Po co człowiekowi koszmary? Człowiek źle reaguje na niewłaściwie przespaną noc. Złe sny zaburzają spokój, odbijają się na psychice, mają negatywny wpływ na funkcjonowanie organizmu za dnia. Dlaczego więc mózg generuje straszne obrazy, skoro w ten sposób szkodzi swemu właścicielowi, a w sumie i samemu sobie?
Kto sypia regularnie, ten codziennie umiera. Skąd ta konstatacja? Stare przysłowie Pigmejów mówi: Spać czy umrzeć – to jedno i to samo. A jednak, mimo, że ludzie boją się śmierci, to zasypiania już nie tak bardzo. No, są sytuacje wyjątkowe, kiedy podejrzewają, iż podczas snu, gdy są bezbronni, spotka ich coś złego – ze strony pozostawionej poza świadomością rzeczywistości, bądź… w samym śnie, mrocznym, koszmarnym, gęstym, obezwładniającym. Wszak: Człowiek śpiący to człowiek zniewolony – co zauważył Dannie Abse. Nie mamy władzy nad sobą we śnie, ani wpływu na wydarzenia, które śnimy; zostajemy uwikłani w przeżywaną historię, skazani na bezwolny udział w sennych fantazjach. I trudno wyjaśnić, kto pisze ich scenariusz.
A propos scenariuszy, zwłaszcza dramatycznych; pod koniec pierwszego aktu Hamlet przymusza Marcellusa i Horacego do przysięgi. Mają zachować w tajemnicy, że nocą ukazywała im się zjawa zmarłego króla. Do przysięgi nawołuje ich również sam duch głosem spod ziemi. Horacy stwierdza, iż to są rzeczy niepojęte. Shakespeare zaś młodemu Hamletowi wkłada w usta słowa, które (w nieznacznie zmienionym brzmieniu) trafiły do powszechnego obiegu i co rusz pojawiają się w roli komentarza do czyjegoś zadziwienia:
Więcej jest rzeczy na ziemi i w niebie,
Niż się ich śniło waszym filozofom.
Jak widzimy, orzekł, jakoby filozofowie nie tylko w obszarze świadomych dociekań, ale nawet w onirycznej sferze nie byli zdolni ogarnąć wszystkiego, co ludzi otacza. Jednakowoż, mimo przytyku do myślicieli, w gruncie rzeczy ich komplementował. Uznał za ostatnią instancję, na którą można jeszcze liczyć w rozstrzygnięciu trudnych zagadnień. I najwidoczniej zakładał, że treść ich marzeń sennych jest bogatsza, niż przeciętnego śpiocha. A jeśli filozofy nawet we śnie czemuś nie podołają, to już nikt nie da rady. Swoją drogą ciekawe, o czym śnili niegdysiejsi a o czym śnią obecni filozofowie. Czy mają zarozumiałe koszmary np. o podawanej im cykucie?
Niewątpliwie filozofia chętnie porusza kwestie metafizyczne; próbuje pojąć sferę ducha, zajrzeć prawdzie o zaświatach pod rąbek spódnicy (naga prawda jest atrakcyjniejsza). Zarówno sprawy duchów, śmierci i snu wiecznego, jak też zagadnienie śnienia przewijało się wśród zainteresowań filozofów. Heraklit dostrzegał niezwykłość krainy snów, możliwości, jakie przed człowiekiem roztacza, pozwalając na rzeczy nigdzie indziej niedostępne, jak choćby to, iż: Żywy dotyka umarłych we śnie (…) a potem wraca bez przykrych konsekwencji. Spostrzegł, że: Na jawie świat jest dla wszystkich jeden i ten sam; ale we śnie każdy ucieka do własnego świata.
Zwyczajni starożytni traktowali sny bardzo poważnie, były dlań przesłaniem od bogów. W snach szukali dodatkowego znaczenia, przestrogi, albo proroctwa. Dla Arystotelesa sny stały się tematem szerokich, już bardziej naturalistycznych rozważań. W Traktacie o snach pisał, że wizje senne wiążą się ze szczątkową aktywnością zmysłów, są pokłosiem wrażeń na jawie, a spanie jest zwyczajnym brakiem czujnej świadomości. Podkreślał on istnienie dwóch przeciwieństw, za jakie uznał jawę i sen. Sceptyczny wobec tej wizji był Kartezjusz. Wskazując na to, iż podczas śnienia nie zdajemy sobie sprawy, że właśnie śpimy – kazał się zastanowić, czy aby stan uznawany przez nas za jawę, też nie jest ciągłym snem. Niejeden, którego życie obfituje w przykrości i nieszczęścia, chętnie by się z takiego koszmaru wybudził.
