Archiwa tagu: ciało

Sensacyjne odkrycie! Nieznany dialog Platona: Terpsion.

Sensacyjne odkrycie! Nieznany dialog Platona: Terpsion. – Opole News (opole-news.pl)

Wśród przekładów dzieł antycznych, jakich dokonał wybitny tłumacz i filozof prof. Władysław Witwicki, odkryto nieznany dotąd dialog Platona pt. „Terpsion”. Przypuszczalnie pochodzi on z wykopalisk w Oksyrynchos, jakie rozpoczęto pod koniec XIX wieku. Witwicki zrezygnował z opublikowania znalezionego tekstu. Najprawdopodobniej dlatego, że wśród wszystkich dzieł przypisywanych Platonowi badacze w kilku przypadkach podważyli autorstwo Platona. Wątpliwości co do autentyczności znaleziska ukryły je przed światem aż do teraz.

Platon napisał kilkadziesiąt dialogów, w których główną postacią był Sokrates. Jednym z polskich tłumaczy tych dzieł był właśnie prof. Władysław Witwicki (1878-1948) – znakomity polski psycholog, filozof i historyk filozofii. Był znawcą kultury starożytnej i autorem doskonałych literacko przekładów niemal wszystkich dzieł Platona. Do dziś służą one miłośnikom filozofii i utworów Platona.

Witwicki początki edukacji i studia odbył we Lwowie. Tam też w 1901 r. się doktoryzował, a zaraz potem podjął dalsze studia w Wiedniu i Lipsku. W 1904 roku habilitował się, a w 1920 został profesorem Uniwersytetu Warszawskiego.

Jako pierwszą przetłumaczył ”Ucztę” w 1909 roku. W kolejnych latach ukazywały się następne przekłady. Pracował również podczas okupacji, lecz te ostatnie tłumaczenia zostały wydane już po jego śmierci (1948); było to 6 dialogów, które publikowano do 1961 roku, a „Państwo” oraz „Prawa” czekały do 2001 roku.

Istnieje przypuszczenie, że podczas studiów w Wiedniu, młody Witwicki zetknął się z odręcznym odpisem greckiego tekstu, znalezionego w postaci papirusu podczas wykopalisk w Oksyrynchos (dziś Al-Bahnasa), starożytnym mieście w środkowym Egipcie. Wykopaliska rozpoczęli w 1897 Bernard P. Grenfell, Arthur S. Hunt i W.M. Flinders Petrie. Odkryto ogromną liczbę tekstów z epoki hellenistycznej i rzymskiej, w tym utwory zarówno znane wcześniej, jak i zaginione: fragmenty dzieł Platona, Arystotelesa, Hipokratesa, sztuk Menandra, Sofoklesa, Eurypidesa, wierszy Pindara, Safony, Korynny, Alkajosa. Znajdywane tam papirusy trafiły do wielu miast w Europie, m.in. do Londynu, Oksfordu, Glasgow, Cambridge, ale też do Barcelony, Paryża, Gandawy, czy Florencji.

Przedstawiamy Państwu odnalezione tłumaczenie. Znawcy tematu dostrzegają, że brak mu jeszcze ostatnich redakcyjnych szlifów, przypisów, a także wstępu oraz objaśnień tłumacza na końcu, tak charakterystycznych dla przekładów prof. Witwickiego. Mimo to lektura jest wciągająca. Zachęcamy.


