Coffeelosophy XLIII – czyli krokodyl doskonalszy od Augustyna

Epidemia daje się nam jeszcze we znaki, więc nie spotykamy się bezpośrednio, ale z okazji długiego majowego weekendu postanowiłem nadchodzący pierwszy wtorek miesiąca umaić krótkim wpisem, który – mam nadzieję, stanie się przyczynkiem do równie krótkiej dyskusji.

***

Kojarzycie św. Augustyna? Ale tego z Hippony? Celowo dookreślam skąd, bo świętych Augustynów było co najmniej tuzin. Znalazłem w pewnej książce modlitwę, którą rzekomo odmawiał. Leciało to mniej więcej tak:

Panie.
Jak to jest, że wędrujemy,
by podziwiać potęgę gór,
kipiel morską, meandrujące rzeki,
wspaniałość oceanów i orbity gwiazd…
a samych siebie mijamy bez zachwytu?

Tymi słowy Augustyn zwracał uwagę na to, jakiego podziwu jest godne Boże dzieło, noszące miano: człowiek. Nie wykluczam wszelako, że – w związku z powyższym – zachwycał się samym sobą. Nie jestem jego fanem, niemniej byłem zaskoczony, iż na długo przed humanizmem, próbował przez moment postawić człowieka w centrum świata i uznał, że wart jest większego podziwu, niż góry, wody i gwiaździste niebo. Jednakowoż, mimo zrozumienia dla jego intencji, nie zgadzam się z nim.

Tak na marginesie: czy aby faktycznie mijamy siebie bez zachwytu, zwłaszcza w naszych czasach. Nieraz odnoszę wrażenie, że całe mnóstwo ludzi popada w samozachwyt i samouwielbienie. Oczywiście wspominam o tym przekornie, bo w gruncie rzeczy zmierzam do czego innego. Uważam mianowicie, że cytowana modlitwa skłania się ku przesadnej idealizacji człowieka.

Gdyby tak wziąć lupę i przyjrzeć się mrówce, albo pszczole, bylibyśmy dużo bardziej uprawnieni do zachwytu. Zobaczylibyśmy dokładnie, jak wspaniale urządzone są te stworzenia, jak wszystko w nich jest dopasowane, zharmonizowane, jak wszystkie elementy ich konstrukcji współgrają ze sobą, spełniając doskonale swe funkcje. To, czym dysponują, zarówno w budowie, jak i możliwościach, jest minimum, jakiego potrzebują i maksimum, w jakie mogła je wyposażyć natura, aby nie przesadzić.

Chyba zgodzimy się co do tego, że coś, co da się udoskonalić, doskonałe nie jest. Stąd zachwycenie pszczołą i mrówką jest wiele bardziej zasadne, niż wobec człowieka. Tych owadów nie da się udoskonalić, bo niby w jakim kierunku. Aby radzić sobie w otaczającym je świecie posiadły optymalną formę. Owady pojawiły się na naszej planecie miliony lat wcześniej, niż małpy i człowiek. Miały zatem miliony lat na ewolucję i ulepszanie swoich cech. I od dobrych paru milionów nie musiały się już zbytnio zmieniać. Człowiek, jakiego znamy, ma zaledwie kilkadziesiąt tysięcy lat. Można powiedzieć, że dopiero rozpędza się w procesie ewolucji.

Powie ktoś, że owady są prymitywne, albo zarzuci im, że wręcz zmarnowały ofiarowany im czas, bo mogły wydoskonalić więcej zdolności. Kto inny doda, iż nie ma powodów do zbytnich zachwytów, bo żadna mrówka, ani pszczoła nie myśli, nie tworzy sztuki, nie używa wymyślnych narzędzi, nie jest świadoma siebie. To pewnie prawda. Ale czy musi to umieć? Każde żywe stworzenie ewolucyjnie dostosowuje się do otoczenia i doskonali wyłącznie dopóty, aż osiągnie optymalny stopień rozwoju. Taki, który umożliwi mu przetrwanie. Pszczoły i mrówki potrafią tyle, ile im potrzeba i ile wystarcza. Osiągnęły doskonałość w swoim zakresie.

Albo weźmy dla przykładu takiego krokodyla. Dlaczego nie ma skrzydeł? Skoro jest to ocalały dinozaur, to znaczy, że miał wiele dodatkowego czasu (w porównaniu z tymi wymarłymi) aby stać się skrzydlatym smokiem. Rzecz w tym, że skrzydła nie były konieczne, aby mógł przeżyć na planecie te kolejne kilkadziesiąt milionów lat. Przybrał doskonałą dla siebie postać, więcej mu nie potrzeba.

