Archiwum autora: Martinus

Coffeelosophy XXVII – czyli głupi to ma szczęście

Stali bywalcy, jak też część niestałych, kojarzą pierwszy poniedziałek miesiąca z Pogadalnią w konwencji filozoficznej kawiarenki. W najbliższy poniedziałek nie spotka ich zaskoczenie. Detale na końcu tegoż wpisu. Zaś wpis tym razem krótki, żeby nikt sobie nie pomyślał, iż o głupocie mam wiele do powiedzenia. Choć i o szczęściu zbyt wiele nie mam.

Wprawdzie Sokrates oficjalnie sugerował, że drogę ku szczęściu wskazać może sumienie…

Wielu ludzi przez całe życie poszukuje właściwej drogi do szczęścia i nie starcza im żywota, aby ją odnaleźć. Wszak lepiej by zrobili, gdyby od razu poszli i zapytali się własnego sumienia, dokąd dalej powinni podążać.

… jednak podejrzewam, że to tylko mydlenie oczu. Prawdziwą drogę – no, powiedzmy ścieżynę – dostrzegał gdzie indziej. I przy każdej okazji utrudniał innym podążanie po niej. Jak wiemy, Sokrates upierał się przy tym, że nic nie wie. Sądzę, iż zaklinał w ten sposób rzeczywistość, aby zbliżyć się do osiągnięcia szczęścia. Czytaj dalej

Emocje asekuracją rozumu

Od razu przyznaję się, bez bicia, że próbuję dotknąć tematu, o którym mam skąpe pojęcie. Liczę, iż odezwie się ktoś w nim obeznany – niechby i nawet z oburzeniem. Chodzi mianowicie o emocje.

Na początek dygresja z pogranicza oczywistości (wrogom dygresji wolno ten akapit pominąć). Zdrowy człowiek ma do dyspozycji pięć zmysłów. Uważa się, że wzrok i słuch są najważniejszymi, za pomocą których odbieramy świat. Czy też zwróciliście uwagę na to, że tylko pozostałymi coś czujemy? Czujemy zapach, czujemy smak, no i dotyk, a w obrębie tego zmysłu temperaturę, wilgoć, fakturę, twardość itd. Zdaję sobie sprawę, iż w kontekście zmysłów mówienie, że coś się czuje, może być jedynie utartym zwrotem frazeologicznym. Można go zastąpić innym, np. odbieram zapach, rozpoznaję smak, doświadczam dotyku. Jednak to, że używamy słowa: czuję, lub wyczuwam musiało się przecież skądś wziąć. Dlaczego więc najważniejszymi zmysłami nie czujemy?

Nie o takim czuciu jednak chciałbym tutaj napomknąć. Chodzi mi bowiem o uczucia, jakie przeżywamy, a w szczególności o emocje. Niemniej warto pamiętać, że wiele emocji bywa reakcją na bodźce przekazane właśnie przez nasze zmysły. Piękny krajobraz o zachodzie słońca, nieznośny hałas o świcie, woń zepsutej ryby, słodycz wykwintnego deseru, lub muśnięcie skóry jedwabnym szalem… to może obudzić różnorakie emocje. Zbliżmy się jednak do tego, czym chcę się zająć. Tytuł sugeruje pewne oddziaływanie sfery uczuciowej na sferę racjonalną. Zanim przejdę do moich refleksji, pozwolę sobie o czymś wspomnieć. Czytaj dalej

Coffeelosophy XXVI – czyli złudna prolongacja młodości

            Akademickie wakacje pokrywa cień przeszłości, a to niechybny znak, iż powracają spotkania Pogadalni. Najbliższe wypadnie w pierwszy poniedziałek miesiąca, zatem przyjmie formułę filozoficznej kawiarenki. Proponuję pogadać o walce ze skutkami upływu czasu.

            Nie będzie chyba zbyt ryzykownym oszacowanie, iż wizja dostąpienia wieczności lub przynajmniej długowieczności pociąga większość ludzi. Rozsądniejsza część z nich dostrzega również wagę tego, by nie tylko żyć jak najdłużej, lecz aby odpowiednia była jakość życia. Z filozoficznego punktu widzenia (choć z moralnego, etycznego, religijnego, społecznego, psychologicznego także) życie zyskuje na jakości, gdy zbliżamy się do dobra. Idąc tym tropem, sam Platon ze zrozumieniem traktował pożądanie nieśmiertelności, wnioskując, iż: […] musi człowiek i nieśmiertelności pragnąć, jeżeli przedmiotem miłości jest wieczne posiadanie dobra.

