W pierwszy poniedziałek miesiąca tradycyjnie spotykamy się w formule filozoficznej kawiarenki. Tako będzie i tym razem.
Jedni powiedzą, iż życie posiada wartość (i nawet jakoś to dookreślą, że wielką, nadrzędną, najwyższą, lub… nieokreśloną). Drudzy stwierdzą, że życie samo w sobie jest wartością (wielką, nadrzędną, najwyższą, lub… nieokreśloną). Na początek przyjmijmy z tych dwóch, owo pierwsze stanowisko.
I zapytajmy o wartość życia.
Czy jest ono bezcenne? Nieczęsto się o tym mówi, ale większość państw w swoich kalkulacjach wycenia ludzkie życie, z powodów czysto ekonomicznych, dla racjonalnego planowania polityki, m.in. zdrowotnej. Życie Amerykanina ekonomiści wycenili na ok. 7 mln dolarów. Z kolei życie Polaka według ZUS warte jest ok. 70 tys. zł. Inna jest wartość dla osób w wieku przedprodukcyjnym, inna dla tych w wieku produkcyjnym (i reprodukcyjnym), a jeszcze inna dla tych w wieku poprodukcyjnym. Inna dla żołnierza, inna dla więźnia, inna dla ludzi zdrowych, inna dla inwalidów. Koszt leczenia, opieki nad nieuleczalnymi, czy opłacalność ratowania życia znajduje odzwierciedlenie w budżecie NFZ. Poza tym towarzystwa ubezpieczeniowe również mają swoje tabelki i każdy uszczerbek na zdrowiu, każdy narząd i kosteczkę potrafią procentowo przeliczyć na złotówki. Na świecie większość ubezpieczalni szacuje, iż jeden rok dobrej jakości życia jest wart 50 tys. dolarów.
Tymczasem niejaki Fryderyk Nietzsche stwierdził, iż: Małej wartości jest to wszystko, co cenę posiada. Jeśli miałby rację, to wycenionemu życiu trudno przypisać wartość wielką, nadrzędną, najwyższą, lub… nieokreśloną. Oczywiście słuszność będzie miał ktoś, kto wytknie mi mieszanie wartości w rozumieniu aksjologicznym i materialnym. Ale nawet jeżeli pozwalam sobie na pewną żonglerkę słowami, to czy myśli, nasuwające się w jej rezultacie są błędne. Człowiek – choć nie od zawsze, bo od czasów Fenicjan – rozwija kult pieniądza. I nie tylko pragnie mieć go dużo. Co mi bowiem z tego, że miałbym milion monet, jeśli każda byłaby powiedzmy rosyjską kopiejką (1/100 rubla) – przy obecnym kursie miałbym ekwiwalent około 600 zł. Człowiek przede wszystkim chce, aby pieniądz miał jak największą wartość – tą nabywczą. I w staraniach o to gotów jest do sporych poświęceń. Kardynał Stefan Wyszyński też zauważył: Ludzie ratują wartość pieniądza, ale nie umieją ratować wartości życia.
To teraz rozważmy drugą opcję, mianowicie, że życie samo, jako takie jest wartością.
