Pandemia odsłoniła przed wieloma osobami ich tęsknoty; zarówno te głęboko ukryte, jak i te tuż pod powierzchnią skóry, inne zaś, dobrze znane uwydatniła w intensywniejszej postaci. Również członkowie Pogadalni tęsknią za sobą, za żywym kontaktem… Wiele wskazuje na to, iż wytrwałość zostanie wkrótce nagrodzona. W najbliższy pierwszy wtorek miesiąca spotkamy się w formule filozoficznej kawiarenki. O nowym miejscu wspomnę poniżej.
***
Ludzie z tęsknotami mają problem. To zdanie można rozważać na dwa sposoby: po pierwsze ludzie mają problem ze swymi tęsknotami, po drugie ludzie przez tęsknoty mają problem. Skąd się bierze tęsknota? Z braku. Z niedostępności przedmiotu swych tęsknych westchnień. Tęsknota jest pouczająca: uświadamia na czym nam zależy, ćwiczy cnotę cierpliwości (jeśli jest szansa powrotu do obiektu westchnień), każe oswajać poczucie straty (jeśli ów obiekt jest trwale poza zasięgiem). Jednym odbiera siły i radość życia, innych uzbraja w nadzieję i popycha do działania. Bywa również inspirująca, czego przykładem są liczne dzieła sztuki, jakich świat by nie oglądał, gdyby ich autorzy za czymś nie tęsknili. No, i o ileż uboższe byłoby bajanie Homera, gdyby Odys nie tęsknił za domem. Generalnie jednak, jest to uczucie przykre, destrukcyjne i budzące frustrację.
Tęsknota często kreuje mylne wyobrażenia o wytęsknionym przedmiocie, idące w stronę idealizacji i upiększania. A potem, jeśli dane będzie komuś wrócić do tego, za czym tęsknił, często spotyka go rozczarowanie, pt. „inaczej to pamiętałem”. Wszystko dlatego, że tęsknota rozgrywa się w naszej wyobraźni. Towarzyszą jej obrazy upiększonych wspomnień oraz scen przedstawiających, jak wyglądałby powrót. Jedno i drugie jest do pewnego stopnia złudzeniem, lecz nawet gdy to sobie uświadomić, w niczym nie przynosi to psychicznej ulgi. Rozwiązaniem mogłaby być postawa stoicka, czyli studzenie emocji, opanowanie uczuć. Wiadomo, nie da się ich okiełznać siłą woli, czy mocą rozumu – są niezależne od nas, ale chodzi o to, by nie zawładnęły nami i naszymi decyzjami. Zatem z jednej strony wspomnienie czegoś niedostępnego, owiane miłymi skojarzeniami, z drugiej powściągliwość i dystans wobec nieracjonalnych podszeptów naszej uczuciowej sfery. Proste… a jakże trudne zarazem.
***
Gdy się nad tym głębiej zastanowić, można dojść do wniosku, że winę za nasze cierpienia ponosi wcześniejsze przywiązanie do kogoś, lub czegoś, nie zaś tęsknota, która jest wtórna. Co z tym począć? Buddyzm rekomenduje porzucenie wszelkiego przywiązania. Nie jest to łatwe. Albert Espinosa radzi: Musimy się nauczyć tracić. Ja sądzę, że łatwiej byłoby się nauczyć nie zdobywać. Dużo łatwiej – aczkolwiek dzieje człowieka to historia podbojów, świadcząca o nienasyconym apetycie. Gdyby jednak udało się powstrzymać, albo choć ograniczyć zdobywanie – czy to bogactw, czy sławy, czy to władzy, czy serc, czy to wrażeń z podróży, czy doznań estetycznych, tudzież duchowych i intelektualnych – wówczas mniej by człowieka wiązało, również emocjonalnie. A tak… Człowiek, mimo posiadania wolnej woli i możliwości wyboru, nie jest władny w pełni kontrolować sfery uczuć. Szkoda, bo przydałoby się opanować takie umiejętności, jak wystrzeganie się afektów, unikanie budowania relacji, świadome nie zacieśnianie więzi. Wszak naraża nas to na ból, żal i zgryzotę.
Inaczej podchodził do tego poeta Alfred Tennyson, mówiąc: Lepiej kochać i utracić, niż nigdy nie zaznać miłości. Poniekąd wtórował temu Albert Einstein, dokonując swoistego bilansu: Miłość niesie ze sobą wielkie szczęście, o wiele większe od bólu, który przynosi tęsknota. Czy rzeczywiście? Dlaczego natura uznała, iż większą korzyścią dla ludzi jest zdolność do miłości, przyjaźni, polubienia, choćby i okupiona zestawem przykrych konsekwencji w obliczu straty – niż możliwość swobodnego uwolnienia się od uczuć i emocji? W takiej kosmicznej kalkulacji to musi się jakoś opłacać, musi wychodzić na plus, bo gdyby dochodziło do zrównoważenia zysków i strat wydawałoby się to niezbyt ekonomiczne. Dlatego ze słowami Tennysona nie zgadzał się inny człowiek pióra, Harlan Coben, stwierdzając: Lepiej kochać, a potem płakać. Następna bzdura. Wierzcie mi, wcale nie lepiej. Nie pokazujcie mi raju, żeby potem go spalić. W podobnym kierunku zmierzają słowa, jakie Adam Mickiewicz zawarł w Dziadach: Kto miłości nie zna, ten żyje szczęśliwy, i noc ma spokojną, i dzień nietęskliwy.
