Są ludzie uważający, że natura jest mądra. W jej różnorodności, złożoności i jednoczesnym sprawnym funkcjonowaniu, w prawach, którymi się rządzi i które da się logicznie opisać, doszukują się ukrytej inteligencji. Niektórzy są przekonani o istnieniu wszechobecnej rozumnej siły, albo wręcz o drzemiącym w naturze geniuszu…
Miałem dwa koty; kiedy szedłem do pracy zostawały same w domu na kilka godzin. Nie miały nic do roboty, większość czasu przesypiały. A przecież natura mogłaby obdarzyć zwierzęta zdolniejszymi mózgami. W toku ewolucji miała dość czasu na to, by również inne gatunki bardziej twórczo wykorzystywały zwoje nerwowe. Dzięki temu, moje koty, mając tyle wolnego czasu, spędzałyby go na rozmyślaniach i dysputach, prowadzących do doskonalenia siebie oraz ulepszania świata. Tymczasem nudę wypełniały snem. Czyż to nie jest marnotrawstwem? Gdyby natura faktycznie starała się wykorzystywać swój potencjał w sposób rozumny, to czy pozwalałaby sobie na taką niegospodarność.
Kłaniam, Martinus
I tu ujawnia się “lekka” pyszałkowatość człowieka. Dlaczego natura, ba! Ten Stwórca – nie był na tyle cwany / inteligentny / mądry / przewidujący / efektywnie myślący, że nie stworzył tego, czy owego.
Uważam takie podnoszenie głosu za zadufanie i uzurpowanie sobie przydomka “wszech-” na zasadzie: “ja (homo sapiens) bym to zrobił lepiej”. Gdzie tu pokora, szacunek i wiara w to, że wszystko, co stworzył(a) natura (On) są dobre, takie jakie są? Po co dumać, dlaczego niebo jest niebieskie, a nie np. czerwone? Może by się Ten bardziej postarał? Bo akurat czerwony to mój ulubiony kolor. No właśnie, a może Jego ulubiony kolor to niebieski? Może mu się taki układ podobał? Może chciał kotom dać tą możliwość leniuchowania cały dzień, żeby za to człowiek mógł całe życie dręczyć się i męczyć, filozofować i gdybać, dlaczego ziemia jest okrągła, a niebo niebieskie.
Troszeczkę pokory nie zaszkodzi, a leniuchować też i człowiek może. No popatrz, On (natura) też o tym pomyślał(a) 😉
Myśl o tym, żeby na istniejący świat nie narzekać, bo jest najlepszym z możliwych, pojawiła się między innymi w głowie niejakiego Leibniza. I szczerze mówiąc bardzo mi odpowiada. Też uważam, że Absolut nie mógł stworzyć niczego doskonałego, bo doskonały może być tylko On sam. Zatem wszystkie jego dzieła są obarczone w jakimś stopniu niedoskonałością. To jednak skutkuje tym, iż człowiekowi również daleko do ideału, a co za tym idzie – mimo wszystko narzeka na ten świat. I jak już o tym pisałem, właśnie dzięki temu, że bywa niezadowolony, urzeczywistnia zmiany rzeczywistości, odkrywa odkrycia, wynajduje wynalazki… krótko mówiąc: usprawnia i przedłuża swoje życie.
Nie to jednak było tematem mojego wpisu; nie chciałem krytykować natury za to, jak wygląda i działa. Według mnie rządzi nią przypadek (ale i to jest już innym tematem). Próbowałem jedynie podważyć sensowność tych poglądów, które przypisują jej mądrość.
Ja twierdzę, że natura jest bezrozumna. Jednakowoż nie przeszkadza mi to. Aczkolwiek mogłoby być ciekawie, gdyby w toku ewolucji również inne gatunki rozwinęły się w podobnym stopniu, co człowiek. Jako coś normalnego (by nie rzec naturalnego) uważalibyśmy pogawędki z delfinem, dysputy z papugą, konsultacje ze słoniem, wspólne projekty naukowe z szympansem, grę w szachy z kałamarnicą…
Bardzo inspirujący tekst.
Sprawa kotów kryje w sobie pytania i odpowiedzi o istnieniu lub nieistnieniu mądrości wszechświata. Problemem będzie zdefiniowanie mądrości wszechświata.
Prawdopodobnie mądrość wszechświata można mierzyć mądrością kotów.
Jeżeli wszechświat nie kieruje się jakąkolwiek oczekiwaną przez Homo sapiens sapiens mądrością to teoretycznie nie ma powodów aby zadawać sobie pytanie o sens i drogę wyznaczoną przez wszechświat.
Jeżeli mądrością wszechświata nazwiemy stałość i przewidywalność zjawisk fizycznych , chemicznych, … wówczas “wystarczy być” . Koty są mądre będąc elementami TAO .
Mając trochę naturę leniwego kota zacytuje fragment:
“ważnym pojęciem w taoizmie filozoficznym jest wu wei. Dosłowne tłumaczenie to niedziałanie, a raczej działanie bez wysiłku, działanie w harmonii z dao. Jest to proces akceptowania i harmonizowania swego działania z nurtem wszechświata.”
Niezależnie od rzadko występującego Człowieka TAO mamy powszechnie do czynienia z dominującym Człowiekiem Intensywnie Kombinującym.
Człowiek Homo sapiens sapiens działa kierując się mądrością właściwą swojej cywilizacji ale czy bardzo różni się od leniwych kotów Martinusa ?
