Archiwa tagu: Aleksander Fredro

Coffeelosophy LXIII – czyli potęga osłów

Jest takie święto, o którym wiedzą przede wszystkim Meksykanie. Obchodzone 8 maja, z wolna rozprzestrzenia się po świecie, a jego głównym bohaterem jest poczciwy kłapouchy. Chodzi bowiem o Światowy Dzień Osła. Z przyjemnością odkryłem to w kalendarzu świąt nietypowych, bo miła to rzecz mieć swoje święto.

W liceum naszym nauczycielem matematyki był człowiek zasadniczy, wymagający i surowy. To, co znajdowało się w programie nauczania, jemu jawiło się, jako banalnie proste. Dla nas była to nie tyle matma, co magia – dla zaawansowanych. Profesor, przekonany, iż mówi o rzeczach oczywistych, nie starał się ich szeroko i zrozumiale tłumaczyć, my zaś nie mieliśmy śmiałości przyznać, że czegoś nie rozumiemy i ukrywaliśmy się za milczeniem. Ta notorycznie powtarzana taktyka uników nie sprawdzała się, gdyż nasza wątpliwa pojętność i tak w końcu wychodziła na jaw. Nic więc dziwnego, że większość z nas miała podłe stopnie, a spora część kończyła semestr z oceną niedostateczną. Któregoś dnia, jako wprowadzenie do nowego tematu przygotował nam zagadkę. Najpierw napisał na tablicy:

osioł + osioł =

i zapytał, ile to będzie. Prosta odpowiedź, dwa osły. Wtedy, pytając: A jaki będzie wynik takiego odejmowania, napisał:

osioł – osioł =

Też proste, bo zero. Wtedy spytał: To ile wyniesie podzielenie osła przez 2. Odpowiedzieliśmy, że pół osła. Wtedy napisał kolejne działanie i zapytał: To ile wyniesie dzielenie:

osioł : osioł =

Po chwili padła odpowiedź: No, 1. Profesor potwierdził i kontynuował: A gdyby wykonać mnożenie: osioł x 3. Odpowiedzieliśmy, że wynikiem będą trzy osły. Na koniec znów napisał kredą działanie i spytał o wynik:

osioł x osioł =

No i tu nas trochę zablokowało, bo – jak wspomniałem – z matematyki byliśmy orłami, gdzie r = s. Wtedy profesor odpowiedział: osioł x osioł równa się… osioł do kwadratu – i napisał: osioł2. Tak zaczął lekcję o potęgowaniu. A nas nieco rozbawił, skądinąd znanym sformułowaniem. Sam już dużo wcześniej słyszałem, w tym pod własnym adresem, zwrot: ty ośle do kwadratu. Ale nie kojarzyłem sobie tego z matematycznym wyliczeniem ilorazu inteligencji.

Nasze lekcje matematyki najczęściej odbywały się w małej, mocno wydłużonej sali; na jednym końcu tej kiszki były drzwi, a na drugim okno. Wzdłuż tego wagonu biegły dwa równoległe rzędy krzeseł a przed nimi dwie długie ławy ze zsuniętych stołów. I w przypadku naszej klasy, można powiedzieć, że były to dwie ośle ławki. Gdyby rzecz działa się ledwie kilka lat później, to chcąc przestrzec kogoś przed wchodzeniem na matmę, można by zażartować, cytując Osła z filmu Shrek: A jak zobaczysz długi tunel, to nie idź w stronę światła. Tymczasem, ja szedłem najdalej, jak się da, bo siedziałem pod samym oknem.

Bywało, że raczono mnie nie tylko mianem osła do kwadratu, ale jeszcze bardziej zagadkowym określeniem: ty ośle dardanelski. Aż do teraz nie znałem pochodzenia tego pieszczotliwego zwrotu. Okazuje się, że ma ono najprawdopodobniej starożytne korzenie. Każdy słyszał o bitwie trojańskiej. Częścią Troady była Dardania, toteż przymiotniki: trojański i dardański znaczyły to samo. Każdy słyszał też pewnie o koniu trojańskim. Ponoć skryło się w nim aż 300 greckich wojowników. Zatem koń dardański (trojański) musiał być wielki, wręcz ogromny… Kiedy ktoś nazywał głupca osłem, a chciał to wzmocnić, mówił: ty ośle dardański, co miało podkreślić, jak ogromnego osła ma na myśli. A ponieważ od Dardanii swoją nazwę wzięła cieśnina Dardanelska, która częściej pojawiała się w różnych wypowiedziach, z czasem określenie uległo przekształceniu i tak oto powstał osioł dardanelski – równy koniowi trojańskiemu… wzrostem.