Od pewnego czasu obserwujemy silną tendencję, zwłaszcza w świecie nauki, aby wszystko pomierzyć, przeliczyć, zważyć, opisać… Krótko mówiąc, naukowo, a najlepiej matematycznie ogarnąć całość po najmniejszą cząstkę. Pokusa takiego okiełznania rzeczywistości sięga również po tzw. imponderabilia. Kłopot w tym, że takie wartości, jak uczciwość i sprawiedliwość, honor i odwaga, piękno i dobro, wolność i pokój, radość i szczęście, prawda i miłość, zdrowie i… życie – zasadniczo są niemierzalne. Aczkolwiek w przypadku życia da się zmierzyć jego długość. I w miłości chyba też…
Jednakowoż ludzie lubią mieć jasność w temacie, ile coś jest warte. Tkwi w człowieku potrzeba porządkowania otaczającej go rzeczywistości, ujmowania jej w karby liczb, norm i zwyczajów. Dlatego najchętniej przeliczyłby również owe wartości na dobra materialne, na pieniądze. Co więcej, w pewnym sensie to czyni. Jeśli ktoś zwróci znaleziony portfel, jego uczciwość wycenia się zwyczajowo na 10% znaleźnego. Sędzia, za swą sprawiedliwość dostaje wynagrodzenie. Gdy ucierpi czyjś honor, pokrzywdzony może uzyskać określone zadośćuczynienie. Szczególna odwaga strażaka bywa nagrodzona finansowo. Piękny obraz, lub koncert też mogą mieć swoją cenę. Za wyświadczane dobro, np. w działalności charytatywnej można otrzymać Nagrodę Ubi Caritas, czy Amicus Hominum, albo Celebrity Charity Champion. Obrońca pokoju ma szansę na Nobla (i milion dolarów). Kto przynosi radość dzieciom może otrzymać Order Uśmiechu. Komu dopisuje szczęście wygra w totolotka. Kto ujawni kryjówkę przestępcy za prawdę dostanie nagrodę od policji.
A życie? Gdy wspominałem o jego wartości, padły pewne kwoty. Ale gdy rozważamy życie, jako wartość, to sytuacja się zmienia. Za bycie uczciwym, odważnym, czy dobrym można zostać docenionym. Trudno jednak oczekiwać nagród, lub gratyfikacji za bycie żywym, za samo wykazanie się tym, że żyjemy. Spróbujmy zatem ocenić tą wartość z innej strony. Wielu filozofów było zgodnych co do istnienia hierarchii wartości; pewne umieszczali wyżej, inne niżej, jedne na czele, drugie gdzieś dalej. Możemy więc mówić o swoistym wartościowaniu wartości. I tu wypada nadmienić, że życie nie znalazło się na pierwszym miejscu. Niby bywa uznawane za najwyższą wartość, lecz z drugiej strony znamy przykłady poświęcenia go w imię innych wartości wyższych, jak miłość, godność, wolność itp. Wychodzi na to, iż człowiecze życie jest tym większą wartością, im więcej tych pozostałych wartości jest z nim powiązanych. A samo w sobie…?
Strapieni powyższym, raczej nie odnajdą pocieszenia w słowach, jakie wypowiedział André Malraux: Życie jest niewiele warte, ale nic nie jest warte życia. Są bowiem wartości odeń cenniejsze. Za to wszyscy możliwość otuchy znajdą w słodyczy ciastka, aromacie naparu i gadatliwej kompanii. Zapraszam 5 lutego o godzinie 18:00 do kawiarni Pozytywka, przy ul. Czaplaka 2. Temat brzmi: bezwartościowe życie. Przyjdź porozmawiać, posłuchać, pomyśleć i pożyć chwilę w naszym towarzystwie. Rozważając przykładowo, jaką wartość przedstawiałoby życie, gdyby ludzie stali się nieśmiertelni, a jaką, gdyby nagle zaczęli żyć o połowę krócej.
W pozostałe poniedziałki zapraszamy na spotkania w murach uniwersyteckich.
Czy życie jest bezcenne ?
Dobre pytanie.
Jak większość ludzi, mających trochę czasu wolnego na przemyślenia, zastanawiam się nad wartością życia.
Tą ocenę uzależniam od następujących założeń:
1. Na przestrzeni nieskończonego czasu pojawiłem się JA i oto jestem.
2. Przede mną nieskończony czas mojej nieobecności.
3. Nieskończoność czasu i przestrzeni ma wartość proporcjonalną.
4. Pojęcia (czas, przestrzeń, ocena) należą do świata umysłu, dlatego byt z tej perspektywy jest wielością i podlega ocenie.
