Zbliża się pierwszy poniedziałek miesiąca, toteż spotkanie Pogadalni odbędzie się w formule kawiarenki filozoficznej. Jako że kalendarz sytuuje w pobliżu Dzień Kobiet, postanowiłem na swój sposób refleksyjnie to uwzględnić.
***
Wszystkich – bez wyjątku – którzy zetknęli się z dziełami Platona, wielce raduje to, że powstały i zachowały się do naszych czasów. Jednych dlatego, że podziwiają, bądź podzielają ów tok myślenia – innych dlatego, że mają twarde dowody przeciwko autorowi. A przynależy on do tych szczęśliwców (lub pechowców – w zależności kto ocenia), których dorobek zachował się właściwie w komplecie. Ba, zostało po nim nawet więcej tekstów, niż sam napisał. Pomyślmy jednak, co by było, gdyby całą spuściznę po tym filozofie stanowiło tylko jedno zdanie. Coś jak: Carpe diem Horacego – albo Heraklitowe: Panta rhei. Gdyby ostał się wyłącznie jeden wers i może trochę ogólnych relacji o Platonie w zapiskach innych postaci historycznych, które znały tego myśliciela i słyszały o jego wydumanych ideach.
Trafiłem na jedno takie zdanie, że gdyby to właśnie ono było wszystkim, co przetrwało po Platonie, malowałby się dość ciekawy obraz jego filozofii. Z wypowiedzi tej, jakkolwiek krótkiej można wyciągnąć szereg zaskakujących wniosków. I żeby było ciekawiej, od nich zacznę, nie zdradzając cytatu, jaki mnie ku nim sprowokował.
Mam powody przypuszczać, iż Platon uważał, że zło i ludzkie słabości są w pewnym stopniu koniecznością. Warunkiem wręcz, jeżeli ludzki ród ma uniknąć wyginięcia. A skoro to zapewnia nam przetrwanie, to w jakimś sensie jest dla nas dobre. Dochodzimy zatem do paradoksu: oto zło, które w nas tkwi i czasem dochodzi do głosu, to samo, które powoduje upadek człowieka, jednocześnie pozwala ludzkości wciąż istnieć.
Wydaje się zagmatwane? Uspokajam, wkrótce wszystko się wyjaśni.
Powiem więcej: Platon nie wierzył w człowieka. Mam na myśli, że nie zakładał, iż wszyscy ludzie mogą być kiedyś dobrzy. Wprawdzie potrafił roztoczyć wizję utopijnego, idealnego świata, lecz równocześnie widział, z jaką rzeczywistością obcuje i miał świadomość nikłych szans na realizację takiego doskonałego modelu. Stąd wnoszę, iż mimo wynalezienia idei, nie był idealistą.
Patrzył na człowieka okiem realisty i nie miał złudzeń – ten gatunek będzie ułomny, będzie błądził, będzie co rusz upadał. A przynajmniej połowa jego przedstawicieli. Jednakowoż – jak sądzę – wcale go to nie martwiło, a chyba nawet stanowiło swoiste pocieszenie, o ile nie powód do radości. Gdyby miało być inaczej, czyli gdybyśmy osiągnęli wysoki stopień dobra, to byśmy wymarli. I to zasadniczo z niemożności przedłużania gatunku. Czekałby nas kres, bo zabrakłoby kobiet.
Brzmi zagadkowo? Cierpliwości!
Co do kobiet, Platon był typem mizogina. Być może nieco przesadziłem, ale tylko „nieco”. Nawet jeśli nie pałał do niewiast otwartą nienawiścią (wszak miał bodaj dwie uczennice, a filozofce Diotymie, jako jedynej kobiecie udzielił głosu – w dialogu Uczta), to z pewnością nie darzył kobiet szacunkiem, nie filozofował o możliwości przyznania im większych praw, krótko mówiąc: uważał je za istoty dużo gorsze od mężczyzn. Zresztą, który facet w jego czasach (i jakichkolwiek innych) traktował kobiety, jako równe sobie. Sam Jezus cztery wieki później – mimo wyraźnie przyjaznego nastawienia do kobiet – nie głosił poglądów, że należą im się szersze prawa i lepsze traktowanie. Po prawdzie, to i dziś ruchy równościowe mają zasadność, bo wiele jest jeszcze do zrobienia. Wracając zaś do Platona; uważał on, iż urodzenie się kobietą, to kara za złe życie w poprzednim wcieleniu.
