Archiwa tagu: strach

Coffeelosophy LXII – czyli Ojciec Strach (i Matka Natura) – cz. 2

Dawno, dawno temu, kiedy przeciętni ludzie byli od nas niżsi i bardziej owłosieni, urodził się pewien człowiek – równie niepokaźny i kosmaty, ale o wnikliwszym spojrzeniu na świat. A może o większej wrażliwości bądź inaczej ukierunkowanej ambicji.  Człowiek ten, podobnie jak inni, przyglądał się otaczającej go przyrodzie. Jego uwagę przyciągnęło, między innymi, stado drapieżników. Imponowała mu ich siła, zwinność, sprawność i skuteczność. Czuł wobec nich autentyczny respekt, ale tego rodzaju, w którym szacunek miesza się z grozą. Czuł wobec nich podziw i zazdrość.

Obserwując i analizując ich organizację życia w stadzie – no dobrze, przesadziłem – gapiąc się na to, jak żyją… spostrzegał pewne prawidłowości. Któregoś dnia samica z trudem upolowała jakieś bydlątko i z niemałym wysiłkiem przywlekła do legowiska. Zbiegły się jej młode i pozostałe osobniki. Nim którykolwiek zdołał zatopić kły w ciepłym mięsie, wparował między nie najsilniejszy w stadzie samiec, rozgonił niedoszłych biesiadników i sam zabrał się do konsumpcji. Kiedy indziej, w okresie godowym samce rywalizowały o samice, najsilniejszy miał pierwszeństwo wyboru, a sama wybranka niewiele do powiedzenia. Innym razem, przewodnik stada – gdy jego rywalowi urodziło się dorodne potomstwo – zagryzł młode, by przerwać tę linię genów. Nie baczył na to, że tym samym uszczuplił liczebność i osłabił stado. A kiedy na ich terytorium zaczęło brakować zdobyczy, zwierzęta ruszyły do walki o sąsiedni obszar, zabijając nawet przedstawicieli własnego gatunku z innego stada. Czytaj dalej

Coffeelosophy LXI – czyli Ojciec Strach (cz.1)

Wahałem się, czy najpierw wysunąć pewną tezę, a potem ją obszerniej bronić, czy też snuć pewien wątek i zakończyć go stosowną konkluzją – ową tezą właśnie. Jako, że druga droga wydała mi się trudniejsza, to… ma się rozumieć ją wybrałem. Najwyżej będę żałował.

Zacznę od mojego rozumienia strachu. Należy on do najbardziej pierwotnych odczuć i rozpowszechniony jest wśród chyba wszystkich żywych istot z jako tako wykształconym układem nerwowym. Mógłbym nawet zaryzykować stwierdzenie, iż był jednym ze spiritus movens organizmów. Natura, okazuje się, wyposażyła nas w bardzo proste mechanizmy, pobudzające do aktywności, a cała reszta to już nadbudowane metody, sposoby i koncepcje działania. Bo co właściwie zmusza zwierzęta by ruszyły się z miejsca? Przemieszczają się po to, aby zdobyć pokarm, nie stać się pokarmem lub rozmnażać się. Te zachowania są związane z mniej lub bardziej instynktownym strachem. Obawą, ażeby nie zginąć, aby zachować gatunek. I w zasadzie sprowadzają się do jednego – by nie stać się czyimkolwiek pokarmem. Dlatego zwierzęta ruszają w poszukiwaniu pożywienia, uciekają przed drapieżnikami i niebezpieczeństwami przyrody nieożywionej, starają się znaleźć partnera do reprodukcji i odpowiednie miejsce dla potomstwa… krótko mówiąc poruszają się, by nie zostać li tylko pokarmem drapieżnika, padlinożercy tudzież robaków ścierwojadów. A za tym wszystkim stoi – niejako wpisany w geny – strach. No dobrze, a czym on jest?