5. Dla umysłu wolnego od pojęć (idei = form) byt jest jednością, a nie wielością i nie podlega ocenie.
6 Ww. stan umysłu nie zawiera słów pozwalających dokonać oceny, porównania, wyznaczyć czas, przestrzeń i wartość.
Jeżeli ocenę życia będę dokonywał w świecie idei (form) to mogę założyć, że moje istnienie jest niepowtarzalne, jedyne w swoim rodzaju, jedyne w zapisie przeżyć, będące jedynym niepowtarzalnym światem tworzonym i przeżywanym przez jednostkę. Nikt inny tylko JA doświadczam tego świata a nawet wszechświata, którym jestem. Gdy zniknę, zniknie jedyny niepowtarzalny stworzony przeze mnie wszechświat. Tak więc jako wolny i bezwolny twórca jedynego doświadczanego wszechświata, którym jestem, jestem zjawiskiem jedynym w nieskończonej przestrzeni i czasie, dlatego moja wartość jest nieskończona, bezcenna. Takie pojęcie mojego JA jest jednocześnie pesymistyczne i optymistyczne, jak to bywa w świecie dualizmu.
Ale mamy do dyspozycji stan Nirwany, gdzie dyskomfort pragnień i lęków nie ma wymiaru wirtualnego, ale co najwyżej realny. Np. pineska na której usiadłem. Tutaj wartość jest jednocześnie bytem nienazwanym ale z tytułu uwolnienia od ciężaru słów (ocen, czasu, przestrzeni… itd.) lekkim a przynajmniej lżejszym o uczucia rodem z bytu będącego wielością idei (form). W tym opisywanym stanie istotne są czyste pozawerbalne uczucia, które dają nienazwane poczucie nieistnienia czasu, no bo jak ma być tam czas, gdzie nie ma słów opisujących czas. To samo jest z oceną wartości życia. Tu wartość życia wyraża się nieporównywalną z niczym wartością aktualnych uczuć, z reguły spokoju, szczęścia i poczucia sensu istnienia.
Ślizganie się po powierzchni tematu to Pana zwyczaj. Życie dla mnie jest cenne, kiedy mogę zrobić lub przekazać komuś (człowiekowi, zwierzęciu, roślinie) coś dobrego. Sens istnienia widzę wtedy, kiedy mogę komuś zaufać, kto mnie nie zrani, chociaż powie mi czasem brutalną prawdę…
Językowo – ta ocena – tę ocenę a nie tą.
Skoro dla kogoś życie jest cenne wtedy, gdy wyświadcza innym dobro, to oznacza, że jeśli tego nie czyni, jego życie jest mniej wartościowe. A jeśli innym dobro wręcz odbiera, to jego życie właściwie należy uznać za bezwartościowe. Czyż nie o tym pisałem; życie nie ma pewnej ogólnoświatowej, jednej dla wszystkich i w dodatku najwyższej wartości. Jego wartość zależy od innych imponderabiliów, jakimi się cechuje i wykazuje. Z drugiej strony niemowlę nie miało okazji wykazać się dobrymi cechami, a jednak w szpitalu walczy się o jego przeżycie lub np. ratuje z płonącego budynku ryzykując własną śmierć. W sytuacjach ekstremalnych dochodzi do zaskakujących wyborów. Z równym poświęceniem niesie się pomoc staremu profesorowi medycyny, który codziennie ratuje dziesiątki istnień – jak też zwykłej kanalii i społecznemu pasożytowi, który codziennie terroryzuje sąsiadów, gnębi słabszych, znęca się nad rodziną… W takich przypadkach zastanawiam się, czy wspomniany Nietzsche (który nie jest moim idolem!) przypadkiem nie miał trochę racji, pisząc o nadludziach i reszcie; w tym sensie, że nie wszyscy są sobie równi. Istnieją jednostki wybitnie zasłużone dla ludzkości, cechujące się wysokim poziomem wartości, lecz są też takie, które przynoszą swoim życiem więcej szkód i nieszczęść, niżeli pożytku.
Slaviusie, dla mnie to wszystko dosyć skomplikowane, cieszmy się każdą chwilą, bo ten cholerny czas tak szybko ucieka!