Archiwa tagu: byt

Coffeelosophy XLV – czyli wątpliwy koniec zła

W komentarzu pod jednym z internetowych artykułów przeczytałem opinię, z której przebijała pocieszająca wiara w trwałość i tryumf dobra: Każde zło ma swój koniec, natomiast dobro – nie. Na pierwszy rzut oka pierwsza konstatacja nie budziła moich wątpliwości, za to druga nie całkiem trafiała mi do przekonania. Co do zła: można założyć, że wszystko, co ułomne i niedoskonałe, wszystko co przygodne, co pojawiło się w pewnym momencie, a wcześniej nie istniało – wszystko to kiedyś spotka koniec. Taka jest natura rzeczy. Jeśli czegoś nie było, to jest do pomyślenia sytuacja, gdy tego równie dobrze znów nie będzie. Ale czyż dobro nie zaistniało, podobnie, dopiero w pewnym momencie.

Istnieje opinia, że wszystko, co istnieje, każdy byt, jest mniej lub bardziej, ale jednak dobry. Już przez sam fakt, że jest – że stanowi coś pozytywnego wobec ewentualności niebytu. Nawet Pismo Święte mówi, że gdy Bóg stwarzał kolejne elementy świata, to patrzył na nie i widział, że są dobre. Problem w tym, że nie dla wszystkich Biblia stanowi autorytet. Niemniej z filozoficznego punktu widzenia, wszystkie byty są dobre, a różnią się jedynie stopniem owego dobra. Odwrotnie na to patrząc, mówi się, iż zło to brak dobra. Nie całkowity, bo całkowity brak dobra sprowadza byt do nieistnienia. Natomiast częściowe braki są właśnie przejawem zła. I dotyczy to jednako zła fizycznego oraz moralnego. Jak wiadomo otaczające nas byty fizyczne, czyli cała materia nieożywiona i ożywiona, pojawiły się w pewnym momencie dziejów i siłą rzeczy spotka je koniec. Zatem można stwierdzić, że dobro pojawiło się i kiedyś zniknie – wraz z nimi. Patrząc jednak z szerszej perspektywy, każdy byt fizyczny ma swe źródło w materii, która nie przestaje istnieć, a jedynie zmienia formę. W związku z tym jej właściwość, jaką jest dobro, będzie trwać, choćby w kosmicznym rozproszeniu. Przynajmniej aż do momentu, gdy Wszechświat skurczy się, zapadnie w sobie i przestanie istnieć, jak przed wielkim wybuchem. Pod warunkiem wszakże, iż taki los faktycznie go czeka. Czytaj dalej

Coffeelosophy XII – czyli męka istnienia

Zbliża się pierwszy poniedziałek miesiąca, tak więc Pogadalnia Filozoficzna – zgodnie z ideą wychodzenia ku ludziom – zaprasza na kolejne spotkanie w formule filozoficznej kawiarenki.

Ksiądz Twardowski zaczął jeden z wierszy słowami: Życie to ciągła męka istnienia. Reszta utworu nie warta jest przeczytania, ale ten wers skłonił mnie do zastanowienia. Czy faktycznie można postawić znak równości między życiem, a męką istnienia? Czy może życie bywa też czymś innym, zasługuje na inne podsumowanie? Dlaczego nie: pogodność egzystencji, ekstaza wegetacji, przyjemność trwania, rozkosz bytowania?