***
Co ciekawe, chociaż zjawisko koszmaru wydaje się powszechnym, to w rzeczywistości około połowa ludzkości zalicza się do szczęściarzy, którzy nigdy go nie doświadczyli. Wypada wspomnieć, iż Amerykańska Akademia Medycyny Snu oszacowała ilość śniących koszmary na większym poziomie; według jej badań straszne sny miewa od 50 do 85 procent dorosłych i jakieś 75 procent dzieci. Trzymajmy się jednak europejskich standardów. W magazynie naukowym „European Archives of Psychiatry and Clinical Neuroscience” przedstawiono wyniki jednego z największych eksperymentów dotyczących snów kobiet i mężczyzn. Tutaj 48% ankietowanych stwierdziło, że wcale nie miewa koszmarów, 10% przyznało się do kilku w ciągu roku, zaś 5% osób podało, że koszmary ma raz na dwa tygodnie. Niemieccy naukowcy wykazali istnienie różnic w treści snów obu płci. Nadużycia seksualne, żałoba i osierocenie częściej występują w snach kobiet; z kolei przemoc i pozbawienie pracy pojawiają się częściej u mężczyzn.
Tak w ogóle, na liście pięciu najczęstszych koszmarów znajdziemy: spadanie, uczestnictwo w pościgu, wrażenie paraliżu, spóźnienie na coś ważnego i śmierć bliskich; na kolejnych miejscach jest zdawanie egzaminu oraz utrata zębów i włosów. W opinii dr. Michaela Schredla z Międzynarodowego Stowarzyszenia Studiów na Snami te śnione sytuacje i wydarzenia nie muszą mieć bezpośredniego odzwierciedlenia w codziennej rzeczywistości, ale np. ucieczka może świadczyć o strachu przed wykonaniem jakiejś unikanej czynności, a strata włosów i uzębienia, częstsza w snach kobiet, wiąże się prawdopodobnie z obawą przed utratą urody. Byłoby pięknie, gdyby rację miał Wergiliusz, pisząc: Ci, którzy kochają, sami sobie kształtują sny. Mielibyśmy jakiś punkt zaczepienia w walce z koszmarami, przekształcając ich fabułę i śpiąc sobie z przyjemnością.
A jak ludzie śpią? Należy się tu ogólne wyjaśnienie. W trakcie snu człowiek przechodzi przez różne jego fazy, nazywane REM i NREM. Skrót tej pierwszej (z ang. rapid eye movement) oznacza szybki ruch gałek ocznych; tej drugiej (non-rapid eye movement) tłumaczy się jako fazę wolnych ruchów gałek ocznych. Tą pierwszą fazę nazywa się także snem płytkim, lub paradoksalnym, zaś ta druga bywa określana mianem snu wolnofalowego, bądź głębokiego. Człowiek śni na wszystkich etapach snu, lecz to faza REM – dominująca w drugiej połowie nocy – obfituje w najbardziej wyraziste i najintensywniejsze marzenia senne, które też częściej pamięta się po przebudzeniu.
Gdy człowiek śpi, przechodzi przez kilka faz REM i umysł wykorzystuje ten czas na porządkowanie doświadczeń z minionego dnia, przetwarza i przyswaja zebrane informacje, a czasem rozwiązuje problemy i dylematy, z którymi człowiek kładł się do łóżka. Wszystko to przekłada się m.in. na późniejszy nastrój oraz zdolności poznawcze. Mimo więc, że znajdujemy się w stanie wyłączonej świadomości, mózg jest bardzo aktywny. Co więcej, bez udziału świadomości odbiera i analizuje bodźce zewnętrzne. Jeśli któryś okazuje się choćby potencjalnie niebezpieczny, to mózg powoduje wybudzenie. Jeżeli natomiast dochodzących informacji nie uzna za groźne, pozwoli nam dalej spać, jednak czasem informacje te mogą zostać wplecione w senne widzenia, również nieprzyjemne.