Platon*

Terpsion

Osoby dialogu:
TERPSION
EPIGANES
SOKRATES
KTEZIPPOS
MENEKSENOS
EUKLIDES
ERYKSIMACHOS

*   *   *

– Epiganesie! I ty tutaj?
– Witaj, drogi Terpsionie. Ano tutaj, czemu tak się dziwisz?
– Bo właśnie idę z nisajskiego portu, gdzie dopiero co żegnałem naszych przyjaciół. Pewnie, jak oni, przybywasz spotkać się z Sokratesem.
– A prawda. Odkąd wieść w naszych kręgach się rozeszła, szukałem sposobności, by stanąć w Megarze.
– Zechciej mi towarzyszyć, bo i ja się do Megary spieszę. Sprawę mam do załatwienia, zanim wrócę na wieś.
– A chętnie, bo przy okazji wypytam cię o to i owo. Tylko proszę, Terpsionie, nie idźmy zbyt szybko, bo jużem strudzony.
– Pójdziemy spokojnie, a i przysiąść możemy po drodze. Proponuję iść wzdłuż murów, co do miasta wiodą, bo cień się tu jeszcze kładzie i ruch trochę mniejszy. Dziś Nisaja w szwach pęka, bo statki z towarem doczekały pomyślnych wiatrów i licznie cumują. A na rynku w Megarze zapewne znajdziemy Euklidesa, to się z nim zabierzesz. Bo pewnie ci wiadomo, że Sokrates w jego domu gości.
– Inaczej bym się, Terpsionie, nigdzie nie wybierał. Tymczasem powiedz przecie, z naszych przyjaciół kto tu był z wizytą. I zdradź choć trochę z tego, jak to wyglądało.
– O, znasz wszystkich, aż dziw bierze, że nie przybyliście razem. Tak więc był Ajschines, no i Antystenes. Nie zabrakło Platona, który nawet postanowił, że osiądzie tu na dłużej. Był też Eryksimachos, który nad zdrowiem Sokratesa czuwał, bo po całej przygodzie miał z trawieniem kłopoty. Byli jeszcze Kriton i Apollodoros; ci bardzo się wzruszyli, tak że Sokrates znowu ich strofował, że to nie przystoi, ale tym razem żartem, jak to on potrafi.
– A kto więcej, powiadaj.
– Był i Fedon, ciągle jeszcze nadąsany. Miał żal, żeśmy go w porwanie Sokratesa nie wtajemniczyli, bo zanim następnego dnia sprawa się wydała, on już zdążył włosy ściąć na znak żałoby. Dopiero mu Sokrates humor poprawił, kiedy z rozczuleniem głowę jego pogłaskał i powiedział:
– Tyś, przyjacielu, szczerze mnie pożegnał.
Spojrzał potem na starego Kritona, na Apollodora i Ajschinesa, którzy też o spisku nie mieli pojęcia, westchnął i dodał:
– Oto ci, co umieli wolę mą uszanować.
Trzeba ci wiedzieć, że czasem robi przytyki pozostałym, bo i nie jest pogodzony z tym, cośmy mu zgotowali.
– O tej zmowie, Terpsionie, rad bym coś więcej usłyszeć, ale póki co dokończ, proszę.
– No, to ci dopowiem; gdy ściskał Ajschinesa, podziękował mu za to, że ten się zaopiekował Ksantypą i dziećmi. Zaraz puścił oko do reszty i rzekł niby to poważnie:
– Oto przykładny uczeń.
– A skąd ta pochwała? – zdziwił się tamten, a Sokrates na to:
– Czyż nie jest najlepszym uczniem taki, który potrafi zastąpić nauczyciela na jego miejscu?
Roześmieli się serdecznie, szczególnie widząc, jak Sokrates formę odzyskuje. Platon tylko wzrok odwracał, bo sam o spisku wiedział i do ostatniej chwili spraw wszelkich pilnował. Nawet do więzienia nie przyszedł, wymawiając się chorobą.
– Ja co innego myślę; pewnie przeczuwał, że Sokrates, z którym się znają na wylot, rozpozna coś po jego zachowaniu. A czy był kto więcej wśród tych, co właśnie odpłynęli?
– To wszyscy, Epiganesie, ale wiem skądinąd, że się tu jeszcze wybierają Kebes wraz z Simiaszem. Przekazali, że niebawem w rodzinnych Tebach jakichś interesów będą doglądać; wtedy nadłożą nieco drogi i do Megary wstąpią. Myślą nakłaniać Sokratesa, by z nimi do Beocji ruszył. Może być, że się z nimi zabiorą w tę stronę Hermogenes i Kritobulos, a chyba nawet Arystyp, chociaż go trudy podróży mocno zniechęcają; lubi swoje wygody, znasz go przecież.
– Znam dobrze, jak zresztą innych, których wymieniłeś. Nie znam za to szczegółów całej waszej zmowy. Nie trzymaj mnie, Terpsionie, w tej niecierpliwości. Mów, jak to było, niech się w końcu dowiem.
– Euklides stał za wszystkim. Nie chciał zbyt wielu w sprawę wtajemniczać, nawet ja nie wiedziałem do ostatniej chwili. On to zaoferował swój dom na schronienie i zaplanował podróż. Jak pamiętasz, już nieraz przekradał się do Aten i wiedział, jak kordon straży granicznej ominąć. Łatwo zjednaliśmy sobie pachołka Kolegium Jedenastu; widziałeś, całym sercem był za Sokratesem. Kiedy więc Eryksimachos sporządził silny środek nasenny, nie było problemu, żeby podmienić miksturę. Sokrates tak mocno usnął, że na martwego wyglądał.
– Dałbym głowę, że tak się stało. Przecież nawet Kriton, który mu usta i oczy domknął, niczego nie zauważył. A zaraz po tym dozorca wszystkich wyprosił, mówiąc, że nic tu po nas, że resztą się zajmie, i przygotowaniem i wydaniem ciała rodzinie. Czytaj dalej

