Archiwum autora: Martinus

Coffeelosophy LXI – czyli Ojciec Strach (cz.1)

Wahałem się, czy najpierw wysunąć pewną tezę, a potem ją obszerniej bronić, czy też snuć pewien wątek i zakończyć go stosowną konkluzją – ową tezą właśnie. Jako, że druga droga wydała mi się trudniejsza, to… ma się rozumieć ją wybrałem. Najwyżej będę żałował.

Zacznę od mojego rozumienia strachu. Należy on do najbardziej pierwotnych odczuć i rozpowszechniony jest wśród chyba wszystkich żywych istot z jako tako wykształconym układem nerwowym. Mógłbym nawet zaryzykować stwierdzenie, iż był jednym ze spiritus movens organizmów. Natura, okazuje się, wyposażyła nas w bardzo proste mechanizmy, pobudzające do aktywności, a cała reszta to już nadbudowane metody, sposoby i koncepcje działania. Bo co właściwie zmusza zwierzęta by ruszyły się z miejsca? Przemieszczają się po to, aby zdobyć pokarm, nie stać się pokarmem lub rozmnażać się. Te zachowania są związane z mniej lub bardziej instynktownym strachem. Obawą, ażeby nie zginąć, aby zachować gatunek. I w zasadzie sprowadzają się do jednego – by nie stać się czyimkolwiek pokarmem. Dlatego zwierzęta ruszają w poszukiwaniu pożywienia, uciekają przed drapieżnikami i niebezpieczeństwami przyrody nieożywionej, starają się znaleźć partnera do reprodukcji i odpowiednie miejsce dla potomstwa… krótko mówiąc poruszają się, by nie zostać li tylko pokarmem drapieżnika, padlinożercy tudzież robaków ścierwojadów. A za tym wszystkim stoi – niejako wpisany w geny – strach. No dobrze, a czym on jest?

Spróbuję odpowiedzieć z perspektywy człowieka (bo ta jest mi bliższa). Moim zdaniem jego mechanizm jest prosty – człowiek się boi, gdyż nie chce czegoś stracić. Zawsze odczuwamy strach, gdy przeczuwamy lub przewidujemy niekorzystną dla nas zmianę – czyli wówczas, kiedy możemy utracić coś, co aktualnie posiadamy (choćby i to było marne), na rzecz czegoś gorszego. Gdy boimy się bandyty lub dzikiego zwierza, to chodzi o utratę poczucia bezpieczeństwa, kiedy boimy się ośmieszenia, krytyki lub pomówienia, to dlatego, że grozi nam utrata reputacji, gdy boimy się bólu i choroby, to związane jest to z utratą zdrowia, jak boimy się czyjejś śmierci lub odejścia, to nie chcemy utraty bliskiej osoby, bojąc się złodzieja lub komornika, tak naprawdę boimy się utraty dóbr materialnych… etc. Można więc mówić, że za ludzkim strachem kryje się prawdopodobieństwo zagrożeń, ale de facto jest to pragnienie uniknięcia strat. Ot i tyle.

Jest jeszcze coś takiego jak lęk, czy strach irracjonalny oraz fobie. Łączy je to, iż mają w sobie element bezzasadności lub wyraźne wyolbrzymienie reakcji w stosunku do faktycznego zagrożenia stratą. Wobec lęku sytuacja jest nieco skomplikowana, gdyż czasami przybiera on taką postać, że człowiek go czuje, ale nie potrafi określić powodu. Wówczas nie jest to lęk przed czymś, nie ma konkretnego odzwierciedlenia w zewnętrznej rzeczywistości, nie ma rzeczy, której unikanie przynosiłoby ulgę. Po prostu całe ciało jest zdjęte strachem, cały umysł jest nim owładnięty, ale nie sposób podać przyczyny ani wskazać bodźca, który wywołuje ten stan. Lęki często stają się punktem wyjścia do fobii, w których pojawia się skonkretyzowany powód strachu. W przypadku fobii zwykle można określić, co, kto lub jaka sytuacja kogoś przeraża i jaki może przynieść uszczerbek. Lęki, czy fobie są objawami chorobowymi i nie stoją za nimi obiektywne niebezpieczeństwa, ale mimo to mogą wiązać się z realnym uszczerbkiem. Tyle tylko, że gdy chodzi o lęk przed czymś nieokreślonym, może być trudniej powiedzieć, jakiej straty ktoś chciałby w związku z nim uniknąć. Kiedy ktoś doświadcza fobii, wówczas chce uniknąć wyobrażanej sobie krzywdy np. ukąszenia pająka (arachnofobia), upadku z wysokości (akrofobia), utonięcia (hydrofobia), znalezienia się z dala od bezpiecznego domu (agorafobia) lub w towarzystwie obcych i potencjalnie groźnych ludzi (ksenofobia).

