Archiwa tagu: dusza

Sensacyjne odkrycie! Nieznany dialog Platona: Terpsion.

Sensacyjne odkrycie! Nieznany dialog Platona: Terpsion. – Opole News (opole-news.pl)

Wśród przekładów dzieł antycznych, jakich dokonał wybitny tłumacz i filozof prof. Władysław Witwicki, odkryto nieznany dotąd dialog Platona pt. „Terpsion”. Przypuszczalnie pochodzi on z wykopalisk w Oksyrynchos, jakie rozpoczęto pod koniec XIX wieku. Witwicki zrezygnował z opublikowania znalezionego tekstu. Najprawdopodobniej dlatego, że wśród wszystkich dzieł przypisywanych Platonowi badacze w kilku przypadkach podważyli autorstwo Platona. Wątpliwości co do autentyczności znaleziska ukryły je przed światem aż do teraz.

Platon napisał kilkadziesiąt dialogów, w których główną postacią był Sokrates. Jednym z polskich tłumaczy tych dzieł był właśnie prof. Władysław Witwicki (1878-1948) – znakomity polski psycholog, filozof i historyk filozofii. Był znawcą kultury starożytnej i autorem doskonałych literacko przekładów niemal wszystkich dzieł Platona. Do dziś służą one miłośnikom filozofii i utworów Platona.

Witwicki początki edukacji i studia odbył we Lwowie. Tam też w 1901 r. się doktoryzował, a zaraz potem podjął dalsze studia w Wiedniu i Lipsku. W 1904 roku habilitował się, a w 1920 został profesorem Uniwersytetu Warszawskiego.

Jako pierwszą przetłumaczył ”Ucztę” w 1909 roku. W kolejnych latach ukazywały się następne przekłady. Pracował również podczas okupacji, lecz te ostatnie tłumaczenia zostały wydane już po jego śmierci (1948); było to 6 dialogów, które publikowano do 1961 roku, a „Państwo” oraz „Prawa” czekały do 2001 roku.

Istnieje przypuszczenie, że podczas studiów w Wiedniu, młody Witwicki zetknął się z odręcznym odpisem greckiego tekstu, znalezionego w postaci papirusu podczas wykopalisk w Oksyrynchos (dziś Al-Bahnasa), starożytnym mieście w środkowym Egipcie. Wykopaliska rozpoczęli w 1897 Bernard P. Grenfell, Arthur S. Hunt i W.M. Flinders Petrie. Odkryto ogromną liczbę tekstów z epoki hellenistycznej i rzymskiej, w tym utwory zarówno znane wcześniej, jak i zaginione: fragmenty dzieł Platona, Arystotelesa, Hipokratesa, sztuk Menandra, Sofoklesa, Eurypidesa, wierszy Pindara, Safony, Korynny, Alkajosa. Znajdywane tam papirusy trafiły do wielu miast w Europie, m.in. do Londynu, Oksfordu, Glasgow, Cambridge, ale też do Barcelony, Paryża, Gandawy, czy Florencji.

Przedstawiamy Państwu odnalezione tłumaczenie. Znawcy tematu dostrzegają, że brak mu jeszcze ostatnich redakcyjnych szlifów, przypisów, a także wstępu oraz objaśnień tłumacza na końcu, tak charakterystycznych dla przekładów prof. Witwickiego. Mimo to lektura jest wciągająca. Zachęcamy.