Skoro jesteśmy myślami w starożytności, to wypada wspomnieć, że już wtedy osioł nie cieszył się szczególnym poważaniem. Mimo iż w rzeczywistości to całkiem bystre zwierzę. Niestety, był symbolem głupoty i egzemplifikacją wierzchowca znacznie gorszego od konia. Tak na przykład (i za przykład) wykorzystał go Platon w jednym z dialogów. Sokrates rozmawia z tytułowym Fajdrosem m.in. o sztuce retorskiej. Tłumaczy, jak ważne jest by zarówno retor, jak i lud, do którego przemawia – wiedzieli, co jest dobre a co złe. I wyjaśnia mu, dlaczego nie wolno przekonywać tłumu do swoich racji, posługując się takim rozumieniem pojęć, jakie ma tłum, lecz należy takim, jakie jest zgodne z prawdą. Jak to Sokrates, używa metafory.

Sokrates: Ano — gdybym cię tak nakłaniał, żebyś sobie konia kupił, bo masz iść na wojnę, a obaj byśmy nie wiedzieli, co to koń; ja bym tyle tylko wiedział o tobie, że Fajdros uważa za konia to zwierzę domowe, które ma największe uszy…
Fajdros: To by śmieszne było, Sokratesie.
Sokrates: Ale gdzie tam. I gdybym cię tak z zapałem przekonywał i namawiał, ułożywszy mowę pochwalną na osła, a nazywałbym go koniem, i wywodził, że to najcenniejszy dobytek i koło domu, i na wojnę, że się znakomicie z niego walczy i on zbroję ci potrafi przynieść, i jego inne rozmaite pożytki wychwalał…
Fajdros: A to by już było najśmieszniejsze.

Pasuje tu również skądinąd znane powiedzenie: Choćbyś nie wiem jak mocno chłostał osła, nigdy nie stanie się wyścigowym wierzchowcem. Aczkolwiek inne porzekadło mówi: Kiedy osioł poczuje ból, prześcignie konia. Temat, jak się zdaje, zamyka klamrą jeszcze jedna sentencja: Osioł pozostanie osłem, choćbyś nań włożył złotą uzdę i siodło. A wracając do Sokratesa; w jednej z anegdot przytaczanych przez Diogenesa Laertiosa, czytamy, że podczas dyskusji ktoś kopnął Sokratesa, lecz filozof nie zareagował. Spytany o to, odparł: Czy gdyby mnie osioł kopnął, wytaczałbym mu sprawę w sądzie? Osła, zatem nie warto było traktować poważnie. Jednakowoż wziął go – żartobliwie – w obronę Julian Ejsmond, pokazując w „Antologii bajki polskiej” taką scenkę:

Raz osioł zaciekawiony
ile wiedzy filozof mieści w swym rozumie
zapytał go: „Co Pan umie?”
„Wiem, że nic nie wiem” odparł mu skromnie uczony.
Osioł rzekł: „W takim razie w wiedzy cię przerosłem,
bo ja przynajmniej jedno wiem: że jestem osłem”.

No właśnie, Sokrates – uważany za uosobienie mądrości – deklarował swoją niewiedzę jako punkt wyjścia do wszelkiego poznania: Wiem, że nic nie wiem. Czy nie jest to paradoksalnie postawa człowieka przyznającego się do głupoty?

Sięgnijmy ponownie do dorobku Platona. W dialogu „Państwo” metaforycznie porównuje on wybory demokratyczne do sytuacji, w której ludzie mogą wybrać na przywódcę kogokolwiek – nawet osła. Tak krytykuje zależność polityki od woli ludu, który może doprowadzić do absurdalnych wyborów, gdy nie kieruje się rozumem i wiedzą.

Kilka wieków później Cyceron, w swoim dziele „De Amicitia” – chcąc skrytykować pochlebstwa, użył obrazowego powiedzenia: Asinus asinum fricat – czyli osioł osła liże. A gdy Petroniusz w „Satyrikonie” napisał: Asinus in tegulis – czyli osioł na dachu, posłużył się tym biednym zwierzęciem, by opisać niedorzeczną sytuację, która może mieć fatalny finał. W powszechnym użyciu były też inne łacińskie sentencje z oślim bohaterem. Asinus ad lyram ­– czyli osioł przy lutni – oznaczało mniej więcej tyle, co nasz wół u karety lub kwiatek do kożucha. Zaś rymujące się Asinus asinorum in saecula saeculorum – tłumaczone jako Osioł nad osłami na wieki wieków – w sumie… nie wymaga dalszego tłumaczenia.