            Warto w tym miejscu poczynić drobne rozróżnienia. Czym innym jest bycie wiecznym (tą zdolność posiada Absolut i anioły oraz ponoć ludzka dusza), czym innym jest nieśmiertelność (której doświadczył szkocki góral Connor MacLeod i niektóre wampiry, zresztą pod pewnymi warunkami), a czym innym jest długowieczność (osiągana np. przez żółwie) związana z wolniejszym starzeniem się ciała. Czytaj dalej

Popłynęliśmy

Wypad na spływ można zaliczyć do udanych. Mimo pewnego opóźnienia na starcie, odrobinę nerwów zrekompensował urok trasy i wymarzona pogoda (temperatura 25 st.C, lekki wiatr, słońce momentami przesłonięte chmurką lub koronami drzew).

Rzeka wiła się meandrami, brzegi kłaniały się drzewami (a część drzew nawet użyczyły wodzie, tworząc przeszkody), płycizny i łachy pozwalały zatrzymać się na moment w życiowym pędzie i oddać się refleksyjnym spostrzeżeniom, granatowo-metaliczne ważki przysiadały na kajakach, kaczki i kaczęta odprowadzały nas wzrokiem, inne ptaki umilały wiosłowanie śpiewem. Bajka.

Nawet uczestnicy wywrotki jednego z kajaków nie mieli żalu do przyrody. I choć ognisko też się opóźniło, podnosząc poziom apetytu na trawę i korę brzóz, to ostatecznie wszystko podwójnie smakowało a dobra kompanija gwarantowała wyśmienicie spędzony czas. Kto był, potwierdzi, kto nie – może żałować i… dołączyć do przyszłorocznego spływu.

Poniżej: fotorelacja Agaty

Dziewczyny! Chłopaki! W sobotę kajaki.

W najbliższą sobotę (07.07) popłyniemy.
Kto ma obawy, czy trafi na miejsce, może przyjechać o 9:40 na parking pod Castoramą (możliwie najbliżej Wejścia, aby się długo nie szukać) skąd pojedziemy gęsiego na miejsce. Proszę się nie spóźnić – nie będziemy (bo nie możemy) długo czekać. Spływ Małą Panwią zaczyna się o 10:30 w Rzędowicach a zakończy się w Zawadzkiem (Basen Leśny). Ponoć malowniczy odcinek rzeczki, meandrujący wśród lasu.
Koszt szurania dnem po mieliznach = 25 zł od osoby, kajaki dwuosobowe.
Po spływie będzie grill. Zatroszczymy się o węgiel, kubki, talerzyki i sztućce. Co do jadła, to każdy niech weźmie, co lubi (kiełbaski, szaszłyki, kaszankę, warzywka, rybkę, karkówkę… – wedle własnego upodobania). Co do napitku, podobnie. Szkoda, że będzie tylu kierowców, bo data wręcz skłania, by uczcić ten dzień 0,7.

Do zobaczenia!

Wakacje

Sezon wakacyjny to okres, w którym – zwyczajowo – robimy przerwę i nie odbywają się spotkania Pogadalni. Nie zwalnia to nikogo z myślenia – zwłaszcza zdroworozsądkowego; wszak chcielibyśmy po wakacjach spotkać się w pełnym gronie. Tak więc, nie kozaczyć!

A, choć spotkań w celach filozoficznych nie będzie, to 7 lipca zorganizowany będzie spływ kajakowy – o szczegółach poinformujemy lada dzień 😉 w zakładce „Z życia Stowarzyszenia”

Będzie kino

Kłaniam. Mam trzy uwagi:


UWAGA! W najbliższy poniedziałek (11.06) spotykamy wcześniej, bo o 17:00

UWAGA! Zanim sobie pogadamy, będziemy oglądać film pt. „Bóg przed sądem

UWAGA! Spotykamy się w innej sali, mianowicie nr 106 – czyli tym razem dwa piętra niżej =D

http://1.fwcdn.pl/po/33/80/473380/7244726.6.jpg

Nie mam więcej uwag.

Coffeelosophy XXV, czyli kto pierwszy, ten lepszy

W starożytnej Grecji otaczano czcią i pamięcią tylko zwycięskich olimpijczyków. Który golas dobiegł pierwszy, czy w innych dyscyplinach pokonał pozostałych, był bohaterem i niemal idolem. Jego skronie zdobiono wieńcem z liści laurowych. Kto zajął drugie lub dalsze miejsce popadał w niepamięć. Nie było dlań nagród, nie istniał srebrny i brązowy medal, ani choćby listek figowy.

