Na spotkaniu Pogadalni pojawił się kiedyś pewien problem; autor przedstawił go mniej więcej następująco: człowiek tworzy lub przyjmuje pewien system etyczny, uznając go za najwłaściwszy drogowskaz w życiu, ale ten sam człowiek nie jest w stanie przewidzieć, w jakich znajdzie się okolicznościach i czy przypadkiem nie pokierują nim emocje. Czy w związku z tym, jeśli pod wpływem emocji zachowa się niemoralnie, to zaprzeczy samemu sobie? Dobre pytanie; bo faktycznie postąpi wbrew zasadom, które miały go konstytuować, wbrew systemowi etycznemu, który przyjął, jako najbardziej kongruentny.
Czy wobec tego znajdzie się w etyce miejsce na emocje? Wyraziłem wówczas przekonanie, że etyka jest, a przynajmniej powinna być bezemocjonalna. Opierać się o chłodne, logiczne rozumowanie. Nadal tak uważam. Z pewnością zgodzimy się, że kodeks etyczny winni budować ludzie mądrzy. Mądrość – choć obejmuje też wiedzę płynącą z doświadczanych uczuć – to jednak przede wszystkim kryterium rozumowe. Tworzenie etyki zatem ma być racjonalne, bo dlaczegóżby jej wytyczne miały być warunkowane emocjami.
Formułując prawidła moralne, nie należy się kierować uczuciami, jednakowoż należy mieć je na uwadze. Skoro etyka to przejaw troski o dobro ludzkie, to oznacza, że liczy się z tym, co ludzie będą odczuwali, podporządkowując się jej regulacjom. Uwzględnia ludzką emocjonalność. Sama w sobie musi jednak opierać się na rozsądku – być racjonalna.
Przyjęcie jakiegoś porządku etycznego, to utożsamienie się z pewnymi wartościami. Ich aprobata często nie pokrywa się z możliwościami, by wszystkiemu sprostać. Człowiek zmuszony jest pogodzić się z tym, że emocje będą pomocne lub zgubne przy decyzjach moralnych. Czasem będą tłumaczyć a nawet usprawiedliwiać pewne wybory. Czy jest to zaprzeczaniem siebie? Raczej potwierdza tylko naturalną niedoskonałość człowieka. Założenia etyczne to pewnego rodzaju ideały, ku którym warto zmierzać. Niektórzy docierają bliżej, innym się nie udaje. Często przypomina to płynięcie pod prąd, zmaganie się z nurtem egoizmu, hedonizmu, rewanżyzmu, pożądliwości, obojętności, zazdrości oraz innych brzydkich …izmów i …ości. W moim przekonaniu, należy zachowywać optymalny (racjonalny) kurs, biorąc wszelako poprawkę na burze emocji.
Kłaniam, Martinus
Mam wątpliwości, czy problem jest dobrze sformułowany. Tylko na pierwszy rzut oka dylemat “rozum czy emocje” wydaje się zrozumiały. Zbyt wiele widziałem rozumowań podszytych strachem lub pragnieniem poklasku, które miały wyrażać chłodne kalkulacje a były świadectwem nieuświadomionych pragnień.
ROZUMNOŚĆ jest ideałem, który staramy się osiągnąć, ale zawsze pozostajemy poza jego zasięgiem. Zwłaszcza w kwestiach etycznych. Wiemy czasem, czego nie należy czynić ale rozum nie daje jasnych wskazówek, co do dróg pozytywnych. A nawet, gdyby dawał i tak zawsze musi pojawić się napęd płynący z emocji aby wykonać zadanie wskazane przez ROZUM.
Zaczynamy od przyjęcia pewnego systemu, jako naszej etyki. Po czym, wyposażeni w jej oręż, stajemy naprzeciwko rzeczywistości. I przy byle z nią konfrontacją, wszystko idzie na opak – możemy się jedynie przyglądać jak nasze własne działania zaprzeczają szlachetnej etyce.
Tak wygląda problem.
Najprostszym rozwiązaniem jest uznanie, że człowiek jest istotą niedoskonałą i poprzestanie na tym.
Tym się nie zadowolimy i będziemy sprawę analizować. Moim zdaniem, nie chodzi tutaj tylko o emocje, które nie chcą poczuć respektu przed etyką. Jest coś więcej. To całość, albo duża część podświadomości. Tutaj trochę zgadazam sie z Pogadalnikiem.
Pozdrawiam.