Na spotkaniu Pogadalni gorącą dyskusję wywołał mój poprzedni wpis o etyce, która – choć uwzględnia ludzkie emocje, to sama w sobie powinna być racjonalna i budowana w oparciu o logikę. Rozmowa potoczyła się w stronę rozważań, czy to nie emocje właśnie są ważniejsze, to, co każdy indywidualnie przeżywa, co w sobie wypielęgnował, co nosi w sercu – a nie to, co głoszą najlepsze nawet racjonalne formuły narzucanych kodeksów etycznych. No właśnie…
Czy możliwe jest postępowanie moralne, przy jednoczesnym odrzuceniu obowiązującej etyki? Mam na myśli, czy np. nonkonformista, albo moralny abnegat, albo swego rodzaju anarchista – w każdym razie ktoś, kto nie przyjmuje narzuconego kodeksu etycznego, może mimo to zachowywać się moralnie. Wydaje się, że tak. Nawet jeśli ktoś samodzielnie konstruuje swoje zasady postępowania, to istnieje prawdopodobieństwo, iż będą one w jakimś stopniu pokrywały się z ogólnie przyjętymi normami.
Istnieje jeszcze pojęcie sumienia. Nie chcę sięgać po jego definicje, choć pewnie kilka udanych by się znalazło. Poprzestanę na moim rozumieniu sumienia, jako wewnętrznego sędziowskiego głosu, który uprzedza o karze, bądź nagrodzie za planowany czyn, a jeśli nie zdąży, to udziela nagany ewentualnie pochwały już post factum. Co, gdy ktoś mówi, że nie potrzebuje, albo nie chce kierować się beznamiętnym kodeksem etycznym, bo wystarczy mu, iż działa w zgodzie z sumieniem? Tak naprawdę musi pamiętać, że sumienie też zostało ukształtowane: częściowo przez czynniki ewolucyjne, dążące do zachowania gatunku (a więc szacunek dla życia współplemieńców), a częściowo przez środowiskowo-społeczne, kiedy nabywamy wiedzy i doświadczenia w temacie dobra i zła. Wartości są nam przekazywane przez rodziców, nauczycieli, kaznodziejów… Często nie bezpośrednio, lecz przez sam fakt współegzystencji w społeczności, która pewne zachowania pochwala, inne toleruje, a jeszcze inne potępia. Czytaj dalej