Platon*

Terpsion

Osoby dialogu:
TERPSION
EPIGANES
SOKRATES
KTEZIPPOS
MENEKSENOS
EUKLIDES
ERYKSIMACHOS

*   *   *

– Epiganesie! I ty tutaj?
– Witaj, drogi Terpsionie. Ano tutaj, czemu tak się dziwisz?
– Bo właśnie idę z nisajskiego portu, gdzie dopiero co żegnałem naszych przyjaciół. Pewnie, jak oni, przybywasz spotkać się z Sokratesem.
– A prawda. Odkąd wieść w naszych kręgach się rozeszła, szukałem sposobności, by stanąć w Megarze.
– Zechciej mi towarzyszyć, bo i ja się do Megary spieszę. Sprawę mam do załatwienia, zanim wrócę na wieś.
– A chętnie, bo przy okazji wypytam cię o to i owo. Tylko proszę, Terpsionie, nie idźmy zbyt szybko, bo jużem strudzony.
– Pójdziemy spokojnie, a i przysiąść możemy po drodze. Proponuję iść wzdłuż murów, co do miasta wiodą, bo cień się tu jeszcze kładzie i ruch trochę mniejszy. Dziś Nisaja w szwach pęka, bo statki z towarem doczekały pomyślnych wiatrów i licznie cumują. A na rynku w Megarze zapewne znajdziemy Euklidesa, to się z nim zabierzesz. Bo pewnie ci wiadomo, że Sokrates w jego domu gości.
– Inaczej bym się, Terpsionie, nigdzie nie wybierał. Tymczasem powiedz przecie, z naszych przyjaciół kto tu był z wizytą. I zdradź choć trochę z tego, jak to wyglądało.
– O, znasz wszystkich, aż dziw bierze, że nie przybyliście razem. Tak więc był Ajschines, no i Antystenes. Nie zabrakło Platona, który nawet postanowił, że osiądzie tu na dłużej. Był też Eryksimachos, który nad zdrowiem Sokratesa czuwał, bo po całej przygodzie miał z trawieniem kłopoty. Byli jeszcze Kriton i Apollodoros; ci bardzo się wzruszyli, tak że Sokrates znowu ich strofował, że to nie przystoi, ale tym razem żartem, jak to on potrafi.
– A kto więcej, powiadaj.
– Był i Fedon, ciągle jeszcze nadąsany. Miał żal, żeśmy go w porwanie Sokratesa nie wtajemniczyli, bo zanim następnego dnia sprawa się wydała, on już zdążył włosy ściąć na znak żałoby. Dopiero mu Sokrates humor poprawił, kiedy z rozczuleniem głowę jego pogłaskał i powiedział:
– Tyś, przyjacielu, szczerze mnie pożegnał.
Spojrzał potem na starego Kritona, na Apollodora i Ajschinesa, którzy też o spisku nie mieli pojęcia, westchnął i dodał:
– Oto ci, co umieli wolę mą uszanować.
Trzeba ci wiedzieć, że czasem robi przytyki pozostałym, bo i nie jest pogodzony z tym, cośmy mu zgotowali.
– O tej zmowie, Terpsionie, rad bym coś więcej usłyszeć, ale póki co dokończ, proszę.
– No, to ci dopowiem; gdy ściskał Ajschinesa, podziękował mu za to, że ten się zaopiekował Ksantypą i dziećmi. Zaraz puścił oko do reszty i rzekł niby to poważnie:
– Oto przykładny uczeń.
– A skąd ta pochwała? – zdziwił się tamten, a Sokrates na to:
– Czyż nie jest najlepszym uczniem taki, który potrafi zastąpić nauczyciela na jego miejscu?
Roześmieli się serdecznie, szczególnie widząc, jak Sokrates formę odzyskuje. Platon tylko wzrok odwracał, bo sam o spisku wiedział i do ostatniej chwili spraw wszelkich pilnował. Nawet do więzienia nie przyszedł, wymawiając się chorobą.
– Ja co innego myślę; pewnie przeczuwał, że Sokrates, z którym się znają na wylot, rozpozna coś po jego zachowaniu. A czy był kto więcej wśród tych, co właśnie odpłynęli?
– To wszyscy, Epiganesie, ale wiem skądinąd, że się tu jeszcze wybierają Kebes wraz z Simiaszem. Przekazali, że niebawem w rodzinnych Tebach jakichś interesów będą doglądać; wtedy nadłożą nieco drogi i do Megary wstąpią. Myślą nakłaniać Sokratesa, by z nimi do Beocji ruszył. Może być, że się z nimi zabiorą w tę stronę Hermogenes i Kritobulos, a chyba nawet Arystyp, chociaż go trudy podróży mocno zniechęcają; lubi swoje wygody, znasz go przecież.
– Znam dobrze, jak zresztą innych, których wymieniłeś. Nie znam za to szczegółów całej waszej zmowy. Nie trzymaj mnie, Terpsionie, w tej niecierpliwości. Mów, jak to było, niech się w końcu dowiem.
– Euklides stał za wszystkim. Nie chciał zbyt wielu w sprawę wtajemniczać, nawet ja nie wiedziałem do ostatniej chwili. On to zaoferował swój dom na schronienie i zaplanował podróż. Jak pamiętasz, już nieraz przekradał się do Aten i wiedział, jak kordon straży granicznej ominąć. Łatwo zjednaliśmy sobie pachołka Kolegium Jedenastu; widziałeś, całym sercem był za Sokratesem. Kiedy więc Eryksimachos sporządził silny środek nasenny, nie było problemu, żeby podmienić miksturę. Sokrates tak mocno usnął, że na martwego wyglądał.
– Dałbym głowę, że tak się stało. Przecież nawet Kriton, który mu usta i oczy domknął, niczego nie zauważył. A zaraz po tym dozorca wszystkich wyprosił, mówiąc, że nic tu po nas, że resztą się zajmie, i przygotowaniem i wydaniem ciała rodzinie. Czytaj dalej