***
A skąd się właściwie biorą koszmary? Podążając za myślą Zygmunta Freuda, iż sny są resztkami codzienności, należałoby podobnie wyjaśniać również te nieprzyjemne. Nie jest to jednak takie proste; przecież koszmary bywają często niewspółmiernie dojmujące względem zasadniczo spokojnego dnia. Niejaka Davina Mackail, brytyjska ekspertka od snów, tłumaczy, że złe sny są spowodowane nierozwiązanymi problemami i niezamkniętymi sprawami w życiu. Że bywają skutkiem stresu, rozdrażnienia, niepokoju. Przy tym dodaje, iż kobietom, przez wahania hormonalne, koszmary zdarzają się częściej niż mężczyznom i nierzadko przed menstruacją są dręczone snami o przemocy.
Wielu innych badaczy potwierdza wpływ emocji odczuwanych na jawie, stresu i przeżywanych doświadczeń na jakość snu. Innymi słowy: gdy coś doskwiera nam za dnia, znajduje odzwierciedlenie podczas nocy. Wszelkie konflikty natury psychicznej, w tym te wewnętrzne, nieuświadomione, depresja, zaburzenia lękowe, zespół stresu pourazowego – to gotowa recepta na koszmar.
Pisze o tym między innymi prof. Ames Pagel z Unwersytetu Medycznego w Kolorado, zaznaczając na początku, że istnieją różne rodzaje przerażających snów, mogące pojawiać się we wszystkich fazach, lecz nie wszystkie można zaklasyfikować do koszmarów. Zdarzają się bowiem napady lęku, podczas snu głębokiego (NREM), które nie posiadają wyraźnej fabuły, nie przybierają konkretnej formy, jednakowoż prowadzą do gwałtownego przebudzenia z uczuciem silnego, niewytłumaczalnego strachu.
Natomiast koszmary, kiedy śnimy jakieś historie, nawiedzają ludzi przede wszystkim w fazie szybkich ruchów gałek ocznych (REM). Ich występowanie Pagel wywodzi od niepokojących doświadczeń w ciągu dnia, jak choćby oglądanie horroru. Problem zaczyna się w momencie, kiedy koszmary przeradzają się w zaburzenie, destrukcyjne dla prawidłowego snu. I właśnie zespół stresu pourazowego u osób po traumatycznych doświadczeniach, często nękanych przez niepokój i lęki, uważany jest za główną przyczynę zaburzeń sennych. Około 80% takich ludzi stale ma koszmary.
Do strasznych snów przyczyniają się też leki zakłócające pracę neuroprzekaźników i produkcję hormonów, które regulują sen w fazie REM. Osoby z nerwicami i zaburzeniami psychicznymi częściej miewają koszmary. Przy okazji zaobserwowano, że u ludzi z koszmarami zachodzą nieprawidłowości w aktywności neuronalnej. Ciało migdałowate, odpowiedzialne między innymi za odczucie lęku, wykazywało nadmierną aktywność u osób mających regularnie złe sny. Źródła nieprzyjemnych wizji mogą znajdować się także w dawnych urazach z dzieciństwa, w blokowaniu libido, w tłumionej agresji, w chorobie czysto somatycznej, w aktualnej sytuacji życiowej, w kompleksach… Również odstawienie substancji psychoaktywnych, jak alkohol, narkotyki, lub leki nasenne – zwykle tłumiące fazę snu z marzeniami sennymi – wywołuje tzw. „objawy odbicia” i skutkuje wzmożonymi koszmarami.
Do szczególnej sytuacji doszło w rezultacie pandemii. Straszne sny przybrały formę tak ewidentnie związaną z koronawirusem, że ukuto dlań nawet specjalną nazwę: „quarandreams” – czyli… hmm – kwarantasny. Dostrzeżono w serwisach społecznościowych i na blogach liczne wpisy relacjonujące koszmary, nasilające się w okresie pandemii. Hashtag #coronadreams występował tak często na Twitterze, że aż utworzono odrębne konto @Quarandreams do udostępniania wpisów nim oznaczonych. Znajduje się tam mnóstwo najdziwniejszych i najróżniejszych opisów snów, związanych z koronawirusem.
