Znowu zbliża się spotkanie w formule filozoficznej kawiarenki; jak to zwykle w pierwszy poniedziałek miesiąca. Pozwolę sobie zdradzić, czym zajmiemy szare komórki.
Jeśli ktoś poświęci się dla szczytnego celu, w imię wielkich wartości, ale jednakowoż w niczym nie pomoże, niczego nie wskóra, nie zmieni… Czy to ma sens? A z drugiej strony, czy brak spodziewanych, bądź oczekiwanych efektów tego sensu pozbawia? Czy sam akt, samo działanie posiada sens i wartość, zanim jeszcze przyniesie efekty?
Motyw a czyn
Nie jest specyfiką dzisiejszych czasów, że ludzi zwykło się oceniać przez pryzmat wartości ich czynów. Jeśli czyn jest chwalebny, to i człowiek zyskuje uznanie. I na odwrót. Jednak nieraz odnoszę wrażenie, iż mówiąc o ocenie czynu, częściej myśli się o skutkach. Nie ładnie jest kraść, bez względu na to, czy kradzież się uda. Ale nie tyle sama czynność jest karygodna, choć też, ile to, do czego prowadzi – czyli pozbawienie kogoś jego własności. Ładnie jest działać charytatywnie, ale przy ocenie istotniejszy jest fakt udzielenia konkretnej pomocy, niż to, jakie wiodły ku temu wysiłki (chociaż te również się docenia). Jeśli ktoś pojedzie kopać studnie do Afryki i wykona sto odwiertów, ale w żadnym nie będzie wody, to nie dostanie nagrody za sam trud. Nagrodzone za to będą wysiłki kogoś, kto wykopie pięć studni, ale z powodzeniem. Co ciekawe, nierzadko na drugi plan schodzą intencje dobroczyńcy, jego prawdziwe myśli i faktyczne podejście do tego, czego dokonał. Czy zrobił to z altruizmu, czy też dla poklasku, ma tu mniejsze znaczenie wobec rzeczywistego wparcia potrzebujących.
W przedziwny sposób urzeczywistnia się Mateuszowe kryterium: poznacie ich po owocach. Zwłaszcza uzupełniane powiedzonkiem, że dobrymi intencjami jest piekło wybrukowane. Wychodzi na to, że pobudki i zamiary mają znikomą wartość, liczy się skutek. Zatem postawione na wstępie pytanie znalazło właśnie odpowiedź: sens działaniom nadają odpowiednie ich skutki. Aby na pewno?
Spójrzmy na inną okoliczność. Stefan Kisielewski powiedział: Walka bez wiary w zwycięstwo jest jedyną walką czystą: bez premii i łapówki. Cóż zatem w sytuacji, jeśli wysokie jest prawdopodobieństwo niepowodzenia? Czy warto zachować się zacnie, mimo wszystko? Bo może – przewidując nieskuteczność – lepiej zaniechać działań i w ten sposób oszczędzić sobie wysiłku, albo ryzyka. A propos ryzyka. Chyba większość się zgodzi, iż zamiast daremnego heroizmu, lepiej chronić własne życie. A jednak wciąż pojawiają się przykłady zachowań, które pomimo finalnej porażki, zostają zakwalifikowane do bohaterskich. Sądzę, że nie będzie nadużyciem stwierdzenie, że w takich przypadkach ludzie po prostu postępują nonsensowne. Również ci, którzy mimo wszystko ich chwalą.
Moralność Pyrrusa
Inna kwestia: co myśleć o sytuacji, kiedy osiągnęło się upragniony, wartościowy, a nawet szczytny cel, ale zostało to okupione kosztami przerastającymi jego wartość? Jak dostrzec w tym sens, zwłaszcza gdy z góry było wiadomo, że właśnie taką cenę przyjdzie zapłacić? Rozsądek podpowiada, że nie warto. Niemniej co rusz znaleźć można przykład Pyrrusowego zwycięstwa – co, rozważane na chłodno, budzi wątpliwości. On sam, pokonawszy wojska rzymskie przy ogromnych własnych stratach, powiedział ponoć: Jeszcze jedno takie zwycięstwo, a nie będę miał z kim wrócić do Epiru. Zatem spytajmy: skutki usensowniają działanie? Chyba nie zawsze. W imię czego gotowi jesteśmy do przesadnego poświęcenia? Czyżby chodziło o zwycięstwo moralne? Piłsudski by odpowiedział: Być zwyciężonym i nie ulec to zwycięstwo.