To poczciwe zwierzę pojawia się także w powiedzonku harować jak osioł. Zwykle rozumiane jest ono wprost – że chodzi o porównanie do ciężko pracującego stworzenia. Ale odczytuje się je również, jako sytuację, gdy ktoś ponosi trud, a niewiele z tego ma – czyli pracuje, jak głupi, daje się wykorzystywać, nie troszcząc się o sprawiedliwe potraktowanie. Oprócz głupoty osłu dość powszechnie przypisuje się upartą naturę. Mówiąc: uparty, jak osioł, mamy przed oczami człowieka, który próbuje ciągnąć albo pchać osła, ewidentnie stawiającego opór. Michel de Montaigne w swoich „Próbach” ujmuje to szerzej, posługując się takimi słowami: Upór i zacietrzewienie są najpewniejszą oznaką głupoty: czy jest coś bardziej pewnego, stanowczego, wzgardliwego, zatopionego w sobie, ważnego i poważnego niż osioł?

Nie cieszył się osioł – jak widać – pochlebną opinią. Również chrześcijaństwo przyczyniało się do utrwalania pewnych skojarzeń. Osioł był np. symbolem rozpusty. Lecz z drugiej strony, również skromności i pokory – więc… nie było jednomyślności. Na pewno osioł został wyróżniony tym, że na jego grzbiecie Jezus wjechał do Jerozolimy. Aczkolwiek miało to pokazać skromność Jezusa, gdyż osioł występował w roli wierzchowca drugiej kategorii. Będąc przy Biblii warto wspomnieć, jak w Księdze Liczb anioł wybrał sobie oślicę, aby przemówiła w jego imieniu do Balaama, gdy wbrew Bogu chciał pomóc wrogom Izraela. Nim oślica przekazała to, co anioł miał do powiedzenia, zdążyła się jeszcze poskarżyć na niesprawiedliwe potraktowanie kijem. Balaam bił ją, bo nie wiozła go tak, jak chciał, podczas gdy to właśnie ona potrafiła ujrzeć anioła zagradzającego im drogę. Kiedy zatem osioł upiera się przy swoim, być może nie wynika to z głupoty ani ze złej woli, lecz z tego, że drogę zastawia mu niewidoczny duch.

Stał się też osioł symbolem niezdecydowania. Znalazło to wyraz w wierszu Aleksandra Fredry, który napisał tak:

Osiołkowi w żłoby dano 
W jeden owies, w drugi siano. 
Uchem strzyże, głową kręci, 
I to pachnie, i to nęci; 
Od któregoż teraz zacznie, 
Aby sobie podjeść smacznie? 
Trudny wybór, trudna zgoda — 
Chwyci siano, owsa szkoda, 
Chwyci owies, żal mu siana. 
I tak stoi aż do rana. 
A od rana do wieczora; 
Aż nareszcie przyszła pora, 
Że oślina pośród jadła — 
Z głodu padła.

Nie był jednak hrabia Fredro w swym przesłaniu oryginalny. Istniało, bowiem powiedzenie: osioł medytuje, koń je. Co opisywało sytuację, w której ktoś niepotrzebnie się nad czymś długo zastanawia, podczas gdy należy do prostej rzeczy brać się od razu, aby coś nie umknęło.

Z powyższych przykładów wyłania się nam obraz osła, jako stworzenia prostego, niskiej rangi, nierozgarniętego, schlebiającego podobnym sobie, upartego, ale i zagubionego. Obraz to niesprawiedliwy, zwłaszcza, iż za wszystkimi cechami zwierzęcia miała stać głupota. Niemniej jednak można wyciągnąć z tej przykrej oceny paradoksalny wniosek: dzięki temu, że osioł był uważany za stworzenie głupie, przyczynił się do rozpowszechniania mądrości. Był negatywnym przykładem na to, czego w życiu nie naśladować. Karaimi mawiają: Z lwem bądź jak lew, z jagnięciem – jak jagnię, ale z osłem – nie udawaj osła. W bajkach Ezopa także pojawia się figura osła, czasem właśnie jako symbol głupoty, czasem pychy. Również Ignacy Krasiński, wzorem Ezopa, w swoich bajkach wykorzystał taką symbolikę. Wszystko to miało na celu nieść pewną naukę – czasem filozoficzną, czasem moralną lub po prostu dydaktyczną.

To nie jedyne historie z osłem w fabule. Mamy przecież Kłapouchego – pogodzonego z losem pesymistę – a może po prostu stoika, z którym przyjaźnił się Kubuś Puchatek. No i w serii filmów o Shreku oglądamy Osła, który nie zawsze chwyta w lot pewne aluzje, bywa tchórzliwy, pyszałkowaty, gadatliwy i natrętny, ale zwykle kieruje się szczerym sercem i lojalnością, a i nieraz powie coś do rzeczy. Przypomina mi on trochę Sancho Pansę – który nie wszystko rozumiał, ale swój rozum miał. I wiernie towarzyszył Don Kichotowi, dosiadając – a jakże – swojego osiołka, Rucio.

