Archiwa tagu: wojna

LISTY JOŃSKIE – epistoła 4


Listy Jońskie to listy pisane od początku i z zasady źródłowo. Tak jak filozofia zaczyna się w jońskich koloniach greckich (w Milecie i Efezie) od pytań o początek i zasadę (słowo arche znaczy i jedno i drugie) listy dotyczą tego, co się dzieje aktualnie w Pogadalni, dotykając jej zasad i pierwotnych założeń.

Pomysłodawczynią i inicjatorką jest Justyna Jonek

 


Drogi Piotrze!
 
Niedawno na spotkaniu Pogadalni Filozoficznej rozmawialiśmy o wielu rzeczach, lecz jedna szczególnie mnie poruszyła. Myślę tu o zagadnieniu godnej śmierci. Wspomniałam między innymi o Januszu Korczaku czy Białej Róży. Chciałabym dzisiejszy List Joński poświęcić Białej Róży właśnie i zapytać o Twoje przemyślenia i odczucia.
 
Rozpocznę od Sophie Scholl.
Sophie Magdalena Scholl to niemiecka działaczka antynazistowskiego ruchu oporu w czasach III Rzeszy. Dorastała w Ulm. Wstąpiła do Bund Deutscher Mädel (BDM), żeńskiej sekcji Hitlerjugend. W 1940 roku zaczęła zdobywać doświadczenie z pedagogiki wczesnoszkolnej. W 1942 roku podjęła studia z zakresu biologii i filozofii. Podczas ferii międzysemestralnych została zmuszona do pracy w jednym z zakładów zbrojeniowych w Ulm. Jej brat studiował medycynę na Uniwersytecie Ludwiga Maximiliana w Monachium.
 
Razem przyłączyli się do BIAŁEJ RÓŻY, działającej od czerwca 1942 do lutego 1943 roku niemieckiej organizacji antynazistowskiej o orientacji chrześcijańskiej. Członkami byli: Hans Scholl, Sophie Scholl, Christoph Probst, Alexander Schmotell, Willi Graf. Szóstym członkiem i liderem grupy został profesor Kurt Huber. Postawili sobie zadanie: obalenie systemu nazistowskiego pokojowymi metodami.
Uważasz, Piotrze, że to było możliwe? Można było obalić system nazistowski?
 
W 1943 roku wszyscy członkowie Białej Róży podczas pokazowego procesu przed Trybunałem Ludowym zostali skazani na śmierć przez ścięcie (sędzią był Roland Freisler). 22 lutego wyrok wykonano.
 
18 lutego 1943 roku Willi Graf na korytarzu uniwersytetu spotkał Sophie i Hansa Schollów. Hans trzymał w ręku walizkę. Na korytarzach było spokojnie. Sophie i Hans poszli na najwyższe piętro, a potem garściami wyjmowali z walizki ulotki i rzucali je pod drzwi sal wykładowych. Niezauważeni opuścili budynek. Ale Sophie powiedziała nagle, że musi wrócić. Jest jeszcze trochę ulotek, nie mogą się zmarnować. Jak myślisz – czy w tym momencie przeznaczenie wysunęło swe ostrze?
 
Sophie wraca z bratem i zrzuca z drugiego piętra krużganka to, co zostało w walizce. Rodzeństwo nie wie, że tym razem obserwuje ich woźny, Jakub Schmid. Zdeklarowany nazista zagradza im drogę i krzyczy, że są aresztowani. Nie stawiają oporu. Jakub Schmid dzwoni po gestapo.
 
Sophie pierwsza idzie na szafot. Budzi powszechny szacunek. Naczelny kat Trzeciej Rzeszy, Johann Reichhart, powie potem, że nigdy nie widział, żeby ktoś umierał tak godnie. Ostatnie słowa Hansa brzmią natomiast: „Niech żyje wolność”.
 