Na ile Człowiek Intensywnie Kombinujący jest kreatorem a na ile odtwórcom roli ?
Czy świadomość procesów myślowych jest elementem kreowania siebie we wszechświecie czy też jedynie odgrywania roli nadanej przez wszechświat ?
Zatem marnotrawstwo czasu można przedstawić jako cechę gatunkową lub podgatunkową zdeterminowaną wszechmocą genów ale można marnotrawstwo czasu widzieć jako akt twórczy leniwych kotów kreujących fragment wszechświata.
Czytając komentarz Slaviusa, można odnieść wrażenie, że mój wpis dotyczył rozczarowania moimi kotami i pretensji do ich rozleniwienia. A przecież nie o to szło. Ich lenistwo i intelektualna bezproduktywność były tylko przykładem na to, że natura jest bezrozumna. Że gdyby istniała jakaś inteligentna siła natury, to objawiłaby się rozwinięciem intelektualnym również innych gatunków, lub pojawieniem się takowych obok człowieka – było na to sporo czasu. A stało się inaczej.
Z kolei rozważanie Slaviusa, czy myśląc kreujemy siebie, czy może to pozory, bo odgrywamy rolę przypisaną nam przez wszechświat – właściwie donikąd nie prowadzi. Aby przypisać komuś jakąś rolę, potrzebny jest świadomy zamiar i odpowiednia moc sprawcza. Jeśli ktoś uważa, że wszechświat czyni go takim, a nie innym, to przypisuje mu pewną inteligencję, a sobie bezwolność. Ja poddałem w wątpliwość rozumność natury, ale równie dobrze mogłem użyć słowa “wszechświat”. Jednak natura wydała mi się odpowiedniejsza, bo wiąże się z jej ożywioną częścią, tu – na naszej planecie. Zaś wszechświat w większości jest martwy, przynajmniej jego dotychczas poznana część. Jak kupa nieożywionej materii, hulająca w kosmosie, miałaby przypisywać mi konkretną rolę na tym ziarenku kosmicznego pyłu zwanym Ziemią?
Ale od czego są supozycje? Załóżmy, że kosmos może mieć na nas wpływ. Jesteśmy jacy jesteśmy, co za różnica, czy dlatego, że o tym faktycznie decydujemy, czy nam się tak tylko wydaje. Brak pewności co do tego, czy uświadamiamy sobie wszystko, czy jedynie część, nie przeszkadza nam na co dzień sprawnie funkcjonować. Dokonywać wyborów, zmieniać się, rozwijać… Istnienie jakiegoś reżysera nie wpływa na jakość naszego życia, odbiór rzeczywistości, sposób postępowania – zwłaszcza dopóki pozostaje on ukryty i niepotwierdzalny. Owszem, perspektywa zmienia się, gdy za pojęciem “reżyser” będzie podstawiony “Bóg”. Czy jednak dopuszczamy do siebie myśl, że Bóg przydziela nam określone role i nie zostawia miejsca na wolną wolę? Z tego, co mi wiadomo, to nie. Aczkolwiek religie są (i były) różne.
Pojęcie Tao jest, jak sądzę odległym odległym odpowiednikiem hinduskiego Dharma, a pewnie też fitra w niektórych odmianach Islamu. Niech się mądrzejsi głowią, jak tam jest dokładnie. Mój Lao Tsy nazywał się Sokrates, a jego uczniowie, tacy jak Antystenes, czy Platon przekazali najbliższe mi odpowiedzi na zadawane przez Was pytania. Oni wierzyli w dobrego i rozumnego Boga, któremu filozofowie dali na na imię Logos. Nasz rozum, o ile nie jest skrzywiony strachem lub pożądaniem, jest w naturalnej relacji z Logosem. Taki stan w naszej kulturze chrześcijańskiej przyjęto nazywać czystym sumieniem lub spokojem ducha.
Nasze role nie są zapisane w postaci scenariusza do odegrania. Mamy jednak dyspozycje, zdolności, które mogą się ujawnić, tzn. zaktualizować tylko wtedy, kiedy podejmiemy odpowiedni wysiłek, przede wszystkim wysiłek zobaczenia siebie takim, jakim się jest, bez żadnego udawania, chowania się, czy uciekania od siebie. Bóg jest cierpliwy, patrzy, jak podziwiam kota, psa, Sokratesa i czeka na spotkanie ze mną, zaktualizowanym, takim jakim jestem. A podejrzewam, że jestem zwinny jak kot, wierny jak pies i odpowiedzialny jak Sokrates. 🙂
I skromny, jak bikini 🙂
Muszę przyznać, że umieszczenie Boga w dysputach o bezrozumności natury jest wielce wygodnym posunięciem. Pozwala odsunąć na bok naukowe, filozoficzne, czy inne racjonalne rozważania. Ba, pozwala uznać sam postawiony problem, za żaden problem. Pojawia się Deus ex machina i ratuje z opresji. Bo wierzący w Boga (judeo-chrześcijańskiego) odrzucają pojęcie “Matki Natury”. A skoro jej nie ma, tym samym eliminują kwestię, czy jest mądra. A co z pytaniem: dlaczego nie istnieją inne inteligentne istoty? Podejście religijne pozwala odpowiedzieć: gdyż Bóg chciał, aby ze wszystkich stworzeń, tylko człowiek miał rozum. Czy jednak tylko z bożą pomocą można go używać – choćby po to, aby obalić linię argumentacyjną, że natura jest bezrozumna. gdyż nie pomogła innym gatunkom w rozwoju intelektualnym?