Spróbuję odpowiedzieć z perspektywy człowieka (bo ta jest mi bliższa). Moim zdaniem jego mechanizm jest prosty – człowiek się boi, gdyż nie chce czegoś stracić. Jest to zespół reakcji psychicznych i fizycznych, jakie nam towarzyszą zawsze, gdy przeczuwamy lub przewidujemy niekorzystną dla nas zmianę – czyli wówczas, kiedy możemy utracić coś, co aktualnie posiadamy (choćby i to było marne), na rzecz czegoś gorszego. Gdy boimy się bandyty lub dzikiego zwierza, to chodzi o utratę poczucia bezpieczeństwa, kiedy boimy się ośmieszenia, krytyki lub pomówienia, to dlatego, że grozi nam utrata reputacji, gdy boimy się bólu i choroby, to związane jest to z utratą zdrowia, jak boimy się czyjejś śmierci lub odejścia, to nie chcemy utraty bliskiej osoby, bojąc się złodzieja lub komornika, tak naprawdę boimy się utraty dóbr materialnych… etc. Można więc mówić, że za ludzkim strachem kryje się prawdopodobieństwo zagrożeń, ale de facto jest to pragnienie uniknięcia strat. Ot i tyle. Czytaj dalej

Po co nam koszmary

Po co człowiekowi koszmary? Człowiek źle reaguje na niewłaściwie przespaną noc. Złe sny zaburzają spokój, odbijają się na psychice, mają negatywny wpływ na funkcjonowanie organizmu za dnia. Dlaczego więc mózg generuje straszne obrazy, skoro w ten sposób szkodzi swemu właścicielowi, a w sumie i samemu sobie?

| Goya. Gdy rozum śpi budzą się demony.

Kto sypia regularnie, ten codziennie umiera. Skąd ta konstatacja? Stare przysłowie Pigmejów mówi: Spać czy umrzeć – to jedno i to samo. A jednak, mimo, że ludzie boją się śmierci, to zasypiania już nie tak bardzo. No, są sytuacje wyjątkowe, kiedy podejrzewają, iż podczas snu, gdy są bezbronni, spotka ich coś złego – ze strony pozostawionej poza świadomością rzeczywistości, bądź… w samym śnie, mrocznym, koszmarnym, gęstym, obezwładniającym. Wszak: Człowiek śpiący to człowiek zniewolony – co zauważył Dannie Abse. Nie mamy władzy nad sobą we śnie, ani wpływu na wydarzenia, które śnimy; zostajemy uwikłani w przeżywaną historię, skazani na bezwolny udział w sennych fantazjach. I trudno wyjaśnić, kto pisze ich scenariusz.

A propos scenariuszy, zwłaszcza dramatycznych; pod koniec pierwszego aktu Hamlet przymusza Marcellusa i Horacego do przysięgi. Mają zachować w tajemnicy, że nocą ukazywała im się zjawa zmarłego króla. Do przysięgi nawołuje ich również sam duch głosem spod ziemi. Horacy stwierdza, iż to są rzeczy niepojęte. Shakespeare zaś młodemu Hamletowi wkłada w usta słowa, które (w nieznacznie zmienionym brzmieniu) trafiły do powszechnego obiegu i co rusz pojawiają się w roli komentarza do czyjegoś zadziwienia:

Więcej jest rzeczy na ziemi i w niebie,
Niż się ich śniło waszym filozofom.

Jak widzimy, orzekł, jakoby filozofowie nie tylko w obszarze świadomych dociekań, ale nawet w onirycznej sferze nie byli zdolni ogarnąć wszystkiego, co ludzi otacza. Jednakowoż, mimo przytyku do myślicieli, w gruncie rzeczy ich komplementował. Uznał za ostatnią instancję, na którą można jeszcze liczyć w rozstrzygnięciu trudnych zagadnień. I najwidoczniej zakładał, że treść ich marzeń sennych jest bogatsza, niż przeciętnego śpiocha. A jeśli filozofy nawet we śnie czemuś nie podołają, to już nikt nie da rady. Swoją drogą ciekawe, o czym śnili niegdysiejsi a o czym śnią obecni filozofowie. Czy mają zarozumiałe koszmary np. o podawanej im cykucie? Czytaj dalej