Oto kilka myśli anonsujących temat najbliższego spotkania w formule kawiarenki filozoficznej.
Na początku pytanie, które mogłoby stanowić zagadkę stawianą przez Sfinksa. Co to takiego, co z jednej strony zbliża ludzi, a z drugiej równocześnie potrafi ich od siebie oddalić? Nie wiecie? Odpowiedź brzmi: ciasnota. Ona to zbliża ludzi fizycznie, a jednocześnie może ich odsunąć na gruncie psychicznym, lub duchowym. Wymuszona bliskość często wywołuje tarcia (dosłownie i w przenośni), stwarza dyskomfort, budzi antagonizmy, choćby na tle braku przestrzeni osobistej. A przecież człowiek, podobnie jak wiele zwierząt, ma w naturę wpisaną terytorialność; ustala swoje terytorium i stara się go bronić.
Amerykański etolog Edward Hall, obserwując zachowania ludzi, dostrzegł pewną zależność między odległością fizyczną a bliskością emocjonalną. Wyróżnił kilka rodzajów dystansu, które miały te relacje charakteryzować. I tak na przykład dystans publiczny, to odległość powyżej 3,5 metra zachowywana wobec osób publicznych, zwiększająca się powyżej 7,5 metra w stosunku do ważnych osobistości, jak prezydent lub królowa. Nieco mniejszy jest dystans społeczny, który maleje od 3,5 do 1,2 metra. Jest to przestrzeń dla ludzi obcych jak też znajomych, z którymi nie mamy zażylszych kontaktów. W tej odległości załatwiamy również przeróżne sprawy formalne i urzędowe, aczkolwiek bywa on mniejszy, gdy stoimy przy okienku kasy, blacie w urzędzie, ladzie sklepowej itp. Jednak te właśnie przedmioty, które nas odgradzają, wzmacniają psychologiczne poczucie pożądanej odległości. Jeszcze ciaśniej się robi w tzw. dystansie indywidualnym (osobniczym), przeznaczonym dla rodziny, przyjaciół i bliskich znajomych; ta prywatna strefa rozciąga się mniej więcej od 45 do 120 cm. Zaś najbliższa strefa, określana dystansem intymnym (ze strefą dotykową włącznie), zarezerwowana jest dla współmałżonka, partnera, lub dziecka.
Ciekawe jest to, że te odległości nie są wspólne dla wszystkich ludzi, lecz w różnych kulturach poszczególne granice bywają przesuwane. Ba, nawet w naszym kręgu kulturowym tak się zdarza, gdy jedziemy w ciasnej windzie, albo zapchanym autobusem, gdy tłoczymy się w małej kawiarni, tudzież w przepełnionej poczekalni. Zmuszeni do zbyt bliskiego kontaktu z obcymi, zwłaszcza dotykowego, próbujemy w innych formach pogłębić zdystansowanie; nie patrzymy sobie w oczy, nie rozmawiamy, ustawiamy się bokiem, usztywniamy ciało, ograniczamy mimikę… Również w odwrotnej sytuacji, tzn. gdy przymusowo jesteśmy dalej od lubianych osób, niż byśmy chcieli, staramy się to w różny sposób zrekompensować psychologicznie; dłużej na siebie patrzymy, pochylamy się ku sobie, uwydatniamy mimikę, modulujemy głos, używamy szczególnych słów i gestów…
Dom
W moim domu jest miejsca nie dużo,
ot, dwie izby i przedsionków para,
lecz kompanom, znękanym podróżą
o kąt ciepły się zawsze wystaram.W moim domu jest miejsca malutko,
ledwie mieszczę w nim żonę i kota,
lecz me drzwi wciąż nie znają się z kłódką,
bo najbardziej nas zbliża… ciasnota.
Co prawda ten wierszyk mówi o sercu, ale puenta pasuje. No właśnie, niejednokrotnie okoliczności wymuszają naruszanie przestrzeni osobistej. Proksemika bada wpływ relacji przestrzennych pomiędzy osobami (a także między osobami a otoczeniem materialnym) na relacje psychologiczne, na jakość i sposób komunikacji, poczucie komfortu i bezpieczeństwa, itp. Zajmuje się też wpływem sposobu budowania mieszkań, osiedli, całych miast, parków i placów na psychikę ludzką i relacje międzyludzkie. Być może znalazła już odpowiedzi na szereg pytań.
Dzięki tym wszystkim obserwacjom, badaniom i analizom, dziś wiemy, iż np. w domu opieki dla osób niepełnosprawnych, przewlekle chorych, albo w podeszłym wieku jednoosobowy pokój musi mieć minimum 9 m2, zaś w pokojach dwu- lub trzyosobowych na jednego podopiecznego ma przypadać 6 m2. Pracownik powinien mieć 13 m3 objętości pomieszczenia oraz co najmniej 2 m2 wolnej powierzchni podłogi, nie zajętej przez sprzęt i urządzenia (polskie przepisy BHP). A jeśli w pomieszczeniu pracuje tylko jedna osoba, nie może ono być mniejsze niż 6 m2. Z kolei przykładowemu więźniowi (według standardu europejskiego) przysługują minimum 4 m2 celi (polska norma to bodaj 3 m2). Z grubsza licząc, wymiary te wymagają od ludzi przekraczania nie tylko dystansu społecznego, ale nierzadko też osobniczego. Tymczasem nie będzie lepiej, bo wzrasta zagęszczenie demograficzne planety. Dwieście lat temu ludzkość osiągnęła liczebność jednego miliarda, 110 lat później liczyła już dwa miliardy, dziś jest nas ponad 7,3 miliarda. Raporty ONZ prognozują, iż za dekadę przybędzie kolejny miliard, a w 2050 roku na Ziemi będzie z górą 9,5 miliarda ludzi. Grozi nam globalna ciasnota.
A człowiek potrzebuje przestrzeni, oddechu, szerszej perspektywy. Do tego ludzie „zachodniej cywilizacji” wykazują wręcz tendencję do separacji, odgradzają się od innych. Liberalizm, który akcentuje wartość jednostki, jako indywiduum, powoduje rozluźnienie a nawet zanik więzi sąsiedzkich, ba! rodzinnych. Coraz więcej osób stara się ostro wytyczać granice, celebruje prywatność, wybiera wyobcowanie. Wydaje się, że wzrasta potrzeba dystansu, a maleją możliwości jego obrony.
***
Trochę już padło na temat ociosywania przestrzeni osobistej. Łatwo sobie wyobrazić, lub wręcz przytoczyć przykłady tego, czym skutkuje naruszanie kolejnych kręgów dystansu. Wiemy, jaka odległość wywołuje wrażenie bliskości. A z drugiej strony, jaka odległość wywołuje wrażenie osamotnienia?
Zapraszamy 9 kwietnia o godzinie 18:00 do kawiarni Pozytywka, przy ul. Czaplaka 2. Temat brzmi: afirmacja dystansu. Przyjdź porozmawiać, posłuchać, pomyśleć i być może zmniejszyć swój dystans do nas (ze społecznego do indywidualnego). A w pozostałe poniedziałki zapraszamy na spotkania w murach uniwersyteckich.
Na jakimś szkoleniu dla kadry kierowniczej lektor przywołał badania na temat dystansu społecznego i tym wyjaśnił zamiłowanie dyrektorów do aranżacji swoich gabinetów. Te 3,5 metra dzielące władcę od poddanego robi wrażenie…
trafne spostrzeżenie