Zmartwychwstanie powszechne

Za sprawą Marcina Hounda i jego seminarium zacząłem zadawać sobie pytanie o sens zmartwychwstania powszechnego. Hound zaproponował jako temat spotkania, które wypadało w Wielki Czwartek książkę Johna i Sary Crossanów, Resurecting Easter. How the West Kept and the East Lost the Original Easter Vision, która składa się głównie z fotografii różnych przedstawień Zmartwychwstania i ich analiz, począwszy od pierwszych wieków chrześcijaństwa do czasu ustalenia się obecnej ikonografii. Obrazy Kościołów Wschodu przedstawiają Chrystusa Zmartwychwstałego trzymającego dłonie Adama i Ewy, a za nimi ożywionych patriarchów, królów, proroków i świętych – przedstawicieli całej ludzkości wraz z Jezusem podniesionej z grobu przez Boga. Dlaczego Chrystus Zmartwychwstały na naszych wizerunkach począwszy od końca średniowiecza jest sam, skoro Kościół prawosławny wciąż podtrzymuje tradycję – która była w pierwszym tysiącleciu również częścią tradycji Zachodu – ukazywania Zmartwychwstania jako doświadczenia zbiorowego? Na współczesnych katolickich i protestanckich obrazach Zmartwychwstania widzimy Jezusa jak unosi się w chwale nad swoim grobem w pojedynkę – widać niekiedy aniołów, kobiety niosące wonności czy przerażonych żołnierzy, ale żaden ze zmarłych nie towarzyszy Jezusowi w chwale zmartwychwstania. Dlaczego tak zmienił się sposób przedstawiania, a co za tym idzie i sposób rozumienia tego najważniejszego dla chrześcijan wydarzenia? Chodziłem z tym pytaniem z poczuciem, że ta zmiana nie jest wyrazem postępu lecz polegała na jakiejś utracie i zapomnieniu o jakimś istotnym, żywym doświadczeniu Kościoła pierwszych wieków. Czytaj dalej

LISTY JOŃSKIE – epistoła 1

Listy Jońskie to listy pisane od początku i z zasady źródłowo. Tak jak filozofia zaczyna się w jońskich koloniach greckich (w Milecie i Efezie) od pytań o początek i zasadę (słowo arche znaczy i jedno i drugie) listy dotyczą tego, co się dzieje aktualnie w Pogadalni, dotykając jej zasad i pierwotnych założeń.

