Archiwa tagu: sens

Coffeelosophy LXII – czyli chwała zwyciężonym

Od kilku lat w pliku z notatkami czekał temat Pyrrusa. Miałem kilka refleksji, zebrałem kilka cytatów, aby je nimi podeprzeć. I jakoś brakowało impulsu do zamiany tego w tekst. Bodźcem okazał się ostatni „List Joński”, w którym mowa jest o Białej Róży – niemieckiej organizacji antynazistowskiej, której działacze poświęcili życie dla wyższej sprawy.

Bywają decyzje, które z góry skazane są na porażkę. Bywają działania, których skutki oceniamy nie miarą sukcesu, lecz wagą intencji. I pojawiają się tacy ludzie – jak Sophie Scholl z Białej Róży – idealiści, stający do walki najpewniej z pełną świadomością jej beznadziejności. Wszak nazizm w 1942 i 1943 roku miał za sobą ogromną, dobrze zorganizowaną machinę, w której działały miliony ludzi – a Biała Róża to garstka działaczy, rozrzucających ulotki. Trudno nie zadać sobie pytania: dlaczego się na to porwali? Czy warto poświęcić to, co najcenniejsze: życie! w sytuacji, gdy nie ma najmniejszych szans na zwycięstwo? Czy szlachetna postawa i moralny sprzeciw ma sens, kiedy realnie niczego się nie zmienia? Według Kanta działanie nie traci moralnego uzasadnienia bez względu na efekt – bo moralność nie zależy od skutków działania.

To dość niepokojące pytania. Ich echo wybrzmiewa również w naszej historii – szczególnie głośno podczas ocen Powstania Warszawskiego. Do dziś przez wielu uznawane jest za akt desperacji, niepotrzebnego rozlewu krwi, za moralne zwycięstwo o dramatycznym koszcie. Przecież – w wymiarze militarnym – nie przyniosło pożądanych rezultatów. Trudno się z tym spierać; miasto legło w gruzach, zginęły tysiące ludzi. Wielu z tych, którzy przeżyli, zostało naznaczonych traumą do końca życia. Czy można usprawiedliwić taką cenę? Czy można usprawiedliwić decyzję przywódców powstania? Czy nie gloryfikujemy ofiar, by przesłonić rzeczywiste koszty ich decyzji?

Gdy Pyrrus, król Epiru, wygrał bitwę z Rzymianami kosztem ogromnych strat w ludziach, miał powiedzieć: „Jeszcze jedno takie zwycięstwo i jesteśmy zgubieni.” Te słowa można przywoływać, gdy próbujemy zrozumieć sens działań, które kosztują zbyt wiele, a dają zbyt mało. Czy warto poświęcać życie, przy znikomych szansach powodzenia? Pisarka Trudi Canavan przestrzega: „Czasem lepiej jest nie atakować wcale, niż walczyć bez pewności zwycięstwa.” A jednak są chwile, gdy atak – choć szaleńczy – wydaje się jedyną moralnie możliwą drogą.

Może niektóre czyny, niektóre akty nie są po to, by prowadzić do triumfu. Możliwe, iż są po to, by dawać świadectwo. Pokazać, że człowiek to nie tylko trybik w machinie przetrwania, że bywa zdolny do gestu, który przekracza logikę użyteczności. Heroizm skazańców z Białej Róży, podobnie jak walka powstańców, być może nie przyniosły oczekiwanych zmian w rzeczywistości, ale były – i pozostały – przypomnieniem, że istnieją wartości, za które warto oddać życie. Warto – choćby po to, by nie zaprzeczyć samemu sobie, swojemu człowieczeństwu w jego godnościowym wymiarze.

Inna pisarka – Ewa Stachniak stwierdziła: „Zwycięstwo to jeszcze nie wszystko. Równie istotna jest jego cena.” Ale jeśli w ostatecznym rozrachunku ceną jest człowieczeństwo – to może lepiej przegrać po stronie dobra, niż przetrwać po stronie, której nie da się obronić moralnie. W chwili próby taki dylemat musi być dotkliwym doświadczeniem – a może przeciwnie, może w duszach bohaterów wątpliwość w ogóle się nie pojawia. I nawet jeśli idą na pewną śmierć, mają przekonanie o słuszności. W tym duchu wybrzmiewa tytuł opowiadania Elizy Orzeszkowej: „Gloria victis” – chwała zwyciężonym. A jej słowa są jeszcze bardziej wymowne: „Z dziś zwyciężonych dla jutrzejszych zwycięzców powstają oręże i tarcze.”

