Przemijanie jest rzeczą przykrą, ale zapładniającą intelektualnie. Kontempluję układające się w planszę do gry w kółko i krzyżyk zmarszczki na swoim czole. Czole niegdyś okolonym spadającym na ramiona i plecy wszarzem, z którego pozostały nędzne zsiwiałe i przerzedzone resztki. I zastanawiam się czy jest coś bardziej literacko inspirującego niż te chwile, w których uświadamiamy sobie, że poruszamy się lotem mającym na kursie (i na ścieżce) zderzenie z kalendarzem.
A który z płodów literackich zrodzonych z refleksji nad ułomnością własnych planów życiowych i daremnością codziennej szarpaniny uznałbym za najbardziej udany? Spośród wielu gorzkich słów jakie pod adresem daremności naszej egzystencji wypowiedzieli filozofowie wybieram dwa cytaty. Pierwszy z południa Francji, ze stajni Montaigne:
Trzeba pogodnie cierpieć prawa naszej natury: jesteśmy po to, aby się starzeć, wątleć, chorować, na przekór całej medycynie. [Montaigne, Próby, ks. III]
I drugi. Hicior Marka Aurelisza z jego nieprzewidzianego do publikacji, czy raczej przewidzianego do niepublikacji bestsellera:
Pomyśl, dla własnej nauki, o czasach Wespazjana, a zobaczysz, że ludzie żenili się, wychowywali dzieci, chorowali, umierali, walczyli z sobą, urządzali uroczystości, handlowali, uprawiali rolę, schlebiali, byli zarozumiali, podejrzliwi, knuli spiski, niektórzy błagali o śmierć, narzekali z powodu losu, kochali się, zbierali skarby, pożądali konsulatów i tronu. To ich życie już nigdzie nic istnieje [Marek Aureliusz, Rozmyślania].
Ciao!
Ciao!
w nawiązaniu do rozważań świątecznych…
Czy warto kopać się z koniem ?
Czy warto kopać się z koniem wielkości Wszechświata ?
Ale czy obecny Wszechświat jest skutkiem czy przyczyną aktywności wszystkiego lub czegoś/kogoś tam lub skutkiem i przyczyną w jednym. Tak czy inaczej.
Jeżeli jesteśmy dziełem, rzec by można, niemal nieskończonego w czasie i przestrzeni wszechmocnego Wszechświata to jaki sens ma kwestionowanie sensu urodzin, życia czy śmierci?
Każda chwila naszego życia jest niemal zaprojektowana w szczegółach.
A jednak pragniemy wieczności czy to w Niebie czy to w wędrówce dusz.
Zdecydowanie korzystna jest wiara w Boga, w życie po życiu.
Zagadką pozostaje to co sprawiło, że jesteśmy i że jesteśmy jacy jesteśmy. Dobrym wytłumaczeniem jest istnienie człowieko podobnego Boga.
Ale pomijając dobrodusznego wszechmogącego Staruszka nie śpieszymy się do duchowego raju trzymając się istnienia jak tonący ostatniej deski co została z rozbitej łajby życia.
Jeżeli bezrefleksyjnie, lub pozytywnie, przyjmiemy zachodzące przemiany to czeka nas nagroda – pogodzonych z koniem.
W tych okolicznościach, można by życzyć sobie Wesołych Świąt.