Zasadniczo w cytowanym tekście jest tak niewiele słów, a tyle wątpliwości się z nich rodzi. Bo jaką funkcję spełnia słowo „ciągła”? Czy gdyby je odrzucić, to reszta by się nie obroniła? Czy konieczne jest podkreślenie, że męka istnienia jest nieprzerwana. Czemu zamiast „ciągła” nie napisał: zwykle, czasem, głównie, często? I dlaczego pojawia się owa „męka”? Wszak istnienie wcale nie musi się z nią łączyć. Wydaje się zupełnie możliwe istnienie niemęczące, a przynajmniej okresowo mąk pozbawione. Tymczasem, autor wyjaśniając, czym jest życie, nie poprzestał na tym, że to po prostu: istnienie. Ale, że męczarnia, w dodatku bezustanna. Co jest powodem tych katuszy? Czyżby świadomość marności naszych bytów, kruchości konstrukcji, które owo życie w sobie dźwigają, niepewności jutra, czyhających niebezpieczeństw, mogących nas życia pozbawić, lub jego jakość popsuć… A może chodzi o to, że nie zawdzięczamy istnienia sobie, że nie wiemy, kto wykuł pierwsze ogniwo w całym łańcuchu przodków.

I kolejne pytanie: czy można to zdanie odwrócić, zamienić strony miejscami i również uzyskać jakąś prawdę (lub prawdopodobieństwo racji). Zatem, czy można by rzec, iż: Ciągła męka istnienia to… życie.Pozytywka kadr

Zapraszamy 6 lutego o godzinie 18:00 do kawiarni Pozytywka, przy ul. Czaplaka 2. Tematem będzie: męka istnienia.

Przyjdź porozmawiać, posłuchać, pomyśleć i sprawdzić, czy jesteś odosobniony w postrzeganiu walorów egzystencji i czy Sofokles miał rację twierdząc, że Bez bólu i cierpień nie istniejemy. A w pozostałe poniedziałki zapraszamy na spotkania w murach uniwersyteckich.

Jesteśmy znowu

Po kilkudniowej nieobecności w sieci wracamy. Mam nadzieję, że już na dobre. Podczas tej wirtualnej nieobecności wywołanej prawdopodobnie jakimś wirusem miałem wrażenie, że nasz byt osłabł. To mnie skłania do zapytania o status ontologiczny istnienia sieciowego. Czy wirtualne istnienie jest istnieniem słabszym niż realne? A może na odwrót?

Wczoraj gadaliśmy o Parmenidesie!

Wczoraj w Pogadalni Janusz rozpoczął od wspomnień o szalonym koledze. Zauważył że, pamiętamy najlepiej właśnie tych gwałtowników, nie miłych i spokojnych, co to gałązki nie złamią nadłamanej…

Ja na to, że pamiętamy te chwile, w których nasza świadomość nie była uśpiona, w których albo coś w naszym wnętrzu albo coś poza nami rozbudziło nas, wybiło z monotonii i ożywiło naszą percepcję. Martinus podał przykład osób z „fotograficzną” pamięcią. Zauważył, że w starożytności odtwarzanie słowo w słowo zapamiętanej przemowy było czymś naturalnym. Zauważyliśmy, że człowiek współczesny posiada tyle pomocników pamięci i takie małe zainteresowanie napływającymi do niego informacjami, że w zasadzie coraz słabiej zapamiętuje. I tu zaproponowałem przyjrzenie się Parmenidesowi, a w szczególności jego słynnej frazie:

„tym samym jest myśleć i być” (to gar auto noein estin, te kai einai).

Myślimy często, że postęp w filozofii jest podobny do postępu w nauce. Kolejne teorie coraz doskonalej opisują rzeczywistość. Heraklit i Parmenides to wedle tego sposobu myślenia tacy zwolennicy teorii flogistonu, a Kartezjusz i Kant, nie mówiąc o Wittgensteinie, już wiedzą, że spalanie to żadna tam ucieczka flogistonu, lecz gwałtowny proces utleniania i na tej bazie budują swe nowoczesne teorie. Nie do końca. Postęp w filozofii dotyczy być może sposobów wyrazu, form argumentacji ale to, co filozofię odróżnia od nauki i wg mnie stanowi jej istotę tj. osobiste rozumienie świata, związek tego co mówi z życiem samego filozofa jest u starożytnych na takim poziomie, że możemy śmiało mówić o degeneracji filozofii w dziejach, a nie jej postępie.

Czytaj dalej