Dodam coś jeszcze: nie chcemy utracić nie tylko tego stanu, w jakim się znajdujemy. Często nie chcemy stracić zaledwie szansy na coś dobrego, czy choćby trochę lepszego. Zatem wystarczy, iż to, na czym nam zależy, jest tylko prawdopodobne, potencjalne. Nie chcemy stracić samej okazji – np. na zdobycie pochwały, uznania, tudzież jakiejś innej nagrody.

Warto myślę przypomnieć, że strach może mieć różną siłę i postać. Choć nie powinno się mówić o truizmach, chciałbym jednak żeby to znajdowało się w naszym polu widzenia. Niekiedy przerażenie to huragan emocji, tak silny, że ktoś doznaje wylewu lub zawału serca, a nawet umiera ze strachu. Czasem trwoga potrafi pomieszać zmysły, człowiek może zwariować. Jest też strach paniczny, pchający człowieka do nierzadko bezładnych, irracjonalnych reakcji. Jest strach paraliżujący, gdy człowiek zamiera w jakimś stuporze, gdy skamieniały zdaje się na łaskę lub niełaskę tego, co go przeraziło. Jest też mniejszy, bardziej powszechny strach, charakteryzujący się silniejszym biciem serca, przyśpieszonym oddechem, rozszerzonymi źrenicami, napięciem mięśni… Lepiej dotleniona i szybciej płynąca krew oraz zwiększona dawka adrenaliny przygotowują organizm do sprawniejszej obrony bądź ucieczki. Strach bywa też długotrwały i wyniszczający, jak ten towarzyszący stresowi. W końcu jest i niewielki strach, nazywany niepokojem, czy obawą. Wszystkich tych postaci strachu człowiek doznaje świadomie.

Ale istnieje również ten rodzaj strachu, którego człowiek sobie nie uświadamia, głęboko zakorzeniony, instynktowny i automatyczny. Taki strach czasem działa jako intuicja, podszeptując, co będzie najlepsze (zwykle dla nas samych). Taki strach objawia się nieraz, jako głos rozsądku, przestrzegający przed czymś nieprzemyślanym, pochopnym, ryzykownym albo głos sumienia reagujący na akty niemoralne. Bywa jeszcze inaczej, kiedy ciało wyprzedza jakikolwiek głos bądź myśl. Gdy ktoś się na nas zamachnie, zrobimy unik, zasłonimy głowę albo zmrużymy oczy, kiedy coś koło nas huknie z łoskotem lub wybuchnie, to skulimy się w sobie chroniąc miękki brzuch, gdy nieopatrznie dotkniemy czegoś ostrego bądź gorącego, ręka gwałtownie się cofnie… Są to odruchy obronne, zwykle bezwarunkowe i występujące nawet u ludzi odważnych; służą zachowaniu nas przy zdrowiu lub życiu – a wynikają z zakodowanego w nas przez naturę strachu, czyli pragnienia, aby uniknąć uszczerbku.

Do grupy głęboko osadzonych form strachu zdają się też przynależeć wspomniane wcześniej lęki i fobie. Aczkolwiek ich jest się zwykle świadomym. Tak, czy inaczej płynące od nich podszepty są zwykle oparte na przesadzonym mniemaniu o powodach. Zatem przesadzone bywa również wyobrażenie skutków i strat, jakich chce się uniknąć. Niemniej szkody i straty wywoływane przez lęk oraz fobie są jak najbardziej rzeczywiste.

Inną kategorią strachu jest z kolei bojaźń religijna. Jej właśnie towarzyszy wspomniany głos sumienia. Odnoszę wrażenie, że człowiek bogobojny nie tyle żyje w ciągłym strachu wobec Absolutu, ile w stałej świadomości tego, co mu grozi, gdy się Bogu nie podporządkuje. Nie wiem, czy porównanie będzie trafne, ale piesi nie boją się pędzących ciężarówek, dopóki idą po wyznaczonym dla nich chodniku. Dopiero zejście z dobrej dla nich drogi może się źle skończyć. Jest to bodaj ten sam rodzaj bojaźni, jaki towarzyszy ludziom w obliczu świeckiej odpowiedzialności prawnej. Żyjemy w poszanowaniu prawa, mając w tyle głowy, że istnieje wymiar sprawiedliwości a zbrodnia pociąga za sobą karę. Jednakowoż nie chodzimy po świecie stale bojąc się sądów, czy w bezustannym strachu przed więzieniem.