Z okazji 60. rocznicy śmierci Sophie Scholl wydano drukiem jej korespondencję z narzeczonym Fritzem Hartnaglem, synem przedsiębiorcy z Ulm. Poznali się podczas zabawy tanecznej, mieszkali razem kilka tygodni w Weimarze, w czasie gdy Fritz pełnił tam funkcję oficera szkoleniowego. Hartnagel o egzekucji Sophie dowiedział się w szpitalu wojskowym we Lwowie, po tym jak odniósł rany podczas bitwy stalingradzkiej. W ostatniej chwili został wywieziony samolotem z rejonu walk. Przeżył wojnę. Ożenił się ze starszą siostrą Sophie Elizabeth i pełnił funkcję sędziego. Do swojej śmierci w 2001 roku był zaangażowany z działalność pokojową i antyatomową.
 
Szósta ulotka Białej Róży (ta, z którą przyłapano Schollów) trafiła do rąk Niemców odmienną drogą niż przewidywali autorzy. Inny opozycjonista (hrabia Helmut von Moltke) związany z tak zwanym Kręgiem z Krzyżowej przekazał swoimi kanałami treść ulotki na Zachód. Parę miesięcy po śmierci Schollów alianckie samoloty zrzuciły ją nad Rzeszą w milionach egzemplarzy jako MANIFEST MONACHIJSKICH STUDENTÓW.
 
Mnie najbardziej poruszają listy i notatki Sophie Scholl. Ukazują ją jako kobietę wrażliwą na piękno natury i ludzkie nieszczęście. W jej listach pojawia się często cytat Jacques’a Maritaina.
 
Il faut avoir l’esprit dur et le coeur tendre.
 
(Trzeba posiadać twardego ducha i miękkie serce).
 
Sophie Scholl zajmowała się w swoim dzienniku także intensywnie tematem harmonii duszy.
 
Ich merke, dass man mit dem Geiste (oder dem Verstand) wuchern kann, und das die Seele dabei verhungern kann.
 
Briefe und Aufzeichnungen, s. 245
 
(Zauważyłam, iż można posiadać żywego ducha [lub umysł], ale jednocześnie dusza może umierać z głodu).
 
Jej myśli budzą we mnie coś żywego. A Ty jak je odczuwasz?
 
Justyna

 


Respons


Droga Justyno!

Nasze Listy Jońskie wydają się różnorodne tematycznie, jednak łączy je kwestia obecności Boga w świecie. Nigdzie nie widać jej tak wyraźnie jak w heroicznym życiu świętych. Sophia i Hans Scholl na tle  mroku jaki rozlał się w latach trzydziestych na sumienie narodu niemieckiego to światła Logosu, widoczne z oddali. To nie giganci niemieckiego rozumu – filozofowie jak Heidegger czy psychologowie jak Jung  świecili w tym mroku, wskazując drogę niemieckiej pogubionej duszy, lecz właśnie Schollowie. 
 
Czy można było pokojowo obalić nazizm? Tak, nazizm można obalić tylko pokojowo. System nazistowski nie zniknął przecież całkowicie, po zdarciu swastyk z fasad budynków. Nie da się systemu nazistowskiego obalić  dopóki będzie istnieć bezduszna biurokracja, gotowość zastępowania sumienia poprawnością polityczną, gotowość do eutanazji motywowanej ekonomicznie czy przyzwolenie na eugenikę. Z totalitaryzmem w sferze sumienia walczymy nieustannie. Cieszę się że są jeszcze tacy młodzi ludzie jak Ty, którzy czują ducha jaki ożywiał Edytę Stein, Schollów czy Wiktora Frankla. Nasze umęczone dusze ciągle potrzebują światła. 
 
