Archiwa tagu: wszechświat

Coffeelosophy XXXIX – czyli rozbłyski rzeczywistości

            Odnoszę wrażenie, że większość ludzi, jeśli już się zastanawia nad wyglądem świata, to wyznaje przekonanie, że świat jest w ciągłym procesie, że stale ulega zmianom. Co światlejsi zaś powołują się na zasadę entropii i dostrzegają we wszechświecie pęd w stronę nieładu – więcej! ku autodestrukcji. Fakt, wszechświat po Wielkim Wybuchu wciąż się rozszerza, słońca gasną, czarne dziury połykają materię, światło i czas. Kłopot z tą wizją polega na tym, że trudno wytłumaczyć, dlaczego – mimo ogólnej tendencji do rozpadu i chaosu – udaje się naturze i człowiekowi budować coś, coraz bardziej złożonego i skomplikowanego, coraz bardziej uporządkowanego i stabilnego, a przy tym dokonywać rozwoju… Podstawą wyjaśnienia jest wysiłek, czyli energia wkładana w tworzenie ładu na jednym polu, kosztem wzrostu entropii gdzie indziej – ale to już inny temat.

            Mało kto uważa, że świat należy traktować, jako utworzony, gotowy, ostatecznie ukształtowany (choć można było takie poglądy spotkać wśród zwolenników kreacjonizmu). Niemniej trudno spotkać kogoś, kto uznaje świat, jako ukończone dzieło, w które człowiek tylko jakoś ingeruje: twórczo, bądź destrukcyjnie. Że jest to konstrukcja, jaką otrzymaliśmy w pewnym, konkretnym stanie. I przy tak krótkim czasie, jaki wyznacza ludzkie życie – ba! ludzka obecność w dziejach planety, czy kosmosu – można by uznać, że prawie nic się w owym wszechświecie nie zmieniło.

***

            A może jest jeszcze inaczej. Może tak naprawdę świat się nie zmienia, nie przetwarza starych form w nowe, nie dąży do nowej (choćby i gorszej) postaci. Lecz w każdej jednej chwili osiąga kształt taki, jaki na tą chwilę miał przybrać. Jest więc czymś innym, niż świat przed chwilą, i ten za chwilę. Jest krótkotrwałą wersją rzeczywistości, która bezpowrotnie ginie, zastępowana przez inną wersję, w innej konfiguracji elementów składowych. Za moment zaś przybierze świeżą, odmienną formę, niemniej taką, jaka jest mu na ten wycinek czasoprzestrzeni przypisana. Czytaj dalej

Coffeelosophy XIII – czyli udział w wieczności

Pogadalnia Filozoficzna – w myśl idei wychodzenia do ludzi – zaprasza na kolejne spotkanie w formule filozoficznej kawiarenki. Jak w każdy pierwszy poniedziałek miesiąca.

Jako dzieciak, widywałem w starych góralskich chałupach na głównej belce pod sufitem wyryte słowa: „Bóg widzi, czas ucieka, śmierć goni, wieczność czeka”. I rzeczywiście, długie lata wyobrażałem sobie wieczność, jako coś, czego doświadczę dopiero po śmieci. Coś, co istnieje, gdzieś tam: w górze albo na dole, jakaś inna rzeczywistość. Inny wymiar, który na mnie czeka, który się uruchomi, kiedy już zamknę oczy na wieki. Inna sprawa, że silniej na mnie oddziaływało w tej sentencji przesłanie, że zostanę wówczas ze swego życia rozliczony. Przez wszystkowidzącego Boga, stwórcę całego, nieskończonego wszechświata.

Wszechświat ma określony czas za sobą (prawie 14 miliardów lat), a przed sobą – zdaje się, że dużo więcej. Nasz układ słoneczny ma mniej szczęścia, bo licząc sobie 4,6 mld lat jest już na półmetku. Za jakieś 5 mld lat Słońce sprawi nam psikusa. Choć biorąc pod uwagę, że już za 3 mld lat z naszą galaktyką – Drogą Mleczną zderzy się Galaktyka Andromedy, to niewykluczone, iż inna gwiazda spłata nam figla wcześniej. Tak po prawdzie, zatem, więcej mamy historii, niż czeka nas przyszłości.

