Coffeelosophy LIX – czyli pocałunek sprawiedliwości i pokoju

Zaskoczyła mnie definicja wojny sprawiedliwej; okazuje się, iż jest to… koncepcja filozoficzna. Koncepcja, z grubsza biorąc, uznająca, że niektóre z wojen są słuszne i usprawiedliwione. Pisał o nich już Cyceron, kilka wieków później temat ów poruszył św. Augustyn, swoje dorzucił również św. Tomasz i inni myśliciele. W niebagatelny sposób przedstawił tą kwestię nasz rodak, rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego, kapłan, prawnik i przeciwnik Krzyżaków – Paweł Włodkowic, przy okazji poddając krytyce tzw. świętą wojnę.

Na przestrzeni stuleci uściślano warunki, jakie musi spełniać akt zbrojny, by zasługiwał na miano sprawiedliwego i tym samym moralnego. Cyceron podkreślał, że musi chodzić o odparcie inwazji, odwet za grabieże lub złamanie traktatu przez przeciwnika. Augustyn z Hippony twierdził, że Bóg nie bez powodu dał państwom miecz, gdyż dał go do obrony. Za sprawiedliwe uważał wojny, które mszczą niesprawiedliwość, dążą do uzyskania pokoju i zwyciężenia zła, (co oznaczało możliwość nie tylko wojny obronnej ale i ofensywnej, gdyż bierność jest większym grzechem); traktował też jako uzasadnione wojny prowadzone z nakazu Boga – co zyskało miano tzw. świętej wojny. Tomaszowi z Akwinu do uznania wojny za sprawiedliwą wystarczały trzy przesłanki: by powód wojny był sprawiedliwy, by wojnę wypowiedziała prawowita władza, a prowadzeniu walki towarzyszyły uczciwe intencje.

Alegoryczny pocałunek sprawiedliwości i pokoju [autor nieznany].

Nasz Paweł Włodkowic, opierając się na pismach różnych myślicieli, w tym wyżej wymienionych, sformułował własny zestaw kryteriów Bellum iustum. Po pierwsze, duchowni nie powinni przelewać krwi, a więc udział w wojnie należy do osób świeckich (tym samym Zakon Krzyżacki nie mógł usprawiedliwiać krwawego misjonarstwa). Po wtóre, wojną sprawiedliwą może być tylko toczona w obronie ojczyzny lub dla odzyskania bezprawnie utraconej własności. Następnie, wojna taka może być prowadzona jedynie z upoważnienia monarchy ewentualnie Kościoła, gdy chodzi o wojnę za wiarę. Podstawowym celem ma być osiągnięcie pokoju. Na miano sprawiedliwej nie zasługuje wojna z nienawiści, żądzy zemsty, czy chciwości. Przeciwnie, powinna być toczona w duchu miłości, sprawiedliwości i posłuszeństwa. Aha, z przerwą w dni świąteczne, co np. dla Akwinaty nie stanowiło przeszkody.

Dziś akcentuje się, że musi to być wojna obronna w odpowiedzi na bezprawną agresję, mająca szanse na wygranie, niewymierzona w cywilów i sięgająca po przemoc tylko w uzasadnionej sytuacji. Dochodzą jednak jeszcze zobowiązania sojusznicze i związane z nimi wsparcie militarnie. Wówczas też jest to słuszne i sprawiedliwe, gdy jakieś państwo angażuje się w konflikt, chociaż samo nie jest bezpośrednio nim dotknięte.

Czasem odnoszę wrażenie, że przymiotnik „sprawiedliwa” doklejono do słowa „wojna”, aby opromienić okrucieństwo szlachetnym blaskiem sprawiedliwości. Czyż to nie nadużycie? Dlatego wolałbym poprzestać na określeniu takiej wojny, jako słusznej, ewentualnie nazywać ją uzasadnioną lub konieczną. Nie podoba mi się takie nobilitowanie, podobnie jak chyba nikomu nie przypadłby do gustu eufemizm typu: śliczna wojenka. Jest w tym jakiś pojęciowy zgrzyt, brak spójności brzmienia i znaczenia, do tego jakaś etyczna sprzeczność. Ktoś powie, że to tylko kwestia semantyki i nie ważne, jakiego określenia użyjemy, jeśli będziemy pod nim rozumieć to samo, czyli moralnie usprawiedliwione toczenie walk. Może faktycznie to zaledwie rzecz doboru słów, a może jednak słowo „sprawiedliwość” nie powinno swobodnie łączyć się ze zjawiskiem jemu odległym. Zadajmy sobie bowiem pytanie: czy sprawiedliwość może się realizować w oparciu o czyjąś ewidentną, bezzasadną krzywdę? Zdrowy rozsądek i intuicja moralna podpowiadają, że nie. Bo jeśli droga ku dobru pociąga za sobą niewinne ofiary, to trudno mówić o sprawiedliwości, a przynajmniej pełnej.