Nad zwykłym strachem można próbować zapanować, można działać wbrew temu, co podpowiada. Wtedy na przykład, zamiast uciec, człowiek wykazuje się odwagą; ponad swoje bezpieczeństwo, przedkłada dobro innych; dla niezwyczajnej przyjemności, dla jakichś niezwykłych przygód, przeżyć lub osiągnięć, podejmuje ryzyko; aby komuś zaimponować, coś udowodnić, albo wygrać zakład – posuwa się do brawury. W każdym z tego rodzaju przypadku przezwycięża strach. Jak to możliwe? Chodzi tutaj o ustalenie priorytetów. Jeśli jest coś, na czym zależy człowiekowi bardziej, niż na jego własnym dobrostanie, to gotów jest zaryzykować jego utratę lub ów dobrostan poświęcić. I nawet jeśli instynktowny strach sugeruje odwrót, to człowiek się przełamuje, gdyż trudniej byłoby mu znieść tą drugą stratę.

Można by na tej podstawie stwierdzić, że w człowieku potrafią zaistnieć różnorakie zmagające się ze sobą strachy, np. strach matki o samą siebie i strach o zaatakowane przez psa dziecko, któremu spieszy z pomocą; obawa chłopaka przed bolesnym upadkiem z deskorolki i jego obawa przed ośmieszeniem, jeśli wycofa się z rywalizacji; strach żołnierza przed utratą życia po wyskoczeniu z okopu i strach przed sądem polowym oraz skazą na honorze. Te ambiwalentne uczucia są czymś naturalnym a wybór nie zawsze dokonywany jest z namysłem i rozwagą, lecz nieraz pod wpływem tego bodźca, który w danym momencie był silniejszy. To jednak jest już zupełnie inny temat.

Swoje rozważania o istocie strachu chciałbym zamknąć próbą odpowiedzi na pytanie, z czego strach wynika. Jak starałem się wykazać, strach to chęć uniknięcia straty. Człowiek podświadomie lub w pełnej przytomności umysłu, stale poddawany jest wpływowi różnych form strachu. I na wiele sposobów rozwiązuje dylemat, co przyniesie mu mniejsze poczucie straty bądź większe poczucie zysku. Natura, można rzec, wyposażyła organizmy w mniej lub bardziej zaawansowane kalkulatory zysków i strat. Kalkulatory te albo pomagają dokonywać wyboru (tego, co jawi się lepszym), albo wręcz zmuszają do pójścia określoną drogą (sprawdzoną i uznaną, jako ta lepsza). Strach, czyli chęć uniknięcia uszczerbku, wpisuje się w ten mechanizm. Można zatem przyjąć, że wynika z rachunku zysków i strat.

• CDN •

Sądzę, że należy to przedyskutować. Zapraszam we czwartek, 5 grudnia o godzinie 18:00 do Restauracji Radiowa, ul. Strzelców Bytomskich 8. Temat brzmi: Ojciec Strach. Przyjdź porozmawiać, posłuchać, pomyśleć… bez obaw.

Coffeelosophy LX – czyli gwałt wolnej woli.

Na niedawnym spotkaniu filozoficznym w Muzeum Śląska Opolskiego poruszana była kwestia wolnej woli. Autor wystąpienia dr Grzegorz Francuz starał się rzetelnie przedstawić różne punkty widzenia na to zagadnienie, sięgając zarówno do historii myśli filozoficznej jak i do przekonań religijnych – co zresztą niejednokrotnie się pokrywa lub przynajmniej zazębia. Nie będę tu przytaczał wspomnianych przez niego nurtów ani przykładów wielowiekowych sporów na tym tle – łatwo znaleźć na ten temat mnóstwo informacji w literaturze tudzież w Internecie. Podzielić się za to chciałem refleksją, jaka mnie naszła później.

Co prawda osobiście mam spore wątpliwości, czy człowiek posiada wolną wolę, lecz nie przeszkadza mi to snuć rozważań wokół sytuacji, gdy zakłada się istnienie takowej wolności. Akurat złożyło się tak, że wkrótce po wspomnianym wykładzie w muzeum był dzień Wszystkich Świętych i Zaduszki. Jest to czas, w którym wierzący wyjątkowo aktywnie ślą do Boga modlitwy za dusze zmarłych.  Proszą Wszechmogącego o zmiłowanie i wpuszczenie tych dusz do raju. Można by rzec, iż tą samą życzliwość, którą okazywali komuś za życia, kontynuują po jego śmierci, bo nadal im zależy na tym, aby daną duszę spotkał jak najlepszy los.

