Archiwa tagu: zdrowie

Na święta – czyli sami ze sobą

Pandemia koronawirusa uniemożliwi spotkanie Pogadalni w formule filozoficznej kawiarenki. Postanowiłem więc przygotować temat, który z jednej strony będzie refleksyjny (choć częściej psychologicznie niż filozoficznie), a z drugiej jednocześnie nawiąże do zbliżających się świąt. Tym sposobem nie będę dwukrotnie zakłócał spokoju.

            Niezwykłe to będą święta. Chyba pierwsze takie od ponad stu lat, czyli od epidemii grypy zwanej „hiszpanką” (aczkolwiek przywleczonej z USA). Najprawdopodobniej nie udamy się do kościołów, pewnie nie zjemy święconki, nie spotkamy się ze wszystkimi bliskimi. I tak, jak za zwyczaj w życzeniach padają zwroty: spokojnych i rodzinnych…, radosnych i spędzonych w rodzinnym gronie…, w zdrowiu i ciepłej rodzinnej atmosferze… tak obecnie, w przypadku wielu osób należałoby się wystrzegać tych familiarnych sformułowań. Już niejedna rodzina uzgodniła, że jej członkowie na święta nie zjadą się, by zasiąść do wspólnego stołu.

            Wielu z nas święta spędzi w pojedynkę; dla niektórych nie będzie to nowe doświadczenie, lecz pozostali zmierzą się z wyjątkową sytuacją. Więcej szczęścia będą miały te rodziny, zwłaszcza liczniejsze, które i tak nigdzie nie jeździły, ani nie podejmowały gości. O ile więcej będą miały wspomnianego szczęścia? – trudno oszacować. Szczególnie, że od dłuższego czasu zmuszone są do ciągłego przebywania w komplecie pod jednym dachem, co bywa sporym wyzwaniem. Czyż to nie zastanawiające, że ani nie łatwo znosić stałą obecność tych samych osób, ani długotrwałe przebywanie w pojedynkę. To pozwala częściowo zrozumieć, na czym polega dotkliwość kary więzienia. Czytaj dalej

5/5 (3)

Oceń, ilu myślicieli wart jest ten wpis (najedź, kliknij, zatwierdź)

Coffeelosophy XIX – czyli medytacja nie dla każdego

Pogadalnia Filozoficzna – w zgodzie z ideą wyjścia do ludzi – znowu zaprasza na spotkanie w formule filozoficznej kawiarenki. Jak w (niemal) każdy pierwszy poniedziałek miesiąca.

Medytacja przynosi korzyści. Fakt! W zasadzie każda: zarówno ta oparta na koncentracji lub uważności, na powtarzaniu mantr, lub wizualizacji, ta skupiona na pozycjach ciała, czy nawet ta ruchowa. Nie ważne czy będzie to zen, Anapana, albo inna buddyjska, czy też joga, coś z taoizmu, albo konfucjanizmu, tudzież medytacja rodem z islamu, bądź bliższa nam chrześcijańska. Po prostu każda – każda niesie pożytek. Ale, czy każdemu?

medytacja

Wśród podstawowych skutków medytowania wymienia się: obniżenie ciśnienia krwi, spowolnienie tętna, wyższy poziom dopaminy w mózgu, pozytywną zmianę częstotliwości fal mózgowych, zwiększenie koncentracji substancji szarej w mózgu (odpowiedzialnej za uczenie się, pamięć, emocje, świadomość), powstanie nowych fałd w korze mózgowej, obniżenie poziomu kortyzolu (hormon stresu) a podniesienie oporu elektrycznego skóry (co ma związek ze stanem głębokiego relaksu), zwiększenie odporności organizmu, poprawę metabolizmu, łatwiejsze znoszenie bólu…

Dodatkowo medytowanie zwiększa IQ, kreatywność i koncentrację, wprowadza poczucie harmonii umysłu, poprawia nastrój, ma pozytywny wpływ na seksualność, wzmacnia pewność siebie, empatię i cierpliwość, obniża poziom lęków i pomaga w bezsenności. Jak widać, generalnie polepsza jakość życia – głównie pod względem zdrowotnym (tak w obszarze zdrowia fizycznego, jak psychicznego). Czytaj dalej

4.22/5 (9)

Oceń, ilu myślicieli wart jest ten wpis (najedź, kliknij, zatwierdź)

Fenomenologia dolegliwości

Wysłuchałem wykładu, a właściwie odczytu, pewnego doświadczonego filozofa pt. „Fenomenologia bólu”. Słowo „doświadczonego” jest tu wielce na miejscu, gdyż osobiście wyznał, jak długo zmagał się z bólem i ile doświadczył cierpienia. Wiele zatem z jego wywodów, dotyczących różnic między bólem i cierpieniem, opierało się na autopsji, aczkolwiek nie wiele w tym było dla mnie odkrywczych spostrzeżeń. Podstawowym rozróżnieniem, którego implikacje przewijały się do końca wystąpienia, było przypisanie bólu do sfery fizycznej (soma), zaś cierpienia do duchowej (psyche). Poza tym zwrócono uwagę, iż ból, dotyczący ciała, jest odczuwany tylko wtedy, gdy działa wyzwalający go bodziec. Natomiast cierpienie, dotykające psychiki, trwa nawet na długo po ustaniu jego przyczyny.

Rozważania snuły się po obszarach historii, medycyny, religii, filozofii i psychologii. Profesor odnosił się do tych psychosomatycznych zagadnień z wielką powagą. Jego wypowiedź, niejednokrotnie odnosiła się do przykładów groźnych chorób, dotkliwych urazów, chronicznego bólu, ludzkich dramatów, cierpienia ponad siły… Kiedy skończył, zwyczajowo był czas na pytania. Ich charakter też nie trywializował tematu. Dlatego zabrakło mi odwagi, by zadać pytanie, które jawiło się banalnym: A co z katarem i swędzeniem?

Uogólniając zaś: co z lekkimi dolegliwościami? Katar nie boli, ale jest dokuczliwy. Swędzenie to też nie ból, a jednakowoż bywa uciążliwe. Podobnie chrypka, mrowienie, czkawka, dzwonienie w uszach… W jaki obszar doznań wpisują się tego typu dolegliwości? Zważywszy, że przykrość kończy się wraz ustaniem dolegliwości. Czy skoro pogarszają nasze samopoczucie, to automatycznie zaliczają się do sfery cierpienia? Czy jednak przez to, iż są związane z fizycznymi doznaniami ciała, bardziej pasują do podzbioru bólu? I tak jak on, stanowią co najwyżej jedną z wielu możliwych przyczyn cierpienia?

Wspomniany filozof raczej mi na to nie odpowie. To może ktoś inny?

Kłaniam, Martinus.

4/5 (1)

Oceń, ilu myślicieli wart jest ten wpis (najedź, kliknij, zatwierdź)

Tekst ratunkowy nr 2 – Wybory – też problem!

W razie gdyby ktoś miał dzisiaj obniżony nastrój w związku z koniecznością wybierania pomiędzy dżumą a zarazą, przedkładam kolejny tekst ratunkowy z tym właśnie problemem. Mam nadzieję, że Czytaj dalej

2.2/5 (5)

Oceń, ilu myślicieli wart jest ten wpis (najedź, kliknij, zatwierdź)