To właśnie dlatego nie sądzę, żeby istniało coś takiego, jak wojna sprawiedliwa. Wynika to z przyjętego przeze mnie pojmowania sprawiedliwości; kiedyś usłyszałem jej definicję, która trafiła mi do przekonania. I w tymże moim przekonaniu sprawiedliwość to taki stan, gdy ktoś otrzymuje to, co mu się słusznie należy. Wyobraźmy sobie teraz obrońcę napadniętego kraju, człowieka zmuszonego sytuacją do porzucenia domu i rodziny, do oglądania zniszczeń, do patrzenia na cierpienie i śmierć rodaków, zmuszonego rozkazem do zabijania innych ludzi, poddanego trudom walki, obarczonego stresem, skazanego na traumę psychiczną, narażonego na utratę zdrowia i życia… Trudno w związku z tym przyjąć, że ów żołnierz, walcząc w sprawiedliwej wojnie, otrzymuje to, co mu się słusznie należy. A niby czym on sobie na to zasłużył? Podpowiem: niczym!

Historia zna wiele przykładów tzw. sprawiedliwych wojen. Wielu chwytało za broń z poczucia obowiązku, patriotyzmu, dumy… Niektóre z tych wojen kończyły się pyrrusowym zwycięstwem, inne już od samego początku skazane były na klęskę. A jednak ludzie podejmowali się walczyć w imię godności, honoru, wolności, pokoju, czy zasad i ideałów… Jakby idąc za słowami Seneki, że „Haniebna śmierć to coś jeszcze gorszego niż hańba” wzniecali beznadziejne powstania, w których ginęli z bronią w ręku. I najczęściej chwała im za to. Czy jednak wypada powiedzieć: to było sprawiedliwe?

George Orwell przekornie stwierdził: „Najszybszy sposób na zakończenie wojny to ją przegrać”. No cóż, jest to jakiś sposób. Dla wyżej wspomnianych bohaterów znaczenie miało jednakowoż to, w jakim stylu. Nie dopuszczali do siebie myśli o poddaniu się bez walki ani o kapitulacji na zakończenie. Nie wykluczam, że powodowało nimi poczucie sprawiedliwości, że uważaliby za niesprawiedliwe pozwolić najeźdźcy na łatwy tryumf i szerzenie zła. Lecz czy sprawiedliwość pobudek przenosi się w tak prosty i oczywisty sposób na wynikające z nich działanie? Czy przyczyna uświęca skutek? Byłoby to odwróconą wersją makiawelicznego powiedzenia, że cel uświęca środki.

Niektórym wydaje się, że gdyby na świecie zapanowała sprawiedliwość, to automatyczną konsekwencją byłby powszechny pokój. Wystarczy, ażeby nikt nie uważał, iż jemu należy się więcej niż to, co posiada albo, że komuś innemu niesłusznie przypadło zbyt wiele, albo, że ktoś ma nie to, na co zasługuje. Kiedy bowiem nikt nie czuje się skrzywdzony jakąś niesprawiedliwością – wtedy nie dojdzie do żadnej wojny, konfliktu, czy sporu. Choć można w tym dostrzec pewną logikę, to bezsprzecznie jest to wizja utopijna.

Niemniej znamienne jest to łączenie sprawiedliwości z pokojem. We wcześniej opisywanych warunkach tzw. sprawiedliwej wojny nadrzędnym celem miał być pokój (nawiasem mówiąc: wojna o pokój – paradoks!). W tym utopijnym marzeniu o globalnej sprawiedliwości, miałaby ona gwarantować pokój. I takie wspieranie się zacnych idei jest mi jakoś bliższe. W Księdze Psalmów [Ps 85, 11] czytamy: „Łaskawość i wierność spotkają się z sobą, ucałują się sprawiedliwość i pokój”. I to można sobie jakoś wyobrazić, w każdym razie łatwiej niż pocałunek sprawiedliwości i wojny.

Sądzę, że należy to przedyskutować. Zapraszam we czwartek, 6 czerwca o godzinie 18:00 do Restauracji Radiowa, ul. Strzelców Bytomskich 8. Temat brzmi: sprawiedliwość wojny. Przyjdź porozmawiać, posłuchać, pomyśleć… najlepiej pokojowo.

Napisz komentarz. Poczekaj na zatwierdzenie

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.