Niewielu ludzi ceni sobie samotność; większość pragnie towarzystwa innych. A ponieważ nie każdemu możemy się zwierzyć, czy wyżalić – zaś potrzeba takowa w człowieku czasem się rodzi – toteż szukamy sobie osób bardziej godnych zaufania. Takich, po których spodziewamy się zrozumienia, szczerości, dyskrecji, rady, lub pomocy. W zamian gotowi jesteśmy do rewanżu w tym samym zakresie. Powiedzenie „Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie” odnosimy do odpłacania komuś tą samą monetą. Zasadniczo bowiem, w relacjach międzyludzkich zależy nam na względnej równowadze stron. Jak ty mi, tak ja tobie – to najchętniej akceptowana zasada wzajemności. Taki stan rzeczy daje nam poczucie sprawiedliwości. Jednak, czy faktycznie odwzajemniamy się w tym samym stopniu?
Jak to jest z przyjaźnią? Czy o istnieniu przyjaźni możemy mówić wyłącznie wtedy, gdy obie strony są sobie równe? Czy prawdziwi przyjaciele są tyle samo warci, czy są równo ważni? Nie sądzę. I z pewnością większość przykładów przyjaźni nie zbliża się nawet do stanu równowagi.
Po prostu: przyjaźń nie jest symetryczna. A staranie się o to, będzie sztucznym kreowaniem jej postaci. Będzie fałszowaniem stanu, w jakim dana przyjaźń naturalnie się znajduje. Zawsze więc w przyjacielskich relacjach ktoś jest lepszym przyjacielem, a ktoś gorszym. Ktoś wkłada w związek więcej, a ktoś mniej. Ktoś więcej zeń czerpie, ktoś więcej poświęca. Oczywiście, wydaje się czymś niestosownym rozpatrywanie przyjaźni pod kątem zysków i strat. Ale czyż nie zawieramy przyjaźni właśnie dla pewnych korzyści? Choćby dla zaspokojenia potrzeby bliskiej relacji z pokrewną duszą, dla znalezienia oparcia w trudnych chwilach, dla dzielenia się z kimś radościami, dla efektywniejszego budowania szczęścia… Wygląda na to, że nie przeszkadza nam, iż każda ze stron angażuje się w przyjaźń w różnym stopniu. Z drugiej strony próba bycia lepszym przyjacielem jest w jakimś sensie nieuczciwa. A chęć poprawienia własnego wizerunku, jako przyjaciela, ociera się o pychę. Czy wobec tego w sztuce przyjaźni można, należy, lub warto się ćwiczyć?
I ostatnia sprawa. Niewątpliwie, bycie wiernym przyjacielem jest szlachetne. Skoro tak, to rodzi się pytanie: co z tzw. cnotą przyjaźni, jeśli każdy z przyjaciół ma inny wkład w przyjaźń. Okazuje się mianowicie, iż przy braku symetrii w przyjaźni, cnota cnocie nierówna.
Kłaniam, Martinus
Dla mnie przyjaźń to najcenniejsza ludzka więź, jaka kiedykolwiek może się wytworzyć pomiędzy ludźmi, nie miłość. Jak kochający się ludzie są przyjaciółmi, to juz jest git, że się tak frywolnie wyrażę.
Przyjaźnie rodzą sie najczęściej z przypadku, czasem po latach znajomości, przyjaźń przeradza sie w coś więcej, ale nie o tym mowa. Przyjaźń nie wiąże ze sobą ludzi żadnym węzłem (choćby tym w USC) czy też więzami krwi, choć i takie przyjaźnie istnieją. Istotą przyjaźni jest to, że rodzi się i trwa z woli dwojga ludzi.
Czy trafne jest stwierdzenie, że przyjaciele są siebie warci? Czy człowiek człowieka jest wart? To jest dla mnie trochę obraźliwe.
W przyjaźni, jak i w sumie w miłości, nie powinno być czegoś takiego, jak „licytowanie sie”, kto co zrobił dla drugiej osoby, i czy ta druga osoba zrobiła mniej. Przyjaźń jest bezwarunkowa. Nie ma tam zasad typu: ja dla Ciebie poświęciłem tyle a tyle czasu / wysiłku / pieniędzy, a Ty dla mnie nie. Jeżeli ta druga osoba sama z siebie zauważa: „Hej, on już tyle dla mnie zrobił, może by się przydało, żebym się jakoś odwdzięczył”, to nie jest to egoizm bądź chęć polerowania wizerunku. Wręcz przeciwnie, to dobrze świadczy o przyjaźni per se. Tak wiec asymetria przyjaźni jest czymś oczywistym, tak jak oczywiste jest, ze nasze połówki ciała nie są symetryczne.