Czy przegrać w słusznej sprawie to wygrać? I czy odnajdujemy w tym faktyczny sens, czy tylko mamy do czynienia z elementem racjonalizacji i sposobem pocieszenia. Czy Jezus z Nazaretu (a właściwie z Betlejem) lub wcześniej Sokrates z Aten (a właściwie z Alopece) to przykłady zwycięstw moralnych? A może nie chodzi o zwycięstwo moralne, lecz po prostu o zwycięstwo. Jakiekolwiek. Być może jego potrzeba jest tak silna w ludziach, iż będą się go doszukiwali we wszelkiej dostępnej postaci.
Zapraszamy 5 marca o godzinie 18:00 do kawiarni Pozytywka, przy ul. Czaplaka 2. Temat brzmi: ile znaczy zwycięstwo moralne. Przyjdź porozmawiać, posłuchać, pomyśleć i moralnie zwyciężyć w dyskusyjnych zmaganiach. W pozostałe poniedziałki zapraszamy na spotkania w murach uniwersyteckich.
Możesz także (anonimowo!) wypowiedzieć się w tym temacie, zamieszczając komentarz poniżej. Jesteśmy ciekawi, co o tym myślisz.
Jeśli czyn oceniamy w kontekście bezpośrednio obserwowalnych skutków możemy sensownie oceniać jego wartość na podstawie efektywności. Jednak skutki naszych poważnych decyzji moralnych nie są widoczne od razu. Aborcja np. widziana w perspektywie doraźnych i pragmatycznych skutków może wydawać się sensownym rozwiązaniem. Kiedy w grę wchodzi sumienie, które może odezwać się po latach, już niekoniecznie. Pojęcie “sumienia”, podkopane przez Frueda, wykpione przez Woody’ego Allena (Matchpoint) kryje w sobie ważną treść. Człowiek jest zawsze, choćby tylko wirtualnie jak powiada Frankl, odniesiony do Absolutu (Boga). Dopiero uwzględniając tę perspektywę można dokonać pełnej oceny moralnej czynu.
“Chyba większość się zgodzi, iż zamiast daremnego heroizmu, lepiej chronić własne życie.”
Ja się z tym zgadzam, ale do rozważań na ten temat chętnie dorzucę kilka cytatów pochodzących z dzieła Bhagavad-gita – stanowiącego filozoficzny i religijny dialog prowadzony tuż przed rozpoczęciem bratobójczej walki. Rozmowę prowadzą: przywódca armii, książę Ardźuna, który ma za chwilę stoczyć bitwę i woźnica jego rydwanu sam Bóg Kryszna. Dowódca armii ma podobne dylematy, jak autor komentowanego artykułu, ale jego coachem jest sam Bóg Kryszna.
Kryszna: “Jeśli jednak nie spełnisz swego religijnego obowiązku walki, wtedy z pewnością dopuścisz się grzechu, jako że zlekceważysz swoje obowiązki. W ten sposób stracisz też sławę wojownika.” “Ludzie zawsze będą mówili o twojej hańbie, a dla tego, kogo darzono szacunkiem, niesława gorsza jest od śmierci.” “Walcz przez wzgląd na samą walkę tylko, nie biorąc pod uwagę szczęścia czy nieszczęścia, straty czy zysku, zwycięstwa albo klęski – a działając w ten sposób, nigdy nie popełnisz grzechu.””Masz prawo do wykonywania swoich przypisanych obowiązków, ale nie możesz rościć sobie pretensji do owoców swojej pracy. Nigdy nie uważaj siebie za przyczynę rezultatów swojego działania i nigdy nie przywiązuj się do wykonywania swego obowiązku.”
Po takiej dawce mądrości nie pozostaje nic innego, jak złapać za szabelkę i na koń mości panowie. Zawsze będzie można liczyć na wspomnienie, w podręczniku historii, o heroicznych czynach w z góry przegranych kolejnych powstaniach. Ale jak tu się nie pochwalić?