Dbanie o dobro dusz nie jest rzeczą nową. Już w starożytności znajdujemy przykłady na to, jak wyznawcy różnych religii żywili przekonanie, że uczciwe, dobre, pobożne życie pozwala cieszyć się łaską bogów a po śmierci gwarantuje duszy nagrodę. Ba! nawet niektóre prehistoryczne ślady o tym świadczą. Liczne pochówki wskazują na wiarę w jakiś dalszy los zmarłego, w jakąś wędrówkę do innej krainy. Żywi, którzy go żegnali, chcieli jakoś w tym pomóc. Wkładano do grobów broń lub przydatne przedmioty, czasem jedzenie, amulety lub po prostu kwiaty, aby dalsza podróż była przyjemniejsza. Czytaj dalej

Trzeci Kongres Filozofii Polskiej

W dniach 18-20 października 2024 roku odbędzie się w zamku królewskim w Rydzynie koło Leszna Trzeci Kongres Filozofii Polskiej. W gronie organizatorów są członkowie Stowarzyszenia Pogadalnia.

Celem Kongresu jest badanie i rozwijanie polskiego dziedzictwa filozoficznego. Organizowany co dwa lata Kongres jest wspaniałym miejscem spotkania i wymiany myśli dla tych wszystkich filozofów i uczonych, którzy zainteresowani są historią filozofii polskiej, a także dla tych, którzy chcą traktować filozofię polską jako żywą myśl i pragną dalej ją rozwijać. Przewidzianych jest dziewięć sekcji tematycznych. W kongresie wezmą udział wybitni polscy filozofowie i myśliciele polityczni. Uczestnictwo zapowiedzieli, min. prof. Maria Szyszkowska, prof. Bogdan Szlachta, prof. Ryszard Kleszcz i prof. Jacek Bartyzel.

Myślenie filozoficzne ma z zasady charakter uniwersalny. Wiąże się z dążeniem do wiedzy całościowej o całości rzeczywistości. Jako całościowe spojrzenie na świat spełnia ważną rolę kulturotwórczą i cywilizacyjną. Podnosi ważne zagadnienia moralne i światopoglądowe. Wiąże się z nim refleksja nad sensem życia człowieka i jego przeznaczeniem. Jednakże, tak jak istnieje polska literatura czy muzyka, która, pomimo swej uniwersalności, ukształtowała się jako coś odrębnego i swoistego wśród literatur i muzyk innych krajów, tak istnieje też polska filozofia, będąca wytworem narodu polskiego i zrodzona oraz rozwinięta przez jego przedstawicieli. W większym lub mniejszym stopniu, wyraża ona polski pogląd na świat. Jego pielęgnacji i rozwojowi mają służyć Kongresy Filozofii Polskiej.

Dla odważnych możliwość posłuchania konferencji w czasie rzeczywistym => KLIKNIJ TUTAJ


Program

Program III Kongresu Filozofii Polskiej
Zamek Królewski Rydzyna 18–20 października 2024

18 października 2024

15.00 – 16.00

  • Przywitanie i rejestracja uczestników, posiłek

16.00 – 17.15

  • Uroczyste otwarcie III Kongresu Filozofii Polskiej – Sala 1
  • Wprowadzenie i prowadzenie – dr Piotr Leśniak
  • Przedstawienie Organizatorów Kongresu – prof. Grzegorz Francuz, UO
  • „Świat Ideałów i filozofia codzienności”
  • Wykład inauguracyjny – prof. Maria Szyszkowska

17.15 – 17.30

Przerwa na kawę*

17.30 – 19.00

  • Wystąpienia plenarne – prowadzenie dr Piotr Leśniak – Sala 1
  • „Demokracja liberalna jako problem” – prof. Bogdan Szlachta, UJ
  • „Epistemologia demokracji” – prof. W. Julian Korab-Karpowicz, UO

19:00 – 20:00 

Przerwa na kolację

20.00 – 21.00 

Przyjęcie w pałacu

  • „Stanisław Leszczyński (1677–1768) – mąż stanu i filozof” – dyrektor Zamku Zbigniew Szukalski – zagajenie (ok. 20 min);
  •  lampka wina* i rozmowy towarzyskie – Sala Balowa

19 października 2024

8.00 – 8.45   

  • Oprowadzenie po Zamku i przedstawienie jego historii i zbiorów – dyrektor Zamku Zbigniew Szukalski

8.45 – 9.00   

Przerwa odświeżająca

9.00 – 10.30

  •  Wystąpienia plenarne – prowadzenie prof. Grzegorz Francuz – Sala 1
  • „Debata o wielości rzeczywistości w pierwszych latach II Rzeczpospolitej w polskiej filozofii na początku XX wieku” – prof. Karol Sauerland, UW
  • „Złoty wiek w filozofii polskiej — lata czterdzieste XIX wieku” – prof. Lucyna Wiśniewska-Rutkowska, UJK