Pomysłodawczynią i inicjatorką jest Justyna Jonek


Drogi Filozofie Platoński,
 
piszę do Ciebie pierwszy list. A jednocześnie piszę nie tylko do Ciebie, bo list ten zostanie zamieszczony na stronie Pogadalni Filozoficznej.
Piszę, bo lubię pisać, bo pomaga mi to uporządkować myśli. Formuła listów pozwala na szeroki (nieograniczony wręcz!) wybór tematów, a jednocześnie jest bardzo osobista, oparta na doświadczeniu.
 
Dzisiaj w muzeum rozmawialiśmy o duszy Platońskiej, o jedności poprzez wielość, o tym, jak rozumiemy osobowość człowieka. Siedzieliśmy w kręgu i myśli płynęły… Przytoczę dwa cytaty, o których mówiłam. Pierwszy utworzyła Sylvia Plath. Pyta ona: „Jak to możliwe, dziwna dziewczyno, że jesteś tak wieloma kobietami dla tylu ludzi?”.

Czytaj dalej

Coffeelosophy XL – czyli jak Platon został kobietą

Zbliża się pierwszy poniedziałek miesiąca, toteż spotkanie Pogadalni odbędzie się w formule kawiarenki filozoficznej. Jako że kalendarz sytuuje w pobliżu Dzień Kobiet, postanowiłem na swój sposób refleksyjnie to uwzględnić.

***

Wszystkich – bez wyjątku – którzy zetknęli się z dziełami Platona, wielce raduje to, że powstały i zachowały się do naszych czasów. Jednych dlatego, że podziwiają, bądź podzielają ów tok myślenia – innych dlatego, że mają twarde dowody przeciwko autorowi. A przynależy on do tych szczęśliwców (lub pechowców – w zależności kto ocenia), których dorobek zachował się właściwie w komplecie. Ba, zostało po nim nawet więcej tekstów, niż sam napisał. Pomyślmy jednak, co by było, gdyby całą spuściznę po tym filozofie stanowiło tylko jedno zdanie. Coś jak: Carpe diem Horacego – albo Heraklitowe: Panta rhei. Gdyby ostał się wyłącznie jeden wers i może trochę ogólnych relacji o Platonie w zapiskach innych postaci historycznych, które znały tego myśliciela i słyszały o jego wydumanych ideach.

Trafiłem na jedno takie zdanie, że gdyby to właśnie ono było wszystkim, co przetrwało po Platonie, malowałby się dość ciekawy obraz jego filozofii. Z wypowiedzi tej, jakkolwiek krótkiej można wyciągnąć szereg zaskakujących wniosków. I żeby było ciekawiej, od nich zacznę, nie zdradzając cytatu, jaki mnie ku nim sprowokował.

Mam powody przypuszczać, iż Platon uważał, że zło i ludzkie słabości są w pewnym stopniu koniecznością. Warunkiem wręcz, jeżeli ludzki ród ma uniknąć wyginięcia. A skoro to zapewnia nam przetrwanie, to w jakimś sensie jest dla nas dobre. Dochodzimy zatem do paradoksu: oto zło, które w nas tkwi i czasem dochodzi do głosu, to samo, które powoduje upadek człowieka, jednocześnie pozwala ludzkości wciąż istnieć. Czytaj dalej

Coffeelosophy XXXVI – czyli dwa światy

Najbliższe spotkanie w formule filozoficznej kawiarenki poświęcimy w pewnym sensie zaświatom. Dopiero co przeżywaliśmy dzień Wszystkich Świętych i Zaduszki, więc pozwólmy sobie na małą kontynuację klimatu zadumy. Owszem, mało to filozoficzne, ale przecież wolno czasem pokusić się o refleksję nieco innej natury.