Pokój gościnny: Jeden człowiek i jego dwa światy

 

Stworzyliśmy przestrzeń do wypowiedzi refleksyjno-filozoficznej dla osób spoza załogi naszej internetowej strony. W przestrzeni tej, zwanej właśnie pokojem gościnnym, znajdą miejsce pomyślenia warte ugoszczenia.


Nasze codzienne doświadczenia możemy identyfikować z dwoma istniejącymi równolegle rzeczywistościami. Wygląda to tak, jakbyśmy żyli w dwóch światach jednocześnie. Oba światy oparte są na umyśle i ciele (czyli dwa w jednym). Ale…

Jeden świat, to świat „zwierzęcy” – absolutny – intuicyjny, odnoszący się do ciała i zmysłów, świat materialny, oparty na tym, co fizyczne, co można realnie dotknąć, jak np. krzesło. Drugi świat, to świat umysłu, w którym wirtualne, wymyślone krzesło możemy postawić na wirtualnej, wymyślonej planecie i dotknąć to krzesło, lub oprzeć na nim nasze szlachetne ciało, odczuwając gładkość, opór, itp. W obu przypadkach – w obu rzeczywistościach, nasze zmysły mogą doznawać niemal identycznych uczuć. Wiele zależy od zaangażowania w doświadczenie obecności wspomnianego krzesła. Oba światy łączą realne uczucia – produkt jednego umysłu – mimo, że jeden ze światów z założenia jest umownie realny a drugi umownie wirtualny, nierealny. Czytaj dalej

Na święta – czyli sami ze sobą

Pandemia koronawirusa uniemożliwi spotkanie Pogadalni w formule filozoficznej kawiarenki. Postanowiłem więc przygotować temat, który z jednej strony będzie refleksyjny (choć częściej psychologicznie niż filozoficznie), a z drugiej jednocześnie nawiąże do zbliżających się świąt. Tym sposobem nie będę dwukrotnie zakłócał spokoju.

            Niezwykłe to będą święta. Chyba pierwsze takie od ponad stu lat, czyli od epidemii grypy zwanej „hiszpanką” (aczkolwiek przywleczonej z USA). Najprawdopodobniej nie udamy się do kościołów, pewnie nie zjemy święconki, nie spotkamy się ze wszystkimi bliskimi. I tak, jak za zwyczaj w życzeniach padają zwroty: spokojnych i rodzinnych…, radosnych i spędzonych w rodzinnym gronie…, w zdrowiu i ciepłej rodzinnej atmosferze… tak obecnie, w przypadku wielu osób należałoby się wystrzegać tych familiarnych sformułowań. Już niejedna rodzina uzgodniła, że jej członkowie na święta nie zjadą się, by zasiąść do wspólnego stołu.