Jeśli dobrze pamiętam, to w Sienie (nawiasem mówiąc, piękne włoskie miasto) odbywają się wyścigi konne wokół głównego placu. Rywalizują reprezentanci poszczególnych dzielnic. Konie galopują po wyświechtanym bruku, ryzykując upadkiem na zakrętach. Gawiedź wrzeszczy, dopingując jeźdźców. Zwycięstwo oznacza chwałę i splendor, aż do kolejnych zawodów. Najgorsze zaś jest nie ostatnie, lecz drugie miejsce, które oznacza dyshonor i niesławę. Czytaj dalej

Coffeelosophy XXIV, czyli prawo do nieprawomyślności

Najbliższy poniedziałek, jako że pierwszy w miesiącu, będzie okazją do spotkania w formule filozoficznej kawiarenki. Szczegóły poniżej. A co będzie tematem dysputy? Poniekąd prawo i nieprawomyślność. Ponieważ termin „nieprawomyślność” obejmuje szeroki zakres znaczeń, od razu napomknę, iż w tytule chodziło mi o myślenie i postawę niezgodne z obowiązującym prawem. Przyznaję, porywam się z motyką na Słońce, ba! ledwie z małą i złamaną motyczką, gdyż nie mam wykształcenia prawniczego. A to byłoby pomocne w formułowaniu wywodu. Tym chętniej dowiem się od kogoś biegłego w tej materii, jak to właściwie jest…

Przyjęło się, iż przekraczając granicę jakiegoś kraju, zgadzamy się respektować panujące w nim prawo, jakie by nie było. W zasadzie automatycznie mu podlegamy. Jeśli jest to na przykład państwo totalitarne, albo rządzone przez despotę, to mimo powszechnej dezaprobaty (w tym opinii międzynarodowej) i tak musimy przestrzegać tego reżimowego, czy niesprawiedliwego prawa. Jeżeli nie chcemy tego robić, to w zasadzie mamy trzy wyjścia: albo tam nie jechać i uniknąć owego przymusu, albo jechać, złe prawo złamać i ponieść przewidzianą tamtym prawem karę, albo znaleźć skuteczny sposób, by to prawo zmienić. Pierwsze rozwiązanie nas nie interesuje, bo rozważamy problem szanowania złego prawa. Drugie rozwiązanie jest o tyle ciekawe, że za cenę np. własnej wolności, zwrócimy uwagę świata na niesprawiedliwość tego prawa i być może przyczynimy się do zrobienia kroku w kierunku trzeciego rozwiązania, czyli reformy prawa. Najczęściej jednak znajdujemy się w sytuacji, gdy jadąc do takiego kraju, kornie podporządkowujemy się jego złym prawom. No niby chluby to nam raczej nie przynosi, ale co można zrobić; jesteśmy zwykle bezsilni. Czytaj dalej

Coffeelosophy XXIII, czyli afirmacja dystansu

Oto kilka myśli anonsujących temat najbliższego spotkania w formule kawiarenki filozoficznej.

Na początku pytanie, które mogłoby stanowić zagadkę stawianą przez Sfinksa. Co to takiego, co z jednej strony zbliża ludzi, a z drugiej równocześnie potrafi ich od siebie oddalić? Nie wiecie? Odpowiedź brzmi: ciasnota. Ona to zbliża ludzi fizycznie, a jednocześnie może ich odsunąć na gruncie psychicznym, lub duchowym. Wymuszona bliskość często wywołuje tarcia (dosłownie i w przenośni), stwarza dyskomfort, budzi antagonizmy, choćby na tle braku przestrzeni osobistej. A przecież człowiek, podobnie jak wiele zwierząt, ma w naturę wpisaną terytorialność; ustala swoje terytorium i stara się go bronić.

Ciasnota wg Marcina Podolana

Amerykański etolog Edward Hall, obserwując zachowania ludzi, dostrzegł pewną zależność między odległością fizyczną a bliskością emocjonalną. Wyróżnił kilka rodzajów dystansu, które miały te relacje charakteryzować. I tak na przykład dystans publiczny, to odległość powyżej 3,5 metra zachowywana wobec osób publicznych, zwiększająca się powyżej 7,5 metra w stosunku do ważnych osobistości, jak prezydent lub królowa. Nieco mniejszy jest dystans społeczny, który maleje od 3,5 do 1,2 metra. Jest to przestrzeń dla ludzi obcych jak też znajomych, z którymi nie mamy zażylszych kontaktów. W tej odległości załatwiamy również przeróżne sprawy formalne i urzędowe, aczkolwiek bywa on mniejszy, gdy stoimy przy okienku kasy, blacie w urzędzie, ladzie sklepowej itp. Jednak te właśnie przedmioty, które nas odgradzają, wzmacniają psychologiczne poczucie pożądanej odległości. Jeszcze ciaśniej się robi w tzw. dystansie indywidualnym (osobniczym), przeznaczonym dla rodziny, przyjaciół i bliskich znajomych; ta prywatna strefa rozciąga się mniej więcej od 45 do 120 cm. Zaś najbliższa strefa, określana dystansem intymnym (ze strefą dotykową włącznie), zarezerwowana jest dla współmałżonka, partnera, lub dziecka. Czytaj dalej

1 6 7 8 13