10.30 – 11.00

  • Przerwa na kawę*

11.00 – 13.00

  • Obrady w sekcjach (4)

13.00 – 13.15

  • Przerwa odświeżająca

13.15 – 14.45

  • Obrady w sekcjach (3)

14.45 – 15.45

  • Przerwa na obiad

15.45 – 17.15

  • Obrady w sekcjach (3)

17.15 – 17.30

  • Przerwa odświeżająca

17.30 – 19.00

  • Wystąpienia plenarne – prowadzenie dr Piotr Leśniak – Sala 1
  • „Słowo w świecie ponowoczesnym. Projekt Metafizyki Logosu” – prof. Jan Wadowski, prof. PWr
  • „Filozofia możliwego współczesnego umysłu – prof. Adam Jan Karpiński, AFiBV

19.00 – 20.00

  • Przerwa na kolację

20.00 – 21.30

  • Koncert „Muzyka w pałacu”
  • lampka wina* i rozmowy towarzyskie –  Sala balowa i restauracja

20 października 2024

8.00 – 8.45

  • Wystąpienia plenarne – prowadzenie prof. Grzegorz Francuz – Sala 1
  • „Aktualizacja metafizyki klasycznej w oparciu o współczesny naukowy obraz świata” –  dr Jan Pociej

8.45 –  9.00

Przerwa odświeżająca

9.00 – 10.30

  • Obrady w sekcjach (3)

10.30 – 11.00

  • Przerwa na kawę

11.00 – 12.30

  • Odtworzenie wykładu Józefa Gołuchowskiego inaugurującego profesurę na Uniwersytecie Wileńskim (1823) z udziałem zaproszonej młodzieży licealnej – Sala balowa, prowadzenie prof. W. Korab-Karpowicz, występuje dr Rafał Brasse

12.30 – 13.00

  • Podsumowanie i zakończenie Kongresu – Sala 1

13.00 – 13.30

  • Zwolnienie pokoi

Ważne terminy:

18–20 października 2024 – Trzeci Kongres Filozofii Polskiej


Organizator:

Katedra Filozofii w Instytucie Historii Uniwersytetu Opolskiego

dr hab. Grzegorz Francuz, prof. UO – Przewodniczący Komitetu Organizacyjnego

dr hab. W. Julian Korab-Karpowicz, prof. CH – Przewodniczący Rady Programowej


Patroni:

Polskie Towarzystwo Filozoficzne

Niezależna Telewizja NTV

Teatr Opolski

KORBANK

„Filozofuj!”

 


Więcej na stronie organizatorów => TUTAJ


 

Wycieczka i piknik 10-lecia Pogadalni

Niektórym może być trudno uwierzyć, ale Pogadalnia Filozoficzna w maju skończyła 10 lat.

Z tej okazji Członkowie i Sympatycy urządzili sobie wyjazd integracyjny. W pięknych okolicznościach przyrody Gór Opawskich oddaliśmy się kontemplacji, refleksji i lekkiej dyskusji filozoficznej. Nie zapominając wszelako, że duch ma się lepiej, gdy zadbamy o ciało. Stąd pomysł by połączyć spacer wśród drzew, zachwyt górskim krajobrazem i piknikową atmosferę z dobrą, mądrą rozmową.

20 lipca udaliśmy się do Pokrzywnej.

Stamtąd ruszyliśmy na spacer malowniczą, niezbyt forsowną trasą do Żabiego Oczka. Po drodze zdobyliśmy szczyt Olszak, zatem była dodatkowa satysfakcja. W pobliżu Żabiego Oczka urządziliśmy sobie mały piknik; przydały się kanapki oraz inny suchy prowiant, owoce, jakieś przekąski i napoje, dodatkowo czas umiliły łakocie, ciasto i słodycze. Poniektórzy zabrali kocyk lub karimatę, mogli więc rozłożyć się na ziemi. Wszystkim towarzyszył dobry nastrój.

Po tym małym pikniku wróciliśmy spacerkiem do Pokrzywnej i pojechali nieopodal w gościnę do rodzinnego domu jednego z członków Stowarzyszenia. Tam odbył się duży piknik. W pięknym ogrodzie spędziliśmy resztę popołudnia, objadając się pysznościami, korzystając z basenu i piekąc kiełbaski przy ognisku. Wszystkiemu towarzyszyły rozmowy zarówno filozoficzne jak i luźniejszej natury.

Podsumowanie Warsztatów

W przerwie odbyło się wręczenie certyfikatów młodym uczestnikom Warsztatów Dialektycznych dla młodzieży, zorganizowanych i przeprowadzonych we Włoszech na przełomie czerwca i lipca. Chcielibyśmy widzieć w tych zdolnych osobach przyszłych członków Pogadalni, którzy wzmocnią jej struktury na kolejne dziesięciolecie.