Z innej strony patrząc, nie potrafię uciec od myśli, że to heroiczne poświęcenie bywa też… gestem na pokaz. Może podświadomie liczymy, że ktoś to dostrzeże, zapamięta, zrozumie i wyciągnie właściwe wnioski. Że nawet jeśli świat się nie zmienił, to przynajmniej ktoś będzie wiedział, że nie wszyscy się poddali. Że ktoś próbował. Tylko co, jeśli nikt tego nie zauważy? Jeśli ulotki zginą w śmieciach, krew wsiąknie w piach, pamięć zaginie? Czy wtedy złożona ofiara traci sens?

Nie sposób dać jednoznacznej odpowiedzi. I być może właśnie to czyni pytanie tak ważnym. Może wartość takich działań nie leży w rezultacie, lecz w samym ich zaistnieniu. Może nie chodzi o to, by przyniosły zwycięstwo, lecz by przypomniały, że człowiek posiada w sobie przestrzeń, w której wolna wola, niepodległość sumienia, nieugiętość moralna są ważniejsze niż życie.

Sophie Scholl – świadoma, że zginie – nie odwołała swoich słów. Nie zaprzeczyła własnym przekonaniom, nie próbowała żadnych gestów uległości, by ocalić życie. Można się zastanawiać, czy takie bohaterstwo pozbawione szans na sukces nie ociera się o fanatyzm lub pychę. Nie wiemy, czy myślała o tym, że oczy wielu uczciwych, porządnych ludzi skierowane są na nią. Jej śmierć mogła zatem być niejako na pokaz? Może i tak, może chciała swoją ofiarą coś zamanifestować. A jeżeli nawet – to był to pokaz odwagi, godności i prawdy. Świadectwo, które może dawać siłę innym, również stającym wobec beznadziejności. Byle tylko o Białej Róży usłyszeli. „Nie jest zwycięzcą ten, co zwyciężył, jeżeli zwyciężony nie uznał swej klęski” – pisał Enniusz. A Sophie, choć pokonana, nigdy się nie poddała.

Ale jest jeszcze inna postawa. Rzadziej widoczna, pozbawiona patosu, bardziej cicha niż szumnie heroiczna. Postawa tych, którzy nie rzucają ulotek z balkonów, nie walczą z bronią w ręku, nie idą na szafot – ale codziennie, uparcie, stawiają opór złu w jego najbanalniejszych formach. Nie przez spektakularny gest, lecz przez sumienność, nieugiętość, uczciwość. Przez to, że nie podpiszą fałszywego dokumentu. Że nie wydadzą drugiego człowieka. Że zachowają godność, nawet gdy nikt nie patrzy.

Takimi byli ci, którzy działali w ukryciu, w cieniu, daleko od jupiterów historii. Częstokroć bezimienni bohaterowie, którzy ukrywali Żydów, przekazywali jedzenie, pisali listy, fałszowali dokumenty, przemycali ludzi i broń, pomagali partyzantom… ryzykowali nie po to, by stać się symbolem, ale dlatego, że czuli, iż tak trzeba. Ich wybory były może mniej dramatyczne, ale równie ludzkie. Opór wobec zła nie zawsze musi mieć formę jawnego protestu. Czasem jest to ciche „nie”, powiedziane w duszy. I to też jest sprzeciw, równie moralny, choć pozbawiony braw i pomników. Nie każdy z nas będzie Sophie Scholl. Ale każdy może być tym, który nie milczy – nawet jeśli mówi tylko szeptem.

Ważniejsze jest nie zwycięstwo, lecz właściwe wykorzystanie zwycięstwa” – pisał Ajschylos. A może i przegrana ma swoją wartość – jeśli tylko zostanie właściwie odczytana. Może ją też da się przekuć w jakiś rodzaj wiktorii. Wiem, że człowiek ma taką naturę, że woli choćby pyrrusowe zwycięstwo, byle zwycięstwo. Ale to moralne nie jest mniej wartościowe. A czasem tylko wewnętrzny bunt, niemy sprzeciw jest możliwy. I już to zdaje się wystarczać do wystawienia chwalebnej oceny. Za wybór postawy, a nie możliwego rezultatu.

