Archiwum autora: grzegorzf

Czy religia utrwala moralną niedojrzałość czy sprzyja rozwojowi dojrzałości moralnej?

Grzegorz Francuz

Tekst pochodzi z: „Edukacja Etyczna” nr19/2022, s. 213-231,
DOI 10.24917/20838972.19.12 ISSN 2083-8972, https://studiadecultura.up.krakow.pl/index.php/edukacjaetyczna/issue/view/699/454

W Europie od czasów oświecenia filozofowie, antropolodzy, socjolodzy czy psycholodzy głosili, że wraz z rozwojem cywilizacji i triumfami naukowego opisywania świata religia stopniowo odejdzie w cień. Twierdzono, że im bardziej nowoczesne staje się społeczeństwo, tym mniej jest religijne. Schyłek religii postrzegano jako budzące radość wyzwolenie od zabobonu i tyranii kleru, łączono z ideą postępu i emancypacji społecznej. Uznano, że dzięki cywilizacji upadną stare przesądy i archaiczne sposoby wyjaśniania świata, które służyły ludziom w epokach, gdy nie rozumieli oni naturalnych procesów, czuli się bezsilni i zagrożeni, byli  zdani na łaskę sił natury. Nowożytne obumieranie religii wiązano z procesami industrializacji, racjonalizacji, urbanizacji i biurokratyzacji świata społecznego.

Prawie do końca dwudziestego wieku w naukach społecznych teorię sekularyzacji uznawano za coś oczywistego. Według niej rozwój nauki, edukacji oraz przemysłu umożliwia zrozumienie natury i branie przez ludzi losu w swoje własne ręce. Współcześni nie są wydani na łaskę żywiołów, nie grozi im głód czy nagła śmierć z powodu nieurodzaju, szalejących epidemii czy ataku drapieżników. Ludzie ujarzmiają żywioły i choroby, mogą w miarę bezpiecznie żyć. Dzięki temu tradycyjne, przestarzałe, irracjonalne narracje religijne ustępują miejsca racjonalnemu dyskursowi nauk.  

W końcu dwudziestego wieku tezę o sekularyzacji poddano krytyce, uznana została wręcz za fałszywą. Peter L. Berger, który był jednym z promotorów tej idei pisze: „[…] założenie, że żyjemy w zsekularyzowanym świecie jest fałszywe. Dzisiejszy świat, z pewnymi wyjątkami, o których powiem, jest tak samo wściekle religijny jak zawsze, a w niektórych miejscach bardziej niż kiedykolwiek. Oznacza to, że cały zbiór literatury autorstwa historyków i naukowców luźno nazywany «teorią sekularyzacji» jest zasadniczo błędny. W mojej wczesnej pracy przyczyniłem się do powstania tej literatury”[1].  

Należy podkreślić, że teoria sekularyzacji grzeszy eurocentryzmem, opisuje ona bowiem wysoko rozwinięte społeczeństwa europejskie. W tych społeczeństwach mamy do czynienia z pluralizmem religijnym i światopoglądowym, religia stała się opcją, a nie dominującym, monolitycznym światopoglądem, narzuconym przez władzę. Poszczególne dziedziny kultury wyzwalają się spod wpływu religii, autonomizują się. Jak wcześniej zaznaczyłem, w rozwiniętych społeczeństwach życie ludzkie jest wygodniejsze, wzrasta poczucie bezpieczeństwa, nie ma potrzeby odwoływania się do sił nadprzyrodzonych i pokładania w nich ufności. Ludzie mają poczucie sprawczości i kontroli nad swoim życiem. Jednak religia nie zniknęła z nowoczesnego świata. Zaczęła przybierać nowe formy, uległa sprywatyzowaniu i przekształceniu[2].

Nowoczesność nie tyle się sekularyzuje, co raczej pluralizuje. Religia jest nadal obecna w życiu społecznym i odgrywa w nim ważną rolę, szczególnie w biednych rejonach świata. Migracja ludności z Południa do bogatych krajów Północy przyczynia się do pojawiania się, w zadawać by się mogło sekularyzowanych społecznościach, coraz większej liczby mocno religijnych osób. Zepchnięta do sfery prywatnej religia powraca w sferę publiczną, odżywają konflikty religijne. Nasila się napięcie pomiędzy sekularyzmem Europejczyków a muzułmanami, padają pytania o chrześcijańskie dziedzictwo Europy i jego znaczenie dla tożsamości europejskiej wobec nacisku agresywnych form islamu. Pojawia się problem fundamentalizmu religijnego, który stanowi zagrożenie dla liberalnej demokracji. W tym kontekście religię widzi się zazwyczaj jako szkodliwą ideologię, która rozbudza w ludziach irracjonalne impulsy do agresji i wykluczania innych. Zdaje się, że wraca przezwyciężony w poprzednich epokach w Europie koszmar fanatycznych konfliktów religijnych i wojen. Wywalczona w wyniku krwawych wojen religijnych świecka kultura polityczna wydaje się być zagrożona. Religia jest głównie postrzegana jako źródło przemocy i podziałów społecznych, jako swego rodzaju cofanie się ludzi w rozwoju, do czasów „przednaukowego dzieciństwa”. Czytaj dalej

