Archiwa tagu: wieczność

Coffeelosophy LVI – czyli jeszcze mnie popamiętasz

Jestem przeszłością. Jak to możliwe, skoro istnieję w teraźniejszości. Po części chodzi o to, że składam się z kosmicznie starych atomów. W dodatku ich konfiguracja nie jest przypadkowa. Noszę bowiem garnitur odziedziczony po przodkach – garnitur genetyczny. W tym sensie nie jestem całkiem sobą, ale raczej mozaiką z nieco wysłużonych elementów, ułożoną po części przez poprzednie pokolenia. Tyle od strony fizycznej. Ale i od tej psychicznej jestem przeszłością. Mój aktualny stan jest wynikiem splotu szeregu minionych okoliczności. I prócz cech wrodzonych, czy predyspozycji, mam gruby nalot wpływów środowiska.

Kim więc jestem? Przeszłością oraz tym, co z niej pamiętam. Moje mniemanie o sobie to wypadkowa zachowanych wspomnień. Tracąc pamięć, straciłbym tożsamość – jakby mnie w ogóle nie było. Jakbym ja-prawdziwy umarł. Nie mógłbym nic o sobie, jako osobie powiedzieć. Niewykluczone, iż jakaś cząstka mnie dałaby się poznać w śladach mojej obecności, w dokumentach, w dziełach, które pozostawiam… i w relacjach innych ludzi. Tak, możliwe, że istniałbym jakoś w cudzej pamięci. Aczkolwiek obraz ten nie może być ani pełny, ani prawdziwy. Kto miał ze mną styczność poznał tylko fragment mnie i na tym zbudował pewne wyobrażenie. Dla każdego mogę jawić się kimś innym.

Bez względu jednak na to, jaki byłby ten wizerunek, liczy się, że w ogóle w czyimś umyśle się zachował. Najlepszym na to sposobem jest tak żyć, by swoją obecnością pozostawić w świecie wyrazisty odcisk. Oby czynem chwalebnym, aczkolwiek nie każdy o to dbał. Napoleon Bonaparte zauważył: Nie powinniśmy odejść z tej ziemi, nie zostawiając śladów, które polecać będą naszą pamięć potomności. Zastanawiające jest, jak wielkie znaczenie, jak niezwykłą moc przypisujemy ludzkiej pamięci. Moc unieśmiertelniania. Na jednym z obserwowanych blogów znalazłem przytaczane przez autora słowa: W dalekiej Afryce, wśród ludów posługujących się językiem swahili zmarłych, którzy pozostają w pamięci innych, nazywa się żywymi zmarłymi. Oni na dobre stają się martwymi tylko wtedy gdy wszyscy, którzy ich znali już nie żyją. Jak widać, w tej kulturze magia pamięci kończy się wraz z życiem ostatniego świadka. Ale i w naszym kręgu kulturowym mówi się o pozostawaniu w żywej pamięci. Oraz w sferze emocji. Zwłaszcza gdy mowa o najbliższych osobach, co potwierdzają słowa Aleksandra Dumas: Zmarli przyjaciele nie spoczywają w ziemi, ale żyją w naszych sercach. Czytaj dalej

Coffeelosophy XXVI – czyli złudna prolongacja młodości

            Akademickie wakacje pokrywa cień przeszłości, a to niechybny znak, iż powracają spotkania Pogadalni. Najbliższe wypadnie w pierwszy poniedziałek miesiąca, zatem przyjmie formułę filozoficznej kawiarenki. Proponuję pogadać o walce ze skutkami upływu czasu.

            Nie będzie chyba zbyt ryzykownym oszacowanie, iż wizja dostąpienia wieczności lub przynajmniej długowieczności pociąga większość ludzi. Rozsądniejsza część z nich dostrzega również wagę tego, by nie tylko żyć jak najdłużej, lecz aby odpowiednia była jakość życia. Z filozoficznego punktu widzenia (choć z moralnego, etycznego, religijnego, społecznego, psychologicznego także) życie zyskuje na jakości, gdy zbliżamy się do dobra. Idąc tym tropem, sam Platon ze zrozumieniem traktował pożądanie nieśmiertelności, wnioskując, iż: […] musi człowiek i nieśmiertelności pragnąć, jeżeli przedmiotem miłości jest wieczne posiadanie dobra.

            Warto w tym miejscu poczynić drobne rozróżnienia. Czym innym jest bycie wiecznym (tą zdolność posiada Absolut i anioły oraz ponoć ludzka dusza), czym innym jest nieśmiertelność (której doświadczył szkocki góral Connor MacLeod i niektóre wampiry, zresztą pod pewnymi warunkami), a czym innym jest długowieczność (osiągana np. przez żółwie) związana z wolniejszym starzeniem się ciała. Czytaj dalej

Coffeelosophy XIII – czyli udział w wieczności

Pogadalnia Filozoficzna – w myśl idei wychodzenia do ludzi – zaprasza na kolejne spotkanie w formule filozoficznej kawiarenki. Jak w każdy pierwszy poniedziałek miesiąca.