I, jak sądzę, nie trzeba okoliczności wojny, by sprzeciw i bunt okazał się koniecznością. Nie trzeba dyktatury, by czuć, że deptane są prawa i wartości. Czasem wystarczy codzienność – przeciętna, niby poukładana, „normalna” – w której nagle okazuje się, że słowa polityków straciły wartość, że obietnice były tylko przynętą, a decyzje podejmowane w świetle dnia rozmijają się z tym, co deklarowano podczas wieczoru wyborczego.

W kraju, w którym nie toczy się wojna, można poczuć się bezsilnie, niemal tak samo jak w kraju ogarniętym reżimem – zwłaszcza gdy przychodzi rozczarowanie, gdy demokracja staje się fasadą, a obywatel przestaje mieć wpływ na bieg spraw. Wtedy również rodzi się potrzeba sprzeciwu – może nie dramatycznego, może nie kończącego się w więzieniu czy tym bardziej na szafocie, ale jednak istotnego. Bo wyrosłego przeciw pogardzie, ignorancji, korupcji, cynizmowi i obojętności. To też jest walka – tylko toczona w innej scenerii. Nie tyle o życie, ile o jego jakość i… o sens. O wartości, które miały być fundamentem. Nawet, gdy brzmi to jak naiwność.

W takich momentach pojawia się racjonalistyczna pokusa, by wzruszyć ramionami i skonstatować: „To nic nie da”. Ale właśnie wtedy trzeba pamiętać i o Sophie, i o tych cichych, którzy robili swoje – nie dla pustego efektu, nie dla kamer i nagłówków w mediach. Tylko dlatego, że nie chcieli brać udziału w czymś niemoralnym. To bodaj najprostsza forma oporu: nie zgodzić się na świat, który przestaje licować z sumieniem. Choćby miało to oznaczać samotność i nierzadko konieczność pogodzenia się z niemożnością zwycięstwa.

Przyszły mi na myśl jeszcze inne obszary nieosiągalnego zwycięstwa, ale jedynie je zasygnalizuję, jako przyczynek do czyjejś osobnej refleksji. Weźmy przykładowo rywalizację sportową. Jest podejmowana przez zawodników, którzy mają zupełną świadomość, iż nie staną na podium. A jednak startują, widzą w tym sens. Choć okupione jest to morderczym wysiłkiem, godzinami treningu, kontuzjami, wyrzeczeniami, zaniedbaniem relacji rodzinnych… Czy warto? Podobnie wygląda rywalizacja w konkursach i festiwalach, w debatach i dyskusjach. Na polu zawodowym, naukowym, artystycznym… Coś jest takiego w człowieku, że podejmuje ofiarne działania, nawet będąc na z góry straconej pozycji. Co to takiego…?

Sądzę, że należy to przedyskutować. Zapraszam we czwartek, 10 kwietnia o godzinie 18:00 do Restauracji Radiowa, ul. Strzelców Bytomskich 8. Temat brzmi: Chwała zwyciężonym. Przyjdź porozmawiać, posłuchać, pomyśleć i poczuć się zwycięzcą moralnym.

Co to jest terapia filozoficzna?

8 maja w ramach naszych cyklicznych spotkań w Muzeum Śląska Opolskiego głosiłem wykład pt. „Co to jest terapia filozoficzna?”. Prowadziła Magda Żołud. Sala wypełniona. Po syntetycznym wprowadzeniu Magdy Ireneusz trafnie wydobył paradoks obecny w samym założeniu terapii filozoficznej. Jeśli ma się ona odróżniać od psychoterapii tym, że jest skierowana w stronę osób zdrowych, dlaczego nazywa się ją terapią? Był to dla mnie dobry punkt wyjścia do sformułowania kilku ważnych zasad.

1. Terapia filozoficzna nie ma leczyć zaburzeń psychicznych w klasycznym sensie tego słowa, tj. jako dysfunkcji, których usunięcie oznacza Czytaj dalej