Archiwum autora: Martinus

Coffeelosophy V – czyli brzemię urody

Zgodnie z naszą nową tradycją, w pierwszy poniedziałek miesiąca sympatycy Pogadalni spotykają się poza Instytutem Filozofii. Nie inaczej stanie się w najbliższy poniedziałek, kiedy ponownie realizować będziemy formułę filozoficznej kawiarenki.

uroda-animacjaPorozmawiamy o utrapieniu, jakim jest uroda. Czy starania czynione wokół piękna fizycznego, trud jego podtrzymywania, to tylko próżność? Czy dbałość o  swoją powierzchowność może mieć coś wspólnego z pięknem wewnętrznym? A z drugiej strony: czy piękno duchowe zawsze ma znamiona cnoty, czy też można popaść w swoisty duchowy narcyzm?

Zapraszamy zatem 7 marca o godzinie 18:00 do kawiarni Pozytywka, przy ul. Czaplaka 2. Tematem będzie: Brzemię urody.

Pozytywka kadrPrzyjdź porozmawiać, posłuchać, pomyśleć i przekonać się, czy ciężkie piękno ducha może dotyczyć pięknoducha… I co na to płeć piękna w wigilię Dnia Kobiet.

W pozostałe poniedziałki zapraszamy na spotkania w murach uniwersyteckich.

Coffeelosophy IV – czyli racjonalna duchowość

Od pewnego czasu, w każdy pierwszy poniedziałek miesiąca Pogadalnia spotyka się poza Instytutem Filozofii. Również w najbliższy poniedziałek spotkanie odbędzie się w kawiarni, aby w ten sposób realizować formułę filozoficznej kawiarenki.

racjonalna duchowoscBędziemy rozmawiać o tym, czy rozum może panować nad duchem, czy można rozsądnie kierować duchowością, rozumnie ją rozwijać lub pogłębiać. Czy duchowość jako taka, sama w sobie może mieć znamiona jakiejś niezależnej mądrości, czyli być racjonalna, działać i oddziaływać w sposób logiczny? Czy pojęcie duszy rozumnej bardziej odnosi się do intelektu, czy bliższe jest osobowości…?

Zapraszamy zatem 1 lutego o godzinie 18:00 do kawiarni Pozytywka, przy ul. Czaplaka 2. Tematem będzie: Racjonalna duchowość.

Pozytywka kadrPrzyjdź porozmawiać, posłuchać, pomyśleć i sprawdzić, czy myśliciel może trzymać ducha na uwięzi.

W pozostałe poniedziałki zapraszamy na tradycyjne spotkania w murach uniwersyteckich.

Coaching filozoficzny – a po co?

Podczas spotkania, którego temat brzmiał: „Praca z zasobami a praca z duchem – filozof jako coach i doradca” największe zainteresowanie wzbudził właśnie wątek coachingu filozoficznego. W dyskusje włączył się zawodowy coach, który przybliżył podstawowe założenia i zakres pracy w tym zawodzie. Dla mnie najważniejszym kryterium było, iż coach nie sugeruje rozwiązań, nie udziela rad, nie przekazuje też żadnej wiedzy, a nawet nie musi jej posiadać. Jego podstawową umiejętnością jest odpowiednie zadawanie pytań. Jeżeli klient znajdzie odpowiedzi, to uświadomi sobie, jak wygląda problem i poszuka rozwiązania.

I naszła mnie smutna konstatacja, że do bycia coachem filozoficznym nie trzeba nawet być filozofem. Dlaczego smutna? Na pewno nie w wymiarze obiektywnym, bo wielu ludzi to pewnie wcale nie zasmuca. Smutna dla mnie osobiście. Znam kilku filozofów, niektórych nawet polubiłem. Wyobrażam sobie, że mogą się poczuć zupełnie niepotrzebni. I dlatego jest mi ich zwyczajnie żal. Bo kują żelazo na miecz przeciw samym sobie, i do tego cieszą się na to, jaki piękny to będzie miecz.