W świetle znicza

Jedni idąc nad groby bliskich jedynie oddają cześć ich pamięci, tak jak czynimy to pod pomnikami i tablicami pamiątkowymi. Być może najdzie poniektórych refleksja nad własnym losem, zastanowią się jak to będzie, gdy ktoś ich szczątki złoży pod granitową płytą. Może zadadzą sobie pytanie, kto będzie zapalał znicze i przez ile pokoleń będą ważni dla potomnych. Inni idąc na cmentarz pielęgnują nie tylko pamięć o pochowanych, ale też wiarę w to, że ich dusze są nieśmiertelne i czekają na spotkanie po tamtej stronie.

Niektórzy twierdzą, że czują obecność duchów. Dopuszczam możliwość takiej wrażliwości zmysłów, która pozwala tego doświadczyć. Ja pod tym względem mam zmysły stępione, aczkolwiek pamiętam, że kiedyś śniła mi się zmarła osoba, która złapała mnie mocno za ramię i obudziłem się, wyraźnie czując ucisk na ciele. Być może to tylko ułuda, a może właśnie sen jest kanałem, poprzez który oba światy nawiązują łączność ze sobą. W końcu sen to brat śmierci, jak napisał Mickiewicz – zresztą powtarzając po Homerze, mówiącym o bliźniaczym pokrewieństwie obu stanów.

Wrota snów

Kto wie, może z duchami jest tak, że kiedy zasypiamy i śnimy, to odwiedzamy ich świat. Rządzą tam inne prawa fizyki, inne prawa logiki, inne pojęcie sensu. Jednakowoż znajdujemy w tym świecie odbicie naszego, nie stroniącego od uniesień, seksu, przemocy, bezsilności, zachwytu, radości i smutku. W sennych realiach wszystko jest do pomyślenia, żaden absurd nie budzi zdumienia, irracjonalne zdarzenia traktuje się jak coś naturalnego. A spotkania ze zmarłymi nie wywołują zdziwienia, czy zaskoczenia – choć mogą przestraszyć.

I kto wie, może kiedy z kolei duchy śpią, to poprzez swoje sny trafiają do naszego świata. Z obszaru bezcielesnej nieważkości, przez wrota marzeń sennych, opuszczają na chwilę ów świat pozbawiony sensu, logiki i praw. Tą drogą, nierzadko dają się dojrzeć żywym ludziom, albo przynajmniej pozwalają odczuć swoją wśród nas obecność. Stąd niezliczone świadectwa osób nawiedzonych. Czytaj dalej

Coffeelosophy XXIX – czyli człek po ludzku nieludzki

Z łaciny bestia to po prostu zwierzę. Natomiast bestialstwo rozumiemy, jako szczególne okrucieństwo. Dlaczego? Z jakiego powodu zezwierzęcenie jest synonimem ujmy, podłości i zła. Czy zwierzęta są okrutne, bezlitosne, perfidne, nienawistne, podstępne, fałszywe…? Chociaż można podać przykłady zachowań, które pasowałyby do tych pojęć, tak naprawdę będzie to nasza projekcja, rodzaj antropomorfizmu. Przykładamy do zwierzęcych poczynań ludzkie cechy, wydajemy sądy etyczne i oceniamy według naszych kryteriów. Tymczasem bezduszny, nikczemny, bezlitosny i kłamliwy jest… człowiek.

Bestia, Diabolina, Faun i Hellboy – w każdej bestii więcej jest z człowieka niż zwierza.