Pozdrawiam  Piotr

Coffeelosophy LIX – czyli pocałunek sprawiedliwości i pokoju

Zaskoczyła mnie definicja wojny sprawiedliwej; okazuje się, iż jest to… koncepcja filozoficzna. Koncepcja, z grubsza biorąc, uznająca, że niektóre z wojen są słuszne i usprawiedliwione. Pisał o nich już Cyceron, kilka wieków później temat ów poruszył św. Augustyn, swoje dorzucił również św. Tomasz i inni myśliciele. W niebagatelny sposób przedstawił tą kwestię nasz rodak, rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego, kapłan, prawnik i przeciwnik Krzyżaków – Paweł Włodkowic, przy okazji poddając krytyce tzw. świętą wojnę.

Na przestrzeni stuleci uściślano warunki, jakie musi spełniać akt zbrojny, by zasługiwał na miano sprawiedliwego i tym samym moralnego. Cyceron podkreślał, że musi chodzić o odparcie inwazji, odwet za grabieże lub złamanie traktatu przez przeciwnika. Augustyn z Hippony twierdził, że Bóg nie bez powodu dał państwom miecz, gdyż dał go do obrony. Za sprawiedliwe uważał wojny, które mszczą niesprawiedliwość, dążą do uzyskania pokoju i zwyciężenia zła, (co oznaczało możliwość nie tylko wojny obronnej ale i ofensywnej, gdyż bierność jest większym grzechem); traktował też jako uzasadnione wojny prowadzone z nakazu Boga – co zyskało miano tzw. świętej wojny. Tomaszowi z Akwinu do uznania wojny za sprawiedliwą wystarczały trzy przesłanki: by powód wojny był sprawiedliwy, by wojnę wypowiedziała prawowita władza, a prowadzeniu walki towarzyszyły uczciwe intencje.

Alegoryczny pocałunek sprawiedliwości i pokoju [autor nieznany].

Nasz Paweł Włodkowic, opierając się na pismach różnych myślicieli, w tym wyżej wymienionych, sformułował własny zestaw kryteriów Bellum iustum. Czytaj dalej

Święto Dziewczynek

Jako przedszkolak śpiewałem piosenkę, która szła jakoś tak:

Dzień Kobiet, Dzień Kobiet
Niech każdy się dowie,
że dzisiaj święto dziewczynek.
Uśmiechy są dla nich,
zabawa i taniec,
piosenka z radia popłynie.

I gdy próbuję przyłożyć te słowa do codziennej rzeczywistości, brzmią nie tyle infantylnie, co gorzko. Szczególnie w obliczu wojny, którą najczęściej wywołują i prowadzą mężczyźni, a najdotkliwiej przeżywają kobiety i dzieci. W sytuacji zagrożenia życia typowe życzenia, jakimi obdarowuje się Panie, zakrawają o trywialność. A pompatyczne na pozór życzenie pokoju dziwnie nabiera wymiernego sensu. Czy wyłącznie u mnie budzi się poczucie relatywności.

Właśnie ta dziecięca piosenka uświadamia, jak zmienna bywa ocena tego, co jest ważne. Kobiety uciekające przed wojenną pożogą mają inne priorytety. Może jeszcze te „uśmiechy dla nich” jakoś się bronią, ale „zabawa i taniec” – to raczej im nie w głowie. Zwłaszcza, że z radia, obok piosenek – często ukraińskich – płyną pełne grozy komunikaty. Jak tu więc życzyć szczęścia, zdrowia, pomyślności, spełnienia marzeń, sukcesów zawodowych… Jasne, to też ma znaczenie. I aby mogło się urzeczywistnić, potrzebny jest między innymi pokój. Ale aktualne spojrzenie się zmieniło. Bardziej odpowiednie zda się życzenie spokojnego snu i czystego nieba, z którego nie spadnie bomba. Żeby można było wrócić do domu i czuć się bezpiecznie. Aby było co zjeść i nie zabrakło nikogo z bliskich przy stole. By nie było powodu do strachu i łez.
Tego życzę z okazji Święta Dziewczynek.

Kłaniam Martinus

Pokój gościnny: Bohaterskim obrońcom Ukrainy

Stworzyliśmy przestrzeń do wypowiedzi refleksyjno-filozoficznej dla osób spoza załogi naszej internetowej strony. W przestrzeni tej, zwanej właśnie pokojem gościnnym, znajdą miejsce pomyślenia warte ugoszczenia.