Ten fenomen kwarantannowych snów żywo zainteresował uczonych. Rosie Gibson z Massey University w Nowej Zelandii przyznaje, że: Pandemia i związane z nią ograniczenia, mogą mieć wpływ na to, jak i kiedy śpimy. Niesie to pozytywne skutki dla niektórych, ale także negatywne. Obie sytuacje mogą prowadzić do wzmożonego przypominania sobie snów. Nie jest akurat niczym zaskakującym fakt, iż nowe zagrożenia i niepewność zakłócają normalny sen. Rodzi to jego zaburzenia, czasem wręcz bezsenność, wpływa na skrócenie snu lub jego przerywanie w ciągu nocy. Gibson zauważa: Wysłuchane wieczorem niepokojące informacje czy przeżycia mogą przyczynić się do tego, że będziemy mieć problem z zaśnięciem i snem, a wtedy wzrośnie „presja” na fazę REM. Przy następnej okazji nastąpi więc tak zwane odbicie w fazie REM. Wynikiem tego sny okazują się bardziej emocjonujące i znacznie barwniejsze, zaś w warstwie treściowej dotykają częściej ostatnich wydarzeń. Co za tym idzie, śniący przeżywa ponownie swoje „pandemiczne” lęki.
Nie wszyscy jednak śpią krócej. Eksperci badając temat, stwierdzili, iż praca zdalna oraz izolacja przyczyniły się do spędzania większej ilości czasu w łóżkach. Z ankiety przeprowadzonej przez Amerykanów wynika, że wprowadzenie restrykcji pandemicznych wywołało zmiany we wzorcach snu. Większość respondentów kładzie się spać później, ale za to sen trwa dłużej. Podobnych obserwacji dokonano w Europie; gdy początkiem marca 2020 r. północne Włochy rozpoczęły kwarantannę, w Mediolanie odnotowano wydłużenie średniego czasu nocnego odpoczynku. Podobnie wzrósł czas snu w Paryżu po 15 marca, kiedy zakazano publicznych zgromadzeń i zamknięto szkoły.
Zrozumiałe jest, iż stresujące sytuacje i natłok wiadomości rzutują na sen; po prostu mózg ma do przetrawienia więcej danych. Badacze pytając o treść snów, zauważyli, że przeważa w nich strach, stres związany z pracą, społeczne tabu, zakłopotanie, poczucie żalu i straty. Badani śnili o rodzinie, z którą zostali rozdzieleni, o zakażeniu, o chorobie. Najsilniej koszmary doskwierają ludziom cierpiącym na zaburzenia lękowe oraz zaangażowanym w stresogenne wydarzenia, głównie pracującym w służbach medycznych.
***
Tytuł ryciny Franciska Goi, na której autor śpi, osaczany przez sowy i nietoperze, stał się swoistą pochwałą czujności, bowiem: Gdy rozum śpi budzą się potwory. Wyłażą z piwnic podświadomości i odkrywają tajemnice na nasz temat. Czasem zaszyfrowane w niezrozumiałych obrazach, kiedy indziej niepokojąco czytelne. To właśnie rozumem mamy szansę okiełznać swoje ukryte wewnątrz demony, a pozwalając sobie na brak czujności, narażamy się na ich atak. O ile nie da się czujnie spać i śnić, to już na jawie, jeżeli sen zdoła się zapamiętać, można przepracować jego koszmarne treści.
Jak zatem ze zrozumieniem podchodzić do snów? Zdaniem Carla Gustava Junga: Nasze marzenia senne informują nas o tym, gdzie się zagubiliśmy w naszym życiu psychicznym, w naszym świecie subiektywnym – mówią nam to, co powinniśmy wiedzieć o sobie. Skoro niczego nie zastrzegał, to miał na myśli też koszmary. Niektórzy dodają, że sny są sygnałem informującym, iż sobie z czymś nie radzimy. Zatem miast się snów obawiać, lepiej poddać je analizie. Bo im dłużej żyjemy z jakimś problemem, tym częściej nawiedzają nas złe sny, stając się coraz intensywniejszymi. W pierwszej kolejności zaleca się, aby o koszmarach rozmawiać – na początek z bliskimi. Kto opowiada sny przyjaciołom wpisuje się w piękną maksymę Cycerona: Czym sen dla ciała, tym przyjaźń dla ducha – odświeża siły. Komu takie zwierzenia nie pomagają, a sytuacja staje się z nocy na noc poważniejsza, powinien poszukać specjalisty.
