Archiwa tagu: jaźń

Na święta – czyli sami ze sobą

Pandemia koronawirusa uniemożliwi spotkanie Pogadalni w formule filozoficznej kawiarenki. Postanowiłem więc przygotować temat, który z jednej strony będzie refleksyjny (choć częściej psychologicznie niż filozoficznie), a z drugiej jednocześnie nawiąże do zbliżających się świąt. Tym sposobem nie będę dwukrotnie zakłócał spokoju.

            Niezwykłe to będą święta. Chyba pierwsze takie od ponad stu lat, czyli od epidemii grypy zwanej „hiszpanką” (aczkolwiek przywleczonej z USA). Najprawdopodobniej nie udamy się do kościołów, pewnie nie zjemy święconki, nie spotkamy się ze wszystkimi bliskimi. I tak, jak za zwyczaj w życzeniach padają zwroty: spokojnych i rodzinnych…, radosnych i spędzonych w rodzinnym gronie…, w zdrowiu i ciepłej rodzinnej atmosferze… tak obecnie, w przypadku wielu osób należałoby się wystrzegać tych familiarnych sformułowań. Już niejedna rodzina uzgodniła, że jej członkowie na święta nie zjadą się, by zasiąść do wspólnego stołu.

            Wielu z nas święta spędzi w pojedynkę; dla niektórych nie będzie to nowe doświadczenie, lecz pozostali zmierzą się z wyjątkową sytuacją. Więcej szczęścia będą miały te rodziny, zwłaszcza liczniejsze, które i tak nigdzie nie jeździły, ani nie podejmowały gości. O ile więcej będą miały wspomnianego szczęścia? – trudno oszacować. Szczególnie, że od dłuższego czasu zmuszone są do ciągłego przebywania w komplecie pod jednym dachem, co bywa sporym wyzwaniem. Czyż to nie zastanawiające, że ani nie łatwo znosić stałą obecność tych samych osób, ani długotrwałe przebywanie w pojedynkę. To pozwala częściowo zrozumieć, na czym polega dotkliwość kary więzienia. Czytaj dalej

Coffeelosophy XVII – czyli samoniepoznawalność

Właściwie minęły już wakacje (wszelkie), toteż wracamy do spotkań w Pogadalni. Ponieważ najbliższe wypada w pierwszy poniedziałek miesiąca, więc odbędzie się w formule filozoficznej kawiarenki.

Poniektórzy ludzie – tak, tak, zdarzają się tacy – przynajmniej raz za swego żywota zadają sobie pytanie: kim jestem. Oczywiście, nie kim ja, autor tego tekstu, jestem. Po prostu kim jest każdy z nich. I nierzadko udzielają sobie jakiejś odpowiedzi (o, szczęśliwcy, farciarze, o! wybrańcy losu!). Nie ma co spekulować, ilu ich jest – niechby nawet 99%. Ciekawsze wydaje mi się, ilu znajduje prawdziwą odpowiedź, ba! czy w ogóle mają na to szansę.

Wszystko bowiem, co możemy o sobie powiedzieć, powiemy wykorzystując pewien dostępny nam (acz ograniczony) zasób słów, sformułowań, nazwań, epitetów i porównań. Inaczej mówiąc, opiszemy siebie tylko takimi określeniami, jakie znamy, jakimi akurat dysponujemy. Wydawać by się mogło, że im bogatszy zasób terminów posiadamy, a przy tym precyzyjniej potrafimy ich użyć, tym (prawdopodobnie) bliżej prawdy o sobie będziemy. Czy jednak ktoś prosty, o ubogim słownictwie, nie jest w stanie powiedzieć, kim jest?

Co zrobić, gdy możliwość samopoznania staje pod znakiem zapytania? Może jeśli powiem, albo pomyślę o sobie wszystko, co potrafię, to powinienem przyjąć, że to wyczerpuje temat. I tu jestem w kropce. Bo wiedząc o swych ograniczeniach, mam świadomość, że to nie jest cała wiedza o mnie. Bo najpewniej ktoś mógłby coś jeszcze dodać. No właśnie.