Osioł jest pożyteczny, jako kontrapunkt dla bohatera bystrego i rozsądnego. W podobnym tonie wyraził się François de la Rochefoucauld, stwierdzając: Nieraz rozumny człowiek byłby w kłopocie bez towarzystwa głupców. Osły są potrzebne, gdyż głupota bywa punktem wyjścia do mądrości.

Wspomniany wyżej Sokrates często wykorzystywał czyjąś niewiedzę albo wręcz głupotę, by przedstawić błędny sposób rozumowania, obalić go serią argumentów i poprowadzić myślenie ku prawdzie i mądrości. Również Arystoteles zaczynał swoje wywody od przedstawienia cudzych poglądów i wykazania ich słabych stron – a dopiero potem przedstawiał stanowisko, które uważał za słuszne – czyli swoje. Podobną metodę stosował Tomasz z Akwinu, który najpierw przypominał, co czasem uważają inni, po czym odpowiadał na to swoim stanowiskiem, obalając wcześniej przytoczone punkty. Także Kant najpierw przedstawiał pewne teorie, których nie podzielał, przeprowadzał dowód na to, że takie myślenie się nie sprawdza, a następnie wskazywał potrzebę nowego podejścia i formułował własne koncepcje.

Wygląda na to, iż ludzie często potrzebują wad osła, by opisać zalety konia. Tak się jakoś składa, że głupotę stawiamy w opozycji do mądrości. Przy czym głupota jest dostępna bez wysiłku – właściwie jest pakietem standardowym dla każdego, kto się rodzi. Mądrość natomiast jest z tych rzeczy, które trzeba zdobywać i rozwijać. Choć wszyscy przychodzimy na świat głupi, to niektórzy rodzą się z potencjałem, by na drodze wiedzy i mądrości osiągnąć więcej. Jeśli to w sobie odkryją i wykorzystają, przysłużą się dobru ludzkości. A jeżeli pozostaną osłami, będą świętować 8 maja.

Sądzę, że powyższe należy przedyskutować. Zapraszam we czwartek, 8 maja o godzinie 18:00 do Restauracji Radiowa, ul. Strzelców Bytomskich 8. Temat brzmi: potęga osłów. Przyjdź porozmawiać, posłuchać, pomyśleć i sprawdzić, jak długie mamy uszy. I pamiętaj: Jeżeli osioł na ciebie ryczy, nie rycz na niego.

j-Elita filozofów

Czy mieliście tak, że wpadła wam do głowy ciekawa myśl, czekaliście z jej oznajmieniem na odpowiedni moment, aż tu nieoczekiwanie ktoś wygłosił przy was taką samą? Mnie to dotknęło kilka razy. Dlatego taki termin, jak konwergencja budzi we mnie zwykle nieprzyjemne skojarzenia. Aczkolwiek jeśli zetknę się z nią w sytuacjach mnie niedotyczących, wówczas potrafi wywołać zastanowienie, albo i zadziwienie…

Konwergencja to pojęcie posiadające kilka znaczeń, ale podstawowym jest: zbieżność lub powstawanie zbieżności, np. powstawanie podobnych wytworów kulturowych u różnych ludów. Inaczej mówiąc, kilka osób niezależnie od siebie, w różnych miejscach, a i w różnym czasie, wymyśla to samo. I co…? W moim przypadku, nagle pryska cała satysfakcja z poczucia wytworzenia oryginalnej własności intelektualnej. A niekiedy spada przy okazji wartość samej myśli, skoro była łatwo osiągalna dla innej osoby. No i boli, że ktoś mnie ubiegł.

Zaśliniona konwergencja

Tak właśnie było z pewną refleksją, jaka mnie naszła przed kilku laty. Gdy skaleczysz się w palec, bywa że odruchowo wkładasz zranione miejsce do ust. Czujesz słodkawą krew i nie masz oporów, by ją przełknąć. Podobnie bez oporów połykasz czystą ślinę. Ale gdybyś utoczył pół szklanki krwi, albo tyle samo napluł? Czy potrafiłbyś to wypić?

Długi czas nosiłem w głowie te pół szklanki śliny, czekając na stosowny moment, by pokazać relatywność naszego stosunku do własnych płynów. Aż pewnego dnia, na spotkanie Pogadalni wpadł pewien doktor filozofii i pochwalił się identycznym spostrzeżeniem. Bach! Konwergencja napluła mi w oko.

Jednakowoż, tak jakoś jest, że to, co opuszcza wnętrze naszego ciała, chyba podświadomie uważamy za niechciane, niepożądane. Traktujemy to jako coś usuniętego (czasem słusznie, gdy chodzi o wągry, zaskórniki, lub wysmarkaną wydzielinę). A tym samym, w jakiś oczywisty sposób zaczyna to budzić obrzydzenie. I jak widać, nie dotyczy to wyłącznie moczu, kału, potu, czy wymiocin. Czytaj dalej