Archiwa tagu: czas

Zmarszczona inspiracja

Przemijanie jest rzeczą przykrą, ale zapładniającą intelektualnie. Kontempluję układające się w planszę do gry w kółko i krzyżyk zmarszczki na swoim czole. Czole niegdyś okolonym spadającym na ramiona i plecy wszarzem, z którego pozostały nędzne zsiwiałe i przerzedzone resztki. I zastanawiam się czy jest coś bardziej literacko inspirującego niż te chwile, w których uświadamiamy sobie, że poruszamy się lotem mającym na kursie (i na ścieżce) zderzenie z kalendarzem.

Michel de Montaigne

A który z płodów literackich zrodzonych z refleksji nad ułomnością własnych planów życiowych i daremnością codziennej szarpaniny uznałbym za najbardziej udany? Spośród wielu gorzkich słów jakie pod adresem daremności naszej egzystencji wypowiedzieli filozofowie wybieram dwa cytaty. Pierwszy z południa Francji, ze stajni Montaigne:

Trzeba pogodnie cierpieć prawa naszej natury: jesteśmy po to, aby się starzeć, wątleć, chorować, na przekór całej medycynie. [Montaigne, Próby, ks. III]

I drugi. Hicior Marka Aurelisza z jego nieprzewidzianego do publikacji, czy raczej przewidzianego do niepublikacji bestsellera:

Pomyśl, dla własnej nauki, o czasach Wespazjana, a zobaczysz, że ludzie żenili się, wychowywali dzieci, chorowali, umierali, walczyli z sobą, urządzali uroczystości, handlowali, uprawiali rolę, schlebiali, byli zarozumiali, podejrzliwi, knuli spiski, niektórzy błagali o śmierć, narzekali z powodu losu, kochali się, zbierali skarby, pożądali konsulatów i tronu. To ich życie już nigdzie nic istnieje [Marek Aureliusz, Rozmyślania].

Ciao!

 

Coffeelosophy XXXIX – czyli rozbłyski rzeczywistości

            Odnoszę wrażenie, że większość ludzi, jeśli już się zastanawia nad wyglądem świata, to wyznaje przekonanie, że świat jest w ciągłym procesie, że stale ulega zmianom. Co światlejsi zaś powołują się na zasadę entropii i dostrzegają we wszechświecie pęd w stronę nieładu – więcej! ku autodestrukcji. Fakt, wszechświat po Wielkim Wybuchu wciąż się rozszerza, słońca gasną, czarne dziury połykają materię, światło i czas. Kłopot z tą wizją polega na tym, że trudno wytłumaczyć, dlaczego – mimo ogólnej tendencji do rozpadu i chaosu – udaje się naturze i człowiekowi budować coś, coraz bardziej złożonego i skomplikowanego, coraz bardziej uporządkowanego i stabilnego, a przy tym dokonywać rozwoju… Podstawą wyjaśnienia jest wysiłek, czyli energia wkładana w tworzenie ładu na jednym polu, kosztem wzrostu entropii gdzie indziej – ale to już inny temat.

            Mało kto uważa, że świat należy traktować, jako utworzony, gotowy, ostatecznie ukształtowany (choć można było takie poglądy spotkać wśród zwolenników kreacjonizmu). Niemniej trudno spotkać kogoś, kto uznaje świat, jako ukończone dzieło, w które człowiek tylko jakoś ingeruje: twórczo, bądź destrukcyjnie. Że jest to konstrukcja, jaką otrzymaliśmy w pewnym, konkretnym stanie. I przy tak krótkim czasie, jaki wyznacza ludzkie życie – ba! ludzka obecność w dziejach planety, czy kosmosu – można by uznać, że prawie nic się w owym wszechświecie nie zmieniło.

***

            A może jest jeszcze inaczej. Może tak naprawdę świat się nie zmienia, nie przetwarza starych form w nowe, nie dąży do nowej (choćby i gorszej) postaci. Lecz w każdej jednej chwili osiąga kształt taki, jaki na tą chwilę miał przybrać. Jest więc czymś innym, niż świat przed chwilą, i ten za chwilę. Jest krótkotrwałą wersją rzeczywistości, która bezpowrotnie ginie, zastępowana przez inną wersję, w innej konfiguracji elementów składowych. Za moment zaś przybierze świeżą, odmienną formę, niemniej taką, jaka jest mu na ten wycinek czasoprzestrzeni przypisana. Czytaj dalej

Coffeelosophy XXVI – czyli złudna prolongacja młodości

            Akademickie wakacje pokrywa cień przeszłości, a to niechybny znak, iż powracają spotkania Pogadalni. Najbliższe wypadnie w pierwszy poniedziałek miesiąca, zatem przyjmie formułę filozoficznej kawiarenki. Proponuję pogadać o walce ze skutkami upływu czasu.