Kłaniam się.

Przede wszystkim kłaniam się bohaterskim obrońcom Ukrainy, tym, którzy udzielają im pomocy i tym, którzy biorą ukraińskich uchodźców pod swój dach. Inter arma musae silent. Nie wyobrażam sobie, że można obecnie zajmować się innym tematem niż wojna ruskich barbarzyńców z europejską kulturą i cywilizacją. Od początku wojny cały mój potencjał duchowy i intelektualny podporządkowałem zwracaniu uwagi na zaistniałe zagrożenie, odpieraniu ataków propagandy agresora i wspieraniu tych, których ta agresja najbardziej dotknęła. Jeżeli teraz mogę zająć się jakimś tematem, to tylko takim, który odnosi się do wielkości ducha ludzkiego i szukania sensu przez poświęcanie się czemuś wartościowemu.

Augustyn pisał “De civitate Dei” w murach oblężonej przez Gotów Tagasty, Descartes swoje dzieła w czasie Wojny Trzydziestoletniej, Hegel “Fenomenologię ducha”, słysząc huk armat bitwy pod Jeną, Franz Rosenzweig swoją “Gwiazdę odkupienia” w okopach na Bałkanach, w czasie I wojny, Ingarden “Spór o istnienie świata” w ukryciu w Pieskowej Skale w czasie niemieckiej okupacji. To nie była forma ucieczki od rzeczywistości, ale próba odpowiedzi na pytanie, jak dalece zagrożone są wartości duchowe człowieka i jak stawić czoła temu zagrożeniu.

Zło potrafi wzbudzać dobro w postaci poświęcenia, solidarności, jedności, ale my nie potrzebujemy zła, aby się przekonać, czym jest życie w prawdzie, powadze, przyjaźni, oddaniu.

Karol Michalski

Starożytni Ateńczycy też mieli swój Smoleńsk

Wszystko już było i to, co się dzieje to tylko jąkanie historii. Dwa i pół tysiąca lat temu Grecy, tak jak my, mieli potężnego sąsiada i też mieli demokrację. Co śmieszniejsze mieli też swój Smoleńsk. Rolę napromieniowanej Czarnobylem metropolii czerwonoruskiej odgrywał w tamtych odległych, ale równie głupkowatych czasach Archipelag Arginuzyjski. Ateńscy wodzowie pokonali tam Spartan uwalniając z oblężenia jedną z własnych armii, którą Spartanie zamknęli w potrzasku. Było tych wodzów ośmiu. Ich pech polegał na tym, że pod koniec bitwy rozpętała się burza morska, przez co nie mogli uratować rozbitków ze zniszczonych okrętów Ateńskich. Po powrocie do Aten kazano strategom tłumaczyć się z tego, że nie ratowali rozbitków, a uznano, że to musi być ich, tzn. wodzów wina, ponieważ oni sami nikogo innego nie obwiniali, a całą winę zwalali na brzozę, oj pardon, burzę. Oto fragment w którym Ksenofont opisuje początek śledztwa arginuzyjskiego:

Bitwa pod Arginuzami — zdjęcie z epoki (LOW RES)