Bardziej zdesperowani i nieukontentowani w dążeniu do odszyfrowania siebie niekiedy wykorzystują to, co mówią o nich inni ludzie. Cudza wiedza bywa uzupełnieniem własnej, a czasem (niestety) podstawą sądów o sobie. Nie można mieć jednak żadnej pewności, co do poprawności cudzych opinii. Nawet tych, które pochodzą od specjalistów, z którymi przeszło się wieloletni cykl wybebeszających sesji na kozetce. Czy zatem wezwanie Sokratesa: poznaj samego siebie, leży w granicach ludzkich możliwości? I czy w zadowalającym stopniu można odpowiedzieć, kim się jest?

Pozytywka kadrZapraszamy 2 października o godzinie 18:00 do kawiarni Pozytywka, przy ul. Czaplaka 2. Tematem będzie: samoniepoznawalność.

Przyjdź porozmawiać, posłuchać i pomyśleć, czy w samopoznaniu stać Cię na więcej, niż supozycje. Bo nie wystarczy, iż tak jakoś intuicyjnie wiemy, że my, to my. A w pozostałe poniedziałki zapraszamy na spotkania w murach uniwersyteckich.

Gra w tenisa a filozofia

Od 30 lat mniej więcej grywam w tenisa regularnie. Podobnie długo zajmuję się filozofią. I dopiero teraz po przeczytaniu książki Tima Gallweya Inner Game of Tennis zrozumiałem, co te dwa rodzaje aktywności mają ze sobą wspólnego. Nie świadczy to za dobrze, ani o samodzielności ani, tym bardziej,  o szybkości mojego myślenia…Ale cóż lepiej późno niż wcale. Otóż Gallwey sugeruje, że biegając po korcie toczymy bój z przeciwnikiem po drugiej stronie siatki, ale najważniejsza gra toczy się w naszym umyśle. Jest to gra naszych dwu jaźni, które zlewają się nam na ogół w jedno, gdyż nie zwracamy  uwagi na ich odrębność.   W czasie tenisowej rozgrywki, gdy jesteśmy rozgrzani, zmęczeni i skoncentrowani na prostych zadaniach fizycznych, rozluźniamy nieco więzy samokontroli, wychodzi na jaw prawdziwa natura naszego świadomego „ja”. Nazwijmy dla odróżnienia to „ja” : ja1.  To ono jest odpowiedzialne za nasze artystyczne monologi na korcie.( Nie znam gracza, który by ich nie wygłaszał) Od złośliwych pytań retorycznych typu „po co w aut?”, „dlaczego tak nisko?” przez „nogi niżej!”, „ręka swobodna!” po bezpośrednie sformułowania trafiające w samo sedno: „gram dzisiaj jak ostatni palant”

Te monologi, które na korcie wypowiadamy głośno, zwykle toczymy w ciszy naszego umysłu. Gallwey twierdzi, że w istocie nie są to monologi, lecz dialogi, w których zwracamy się do swojego drugiego „ja”, Nazwijmy je dla odróżnienia ja2,  które jest niemym słuchaczem nieustannej gadaniny ja1. Te dialogi, które na co dzień toczą się w ciszy naszego umysłu to właśnie wewnętrzna gra, w której zwycięstwo powinno być naszym właściwym celem. Poprawa komunikacji między ja1 oraz ja2 to wspólny cel wewnętrznej gry w tenisa oraz praktycznej filozofii.

Koncentracja, świadomość, zaufanie, spokój to cechy umysłu, który zwyciężył w wewnętrznej walce. Jak osiągnąć ten cel? To zadanie na całe życie. Platon uważał, że droga do tego celu prowadzi przez matematykę. A ja wolę przez tenis!