            Nie będzie chyba zbyt ryzykownym oszacowanie, iż wizja dostąpienia wieczności lub przynajmniej długowieczności pociąga większość ludzi. Rozsądniejsza część z nich dostrzega również wagę tego, by nie tylko żyć jak najdłużej, lecz aby odpowiednia była jakość życia. Z filozoficznego punktu widzenia (choć z moralnego, etycznego, religijnego, społecznego, psychologicznego także) życie zyskuje na jakości, gdy zbliżamy się do dobra. Idąc tym tropem, sam Platon ze zrozumieniem traktował pożądanie nieśmiertelności, wnioskując, iż: […] musi człowiek i nieśmiertelności pragnąć, jeżeli przedmiotem miłości jest wieczne posiadanie dobra.

            Warto w tym miejscu poczynić drobne rozróżnienia. Czym innym jest bycie wiecznym (tą zdolność posiada Absolut i anioły oraz ponoć ludzka dusza), czym innym jest nieśmiertelność (której doświadczył szkocki góral Connor MacLeod i niektóre wampiry, zresztą pod pewnymi warunkami), a czym innym jest długowieczność (osiągana np. przez żółwie) związana z wolniejszym starzeniem się ciała. Czytaj dalej

Coffeelosophy XX – czyli człowiek i czas

Przysłowie chińskie mówi: Najwięcej czasu ma człowiek, który niczego na później nie odkłada. Tymczasem już na samym początku roku zaczynamy od odłożenia na później naszej Pogadalni. Nie chcąc, by w tym miesiącu przepadło spotkanie w formule filozoficznej kawiarenki, odbędziemy je nie w pierwszy a w drugi poniedziałek miesiąca, czyli 8 stycznia. Zobaczymy się w tym samym, co zwykle miejscu – mianowicie w kawiarni Pozytywka.

Właśnie – rozpoczął się nowy rok kalendarzowy (w naszym obszarze kulturowo-religijnym). Czy jest to jakaś magiczna granica? Przecież jest po prostu niedziela, a po niej poniedziałek; niby nic niezwykłego, lecz i tak hucznie świętujemy wymianę kalendarzy. Człowiek lubi kreować cezury, dzielić czas na jakieś sensowne fragmenty, lubi okrągłe rocznice, jubileusze, progi, etapy, ery, epoki, eony… Dzięki temu wydaje mu się, że kontroluje czas, a przecież ledwie kontroluje jego odmierzanie.

W dodatku wielu z nas ma obsesję na tym punkcie i próbuje czas zatrzymać, lub ukryć jego upływ. A przecież czas jest darem, jaki otrzymujemy i winniśmy zeń roztropnie korzystać. Wszakże: Każda chwila, która mogłaby być wykorzystana lepiej, jest stracona – jak to orzekł  Jean-Jacques Rousseau. A z upływu lat można się cieszyć. Im kto jest starszy, tym większe może czuć zadowolenie, że aż tyle zdołał przeżyć (co nie wszystkim było dane). Obyśmy więc mogli cieszyć się długim życiem, nie skarżąc na to, że jakkolwiek długo by nie trwało, to i tak jest za krótkie, aby nacieszyć się poznawaniem świata, na który trafiliśmy. Wspomnijmy słowa Seneki Młodszego: Nie otrzymujemy krótkiego życia, lecz je takim czynimy. Nie brakuje nam czasu, lecz trwonimy go. Czytaj dalej

Panie i panowie czas poważnie pogadać o czasie!

Umieszczam tu  komentarz Martinusa i moją odpowiedź  bo nie chcę by wątek czasu  ukrył się  przed oczami czytelników

„Według mnie coś takiego, jak „teraz” praktycznie nie istnieje. To tylko baaardzo umowny termin, określający pewien fragment czasu, jaki mamy na myśli mówiąc o czymś, co właśnie się dzieje, istnieje, trwa. A tak naprawdę, w moim przekonaniu, „teraz” jest zbyt krótkie, by człowiek mógł je odczuć, mógł spostrzec. Czyż nie jest tak, że wszystko, co było przed sekundą to przeszłość, a wszystko, co będzie za sekundę to przyszłość? A przecież sekunda to bardzo dużo. Zatem może milisekunda? Ale i milisekunda też da się podzielić na mniejsze części. Tak więc teoretyczną przestrzeń między „było” a „będzie” można dzielić w nieskończoność. Tym samym nasze „teraz” jest nieskończenie krótkie i w praktyce niemożliwe do zarejestrowania przez tak niedoskonały mechanizm, jak zespół ludzkich zmysłów. Można by rzec, iż jesteśmy permanentnie na nieskończenie wąskim progu między dwoma ogromnymi przestrzeniami.”