Filozofie, ulecz siebie samego, czyli testowanie własnej odpowiedzialności

Zawsze fascynowały mnie opowieści Diogenesa Laertiosa o filozofach, którzy swoim życiem potwierdzali głoszone idee. Z większym i mniejszym powodzeniem, raczej z naciskiem na mniejszym, staram się by tak jak klasyczni filozofowie jednoczyć filozofię i życie. Próbuję wykorzystać każdą okazję do praktyki. Ostatnio brałem udział w IX Forum Etycznym, które było poświęcone odpowiedzialności. Cyklicznie organizowane przez prof. Dorotę Probucką konferencje zawsze są świetnie zorganizowane i panuje na nich wspaniała atmosfera. Program konferencji był przebogaty i atrakcyjny. Szczególnie zainspirował mnie przeprowadzony przez prof. Piotra Bartulę wywiad z Makbetem.

Niesiony przykładem Makbeta postanowiłem z kolegami profesorami nie tylko teoretyzować, ale praktycznie zmierzyć się z wyzwaniami losu i przetestować kwestię odpowiedzialności. Piękna pogoda i początek lata — aż się prosiło, by wyjść na miasto wieczorem i popróbować sprawdzić siebie. Przyjrzeć się swojej odpowiedzialność w piciu piwa, innych alkoholi i tzw. imprezowaniu. Ponadto chcieliśmy jak nasi dawni poprzednicy, Klasyczni Mistrzowie Filozofii, dać przykład młodzieży doktoranckiej, aby naocznie się przekonała, że profesura nie tylko mówi o odpowiedzialności, ale również takową urzeczywistnia w trudnych sytuacjach pokusy. Niech młodzież uczy się doskonalenia w cnotach, idąc za przykładem swoich nauczycieli. Wzorem Sokratesa odważnie zanurzyliśmy się w życiu ulicy. Trzeba się przecież konfrontować z rzeczywistością miasta, a nie zamykać się w akademickich murach, gdzie nic nas nie dopadnie, nie zagrozi pozycji oraz dobremu samopoczuciu. Bycie w świecie, na ulicy, uczestniczenie w życiu ulicy, to przecież tradycyjne zajęcie filozofa. Ruszyliśmy ku wezwaniu, podjęliśmy wyprawę. Szczegółów wyprawy nie będę tutaj zdradzał, było to coś między Władcą Pierścieni a Kac Vegas 😉

Ostatecznie odnieśliśmy zwycięstwo moralne. Pokazaliśmy młodzieży, że filozofowie akademiccy nie zamykają się w bibliotekach i mężnie stawiają czoła wyzwaniom współczesnego życia imprezowego miasta. Filozofia to życie, a prawdziwa odpowiedzialność sprawdza się w praktyce, gdy trzeba stawić czoła wyzwaniom. Primum vivere, deinde philosophari.

Uwaga dotycząca doboru lektur wakacyjnych

Ja sam zawsze starałem się w każde wakacje przeczytać jakiś epos. W tym roku utknę chyba z Nędznikami Hugo i plany związane z Eneidą kolejny raz trzeba będzie odłożyć na zaś potem. W każdym razie Nędznicy to, wbrew formalnym pozorom, również pieśń. W związku z tym krótki fragmencik:

Kessler nie mógł już dłużej słuchać spokojnie, wzruszył pogardliwie ramionami i zawołał:
— Bawicie się jak dzieci, pustymi bańkami słów, a ja pójdę do domu.
— Jestem tego samego zdania — powiedział dwuznacznie Kurowski.
Kessler pozostał.
Rozmowa przeszła na literaturę, którą prowadził Myszkowski, bo powiedział Borowieckiemu, drwiącemu z entuzjastów literackich:
— Na początku była pieśń i na końcu będzie pieśń, a nie podręcznik do przędzenia wełny czesankowej.

Przewagi i cnoty

W komentarzu do mojego pierwszego wpisu Morgoth napisał:

(…) dzielność może być pojęta na oba wymienione sposoby: pierwszy: absolutny, czyli jestem dzielny na 100% i nie mogę być trochę dzielny, i drugi względny: jestem dzielny ze względu na to ze w takich okolicznościach przyrody mogę sobie na to pozwolić.

A w odniesieniu do pierwszego rodzaju dzielności nieco dalej:

(…) dzielność jaka bym się wykazał byłaby dzielnością 100-procetową, nie wąchałbym się co podjętych działań i przynajmniej w subiektywnej perspektywy byłaby to dzielność absolutna która z innej perspektywy mogłaby być zrelatywizowana do sytuacji.

