Jak każdy zwyczajny uczeń nie cierpiałem sprawdzianów. To była zmora. Nie! Coś gorszego, bo straszyło nie tylko nocą. Człowiek bał się przed sprawdzianem, stresował w trakcie i niepokoił po. A powodem we wszystkich przypadkach była ocena. To od niej zależały nasz późniejszy los i samopoczucie, nierzadko zależne też od samopoczucia rodziców po wywiadówce. W liceum nauczycielka polskiego wyznała, że miewała podobne obawy. Poradziła, by tak jak ona zawsze nastawiać się na niską ocenę, nawet gdyby wiele wskazywało, iż poszło dobrze. Dzięki temu, gdy ocena okaże się niska – nie nastąpi rozczarowanie, a jeśli będzie wyższa spotka nas miła niespodzianka.
Nie wiem, czy nie należałoby uznać tego za manipulowanie samooceną. Zaniżane poczucie własnej wartości i niska ocena swoich zdolności, tudzież możliwości miało złagodzić ewentualną porażkę, a z drugiej strony zwiększyć satysfakcję w przypadku sukcesu. W obu sytuacjach było się nieuczciwym wobec siebie. Czyż jednak samooszukiwanie nie jest psychologicznym wytrychem do szczęścia.
Przy okazji odkrywamy prostą prawdę, że nasze oczekiwania są adekwatne do samooceny. Kto nisko się ocenia, ten nie spodziewa się po sobie zbyt wiele. Nie oczekuje wysokich not, szczególnego uznania, ogromnych sukcesów. Kto uważa się za osobę wspaniałą, wybitną, czy wyjątkową, miewa oczekiwania proporcjonalne do tego mniemania.
Jest jeszcze inna zależność. Bardzo często ignoranci, by nie rzec głupcy, mają wyjątkowo wysokie mniemanie o sobie i swoich kompetencjach. Zaś osoby wysoce inteligentne, z dużą wiedzą i doświadczeniem, bardzo często nie doszacowują swych umiejętności. Potwierdziły to badania w 1999 roku na Uniwersytecie Cornella. David Dunning i Justin Kruger poddali zróżnicowaną grupę uczestników serii testów, sprawdzających poziom kompetencji w szeregu wielorakich umiejętności – od logiki, przez gramatykę, po nawet poczucie humoru. Zbadani eksperci zdawali się nie doceniać swych kompetencji. Najmniej kompetentni zaś oceniali siebie najwyżej, wręcz jako ekspertów. Najbliżej trafnej samooceny była grupa pośrednia. Współbrzmi to ze słowami, jakie wypowiedział Malcolm S. Forbes: “Zbyt wielu ludzi przecenia to, kim nie jest i nie docenia tego, kim jest.“
Jak to tłumaczyć? Zasadniczo ludzie chcą o sobie myśleć dobrze. I obserwowane zachowania ignorantów mogą być efektem tego, że zwyczajnie chcą wierzyć, iż są wybitni. Ulegają złudzeniu ponadprzeciętności. Można też rozważać inne wyjaśnienia. Ludzie ci wiedząc o swych słabych stronach próbują nadrabiać braki pewnością siebie. Możliwe też, że nie są w ogóle świadomi owych braków, a głupota nie pozwala im tego dostrzec ani poprawnie dokonać samooceny.
Skoro każdy z nas patrzy na świat z własnej perspektywy i jest niejako głównym bohaterem własnego życia, to łatwo może z poczucia indywidualności przejść do przekonania o wyjątkowości i, jak każdy bohater, niechętnie przyznawać się do jakichś niedoborów. Wydaje się, że odsłanianie słabości nie leży w naszej naturze – a nawet w naturze w ogóle, wszak przyroda jest bezwzględna wobec słabych osobników. Ale oszukiwanie siebie i innych zwykle wychodzi na jaw w chwili próby. Frederick Douglass następująco podsumował podobne spostrzeżenia: “Wolę być prawdziwym dla siebie, nawet jeśli grozi to narażeniem się na kpinę innych ludzi, niż być dla siebie fałszywym i narazić się na własną odrazę.“
Wróćmy do czasów liceum. Może miała rację moja polonistka; lepiej zakładać, że jest się w czymś słabym. To bowiem może (acz nie musi) prowadzić do doskonalenia się. Poprawiania umiejętności w zakresie uświadomionych sobie braków. Kto zaś stwierdza, że jest w czymś dobry, lub bardzo dobry, często poprzestaje na tym i nie rozwija się.
Należy jednak rozsądnie gospodarować samokrytyką. Zdarza się, iż niektórzy ranią samych siebie surowymi słowami i ocenami. Nie potrafię, nie rozumiem, do niczego się nie nadaję… to zdania prowadzące w groźnym kierunku. Wiele osób zaczyna wierzyć w niską wartość swojej egzystencji, w znikome możliwości, miałkie kompetencje. Potem trudno naprawić poczynione sobie szkody. Takie życie jest gorsze niż ignoranta z przeświadczeniem geniuszu. Dlatego pesymiści budzą współczucie, a głupcy po prostu irytują. Nie mniej, jak stwierdził Carl Jung: “Wszystko, co irytuje nas w innych może nas zaprowadzić do zrozumienia samego siebie.” A to brzmi już filozoficznie znajomo.
Nie wystarczy jednak powtórzyć za pewnym głupim ekspertem – Sokratesem: „Wiem, że nic nie wiem”, ani pójść za wcale nie prostą radą „Poznaj samego siebie” – trzeba jeszcze ustawicznie wkładać wysiłek w zmianę rozpoznanego stanu rzeczy. Aby właściwa samoocena pozwoliła bez przesady mieć wysokie oczekiwania. Chyba że wysokie oczekiwania nie przystoją nikomu.
Sądzę, że należy to przedyskutować. Zapraszam we czwartek, 1 czerwa o godzinie 18:00 do Domku Lodowego przy ul. Barlickiego. Temat brzmi: głupi ekspert. Przyjdź porozmawiać, posłuchać, pomyśleć i podoceniać się z nami.