[…] w radzie opowiadali strategowie o bitwie i o gwałtowności burzy. Kiedy jednak Timokrates oświadczył, że i pozostałych strategów należy uwięzić i pod sąd oddać, rada i ich uwięziła. Następnie odbyło się zgromadzenie ludowe, na którym inni poczęli oskarżać strategów, a zwłaszcza Teramenes, że powinni się wytłumaczyć przed sądem z tego, że nie uratowali rozbitków, a na dowód, że oni nikogo innego o to nie winili, pokazywał list, przysłany przez nich do rady i narodu ateńskiego, nie szukający winy w niczym innym poza burzą. Potem jednak każdy ze strategów wygłosił krótką obronę, gdyż nie dano im zgodnie z prawem czasu na dłuższe przemówienie, a wszyscy przedstawili przebieg wypadków: że oni sami płynęli na wroga, ratować zaś rozbitków nakazali dowódcom okrętów, ludziom do tego odpowiednim, byłym strategom, Teramenesowi i Trasybulowi, oraz innym podobnym — i jeżeli koniecznie trzeba kogoś obwiniać w sprawie ratowania rozbitków, to nikogo innego poza tymi, komu to było nakazane; „Z tego powodu, że oni nas obwiniają — mówili oni — nie będziemy kłamliwie twierdzić, że to oni sami są sprawcami nieszczęścia, lecz że gwałtowność burzy przeszkodziła ratowaniu” — i na potwierdzenie tego jako świadków stawiali sterników i wielu innych uczestników wyprawy [Ksenofont, Historie greckie, ks. I, VI, 5–7]. Czytaj dalej

Coffeelosophy XXVIII – czyli nie módl się o pokój

Stare łacińskie porzekadło głosi: Si vis pacem, para bellum – innymi słowy Qui desiderat pacem, praeparet bellum. Czyli po Liwiuszu z Wegecjusza na nasze: Jeśli chcesz pokoju, szykuj się do wojny. Na pierwszy rzut oka brzmi to, jak sprzeczność zdań, jak jakiś oksymoron. Tymczasem, mógłbym rzecz ująć słowami: jeśli marzy ci się zachować pokój, to bądź stale przygotowany do wojny, by w każdej nieoczekiwanej chwili skutecznie go bronić. Na szczęście starożytni ujęli to zwięźlej, co pewnie zawdzięczamy ich manii utrwalania sentencji w kamieniu; komu bowiem chciałoby się ryć dłutem długie aforyzmy.

Wróćmy do cytatu. Co prawda przesłanie brzmi, że warunkiem pokoju jest przygotowanie militarne, lecz komunikuje też w pierwszym członie, że celem jest pokój. Z góry zakłada, że o niego tu chodzi i dla niego należy się sposobić do ewentualnej walki. Mimo użycia słowa „Si” (jeśli) a w drugim cytacie „Qui desiderat” (kto chce) – to owo zdanie warunkowe jest jakby retoryczne. Czyli ma wymowę: jeśli chcesz pokoju, a zakładam, że chcesz, to dam ci radę – uzbrój się. A w drugim cytacie: kto chce pokoju, a zakładam, że każdy – niech się zbroi. Dlaczego ludzie wzniecają wojny? Bo albo chcą coś pozyskać, albo odzyskać. I są to dobra bardzo konkretne, jak terytorium, bogactwa, władza, lub piękna Helena – albo bardziej abstrakcyjne, jak honor, wolność, religia, prawda i paradoksalnie pokój. U podstaw leży więc jakieś silne pragnienie (i często przeczucie sukcesu). A co leży u podstaw pragnień? Czytaj dalej

Coffeelosophy XV – czyli dobrodziejstwa wojny

Uwaga, pogadalnicy!

W pierwszy poniedziałek maja nie było spotkania. Aby jednak nie przepadło nam spotkanie w formule filozoficznej kawiarenki, to odbędzie się ono wyjątkowo w drugi poniedziałek miesiąca, czyli 8 maja.