Warsztaty dialektyczne Stowarzyszenia Pogadalnia

STOWARZYSZENIE DORADZTWA FILOZOFICZNEGO „POGADALNIA”
zaprasza na
WARSZTATY DIALEKTYCZNE dla młodzieży

Zorganizowane i przeprowadzone będą we Włoszech. Mają na celu m.in. wzmacnianie kompetencji dialektycznych młodzieży, umiejętności radzenia sobie z wyzwaniami edukacji i rozwoju stabilności psychicznej. Czytaj dalej

Coffeelosophy LIX – czyli pocałunek sprawiedliwości i pokoju

Zaskoczyła mnie definicja wojny sprawiedliwej; okazuje się, iż jest to… koncepcja filozoficzna. Koncepcja, z grubsza biorąc, uznająca, że niektóre z wojen są słuszne i usprawiedliwione. Pisał o nich już Cyceron, kilka wieków później temat ów poruszył św. Augustyn, swoje dorzucił również św. Tomasz i inni myśliciele. W niebagatelny sposób przedstawił tą kwestię nasz rodak, rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego, kapłan, prawnik i przeciwnik Krzyżaków – Paweł Włodkowic, przy okazji poddając krytyce tzw. świętą wojnę.

Na przestrzeni stuleci uściślano warunki, jakie musi spełniać akt zbrojny, by zasługiwał na miano sprawiedliwego i tym samym moralnego. Cyceron podkreślał, że musi chodzić o odparcie inwazji, odwet za grabieże lub złamanie traktatu przez przeciwnika. Augustyn z Hippony twierdził, że Bóg nie bez powodu dał państwom miecz, gdyż dał go do obrony. Za sprawiedliwe uważał wojny, które mszczą niesprawiedliwość, dążą do uzyskania pokoju i zwyciężenia zła, (co oznaczało możliwość nie tylko wojny obronnej ale i ofensywnej, gdyż bierność jest większym grzechem); traktował też jako uzasadnione wojny prowadzone z nakazu Boga – co zyskało miano tzw. świętej wojny. Tomaszowi z Akwinu do uznania wojny za sprawiedliwą wystarczały trzy przesłanki: by powód wojny był sprawiedliwy, by wojnę wypowiedziała prawowita władza, a prowadzeniu walki towarzyszyły uczciwe intencje.

Alegoryczny pocałunek sprawiedliwości i pokoju [autor nieznany].

Nasz Paweł Włodkowic, opierając się na pismach różnych myślicieli, w tym wyżej wymienionych, sformułował własny zestaw kryteriów Bellum iustum. Czytaj dalej

Coffeelosophy LVIII – czyli zła strona dobroci

Za niedługo, konkretnie 19 maja, wypadnie Dzień Dobrych Uczynków. Jest to święto, które przypadłoby do gustu Franciszkowi z Asyżu, jako że wymyśliła je Fundacja Ekologiczna Arka, zachęcająca do wyświadczania dobra oraz pomocy ludziom, zwierzętom i przyrodzie. Nazwa święta – zapewne niezamierzenie – stanowi ukłon w stronę Kanta; kładzie bowiem nacisk na dobre uczynki, a nie na ich autorów. Inaczej nazywałoby się Dniem Dobroczyńców. Z takiej zaś nazwy nie byłby kontent Sokrates.

Dobroczyńca wszak jest to ktoś czyniący dobro, tymczasem według Sokratesa dobro to idea nieosiągalna na tym świecie. Człowiek więc nie posiada mocy, by dobrem w jakikolwiek sposób władać. Obserwujemy, jednakowoż w naszym świecie odblaski dobra. Dzięki nim rzeczy nabierają jego cech i czyny mogą nosić jego znamiona – są zatem dobre. Toteż człowiek może czynić dobre rzeczy. Czytaj dalej

Sensacyjne odkrycie! Nieznany dialog Platona: Terpsion.

Sensacyjne odkrycie! Nieznany dialog Platona: Terpsion. – Opole News (opole-news.pl)

Wśród przekładów dzieł antycznych, jakich dokonał wybitny tłumacz i filozof prof. Władysław Witwicki, odkryto nieznany dotąd dialog Platona pt. „Terpsion”. Przypuszczalnie pochodzi on z wykopalisk w Oksyrynchos, jakie rozpoczęto pod koniec XIX wieku. Witwicki zrezygnował z opublikowania znalezionego tekstu. Najprawdopodobniej dlatego, że wśród wszystkich dzieł przypisywanych Platonowi badacze w kilku przypadkach podważyli autorstwo Platona. Wątpliwości co do autentyczności znaleziska ukryły je przed światem aż do teraz.