            Wielu z nas święta spędzi w pojedynkę; dla niektórych nie będzie to nowe doświadczenie, lecz pozostali zmierzą się z wyjątkową sytuacją. Więcej szczęścia będą miały te rodziny, zwłaszcza liczniejsze, które i tak nigdzie nie jeździły, ani nie podejmowały gości. O ile więcej będą miały wspomnianego szczęścia? – trudno oszacować. Szczególnie, że od dłuższego czasu zmuszone są do ciągłego przebywania w komplecie pod jednym dachem, co bywa sporym wyzwaniem. Czyż to nie zastanawiające, że ani nie łatwo znosić stałą obecność tych samych osób, ani długotrwałe przebywanie w pojedynkę. To pozwala częściowo zrozumieć, na czym polega dotkliwość kary więzienia. Czytaj dalej

Dusza

Jak to dobrze, że Martinus wziął na warsztat ludzką duszę! Należało jej się to już od dawna. Choć pojawiała się gdzieś tam w tekstach o innych tytułach ale należny jej poziom uwagi nie został przez nas w Pogadalni osiągnięty. Bo, po pierwsze, jeśli dusza istnieje, to nic innego nie znamy oprócz niej. A ściślej po Arystotelesowsku: niczego nie możemy ująć poznawczo, czym ona nie mogłaby się stać. A po Kantowsku mówiąc, niczego nie poznajemy co nie byłoby formą jej zmysłowości lub kategorią jej intelektu. A po drugie jeśli istnieje, to jesteśmy duszą i jako dusza do duszy mówić do siebie powinniśmy i jako dusze nad ciałem opiekę sprawować i broń Boże siebie jako ciał nie traktować… Ale jeśli jej nie ma, to całe to nasze gadanie to choroba słabowitego ciała, szukającego mocy…

Ale po kolei.

1. „Jezus oddał za nas życie. Ale czy za nas w całości? Nie. Tak właściwie, w dziele zbawienia chodziło wyłącznie o nasze dusze.”

Zgadzam się. Jeśli jednak tak jest, to po co Zmartwychwstanie? Nie potrafię tego pojąć inaczej jak tylko uznając, że ciała nasze nie są tym czym wydają się nam być. Jezus nie zabiera przecież do nieba masy (materii jako bryły o określonej inercji) lecz energię. Pewną aktywność wewnętrzną, która na zewnątrz może (ale nie musi) przejawiać się jako ciało. Jezus zatem istotnie nie zbawia ciała ale zbawia „energię naszego ciała”. Ale „energię” w sensie bliższym greckiemu energeia niż naszym współczesnym fizycznym pojęciom. Ta energeia jako energia ciała fizycznego to Arystotelesowska dusza wegetatywna, odpowiadająca za prawidłowe funkcjonowanie m.in. trawienia i rozmnażania. Po co zatem Jezus ją zbawia? To naprawdę baaardzo ciekawe pytanie. I wrócę do niego za chwilę.

2. „nie uważam, że dusza zaistniała sama, na drodze ewolucji, jak pióra na jaszczurach. Chętnie przyjmuję stworzenie jej przez Boga.”

Ja też. Ale jak pogodzić fakt stworzenia duszy z twardymi danymi nauki, które ukazują ewolucję człowieka jako proces naturalny oraz z szacunkiem dla Bożej Inteligencji, z którą nijak nie potrafię pogodzić każdorazowego wkładania dusz do naturalnie powstających ciał?

3. „A może należałoby, idąc za tą myślą, stworzyć pojęcie duszy mniejszej – czyli takiej, która zamieszkuje niektóre, co inteligentniejsze gatunki. To w pewnym stopniu pozwalałoby wybrnąć z kłopotów nastręczanych przez ewolucję”

Świetny pomysł. Koncepcja ta ma już pewnie jakieś 3 tysiące lat ale to nie znaczy, że przestała być atrakcyjna. Dusze są częścią porządku natury. (wszystko ma swój aspekt wewnętrzny-psychiczny i zewnętrzny-fizyczny ) Na poziomie wegetatywnym i zmysłowym jesteśmy duszami, które bardzo przypominają dusze zwierzęce. Mamy odczucia, wyobrażenia, doznania, wrażenia prawdopodobnie bardzo przypominające psie, kocie czy szympansie. Czytaj dalej