Bitwa pod Solferino

Pod tą datą obchodzona jest rocznica zakończenia II wojny światowej jak też Światowy Dzień Czerwonego Krzyża i Czerwonego Półksiężyca. Jest to także dzień urodzin Henryka Dunanta – szwajcarskiego filantropa, finansisty i pacyfisty. Czemu o nim wspominam? Pod koniec czerwca 1859 roku, pod Solferino doszło do wielkiej bitwy między armią cesarstwa Austrii a połączonymi siłami armii włoskiej i francuskiej. Po całodziennej walce, na skrwawionym pobojowisku zostało niemal 30 000 ofiar, w tym ponad 20 000 rannych. Widok cierpiących, często dogorywających żołnierzy, pozostawionych praktycznie bez opieki, tak wstrząsnął Dunantem, że w humanitarnym odruchu postanowił im pomóc. Zwoławszy okoliczną ludność, zorganizował transport i opiekę, a po powrocie do Genewy opisał te przeżycia w książce. Zaproponował utworzenie dodatkowej służby medycznej do pomocy rannym oraz powołanie narodowych stowarzyszeń z wolontariuszami, którzy na polu walki posiadaliby status neutralności, wraz z rannymi. Tak powstał Międzynarodowy Komitet Pomocy Rannym, przekształcony w 1863 r. w Czerwony Krzyż (od symbolu, będącego odwrotnością szwajcarskiej flagi).

W dzisiejszym statucie znajdujemy m.in. taki zapis: posłannictwem jest zapobieganie ludzkim cierpieniom i łagodzenie ich wszędzie, gdzie one występują, ochrona życia i zdrowia oraz działanie na rzecz poszanowania istoty ludzkiej, zwłaszcza w czasie konfliktu zbrojnego i w innych sytuacjach zagrożenia, praca na rzecz zapobiegania chorobom oraz podnoszenia zdrowotności i opieki społecznej, popieranie dobrowolnego niesienia pomocy oraz stałej gotowości członków Ruchu do niesienia pomocy, jak również powszechnego poczucia solidarności z tymi, którzy potrzebują pomocy i ochrony ze strony Ruchu.

Zaryzykuję tezę, iż okrucieństwa i całe zło dotyczące wojen, przyczyniły się do powstania czegoś dobrego, służącego także w czasie pokoju. Z pewnością znajdziemy wokół siebie więcej przykładów na to, jak odpowiedzią na zło stało się coś dobrego. Czyżby znajdowało w tym potwierdzenie stare porzekadło: nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. A skoro temat wojny tak się nam narzucił, to nie unikajmy go.

Wojna najczęściej przynosi korzyści – na ogół zwycięzcy. Lecz nie tylko. Nie raz spotykałem się ze stwierdzeniem, że wojny napędzały postęp, zwłaszcza technologiczny. Również w naszych czasach wiele nowinek, pierwotnie zapewniających przewagę na polu walki i zarezerwowanych dla armii, upowszechnia się i staje pożytkiem cywilów. Tak było np. z żywnością w konserwach, słodkim batonikiem wysokoenergetycznym, podpaskami higienicznymi, okularami przeciwsłonecznymi, zamkiem błyskawicznym, krótkofalówką, Internetem, GPS, fotografią cyfrową, dronami, taśmą samoprzylepną, klejem Kropelką (cyjanoakryl), woreczkami foliowymi, duraluminium, powłoką teflonową,  a przypadkiem też z kuchenką mikrofalową. Nie chodzi więc już tylko o łupy wojenne, nowe terytoria, więcej poddanych, status mocarstwa. Wojna to także rozwój niektórych gałęzi przemysłu, nauki, medycyny, transportu – rozwój być może mniej zaawansowany w czasie pokoju. Może należałoby powtórzyć za Heraklitem: Wojna jest ojcem wszystkich rzeczy.

Paradoksalnie nierzadko wojny, podobnie jak epidemie, bywały wybawieniem z problemu przeludnienia. Rozrost miast nie nadążał za przyrostem naturalnym. Na wsiach coraz trudniej było dzielić poletka na licznych spadkobierców. Powiększało się grono ludzi bez pracy, co rodziło występki. A gdy wojna lub choroba zdziesiątkowały społeczeństwo, wracała równowaga. Dodajmy coś jeszcze; wojna oraz poczucie zagrożenia uwalnia, wydobywa i często uwypukla nie tylko mroczne, występne i podłe cechy, lecz także te szlachetne, bohaterskie, patriotyczne – których ktoś mógł sobie nawet nie uświadamiać. Wojna konsoliduje społeczeństwo, wzmacnia poczucie solidarności, jednoczy wokół idei, albo przeciw wrogowi. To nie wszystko. Wojna rozbudza wyobraźnię twórców, staje się tematem wielkich dzieł malarstwa, rzeźbiarstwa, literatury, muzyki, filmu. Jasne, że moglibyśmy się doskonale obejść bez tych wytworów, za którymi stoją tragiczne losy milionów ludzi. I najchętniej żylibyśmy w świecie, który nie daje asumptów do takiej twórczości. Jednak konflikt jest wpisany w życie naszej planety, zatem jeśli z jego powodu mogą powstać rzeczy dobre lub piękne, to zawsze jakaś pociecha.