Tak się bowiem składa, że Opolski Uniwersytet poszerza ofertę dla studentów i wprowadza właśnie coaching filozoficzny. A ja się zastanawiam, po co! Jeśli ktoś udaje się po pomoc do filozofa, mędrca, lub duchownego to przede wszystkim dlatego, że są to osoby wtajemniczone, posiadające dużą wiedzę na jakiś temat. I wydaje mi się, że ktoś idący do filozofa, chce skorzystać z jego mądrości, z tej konkretnej wiedzy o sprawach i problemach filozoficznych. Czytaj dalej

Człowieka jeszcze nie ma

Byłem wówczas dzieciakiem (mowa o latach osiemdziesiątych); chodziłem do podstawówki, a w niektóre popołudnia do przykościelnej salki katechetycznej na religię. Choć czasy były socjalistyczne, to w mojej małej szkole indoktrynacja nie była jakoś szczególnie nasilona. Może dlatego, że szkoła znajdowała się między kościołem a cmentarzem. I nauczyciele bez oporów pozwalali urwać się z lekcji, gdy pasowało nam załatwić coś na gruncie religijnym, a końcem października w trakcie lekcji chodziliśmy porządkować opuszczone groby przed Zaduszkami. W takiej atmosferze koegzystencji nauki i wiary uzupełniałem wiedzę o świecie.

Ile Boga stoi za ewolucją

Pytania o powstanie tegoż świata i genezę człowieka kwitowałem odpowiedzią z katechizmu, że Bóg wszystko stworzył. Pamiętam też, jak musiałem to skonfrontować z broszurką, czy ulotką, którą przyniósł do szkoły kolega. Przedstawiała ona rycinę z sylwetkami idących za sobą stworzeń: od zwykłej małpy, poprzez człekokształtne, po człowieka pierwotnego i obecnego. Miało to obrazować ewolucję naszego gatunku. Ten rozdźwięk między religią a nauką nie wywoływał we mnie jakiegoś silnego dysonansu poznawczego – wielu rzeczy wtedy nie wiedziałem, lub nie rozumiałem i dość łatwo przychodziło mi się z tym pogodzić. Czułem, że po prostu kiedyś i to ktoś mi wyjaśni. Temat więc pozostając w zawieszeniu, nieco nabrzmiały, dojrzewał.

I jeśli mnie pamięć nie zawodzi, to właśnie jakoś w tych czasach dane mi było obejrzeć amerykański film pt. „Kto sieje wiatr”. Niedawno sprawdziłem, że nakręcono go w 1960 r. W skrócie, opowiada on o procesie sądowym z 1925 r. wytoczonym nauczycielowi, który w purytańskim miasteczku uczył o Darwinie i jego teorii. Generalnie: kreacjonizm kontra ewolucjonizm. Z całego filmu zapadł mi w pamięć fragment mowy obrońcy (grał go Spencer Tracy). Słońce Bóg stworzył dnia czwartego. Zatem te wcześniejsze dni, pozbawione słońca (choć istniała światłość i ciemność), były dość umowne. Podobnie czas ich trwania. Jeden taki „dzień” mógł więc trwać np. 25 godzin, lub dłużej, np. 10 tysięcy lat. I spodobał mi się ten tok rozumowania. Czytaj dalej

Coffeelosophy III – czyli boska bezmyślność

Zapraszamy na kolejne spotkanie Pogadalnii Filozoficznej poza Instytutem Filozofii UO. W Nowym Roku kontynuujemy bowiem poszerzanie formuły naszej działalności o spotkania otwarte. Tym razem, na prośbę Pogadalnika, pociągniemy wątek myślenia Absolutu.

myślenie AbsolutuNajbliższe spotkanie w formule filozoficznej kawiarenki już w pierwszy poniedziałek stycznia o godz. 18:00. Spotkanie odbędzie się w kawiarni „Pozytywka” (ul. Czaplaka). Temat: Boska bezmyślność.

Przyjdź porozmawiać, posłuchać, pomyśleć – albo wyjątkowo: poczuć, jak bosko jest nie myśleć.

W pozostałe poniedziałki zapraszamy na tradycyjne spotkania w murach uniwersyteckich.