Platon napisał kilkadziesiąt dialogów, w których główną postacią był Sokrates. Jednym z polskich tłumaczy tych dzieł był właśnie prof. Władysław Witwicki (1878-1948) – znakomity polski psycholog, filozof i historyk filozofii. Był znawcą kultury starożytnej i autorem doskonałych literacko przekładów niemal wszystkich dzieł Platona. Do dziś służą one miłośnikom filozofii i utworów Platona.

Witwicki początki edukacji i studia odbył we Lwowie. Tam też w 1901 r. się doktoryzował, a zaraz potem podjął dalsze studia w Wiedniu i Lipsku. W 1904 roku habilitował się, a w 1920 został profesorem Uniwersytetu Warszawskiego.

Jako pierwszą przetłumaczył ”Ucztę” w 1909 roku. W kolejnych latach ukazywały się następne przekłady. Pracował również podczas okupacji, lecz te ostatnie tłumaczenia zostały wydane już po jego śmierci (1948); było to 6 dialogów, które publikowano do 1961 roku, a „Państwo” oraz „Prawa” czekały do 2001 roku.

Istnieje przypuszczenie, że podczas studiów w Wiedniu, młody Witwicki zetknął się z odręcznym odpisem greckiego tekstu, znalezionego w postaci papirusu podczas wykopalisk w Oksyrynchos (dziś Al-Bahnasa), starożytnym mieście w środkowym Egipcie. Wykopaliska rozpoczęli w 1897 Bernard P. Grenfell, Arthur S. Hunt i W.M. Flinders Petrie. Odkryto ogromną liczbę tekstów z epoki hellenistycznej i rzymskiej, w tym utwory zarówno znane wcześniej, jak i zaginione: fragmenty dzieł Platona, Arystotelesa, Hipokratesa, sztuk Menandra, Sofoklesa, Eurypidesa, wierszy Pindara, Safony, Korynny, Alkajosa. Znajdywane tam papirusy trafiły do wielu miast w Europie, m.in. do Londynu, Oksfordu, Glasgow, Cambridge, ale też do Barcelony, Paryża, Gandawy, czy Florencji.

Przedstawiamy Państwu odnalezione tłumaczenie. Znawcy tematu dostrzegają, że brak mu jeszcze ostatnich redakcyjnych szlifów, przypisów, a także wstępu oraz objaśnień tłumacza na końcu, tak charakterystycznych dla przekładów prof. Witwickiego. Mimo to lektura jest wciągająca. Zachęcamy.