W związku z powyższym nasunęło mi się skojarzenie, które być może Czytaj dalej

Perspektywa francuska

W otaczającym nas świecie mamy do czynienia z ciągłym ruchem, pospiechem i zabieganiem. Angażujemy się w mnóstwo spraw, załatwiamy sprawy, interesuje nas otaczająca rzeczywistość. Brakuje nam jednak wyciszenia. Natomiast filozoficzny dialog i namysł mogą prowadzić do rozwoju niezależnej od zewnętrznego zgiełku, wewnętrznej oazy. Dzięki temu możliwy staje się dystans i niezależność. Stajemy niejako z boku wobec siebie i życia. Dotykamy w sobie tego, co nie podlega zmianom i wykracza poza bycie w świecie. Uzyskujemy perspektywę Niezależnego Obserwatora.

Dla mnie Pogadalnia jest sposobem rozwijania w sobie Niezależnego Obserwatora, odkrywaniem wewnętrznej przestrzeni umysłu. Przestrzeni, która stanowi obszar wolności i ciszy, dzięki której nie jesteśmy skazani na działanie tylko pod wpływem zewnętrznych bodźców, uzyskujemy coraz większe zrozumienie siebie.

Dlaczego Pogadalnia Filozoficzna? Dla kultywowania Niezależnego Obserwatora – wykraczającej poza zgiełk świata wewnętrznej ostoi spokoju, niezależności myśli i wyzwolenia. Dla poszukiwania jakiegoś trwałego fundamentu i oparcia w życiu, dla pogłębiania samoświadomości, dla wolności.

Tekst pierwszej pomocy nr 1

W tej serii będę zamieszczał fragmenty tekstów pomocnych w sytuacji, gdyby np. nikt nie dyżurował w Pogadalni. Na początek Marek Aureliusz (zapraszam do komentowania):

Zaczynając dzień, powiedz sobie: zetknę się z ludźmi natrętnymi, niewdzięcznymi, zuchwałymi, podstępnymi, złośliwymi, niespołecznymi. Wszystkie te wady powstały u nich z powodu braku rozeznania złego i dobrego. Mnie zaś, którym zbadał naturę dobra, że jest piękne, i zła, że jest brzydkie, i naturę człowieka grzeszącego, że jest mi pokrewnym, nie dlatego, że ma w sobie krew i pochodzenie to samo, ale że ma i rozsądek, i boski pierwiastek, nikt nie może wyrządzić nic złego. Nikt mnie bowiem nie uwikła w brzydotę. Nie mogą też czuć gniewu wobec krewnego ani go nienawidzić. Zrodziliśmy się bowiem do wspólnej pracy tak, jak nogi, jak ręce, jak brwi, jak rzędy zębów górnych i dolnych. Wzajemne więc szkodzenie sobie jest przeciwne naturze, wzajemnym zaś szkodzeniem jest uczucie gniewu i nienawiści.

Czytaj dalej

Postępowcy i inni…

Stoicy twierdzą, że nie ma nic pośredniego między cnotą i występkiem, podczas gdy perypatetycy mówią, że jest między nimi coś pośredniego, a mianowicie stopniowy postęp. Zdaniem stoików bowiem, podobnie jak drzewo musi być albo proste, albo krzywe (ἢ ὀρθὸν εἶναι ξύλον ἢ στρεβλόν), tak samo coś jest albo sprawiedliwe, albo niesprawiedliwe, a nic nie jest ani bardziej sprawiedliwe, ani bardziej niesprawiedliwe, i tak samo ma się rzecz z innymi cnotami. Diogenes Laertios, Żywoty… VI 1, 127, s. 427.

I co my na to? Dlaczego stoicy nie chcieli uznać postępu w dzielności? Czy dzielność jest jak pociąg, do którego nie da się wsiąść tylko częściowo, albo jak ciąża, w której nie da się być tylko częściowo? Jeżeli mieliby rację, to jaki miałoby to wpływ na nasze myślenie o wychowaniu moralnym? Być może rolę istotną w ustaleniu się tego poglądu pomiędzy następcami Zenona z Kition odegrały poglądy przedstawicieli szkoły Megarejskiej. Wiemy skądinąd, że twórca Portyku słuchał wykładów Stilpona z Megary [Diogenes Laertios, Żywoty VII 1, 2]. Pewnie nie bez znaczenia był tutaj radykalizm cynickich nauczycieli Zenona nie akceptujący żadnych półśrodków na drodze do doskonałości. Mniejsza jednak z zagadnieniem źródeł. jakie wnioski praktyczne należałoby z niego wyciągnąć? Zapraszam do dyskusji w komentarzach.