpisie: Na początku był chaos). Generalnie pożądanie wpisuje się wraz z wymienionymi w nadrzędny motyw: niezadowolenie. Czyż bowiem nie jest tak, że niezadowolenie z czegoś rozbudza pożądanie tego, co mogłoby owemu niezadowoleniu położyć kres?
Jak zatem odpowiedzieć na pytanie, czy pożądanie jest czymś dobrym, czy wręcz przeciwnie? Prosta sprawa! W gruncie rzeczy, zależy to od przedmiotu pożądania i opiera się (niestety!) na schematach i archetypicznych skojarzeniach. Jeśli uważa się coś za dobre, piękne, sprawiedliwe, to i pożądanie owych rzeczy jest dobre i godne pochwały. Poddanie się jemu może być cnotą, a jego spełnienie zasłuży na uznanie. A gdy coś jest zakazane, społecznie, kulturowo, bądź religijnie negowane – to i pożądanie tego nabierze podobnego zabarwienia. Osąd pożądania będzie zależny od tego, jak osądzana jest jego realizacja. Taka logika potwierdza się we wspomnianym Dekalogu; cudzołóstwo i kradzież to grzech, ergo: pożądanie cudzej żony lub rzeczy też.
Pomyślałem sobie, że siła uczuć, jakie miotają człowiekiem, powinna być proporcjonalna do ich przyczyn. Stąd, zwykłych spraw winna dotyczyć równie zwykła ochota, lub potrzeba. Do poważnych spraw powinno odnosić się podobnie poważne chcenie, tudzież pragnienie. A co byłoby współmierne dla uczucia tak silnego, jak pożądanie? Pomyślmy. Można robić coś z upodobaniem, można coś lubić, coś uwielbiać, kochać… albo przynajmniej mieć przekonanie, że to coś by się lubiło, kochało. Wobec takiej rzeczy człowiek czuje pociąg, pragnie się nią zajmować. To pragnienie jest początkiem drogi do realizacji. Realizacją będzie możliwość zajęcia się tym, co ktoś lubi. Ale można też coś robić z pasją! Z tą szczególną, najsilniejszą i najpełniejszą formą oddania. A przynajmniej mieć przekonanie, iż potrafiłoby się ofiarować czemuś całego siebie. Wobec takiej rzeczy człowiek może poczuć pożądanie. Jego spełnieniem będzie sposobność zajęcia się tym, co pasjonujące. Pożądanie jest więc połową drogi do pasji.
Człowiek, ze względu na swą słabość i niedoskonałość, ulega emocjom i pokusom. Z tego względu skazany jest na podążanie za odczuwanym pożądaniem. Skoro jednak może ono czasami prowadzić do spraw wielkich, to chyba nie należy biadać.
Kłaniam, Martinus
Człowiek wstydzi sie swojej zwierzęcości i chce ją na wszelkie sposoby wykluczyć, zapomnieć o niej. To mu się najlepiej uda, jak sam stworzy takiego człowieka czyt. robota w stylu filmu „I, Robot”.
Ja, tak o tym myśląc, coraz bardziej jestem zdania, że dla człowieka pożądanie uniwersalne ma dużo wspólnego z podstawowymi potrzebami fizjologicznymi, typu: poczucie bezpieczeństwa, bycie najedzonym, bycie zdrowym. I tyle. To, że człowiek ma rozum, jest skulturyzowany, myśli, czuje, to co innego, bo jednak bez tych podstaw umożliwiających mu w ogóle życie, długo by nie pociągnął.
Obecnie żyjemy w czasach, kiedy to te podstawowe potrzeby są bardzo szybko zaspokajane, szczególnie w krajach wysoko rozwiniętych. Jednak te podstawowe „konkrety” pozostaną dla nas zawsze najważniejsze. Człowiek, którego nic nie boli, nie jest głodny, nie ma obaw, że na głowę w każdej chwili może mu spaść bomba… taki człowiek może zacząć myśleć dalej. A czy to robi produktywnie? Wątpię. Przestałam jakoś wierzyć, że człowiek to produkt high-end ewolucji. Człowiek to po pierwsze zwierzę z gatunku ssak, o czym bardzo często zapomina i wszystko to, co jest dla niego najważniejsze, to od samego urodzenia, jak dla każdego innego ssaka: pokarm, no i może jeszcze poczucie bezpieczeństwa. Cała reszta przychodzi z czasem, a proces ku temu jest długi i przebiega u każdego inaczej. Każde dziecko rozwija się inaczej i to jeden z tych fenomenów odróżniających nas od innych ssaków, u których można zauważyć dużo wspólnych cech w obszarze gatunku. Co jednak też u człowieka widoczne, to fakt, że chce przynależeć do swojego gatunku i tu zaczynają się schody, bo dzięki naszej różnorodności mamy też wiele ku temu możliwości. W obrębie gatunku tworzą się podgrupy, subkultury, specjalnie nie mówię o rasach, bo jak dla mnie ten podział jest już przestarzały.
I tak to się kręci. Dzięki temu rosną wielkie wartości, które są potem jak fala przenoszone na coraz to większe kręgi. Powstaje idea. Uniwersalna, która wywodzi się od konkretu i na konkrecie kończy, a mianowicie satysfakcja jednostki czyt. człowieka i jego podpolerowane ego. Pod taką uniwersalną ideą może podpisać się każdy i wpisać sobie na swoją listę cech/zasług/dokonań. Egoistycznie. Człowiek, który musi walczyć o jedzenie, o swoje bezpieczeństwo, o swoje potomstwo ma inne podłoże, troski, choć napęd ten sam – przeżycie.
Ja wiem, że rozumowanie, które tutaj przedstawiłam, jest mocno uproszczone, nie uwzględniające kompleksowości ludzkiej natury. Lecz zdejmując tą całą otoczkę, pozostanie tylko jeden konkret: człowiek. Jako część przyrody, ssak, zwierzę. Jak konkrety są zapewnione, to wtedy można myśleć o uniwersalności, lub nie.