***
Kto tęskni, cierpi. A cierpienia należy unikać (co prócz Buddy powtarzał też Epikur). Nurzanie się w tęsknotach, zadręczanie wyidealizowanymi obrazami, a już znajdywanie w tym upodobania, wygląda na zwyczajnie niezdrowe. Należy żyć bieżącym czasem i ze stosowną przezornością wypatrywać przyszłości. Tymczasem wokół jest mnóstwo złamanych serc, osób samotnych, żałobników, ludzi pogrążonych w depresji. Trafnie ujęła to Olga Tokarczuk: Jak wygląda świat, kiedy życie staje się tęsknotą? Wygląda papierowo, kruszy się w palcach, rozpada… Po co człowiekowi tęsknota, po co ten dojmujący probierz ważności. Bylibyśmy zdrowsi i szczęśliwsi mogąc z niej zrezygnować.
Wiem, wiem – zaraz ktoś się oburzy; jak mogę odrzucać tęsknotę za bliską osobą, nostalgię za ojczyzną, za rodzinnym domem, za dawną pasją, itp. Przede wszystkim nie mogę odrzucić, choć niejednokrotnie bardzo bym chciał. Jednakowoż, gdyby się udało, to czy sprzeniewierzyłbym się wszystkiemu, co cenne. Odrzucenie, czy wygaszenie tęsknoty, nie zmieni ważności tych osób, wartości miejsc i wspominanych czynności. Natomiast pozwoli lepiej radzić sobie z czasem, na jaki zmuszeni jesteśmy być od tego wszystkiego daleko.
W wierszu Moja piosnka Cyprian Norwid pisał o nostalgii, zaczynając od słów opisujących, czego mu brak:
Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba
Podnoszą z ziemi przez uszanowanie
Dla darów nieba,
Tęskno mi, Panie.
Do kraju tego, gdzie winą jest dużą
Popsować gniazdo na gruszy bocianie,
Bo wszystkim służą,
Tęskno mi, Panie.
W końcowych zaś strofach utworu znajduje się wyznanie, świadczące jak nieznośne jest tęsknienie a nawet myślenie o kraju. I, najwyraźniej w obliczu utraty nadziei na odmianę losu, Norwid zwraca się do Boga słowami:
Do beztęsknoty i do bezmyślenia, (…)
Tęskno mi, Panie.
Kiedy bowiem nie sposób odzyskać przedmiotu tęsknoty, rodzi się pragnienie przynajmniej uwolnienia od ciężaru tego uczucia. Smutek po stracie, szczególnie przy świadomości jej nieodwracalności, nie ma dobrych stron. Moim zdaniem fundamentalnym motorem ludzkich poczynań jest unikanie straty. Człowiek, który choć na moment poczuł się szczęśliwy, tracąc kontakt ze źródłem tegoż szczęścia, odczuwa ból i żal. Toteż trudno mi zgodzić się ze słowami Sokratesa, który rzekomo powiedział, iż Szczęście to przyjemność, której się nie żałuje. Przypuszczam, iż miał na myśli prawdziwe szczęście, do którego doszło się drogą mądrości, w dobry, sprawiedliwy sposób. I to szczęście zapewne jest trwałe. Trzeba jednak uczciwie zauważyć, iż taki rodzaj szczęścia dany jest nielicznym.
Większość z nas uszczęśliwia się w mniej doskonały sposób. Jako, że dozgonnego szczęścia nie zaznajemy, to i przyjemność obcowania z nim bywa krucha. Zatem, kontynuując odniesienie do myśli Sokratesa, tej naszej zwyczajnej przyjemności nie żałuje się tylko tak długo, jak długo ma się do niej dostęp. No, a poza nią są jeszcze przyjemności grzeszne, które kończą się poczuciem winy i żalem wyrażanym np. w konfesjonale. Utraconej przyjemności można więc żałować. I potwierdziłby to z pewnością wspomniany Epikur, który też utożsamiał ją ze szczęściem. A rozdzielenie człowieka z tym, co stanowi źródło przyjemności to oczywisty powód nieszczęścia. W omawianym przykładzie, nieszczęścia, któremu na imię tęsknota.
Spotkamy się w Dzień Dziecka i zapewne niejedna osoba wyzna, iż tęskni za dzieciństwem. Przytaknie też słowom Stefana Żeromskiego: Każdy ma swoje miejsce ulubione w dzieciństwie. To jest ojczyzna duszy. Ja akurat takowej nostalgii nie przejawiam. Niezbyt szczęśliwe dzieciństwo uchroniło mnie od rzewnych wspomnień. Oto sposób na tęsknotę – nie doświadczyć czegoś, po czym strata byłaby bolesna. I precz z sentymentalizmem! Przesadziłem?
***
Zapraszam 1 czerwca o godzinie 18:00 do kawiarni San Sebastian, przy pl. św. Sebastiana. Temat brzmi: tęsknota za beztęsknotą. Przyjdź porozmawiać, posłuchać, pomyśleć, a być może potęsknić.
Pięknie dziękuję. Pisałem kiedyś o potrzebie umiarkowania w zawężaniu przestrzeni międzyludzkiej, ze względu na rozpacz przychodzącą po rozstaniu. Dla mnie wtedy receptą wydawała się piosenka Natalii Kukulskiej “Im więcej ciebie tym mniej”
I ja kiedyś napisałem tekst dotyczący dystansu między ludźmi, poniekąd zachwalający zachowanie takowegoż: https://pogadalnia.pl/2018/04/05/coffeelosophy-xxiii-czyli-afirmacja-dystansu/
“Do beztęsknoty i do bezmyślenia, (…)
Tęskno mi, Panie”.
mnie też 😉