Jeśli biblijne pojęcie „końca świata” dotyczy naszej Ziemi, to i tak strasznie długo przyjdzie nam czekać na zapowiadany sąd ostateczny, po którym jednych czeka wieczność w raju, a drugich wieczne potępienie. Zdążymy się mocno wynudzić w poczekalni, ale ten czas to i tak drobnostka w porównaniu z niewyobrażalną wiecznością. No właśnie, czy słuszne jest takie postrzeganie wieczności, jakie pojawiło się u mnie w góralskiej izbie? Czy faktycznie wieczność czeka, aż się kiedyś w niej znajdziemy. Przecież już obecnie mamy w niej swój udział. W momencie Wielkiego Wybuchu zrodziła się czasoprzestrzeń, a tym samym ruszył czas. I chyba można rzec, że ruszył ku wieczności, albo że ją rozpoczął, niejako otwarł – od razu całą; te miliardy lat, które dla nas są przeszłością i te niepoliczalne miliardy w przyszłości. A my, już teraz, za życia, zajmujemy tego cząstkę.

Podobnie jak zasiedlamy cząstkę nieskończoności wszechświata. Widoczna część kosmosu ma rozpiętość ponad 90 mld lat świetlnych, a niewidoczna sięga dalej. W tej dostrzegalnej części jest ponad 100 miliardów galaktyk, od karłowatych liczących sobie od miliona do kilku miliardów gwiazd, po galaktyki-giganty obejmujące nawet bilion gwiazd. Łącznie w widocznej części uniwersum istnieje jakieś 300 tryliardów (300 000 000 000 000 000 000 000) gwiazd. Nie sposób zgadnąć, ile wokół nich krąży planet i księżyców. I ja, każdy mój atom, każda komórka, to część składowa tej przeogromnej całości.

Moje odczucia, ani spostrzeżenia nie są niczym nowym. Jednak miło przekonać się, że mądrzejsi też to przetrawili. Niedawno natknąłem się na myśl Giordano Bruno, który wyraził się tak: „Będąc człowiekiem, nie jestem bliższy nieskończoności niż gdybym był mrówką, ale też nie jestem dalszy, niż gdybym był ciałem niebieskim”. Czyż to nie krzepiące? Nie jesteśmy ani bliżej, ani dalej od nieskończoności, czy od wieczności, bo de facto od swego początku jesteśmy w nich zanurzeni. Bez względu na swój światopogląd, czy wyznanie religijne. Pewien znajomy filozof rzucił kiedyś, że wieczność jest tu i teraz.

Nie ma więc sensu zabiegać o wieczność. A jednak wielu ludziom zależy na długowieczności, na wiecznym życiu doczesnym, wiecznej młodości. Zwłaszcza, jeśli wątpią, czy wręcz nie wierzą w inną formę bytowania po śmierci. Na przykład słynny ateista Stanisław Lem, stwierdził, iż „Medycyna może być niezłym oknem na nieskończoność”. Ja dodatkowo pokładam nadzieję w nanotechnologii. Gdy jednak okazuje się to wciąż pieśnią przyszłości, wielu stara się, by chociaż nie wszystek umrzeć, lecz znaleźć miejsce w wiecznej pamięci. Pragną zdobyć wieczną sławę, zostawić po sobie trwały ślad. Sprowadza się to do sytuacji, w której ich wieczność zależy od istnienia kogoś, kto będzie dostrzegał te pozostawione ślady. Jaką to jednak robi różnicę umarłemu, jaką przynosi mu satysfakcję, jakie może mieć dlań znaczenie, choćby pamięć o nim trwała przez wszystkie pokolenia ludzkości. Wszak można się tym cieszyć tylko za żywota. Rojenia o czymś później to smutna głupota.

Pozytywka kadrZapraszamy zatem 6 marca o godzinie 18:00 do kawiarni Pozytywka, przy ul. Czaplaka 2. Tematem będzie: udział w wieczności.

Przyjdź porozmawiać, posłuchać, pomyśleć i zatopić się w nieskończoności, do której Albert Einstein odniósł się następująco: „Tylko dwie rzeczy są nieskończone: Wszechświat oraz ludzka głupota, choć nie jestem pewien co do tej pierwszej.” A w pozostałe poniedziałki zapraszamy na spotkania w murach uniwersyteckich.