Nieraz prześladujący kogoś sen jest przesłaniem, że należy rozpocząć psychoterapię. Niesie wiadomość z głębin nieświadomości. Nawet w swej odpychającej postaci stanowi źródło cennych informacji, choć zwykle w nieznanym języku. Do nauki tegoż nie ma jednego, skutecznego podręcznika, niemniej są już pewne wskazówki. Aktualnie, w zależności od potrzeb, lub indywidualnych preferencji, można przebierać wśród różnych szkół psychoterapii. W analizie snów pomoże więc klasyczna szkoła psychoanalityczna, lub psychoterapia behawioralno-poznawcza, a jak nie, to analiza jungowska, albo ericksonowska praca ze snem. Ewentualnie skorzystać można z psychodramy, czy też arteterapii (malowanie i rzeźbienie). Czy w końcu użyć tzw. Metody Jednego Snu, Voice Dialogue, bądź sięgnąć po psychologię procesu Arnolda Mindella.
Swoją drogą, zastanawia mnie, dlaczego język snów nie jest jasny i prosty. Ludzie posługują się na co dzień w miarę zrozumiałym językiem w mowie i piśmie, opowiadają jakąś historię malując i rysując jej sceny, budują fabułę kręcąc filmy… Wszystko to wykonują za pomocą władz swego mózgu, dzięki zdolnościom umysłu. Dlaczego więc ten sam mózg posługuje zawiłym przekazem, niejasną metaforą, przerażającym szyfrem? Czyżby język na jawie, a więc pewne kody, symbole i wzorce komunikacji, był po prostu dalece sztucznym tworem, wypracowanym na drodze ewolucji? Tworem, który zdominował inne – bardziej pierwotne i naturalne – formy przekazu, zwłaszcza płynące z podświadomości? A przez to język snu stał się nam obcy i szukamy pomocy specjalistów, aby odsunąć mroczną zasłonę koszmaru i poznać jego znaczenie?
Gdyby dać ludziom wybór, zapewne woleliby nie mieć koszmarnego materiału do analiz. Ja osobiście polecam własny sposób. Kładąc się, próbuję myśleć wyłącznie o czymś przyjemnym. A gdy uda mi się zasnąć w takim nastroju, to zwykle noc mam spokojną. Podobną radę znalazłem też w Traktacie o łuskaniu fasoli (nawiasem mówiąc bardzo dobra książka) gdzie Wiesław Myśliwski pisał: Powinno się o czymś miłym myśleć, kiedy chce się zasnąć. Acz kontynuował z nutą goryczy: Tylko skąd brać tyle miłego, żeby na każde zasypianie starczyło. Przeważnie niemiłe do głowy się ciśnie, bo tego nigdy nie brak. A jeżeli dopadnie mnie jakiś koszmar i szczęśliwie wyrwie ze snu, to stosuję znaną od dziecka metodę: obracam się na drugi bok. Działa! Nie mam pojęcia, na czym to polega, może jakoś wiąże się z obiegiem krwi, ciążeniem cieczy w organizmie, ułożeniem mózgu w czaszce… ale działa. Aha! gdyby ktoś pytał, o czym miłym najlepiej pomyśleć – cóż, podpowiem słowami Owidiusza: Sen pozwala zwykle na wiele rzeczy nieskromnych.
***
Wróćmy do pytania postawionego na wstępie: po co nam koszmary. Po co mózg tworzy sobie irracjonalne historie i wywołuje nasze przerażenie, niweczy zdrowy sen i psuje samopoczucie na cały dzień? Częściowo odpowiedź zawiera się w powyższych wyjaśnieniach pochodzenia koszmarów. Istnieją eksperci, którzy otwarcie mówią, iż koszmary senne, jakkolwiek nieprzyjemne, służą naszemu zdrowiu. Jeszcze inni dodają, że nawet nadmiar złych snów nie powinien budzić w nas zbytniego niepokoju. I choć chciałoby się możliwie szybko o nich zapomnieć, to – jak przekonuje serwis naukowy Science of Us („New York Magazine”) – koszmary służą naszej kondycji psychicznej.
Badając mechanikę snu, psychologowie przyznają, iż faza śnienia (REM) to specyficzny regulator emocji. Serwis Science of Us tłumaczy krótko: Mózg przetwarza nasz niepokój w senne opowieści. W snach mamy okazję zmierzyć się ze stresem, czy strachem; ciężkie sny odkrywają nasze lęki i umożliwiają zdystansowanie się do nich. Jung uważał, że dzięki snom ludzie stają się bardziej świadomi tego, kim faktycznie są. Jego psychologia głębi zwraca uwagę, że każdej nocy kilkakrotnie daje o sobie znać nasza nieświadomość. I jeśli uda się jej opowieści zapamiętać, wówczas świadomy umysł staje przed szansą nawiązania łączności z treścią nieświadomą. Takiej szansy nie wolno marnować, bo – jak powiedział Jung: niezinterpretowany sen jest jak nieotwarty list.