Jako dzieciak, widywałem w starych góralskich chałupach na głównej belce pod sufitem wyryte słowa: „Bóg widzi, czas ucieka, śmierć goni, wieczność czeka”. I rzeczywiście, długie lata wyobrażałem sobie wieczność, jako coś, czego doświadczę dopiero po śmieci. Coś, co istnieje, gdzieś tam: w górze albo na dole, jakaś inna rzeczywistość. Inny wymiar, który na mnie czeka, który się uruchomi, kiedy już zamknę oczy na wieki. Inna sprawa, że silniej na mnie oddziaływało w tej sentencji przesłanie, że zostanę wówczas ze swego życia rozliczony. Przez wszystkowidzącego Boga, stwórcę całego, nieskończonego wszechświata.

Wszechświat ma określony czas za sobą (prawie 14 miliardów lat), a przed sobą – zdaje się, że dużo więcej. Nasz układ słoneczny ma mniej szczęścia, bo licząc sobie 4,6 mld lat jest już na półmetku. Za jakieś 5 mld lat Słońce sprawi nam psikusa. Choć biorąc pod uwagę, że już za 3 mld lat z naszą galaktyką – Drogą Mleczną zderzy się Galaktyka Andromedy, to niewykluczone, iż inna gwiazda spłata nam figla wcześniej. Tak po prawdzie, zatem, więcej mamy historii, niż czeka nas przyszłości.

Jeśli biblijne pojęcie „końca świata” dotyczy naszej Ziemi, to i tak strasznie długo przyjdzie nam czekać na zapowiadany sąd ostateczny, po którym jednych czeka wieczność w raju, a drugich wieczne potępienie. Zdążymy się mocno wynudzić w poczekalni, ale ten czas to i tak drobnostka w porównaniu z niewyobrażalną wiecznością. No właśnie, czy słuszne jest takie postrzeganie wieczności, jakie pojawiło się u mnie w góralskiej izbie? Czy faktycznie wieczność czeka, aż się kiedyś w niej znajdziemy. Przecież już obecnie mamy w niej swój udział. W momencie Wielkiego Wybuchu zrodziła się czasoprzestrzeń, a tym samym ruszył czas. I chyba można rzec, że ruszył ku wieczności, albo że ją rozpoczął, niejako otwarł – od razu całą; te miliardy lat, które dla nas są przeszłością i te niepoliczalne miliardy w przyszłości. A my, już teraz, za życia, zajmujemy tego cząstkę.

Podobnie jak zasiedlamy cząstkę nieskończoności wszechświata. Widoczna część kosmosu ma rozpiętość ponad 90 mld lat świetlnych, a niewidoczna sięga dalej. W tej dostrzegalnej części jest ponad 100 miliardów galaktyk, od karłowatych liczących sobie od miliona do kilku miliardów gwiazd, po galaktyki-giganty obejmujące nawet bilion gwiazd. Łącznie w widocznej części uniwersum istnieje jakieś 300 tryliardów (300 000 000 000 000 000 000 000) gwiazd. Nie sposób zgadnąć, ile wokół nich krąży planet i księżyców. I ja, każdy mój atom, każda komórka, to część składowa tej przeogromnej całości.

Moje odczucia, ani spostrzeżenia nie są niczym nowym. Jednak miło przekonać się, że mądrzejsi też to przetrawili. Niedawno natknąłem się na myśl Giordano Bruno, który wyraził się tak: „Będąc człowiekiem, nie jestem bliższy nieskończoności niż gdybym był mrówką, ale też nie jestem dalszy, niż gdybym był ciałem niebieskim”. Czyż to nie krzepiące? Nie jesteśmy ani bliżej, ani dalej od nieskończoności, czy od wieczności, bo de facto od swego początku jesteśmy w nich zanurzeni. Bez względu na swój światopogląd, czy wyznanie religijne. Pewien znajomy filozof rzucił kiedyś, że wieczność jest tu i teraz.

Nie ma więc sensu zabiegać o wieczność. A jednak wielu ludziom zależy na długowieczności, na wiecznym życiu doczesnym, wiecznej młodości. Zwłaszcza, jeśli wątpią, czy wręcz nie wierzą w inną formę bytowania po śmierci. Na przykład słynny ateista Stanisław Lem, stwierdził, iż „Medycyna może być niezłym oknem na nieskończoność”. Ja dodatkowo pokładam nadzieję w nanotechnologii. Gdy jednak okazuje się to wciąż pieśnią przyszłości, wielu stara się, by chociaż nie wszystek umrzeć, lecz znaleźć miejsce w wiecznej pamięci. Pragną zdobyć wieczną sławę, zostawić po sobie trwały ślad. Sprowadza się to do sytuacji, w której ich wieczność zależy od istnienia kogoś, kto będzie dostrzegał te pozostawione ślady. Jaką to jednak robi różnicę umarłemu, jaką przynosi mu satysfakcję, jakie może mieć dlań znaczenie, choćby pamięć o nim trwała przez wszystkie pokolenia ludzkości. Wszak można się tym cieszyć tylko za żywota. Rojenia o czymś później to smutna głupota.

Pozytywka kadrZapraszamy zatem 6 marca o godzinie 18:00 do kawiarni Pozytywka, przy ul. Czaplaka 2. Tematem będzie: udział w wieczności.

Przyjdź porozmawiać, posłuchać, pomyśleć i zatopić się w nieskończoności, do której Albert Einstein odniósł się następująco: „Tylko dwie rzeczy są nieskończone: Wszechświat oraz ludzka głupota, choć nie jestem pewien co do tej pierwszej.” A w pozostałe poniedziałki zapraszamy na spotkania w murach uniwersyteckich.