Tu ma prawo pojawić się myśl, że przecież ludzie też osiągnęli poziom przystosowania wystarczający, ażeby przetrwać. Na dodatek w krótszym czasie. I nieźle radzą sobie z przeciwnościami, fundowanymi przez środowisko życia. Faktycznie, można uznać, iż więcej nie potrzebujemy. I wielu ludzi tak dokładnie myśli. Jednak moim zdaniem należy zwrócić uwagę właśnie na to, że… myślimy. Za sprawą umiejętności rozumowania jesteśmy w stanie rozpoznać w sobie braki, dostrzec własne ograniczenia. Widzimy zatem swój niewykorzystany potencjał, domyślamy się, że czeka nas dalsza droga. Słusznie byłoby założyć, iż stać nas na więcej. Powinniśmy wobec tego mieć świadomość obecnej niedoskonałości. A jak jest w rzeczywistości?

Nadal podziwiamy góry i morza, a dzięki możliwościom technicznym, z coraz lepszymi rezultatami penetrujemy Wszechświat. Zaglądamy teleskopami w gwiazdy, słuchamy kosmicznych sygnałów radiowych, wysyłamy sondy i szukamy planet, bądź księżyców, na których mogłoby istnieć życie. Sondujemy kosmos i szukamy śladów życia, lecz wielu cieszy się podświadomie z ich braku. Dzięki temu utwierdza się w przekonaniu o swojej wyjątkowości. Realizuje więc postulat biskupa z Hippony; oprócz podziwu dla świata, zachwyca się sobą. A mi coś każe sądzić, że przedwcześnie, że niezasłużenie.

Augustyn w swej modlitwie przede wszystkim wskazuje na pewien stan rzeczy: zauważa, iż zachwycamy się pięknem przyrody (w dodatku ogranicza się do nieożywionej) oraz, że mijamy siebie bez zachwytu. I rzuca Bogu pytanie, być może nawet z nutą skargi, a przynajmniej niezrozumienia: jak to jest. Moim zdaniem, jeśli biskup pokładał ufność w Bogu i wierzył, że to Stwórca zaprowadził taki porządek w świecie – to owe pytanie nie powinno paść. Bóg urządził tak świat, bo uznał, iż tak powinien wyglądać. A nie wypada (zwłaszcza duchownemu) wątpić w słuszność bożych planów. Jest tak, bo tak ma być. Zatem, zachwycamy się tym co nas otacza, a nie zachwycamy się sobą, bowiem tak jest słusznie. I tego należy się trzymać.

Zdaniem Alberta Camus: W ludziach więcej rzeczy zasługuje na podziw niż na pogardę. Niestety nie dodał w jakich proporcjach rzeczy te mają się do siebie; może tych godnych podziwu jest zaledwie ciut ponad połowę. Jednak gdyby nawet było dużo piękniej, to daleko nam do ideału. Owady tudzież przytoczony krokodyl są doskonalsze od człowieka. Są w zasadzie ukończone, a w każdym razie odpowiednio dopracowane. I nimi można się zachwycać. Można, warto, a nawet wypada. Zaś zachwyt człowieka nad sobą, jako człowiekiem? To bodajże pycha, czyż nie. I zapewne dlatego nie sięgnę po lupę, bo wstyd byłoby mi spojrzeć mrówce w oczy.

A jakie jest Wasze zdanie? Zapraszam we wtorek 4 maja na spotkanie online o godzinie 18:00 – https://join.skype.com/akdnXYFpHEps Temat brzmi: doskonałość krokodyla. Pojawcie się, by porozmawiać, posłuchać, pomyśleć, a może i popodziwiać to, czy owo.

3 komentarze do “Coffeelosophy XLIII – czyli krokodyl doskonalszy od Augustyna

  1. Tatul

    Piękny wywód, który pobudza do myślenia.
    Niektórzy przytaczają ważną myśl:
    Człowiek jest jedyną istotą, która potrafi się uśmiechać…

    Odpowiedz
  2. Krystyna

    Jestem cała za Twoim tokiem myślenia- doskonałość zwierząt nie podlega dyskusji. Z obserwacji moich wynika , że człowiek nie dorównuje moralnie zwierzętom. Dziękuję za artykuł . Miło mi ,że ktoś myśli podobnie jak ja.

    Odpowiedz

Napisz komentarz. Poczekaj na zatwierdzenie

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.