I moja odpowiedź:

Rozmowa o czasie jest czymś, co umieszcza nas natychmiast w takiej perspektywie, która na co dzień nie jest nam dostępna. Niezależnie od wyniku tych rozważań, samo prowadzenie ich pozwala nam doświadczyć  sposobu bycia od jakiego odciąga nas krzykliwy świat wokół nas. Myślenie o  sposobie doświadczania czasu uświadamia mi, że jako świadomość,  nie jestem częścią świata przedmiotów, które są ZWYCZAJNIE  zanurzone w czasie, lecz jestem czymś, czego związek z czasem jest bardziej skomplikowany niż czasowość mojego ciała (jako przedmiotu wśród przedmiotów)
„Teraz” to rzeczywiście „bardzo umowny termin”. Jednak wśród słów, którymi komunikujemy się trudno znaleźć inne.
Chodziło mi w moim wpisie o końcu wakacji o „teraz” w sensie psychologicznym a nie fizycznym. Czas fizyczny, jakim posługujemy się koordynując prace zegarów, od tych siermiężnych po te atomowe tykające w rytm atomów cezu traktujemy na ogół jako kontinuum, podobnie jak odcinki przestrzeni dające się dzielić w nieskończoność. Jednak czas psychologiczny posiada granicę podzielności w postaci najmniejszego odcinka czasu jaki jesteśmy w stanie świadomie uchwycić. Tak jak próg wrażliwości na światło, istnieje próg wrażliwości czasowej (dla bodźców w różnych modalnościach jest różnie ale np. wzrokowo bodźce odległe mniej niż 100ms zlewają nam się w jeden) możemy sobie jedynie wyobrazić istoty o „szybszej” świadomości niż nasza, dla których nasze „teraz” będzie np. tygodniem. Z punktu widzenia tych istot będziemy się wydawać istotami zatrzymanymi w czasie. Naszego psychologicznego”teraz” nie da się sprowadzić do nieskończenie małej teraźniejszości fizycznego kontinuum! Doświadczamy ciągłości czasu ( nie doświadczamy dziur w czasie), ale jest to ciągłość przenikających się „teraz”, z których każde wydaje się mieć pewną stałą strukturę. Zawiera np. żywą (ultrakrótkotrwałą, sensoryczną) pamięć, tego, co przed chwilą się wydarzyło: retencję. Pisze o niej Husserl w Wykładach z fenomenologii czasu wewnętrznego. Ponad 100 lat minęło od napisania tego tekstu czas więc znowu na poważne rozmowy o czasie!

Koniec wakacji filozofa

To przedziwne coś, co zwykle określamy jako „czas” i mierzymy przy pomocy zegarków i kalendarzy, bo rzekomo to coś płynie sobie jednostajnie w równiutkich odstępach niezależnie od tego, co się z nami dzieje, to coś nie istnieje! Tegoroczne wakacje minęły z jeszcze większą prędkością niż rok temu, utwierdzając mnie w podejrzeniach, co do oszukańczej natury tego czegoś. Posiwiałem, przybyło mi zmarszczek (informacja dla Pań: chodzi o zmarszczki mimiczne obecne u młodych ludzi o żywej mimice twarzy)  ale Jestem w środku dokładnie taki sam jak 20 lat temu.  Dokładnie. To znaczy, że to coś, co nieustannie sprawia, że jestem tym kim jestem jest zupełnie niewrażliwe na upływ czasu mierzony obrotami sfer niebieskich.  Gdyby nawet obroty ciał ustały moje myśli następowałyby jedne po drugich w porządku czasowym…Istniałoby „teraz”, w którym myślę o końcu wakacji i kolejne „teraz”, w którym myślę o Pogadalni. Każde z tych „teraz” ma różną treść, jednak podobną strukturę, która wydaje się całkowicie pozaczasowa. Jeśli przyjrzeć się strukturze „teraz” widać wyraźnie, że jest ona wieczna, całkowicie niewrażliwa na upływ czasu. Zmieniają się doznania, wrażenia, treści o których myślimy jednak przechodzą one wszystkie przez to samo OKNO TERAŹNIEJSZOŚCI, którego czas się nie ima…