Uczennica Junga, Marie-Louise von Franz, która przeanalizowała tysiące snów, doszła do przekonania, że stanowią one remedium na wszelakie traumy, konflikty i dolegliwości; Sny ukazują nam jak odnaleźć sens życia, jak wypełnić własne przeznaczenie, jak pełniej realizować nasz wewnętrzny życiowy potencjał. Skoro wszystkie sny, to i koszmary. Najczęściej nie mówią nam one tego, co już o sobie wiemy, ale wskazują na zepchnięte w głąb instynktowne siły, wyparty popęd seksualny, tudzież agresję. Przedstawiają je pod postacią kogoś złego, groźnego, np. złodzieja, gwałciciela, potwora, dzikiej bestii. Zdaniem dr von Franz te potężne energie, skrywane przed światłem dziennym, ujawniają się w koszmarach, zaś ich tłumienie, czyli robienie czegoś wbrew naturze, może zaszkodzić zdrowiu: Żyjesz wbrew swoim instynktom i to najprawdopodobniej doprowadzi do jakiejś choroby.
Wspomniana już specjalistka klinicznej medycyny snu, Rosie Gibson, uczestnicząca aktualnie w badaniach snu podczas pandemii, uważa, iż: Koszmary nie są takie złe. Tak naprawdę to dobrze, że tak intensywnie teraz śnimy. Sny pomagają nam dostosować się do zmieniającej się sytuacji oraz regulować nasze emocje. Są pomocne, ponieważ pozwalają ludziom poradzić sobie mentalnie z sytuacją na jawie. Odzwierciedlają także realia i nasze największe obawy. Każdy zatem rodzaj snu pełni funkcję obronną. Rzekłbym, ludzka psychika przyjmuje rolę takiego psychoanalityka pierwszego kontaktu, pomagającego przepracować lęki, stres, obawy i emocje zrodzone z doświadczeń na jawie. Pasowałyby do tego słowa Williama Shakespeare’a: Ktoś nie śpi, aby spać mógł ktoś.
Z kolei Rubin Naiman, doktor z Universitu w Arizonie, zauważa, iż liczba intensywnych snów wzrasta wraz większymi zmianami w codziennej rutynie. Gdy zdarza się coś niezwykłego, jak na przykład pandemia, nasze mózgi „przetrawiają” tę niecodzienność właśnie w czasie snu. Słowa te nie wydają się już czymś odkrywczym wobec powyższych wywodów, ale niech stanowią pewne przypomnienie i resume. Naiman dorzuca jeszcze przypuszczenie: Możliwe też, że więcej śnimy o tych aspektach życia, za którymi tęsknimy podczas kwarantanny. Czy możemy się czegoś z tych snów nauczyć? Nawet koszmary mogą być bogatym źródłem informacji o sobie.
Klaruje się tedy odpowiedź na nasze główne pytanie. Po co nam koszmary? Abyśmy otrzymali w ten sposób informację zwrotną na temat funkcjonowania naszego mózgu, tego z czym się wewnętrznie zmaga. Odpowiednia analiza koszmaru odsłania, co dzieje się w naszej głowie. Przytaczany wyżej prof. Pagel sformułował doskonałe podsumowanie: Zatem koszmary, zamiast szkodzić, mogą nam pomóc zrozumieć własną psychikę i być rozwiązaniem wielu wewnętrznych problemów.
Trzeba jedynie pamiętać o tym, ażeby ze snów się zwierzać. Sny przeżywamy w pojedynkę, ale z ich wspomnieniem nie musimy pozostawać osamotnieni. Nie musi mieć racji Joseph Conrad pisząc w Jądrze ciemności jedno z najsmutniejszych zdań: Żyjemy tak jak śnimy – samotnie. Bo samotnie tylko umieramy, przepraszam – zasypiamy snem wiecznym.
PS. A kto doczytał do końca i nie zasnął, powinien się przebadać w klinice snu 😉
Kłaniam, Martinus.
Super tekst. Śnię i często pamiętam sny. Zawsze o tych wyjątkowych rozmawiamy z córką wzajemnie interpretując. Sięgamy często do sennika.