Tym, co odróżnia człowieka od innych żywych stworzeń jest między innymi sztuka. A zatem używanie wyobraźni i zdolności technicznych do tworzenia rzeczy, bez których pewnie jakoś byśmy sobie poradzili. Krótko ujął to Oscar Wilde: Każda sztuka jest bezużyteczna. Niezależnie od tego, czy jest użyteczna, na pewno potrafi być pożyteczna. A Giordano Bruno stwierdził: Dobrem w dziedzinie sztuki jest to, co naśladuje przyrodę. I tu nam się wątek zapętla; człowiek kultury odżegnuje się od zwierzęcej natury, a jednak poprzez sztukę wraca do niej i to z uznaniem. Czytaj dalej

Dusza

Jak to dobrze, że Martinus wziął na warsztat ludzką duszę! Należało jej się to już od dawna. Choć pojawiała się gdzieś tam w tekstach o innych tytułach ale należny jej poziom uwagi nie został przez nas w Pogadalni osiągnięty. Bo, po pierwsze, jeśli dusza istnieje, to nic innego nie znamy oprócz niej. A ściślej po Arystotelesowsku: niczego nie możemy ująć poznawczo, czym ona nie mogłaby się stać. A po Kantowsku mówiąc, niczego nie poznajemy co nie byłoby formą jej zmysłowości lub kategorią jej intelektu. A po drugie jeśli istnieje, to jesteśmy duszą i jako dusza do duszy mówić do siebie powinniśmy i jako dusze nad ciałem opiekę sprawować i broń Boże siebie jako ciał nie traktować… Ale jeśli jej nie ma, to całe to nasze gadanie to choroba słabowitego ciała, szukającego mocy…

Ale po kolei.

1. „Jezus oddał za nas życie. Ale czy za nas w całości? Nie. Tak właściwie, w dziele zbawienia chodziło wyłącznie o nasze dusze.”

Zgadzam się. Jeśli jednak tak jest, to po co Zmartwychwstanie? Nie potrafię tego pojąć inaczej jak tylko uznając, że ciała nasze nie są tym czym wydają się nam być. Jezus nie zabiera przecież do nieba masy (materii jako bryły o określonej inercji) lecz energię. Pewną aktywność wewnętrzną, która na zewnątrz może (ale nie musi) przejawiać się jako ciało. Jezus zatem istotnie nie zbawia ciała ale zbawia „energię naszego ciała”. Ale „energię” w sensie bliższym greckiemu energeia niż naszym współczesnym fizycznym pojęciom. Ta energeia jako energia ciała fizycznego to Arystotelesowska dusza wegetatywna, odpowiadająca za prawidłowe funkcjonowanie m.in. trawienia i rozmnażania. Po co zatem Jezus ją zbawia? To naprawdę baaardzo ciekawe pytanie. I wrócę do niego za chwilę.

2. „nie uważam, że dusza zaistniała sama, na drodze ewolucji, jak pióra na jaszczurach. Chętnie przyjmuję stworzenie jej przez Boga.”

Ja też. Ale jak pogodzić fakt stworzenia duszy z twardymi danymi nauki, które ukazują ewolucję człowieka jako proces naturalny oraz z szacunkiem dla Bożej Inteligencji, z którą nijak nie potrafię pogodzić każdorazowego wkładania dusz do naturalnie powstających ciał?

3. „A może należałoby, idąc za tą myślą, stworzyć pojęcie duszy mniejszej – czyli takiej, która zamieszkuje niektóre, co inteligentniejsze gatunki. To w pewnym stopniu pozwalałoby wybrnąć z kłopotów nastręczanych przez ewolucję”

Świetny pomysł. Koncepcja ta ma już pewnie jakieś 3 tysiące lat ale to nie znaczy, że przestała być atrakcyjna. Dusze są częścią porządku natury. (wszystko ma swój aspekt wewnętrzny-psychiczny i zewnętrzny-fizyczny ) Na poziomie wegetatywnym i zmysłowym jesteśmy duszami, które bardzo przypominają dusze zwierzęce. Mamy odczucia, wyobrażenia, doznania, wrażenia prawdopodobnie bardzo przypominające psie, kocie czy szympansie. Czytaj dalej

Na święta: o ewolucji duszy

Swoim zwyczajem, na czas świąt przesyłam garść przemyśleń z pogranicza filozofii, teologii i nienaukowego mędrkowania.