No i tu z kolei dochodzimy do zagadnień duchowych, eschatologicznych i etycznych. Po pierwsze nasz filozof wierzył w istnienie duszy. W dodatku takiej, która nie ginie wraz z ciałem, jest zatem nieśmiertelna. Po wtóre, twierdził, że dusze odbywają ciągłą wędrówkę. Był zatem wyznawcą reinkarnacji. Ponadto jego zdaniem właśnie dusza odbiera nagrodę, lub ponosi karę za to, jakie życie wiódł posiadający ją człowiek. Jeśli życie to było niegodziwe, to powracająca do naszego świata dusza zasługiwała co najwyżej na wypełnienie kobiecej formy.
Trudne do przyjęcia, prawda? W takim razie mała dygresja.
Swoją drogą, taki porządek rzeczy może frapować m.in. Żydów i chrześcijan. Szczególnie, gdy przyłożyć pogląd Platona do biblijnego opisu stworzenia człowieka. Jeśli ciało kobiety otrzymywała za karę dusza wcześniej złego człowieka, to skąd wzięła się pierwsza niewiasta – Ewa. Ale, ale – do meritum.
Tak oto filozof, który skądinąd wiele prawił o sprawiedliwości, rezerwował ją dla wolnych obywateli płci męskiej. A duszy – za grzechy jednego ciała, choćby i odpokutowane za życia – kazał jeszcze cierpieć po śmierci (wyrokiem sądu boskiego) nie tylko w zaświatach. Bo żeby tego było mało, duszyczka owa miała w podlejszym stanie męczyć się w kolejnym wcieleniu. Pięknie, nieprawdaż?
W tym miejscu wypada nareszcie ujawnić, wokół jakiego wersu z Platona snułem powyższe refleksje. Prawdopodobnie wszyscy znający teksty tego filozofa domyślają się, że chodzi o zdanie z dialogu Timajos. Pozostałym, mam nadzieję zaintrygowanym czytelnikom, ochoczo je przytoczę. Brzmi mniej więcej tak: Kto upadnie, stanie się kobietą w życiu przyszłym. Innymi słowy, zły żywot zostanie ukarany, mimo to niesie ten pożytek, że na drodze reinkarnacji narodzi się kobieta, bez której nie byłoby możliwe przedłużanie ludzkiego gatunku. Hm… Aż mnie skręca z ciekawości, jaki był los duszy Platona.
Mogło przecież być tak, że wcale nie wierzył w tą buddyjską zasadę, że dusza człeka złego odrodzi się w kobiecie. Po co więc to powiedział? Możliwe, iż w celach wychowawczo-moralizatorskich. Chciał czymś postraszyć innych mizoginistów, aby starali się być dobrymi. Co jednak, jeżeli wierzył w to, co mówi? O ile przy tym, dzięki bystrości umysłu, dostrzegał własne wady, widział, że utrwala swoim autorytetem niesprawiedliwość społeczną, to widocznie liczył się z karą po śmierci i godził na taki los. Jeśli wszelako wierzył, ale nie bał się osobistych konsekwencji, to świadczyłoby o tym, że w swoim zadufaniu uważał się za dobrego człowieka, któremu nie grozi degradacja. A za taką pychę: hańba mu! I sukienka.
Zapraszamy 2 marca o godzinie 18:00 do kawiarni Pozytywka, przy ul. Czaplaka 2. Temat brzmi: być kobietą. Przyjdź porozmawiać, posłuchać, pomyśleć i zanucić, jak Alicja Majewska:
Być kobietą, być kobietą – marzę ciągle będąc dzieckiem,
być kobietą, bo kobiety są występne i zdradzieckie…
Być kobietą, być kobietą – oszukiwać, dręczyć, zdradzać
nawet, gdyby komuś miało to przeszkadzać.
(…)
Ach, kobietą być nareszcie, a najczęściej o tym marzę,
kiedy piorę ci koszule, albo… naleśniki smażę…
A w pozostałe poniedziałki zapraszamy na spotkania w murach uniwersyteckich.
Dobrze napisany tekst i świetny wywód. Przyjemnie się czyta tak przedstawione rozważania 🙂