Mam niewielu przyjaciół, ale wielu znajomych. Tego mnie nauczyły lata, bo kiedyś było więcej tych pierwszych, a przynajmniej w moim rozrachunku. Doświadczenie nauczyło mnie, że „przyjaźń” to wielkie słowo i nie należy nim szastać na prawo i lewo ani doczepiać je do każdej osoby, którą na swojej drodze napotkam i spędzę dłużej niż godzinę. Niektórzy moi przyjaciele są daleko, z niektórymi mam kontakt sporadyczny, ale wiem, że jak jest mi ciężko i potrzebuje rady, pomocy, wsparcia w jakiejkolwiek formie, są dla mnie choćby nie wiadomo co. To cenię. Oni wiedza, że tego samego mogą oczekiwać ode mnie. I taka powinna być przyjaźń.
Do „Asymetria przyjaźni” Martinusa, którego poniżej cytuję.
„Wygląda na to, że nie przeszkadza nam, iż każda ze stron angażuje się w przyjaźń w różnym stopniu.”
„Ale czyż nie zawieramy przyjaźni właśnie dla pewnych korzyści? Choćby dla zaspokojenia potrzeby bliskiej relacji z pokrewną duszą, dla znalezienia oparcia w trudnych chwilach, dla dzielenia się z kimś radościami, dla efektywniejszego budowania szczęścia…”
Przedstawię powody przyjaźni oraz asymetryczności przyjaźni z innej perspektywy.
Przyjaźń to próba i zmagania np. dwóch egoizmów zmierzających do stworzenia wspólnego egoizmu by panować nad „zewnętrznym” egoizmem. Moja przyjaźń odwzajemniona może dotyczyć zarówno przyjaciela z podstawówki jak i pewnych drobnoustrojów o nazwie „cellulomonas” którym dostarczam ulubionej celulozy zawartej w makrobiotycznym pokarmie. Zatem przyjaźnią można nazwać zdrową relację działającą w obrębie jakiegoś ekosystemu. Ostatecznym podświadomym celem tej przyjaźni z wymienionymi drobnoustrojami może być tak zwane „złoto ziemi”.
Innym powodem jakiejkolwiek czyli asymetrycznej przyjaźni może być chorobliwe pragnienie zachowania równowagi psychicznej gwarantowanej obecnością nawet niechętnego nam partnera/partnerki. W zasadzie możemy mówić tutaj nawet o zaprzyjaźnieniu się z „antybiotykiem”.
Arystoteles równość stron przyjaźni czynił jej warunkiem. Niemożliwa jest np. przyjaźń arystokraty i chłopa albo człowieka pozbawionego cnót z człowiekiem etycznie dzielnym. To myśl obca współczesnemu egalitarnemu myśleniu o przyjaźni, jednak w swej istocie słuszna. Przyjaźń jest relacją symetryczną w odróżnieniu np. od miłości, uwielbienia, albo pożądania. Osoba pożądana nie musi pożądać a nawet, jak pokazuje doświadczenie, jej chłód wzmaga pożądanie u pożądającego. Przyjaźń ze swej istoty jest relacją domagającą się równości podmiotów. 🙂
Jeśli współczesne myślenie o przyjaźni jest egalitarne (czyli dążące do równości), to dlaczego piszesz, że temu egalitarnemu myśleniu obca jest myśl Arystotelesa, który też domagał się równości w przyjaźni. Dostrzegam tu jakąś sprzeczność.
Co się tyczy tej równości, to nie mogę się zgodzić, że przyjaźń jest symetryczna. Taki stan mogłaby osiągnąć jedynie w wydaniu idealnym. To oznaczałoby istnienie dwóch osób o identycznej kondycji, a nawet konstrukcji – którzy mają identyczne doświadczenia i przeżycia, taki sam stopień wrażliwości i emocjonalnego zaangażowania, jednakowe sposoby myślenia i odbioru rzeczywistości, taki sam styl i tryb życia… Jest bowiem wiele czynników, które wpływają na to, jak bardzo się w czymś udzielamy. Przyjaźń idealna jest niemożliwa; ludzie po prostu różnią się od siebie. Niemniej – mimo różnic – potrafią zawierać udane przyjaźnie. Z tym, że nie są one wewnętrznie symetryczne; zawsze ktoś wkłada więcej w utrzymanie przyjacielskich relacji, a kogoś kosztuje to mniej. I tak, jak nie wystarczy, że dwie osoby są cnotliwymi arystokratami, aby się zaprzyjaźniły (choć może to być pomocne) – tak nie przekreśla szansy na przyjaźń różnica statusu społecznego, lub kodeksów etycznych (choć może to relacje utrudniać).
Na koniec pozwolę sobie zauważyć, że również przyjaźń może być jednostronna (a nie tylko miłość, uwielbienie i pożądanie). Można kogoś darzyć przyjaźnią bez wzajemności, być gotowym do wsparcia i poświęcenia, a nawet świadomie godzić się na mniejsze lub żadne zaangażowanie drugiej strony. Można nie tylko zapewniać kogoś (wobec nas obojętnego) o dozgonnej przyjaźni, lecz faktycznie wiernie tego dotrzymać. Także przyjaźń może zaślepiać. Przeto można nigdy się nie dowiedzieć, że jest to uczucie jednostronne, i żyć w takiej nieświadomości dopóki los nie wystawi tej relacji na jakąś próbę, demaskując faktyczny stan rzeczy.