Na święta, trochę prowokacyjnie

Na początek małe myślowe spekulacje o Bogu.

Czy Absolut filozofuje? Czy snuje refleksje? Odpowiedź trzeba dać przeczącą. Absolut nie musi rozważać, zdobywać wiedzy, nie zastanawia się, nie poszukuje prawdy, nie pogłębia mądrości… Absolut wszystko wie, zatem nie zadaje sobie pytań; nie jest więc nawet źródłem odpowiedzi (bo dla kogo?), lecz po prostu niedostępną skarbnicą kompletnej erudycji.

Absolut nie myśli, a człowiek musi.

Stąd odwieczne ludzkie dociekania i mozolne tropienie prawdy przez jednostki. Tymczasem Absolut, z racji iż sam jest Prawdą, to nie czuje potrzeby jej poszukiwania. Zna siebie w zupełności i nic o nim nie jest dla niego tajemnicą. Nie ma więc niczego do odkrywania; ani w sobie, ani poza sobą. Jego intelekt nie ma powodu do wysiłku. Człowiek jest zmuszany do myślenia, głównie przez czynniki zewnętrzne. Inaczej cofnąłby się w rozwoju, zniweczył efekty ewolucji, zaprzepaścił zdobycze kultury i utracił osiągnięcia cywilizacji.

Absolut nie myśli, gdyż nie musi, a człowiek musi, lecz nie myśli.

Oczywiście są wyjątki, ale jednak większość bytów, w tym ludzkich, nie przemęcza się intelektualnie. Wiem po sobie. Czytaj dalej

Coffeelosophy II – czyli niewolnictwo pracy

Pogadalnia Filozoficzna – w ramach rozszerzania formuły swego działania – zaprasza na kolejne spotkanie poza Instytutem Filozofii UO.

niewolnictwo pracyNajbliższe spotkanie w formule filozoficznej kawiarenki już w pierwszy poniedziałek grudnia o godz. 18:00. Spotkanie odbędzie się w kawiarni „Pozytywka” (ul. Czaplaka). Temat: niewolnictwo pracy.

Przyjdź porozmawiać, posłuchać, pomyśleć. W pozostałe poniedziałki zapraszamy na tradycyjne spotkania w murach uniwersyteckich. Zrzuć kajdany umysłu!

Umierajmy radośnie!

Spotkanie w formule pozauniwersyteckiej odbyło się w kawiarni Pozytywka i zgodnie z planem dotyczyło radości umierania. Ponieważ tego dnia wypadały akurat Zaduszki, to temat pasował, jak ulał. Spotkanie przyniosło szereg wypowiedzi, które Wielki Pogadalnik starał się ukierunkować na jak najbardziej osobiste tory. Chętnie ujrzałbym na tej stronie jego resume, albo jakąś syntetyczną refleksję.

Generalnie, zebranym trudno było powiązać umieranie z radością, zwłaszcza w ujęciu filozoficznym. Prowokacyjna zbitka słów nie dała się obronić; dominowało kojarzenie śmierci ze stratą, odejściem, końcem, ewentualnie przejściem w inną rzeczywistość. I tu wkraczamy w obszar wiary. Dało się zauważyć, iż nieco łatwiej było poruszać się na polu teologii, czy szczególniej eschatologii. Pozwoliłem sobie wspomnieć, że historia zna przykłady osób, które umierały z radością, krzepione myślą o czekającym je lepszym życiu w wieczności, zadowolone z tego, jaki ślad po sobie zostawiają, jakie dają świadectwo…

Myśląc o sprawach ostatecznych podzielam raczej uczucia tych, którzy obawiają się umierania, zwłaszcza w cierpieniu. Przede wszystkim jednak nie chciałbym umrzeć, nie zrealizowawszy niektórych planów. I daje mi swoiste ukojenie świadomość, że na większość z nich (teoretycznie, lub statystycznie rzecz biorąc) jeszcze trochę czasu mi zostało. Dopiero poczucie, iż na coś jest za późno, niemiłosiernie doskwiera.