http://cyfrowe.mnw.art.pl/Content/3671/grobnid4307.jpgJezus oddał za nas życie. Ale czy za nas w całości? Nie. Tak właściwie, w dziele zbawienia chodziło wyłącznie o nasze dusze. I refleksją na temat ludzkiej duszy chciałem się właśnie podzielić. Nie chcę sięgać po jej rozliczne definicje – łatwo znaleźć jej rozmaite koncepcje, od starożytnych filozofów, przez teologów, po dzisiejszych psychologów. Ponieważ jednak – ze względu na kontekst świąt – będę nawiązywał do religii, to wypada wtrącić, iż poszczególne wyznania, różnie duszę pojmują, a nawet wśród odłamów samego chrześcijaństwa nie ma zgody co do jej definicji, funkcji, wartości i nieśmiertelności. Według Kościoła Katolickiego dzięki duszy ludzie mogą racjonalnie myśleć, rozumieją pojęcia abstrakcyjne, potrafią wierzyć w życie po śmierci oraz w Boga, czują empatię, mają wolną wolę i poczucie godności.

Zainspirował mnie temat rozmowy ze znajomym filozofem. Usłyszał on, jak pewnemu księdzu profesorowi zadano ciekawe pytanie dotyczące duszy. Jego sens był mniej więcej taki: czy Neandertalczyk miał duszę? Odpowiedź, jaka padła, zdaje się była wymijająca, ale czyż nie jest to frapujące zagadnienie. Tylko pomyślmy.

Jeśli przyjąć wykładnię biblijną, to spośród wszystkich rajskich stworzeń, duszę otrzymał tylko człowiek. Ale biorąc pod uwagę stan wiedzy o ewolucji, pojawia się pytanie, jakie stworzenie boskie można już uważać za człowieka. Czy dopiero obecnego Homo Sapiens Sapiens? Czy może już wcześniejszego Homo Erectus? A może jeszcze wcześniejszą postać, na poły małpowatą, jaką był Homo Habilis? No właśnie, ile musiało być człowieka w małpie, żeby Bóg obdarzył go nieśmiertelną duszą? Czy wystarczyło 51% cech ludzkich, czy jednak 90%.

Kościół unika odpowiedzi, niemniej nie neguje samej ewolucji człowieka. Papież Pius XII stwierdził, że uczeni i teolodzy – badając sprawę pochodzenia ciała ludzkiego z istniejącej wcześniej materii organicznej – mogą uwzględniać teorię ewolucji, czyli dopuszczał tezę wyewoluowania ludzkiego ciała ze świata zwierząt. Kazał jednak pamiętać, iż duszę stworzył bezpośrednio Bóg. Również papież Jan Paweł II przyznał, że ewolucja jest czymś więcej niż hipotezą.

Jak wiemy, ewolucja nie przebiega skokowo, nie jest tak, że jednego lata rodzą się przedstawiciele Homo Habilis, po czym występuje mutacja i następnego lata wszystkie nowe dzieci są już z gatunku Homo Ergaster. Rodzice byli bardziej zwierzętami, toteż obywali się bez duszy, zaś ich potomstwo przypominało bardziej człowieka, wobec czego Stwórca obdarzył je duszą. Nic z tych rzeczy! Ewolucja to powolne zmiany i jednoczesne funkcjonowanie starych oraz nowszych form, obok siebie. Gdyby Bóg zdecydował się na swój szczodry gest w pewnym konkretnym, określonym momencie, to mogłoby być tak, że pierwsze dziecko danej matki było jeszcze bezduszne, ale kolejne już uduchowione. Ba! mogłoby się trafić, że jedno z bliźniąt było bez duszy, a drugie już załapało się do szczęśliwszej puli i otrzymało szansę na trafienie do raju (tudzież piekła). Czytaj dalej