Właśnie; konflikt wpisany w naturę. Prawo silniejszego do władania terytorium, przewodzenia stadem, pierwszeństwa w ucztowaniu, rozsiewania genów itp. Wszystko, co żyje rywalizuje o przestrzeń i pokarm z innymi formami życia, często ich kosztem, ba! nawet kosztem ich istnienia. Ktoś powiedział, że wojna jest koniecznością biologiczną. Jedna z teorii socjologicznych, dotycząca konfliktów społecznych, bez osłonek mówi, iż tzw. ład społeczny jest chwiejną równowagą, a na dłuższą metę, to utopia. W społeczeństwie bowiem dominują sprzeczności i ścieranie się rozbieżnych interesów poszczególnych grup i jednostek. I stwierdza to z taką oczywistością, jakby konflikty i antagonizmy były naturalną własnością ludzi. W takim razie, jeśli skazani jesteśmy na konflikty, w tym zbrojne, to powinniśmy nauczyć się, jak wyciągać z nich ewentualne korzyści. Pytanie tylko: jakie? Od tysiącleci obserwujemy konflikty w otaczającej nas przyrodzie i nie dziwimy się temu. A z drugiej strony, sami będąc częścią tej przyrody, bywamy zaskoczeni, że stać nas nawet na większe bestialstwo. Mamy też o wiele szerszy wachlarz powodów, motywacji i argumentów by wszcząć konflikt, czy to na polu polityki, czy na ubitym polu, wszak Wojna jest tylko kontynuacją polityki innymi środkami – jak powiedział Carl von Clausewitz.

A co z małymi wojnami, takimi bez oręża, bitewnego zgiełku i przelewu krwi? Psychologia, zajmując się zagadnieniem konfliktów, analizuje przyczyny, scenariusze przebiegu, mówi o skutkach. Ponoć o charakterze konfliktu decyduje siła więzi społecznych. W grupach o silnych więziach wewnętrznych, negatywne emocje członków uznaje się za zagrożenie dla tych więzi i tłumi, przez co – gdy już dojdzie do konfliktu, przebiega on z niezwykłą gwałtownością, mogącą zniszczyć samą grupę. Z kolei w grupach o luźniejszych więziach konflikty pojawiają się dość często i pozwalają na rozładowanie wszystkich napięć na bieżąco. Taki skutek wydaje się korzystnym. Dzięki temu zamiast wyładowania nawarstwionych emocji, pozostaje przestrzeń by zająć się przyczynami konfliktów, podyskutować, poszukać rozwiązań. Wniosek na marginesie: lepiej żyć w grupie o luźnych relacjach, w której dochodzi do drobnych konfliktów.

Pozytywka kadrZapraszamy zatem 8 maja o godzinie 18:00 do kawiarni Pozytywka, przy ul. Czaplaka 2. Tematem będą: dobrodziejstwa wojny.

Przyjdź porozmawiać, posłuchać, pomyśleć i być może zająć stanowisko, jakie prezentował myśliciel i moralista Andrzej Frycz Modrzewski, głosząc: Żadne korzyści z wojny nie są tak wielkie, aby mogły jej szkodom dorównać (…). A w pozostałe poniedziałki zapraszamy na spotkania w murach uniwersyteckich.