Gdyby życie potraktować jako podróż (wyświechtana metafora, wiem) – to wówczas można by doszukać się radości w umieraniu. Niektórym ludziom bowiem przynosi radość podróż w nieznane. Mniej poetyckie, ale chyba trafniejsze będzie inne podejście. Życie człowieka od samego początku zmierza ku śmierci. Nie chodzi o to, że celem życia jest śmierć, lecz o to, iż ciało starzeje się a w każdą komórkę wpisany jest jej koniec. Podczas każdego podziału komórki, telomery w jej chromosomach skracają się, aż w końcu… no cóż. W tym sensie umieramy właściwie od momentu pojawienia się na świecie. Skoro zatem całe nasze życie jest procesem umierania, to radość życia jest właściwie radością umierania. Umierajmy więc radośnie!

Kłaniam, Martinus

Paradoks samodzielności

Przyjęło się traktować samodzielność, jako zaletę. Jest wpajana dzieciom, wymagana od dorosłych. Ale paradoksalnie kryje w sobie negatywną cechę. Podobnież jej siostra – samowystarczalność, która jeszcze wyraźniej podkreśla ową złą właściwość. Otóż samodzielność, zwłaszcza realizująca się w pełni, jest aspołeczna. Ktoś samodzielny, a już szczególnie ktoś samowystarczalny nie potrzebuje innych. Z tego wynika, że całkowita samodzielność to swoista samotność.

Jaki z tego wniosek? Kiedy uczy się kogoś samodzielności, należy równocześnie mieć nadzieję, że nie okaże się genialnie pojętnym uczniem. Lepiej być trochę niezaradnym. Nieprawdaż?

Kłaniam, Martinus

Etyka a sumienie

Na spotkaniu Pogadalni gorącą dyskusję wywołał mój poprzedni wpis o etyce, która – choć uwzględnia ludzkie emocje, to sama w sobie powinna być racjonalna i budowana w oparciu o logikę. Rozmowa potoczyła się w stronę rozważań, czy to nie emocje właśnie są ważniejsze, to, co każdy indywidualnie przeżywa, co w sobie wypielęgnował, co nosi w sercu – a nie to, co głoszą najlepsze nawet racjonalne formuły narzucanych kodeksów etycznych. No właśnie…

Czy możliwe jest postępowanie moralne, przy jednoczesnym odrzuceniu obowiązującej etyki? Mam na myśli, czy np. nonkonformista, albo moralny abnegat, albo swego rodzaju anarchista – w każdym razie ktoś, kto nie przyjmuje narzuconego kodeksu etycznego, może mimo to zachowywać się moralnie. Wydaje się, że tak. Nawet jeśli ktoś samodzielnie konstruuje swoje zasady postępowania, to istnieje prawdopodobieństwo, iż będą one w jakimś stopniu pokrywały się z ogólnie przyjętymi normami.

Istnieje jeszcze pojęcie sumienia. Nie chcę sięgać po jego definicje, choć pewnie kilka udanych by się znalazło. Poprzestanę na moim rozumieniu sumienia, jako wewnętrznego sędziowskiego głosu, który uprzedza o karze, bądź nagrodzie za planowany czyn, a jeśli nie zdąży, to udziela nagany ewentualnie pochwały już post factum. Co, gdy ktoś mówi, że nie potrzebuje, albo nie chce kierować się beznamiętnym kodeksem etycznym, bo wystarczy mu, iż działa w zgodzie z sumieniem? Tak naprawdę musi pamiętać, że sumienie też zostało ukształtowane: częściowo przez czynniki ewolucyjne, dążące do zachowania gatunku (a więc szacunek dla życia współplemieńców), a częściowo przez środowiskowo-społeczne, kiedy nabywamy wiedzy i doświadczenia w temacie dobra i zła. Wartości są nam przekazywane przez rodziców, nauczycieli, kaznodziejów… Często nie bezpośrednio, lecz przez sam fakt współegzystencji w społeczności, która pewne zachowania pochwala, inne toleruje, a jeszcze inne potępia. Czytaj dalej

1 10 11 12 13