Platon*

Terpsion

Osoby dialogu:
TERPSION
EPIGANES
SOKRATES
KTEZIPPOS
MENEKSENOS
EUKLIDES
ERYKSIMACHOS

*   *   *

– Epiganesie! I ty tutaj?
– Witaj, drogi Terpsionie. Ano tutaj, czemu tak się dziwisz?
– Bo właśnie idę z nisajskiego portu, gdzie dopiero co żegnałem naszych przyjaciół. Pewnie, jak oni, przybywasz spotkać się z Sokratesem.
– A prawda. Odkąd wieść w naszych kręgach się rozeszła, szukałem sposobności, by stanąć w Megarze.
– Zechciej mi towarzyszyć, bo i ja się do Megary spieszę. Sprawę mam do załatwienia, zanim wrócę na wieś.
– A chętnie, bo przy okazji wypytam cię o to i owo. Tylko proszę, Terpsionie, nie idźmy zbyt szybko, bo jużem strudzony.
– Pójdziemy spokojnie, a i przysiąść możemy po drodze. Proponuję iść wzdłuż murów, co do miasta wiodą, bo cień się tu jeszcze kładzie i ruch trochę mniejszy. Dziś Nisaja w szwach pęka, bo statki z towarem doczekały pomyślnych wiatrów i licznie cumują. A na rynku w Megarze zapewne znajdziemy Euklidesa, to się z nim zabierzesz. Bo pewnie ci wiadomo, że Sokrates w jego domu gości.
– Inaczej bym się, Terpsionie, nigdzie nie wybierał. Tymczasem powiedz przecie, z naszych przyjaciół kto tu był z wizytą. I zdradź choć trochę z tego, jak to wyglądało.
– O, znasz wszystkich, aż dziw bierze, że nie przybyliście razem. Tak więc był Ajschines, no i Antystenes. Nie zabrakło Platona, który nawet postanowił, że osiądzie tu na dłużej. Był też Eryksimachos, który nad zdrowiem Sokratesa czuwał, bo po całej przygodzie miał z trawieniem kłopoty. Byli jeszcze Kriton i Apollodoros; ci bardzo się wzruszyli, tak że Sokrates znowu ich strofował, że to nie przystoi, ale tym razem żartem, jak to on potrafi.
– A kto więcej, powiadaj.
– Był i Fedon, ciągle jeszcze nadąsany. Miał żal, żeśmy go w porwanie Sokratesa nie wtajemniczyli, bo zanim następnego dnia sprawa się wydała, on już zdążył włosy ściąć na znak żałoby. Dopiero mu Sokrates humor poprawił, kiedy z rozczuleniem głowę jego pogłaskał i powiedział:
– Tyś, przyjacielu, szczerze mnie pożegnał.
Spojrzał potem na starego Kritona, na Apollodora i Ajschinesa, którzy też o spisku nie mieli pojęcia, westchnął i dodał:
– Oto ci, co umieli wolę mą uszanować.
Trzeba ci wiedzieć, że czasem robi przytyki pozostałym, bo i nie jest pogodzony z tym, cośmy mu zgotowali.
– O tej zmowie, Terpsionie, rad bym coś więcej usłyszeć, ale póki co dokończ, proszę.
– No, to ci dopowiem; gdy ściskał Ajschinesa, podziękował mu za to, że ten się zaopiekował Ksantypą i dziećmi. Zaraz puścił oko do reszty i rzekł niby to poważnie:
– Oto przykładny uczeń.
– A skąd ta pochwała? – zdziwił się tamten, a Sokrates na to:
– Czyż nie jest najlepszym uczniem taki, który potrafi zastąpić nauczyciela na jego miejscu?
Roześmieli się serdecznie, szczególnie widząc, jak Sokrates formę odzyskuje. Platon tylko wzrok odwracał, bo sam o spisku wiedział i do ostatniej chwili spraw wszelkich pilnował. Nawet do więzienia nie przyszedł, wymawiając się chorobą.
– Ja co innego myślę; pewnie przeczuwał, że Sokrates, z którym się znają na wylot, rozpozna coś po jego zachowaniu. A czy był kto więcej wśród tych, co właśnie odpłynęli?
– To wszyscy, Epiganesie, ale wiem skądinąd, że się tu jeszcze wybierają Kebes wraz z Simiaszem. Przekazali, że niebawem w rodzinnych Tebach jakichś interesów będą doglądać; wtedy nadłożą nieco drogi i do Megary wstąpią. Myślą nakłaniać Sokratesa, by z nimi do Beocji ruszył. Może być, że się z nimi zabiorą w tę stronę Hermogenes i Kritobulos, a chyba nawet Arystyp, chociaż go trudy podróży mocno zniechęcają; lubi swoje wygody, znasz go przecież.
– Znam dobrze, jak zresztą innych, których wymieniłeś. Nie znam za to szczegółów całej waszej zmowy. Nie trzymaj mnie, Terpsionie, w tej niecierpliwości. Mów, jak to było, niech się w końcu dowiem.
– Euklides stał za wszystkim. Nie chciał zbyt wielu w sprawę wtajemniczać, nawet ja nie wiedziałem do ostatniej chwili. On to zaoferował swój dom na schronienie i zaplanował podróż. Jak pamiętasz, już nieraz przekradał się do Aten i wiedział, jak kordon straży granicznej ominąć. Łatwo zjednaliśmy sobie pachołka Kolegium Jedenastu; widziałeś, całym sercem był za Sokratesem. Kiedy więc Eryksimachos sporządził silny środek nasenny, nie było problemu, żeby podmienić miksturę. Sokrates tak mocno usnął, że na martwego wyglądał.
– Dałbym głowę, że tak się stało. Przecież nawet Kriton, który mu usta i oczy domknął, niczego nie zauważył. A zaraz po tym dozorca wszystkich wyprosił, mówiąc, że nic tu po nas, że resztą się zajmie, i przygotowaniem i wydaniem ciała rodzinie. Czytaj dalej

Coffeelosophy LVII – czyli demaskująca degustacja

Natrafiłem w Internecie na poniższy cytat, aczkolwiek nie wiem, skąd pochodzi: (…) my wszyscy jesteśmy jak te płatki śniegu – każdy z nas jest jedyny, inny, oryginalny, niepowtarzalny i tylko jedno jest w nas takie samo – każdy płatek wirujący na wietrze trwa tylko przez chwilę, gaśnie nagle i nieuchronnie (…). Fenomen niepowtarzalności płatków śniegu opieramy właściwie na tym, że nikomu nie chciało, bądź nie udało się dwóch jednakowych znaleźć. Trudno mi jednak uwierzyć, że wśród wszystkich śniegów na naszej planecie nie ma dwóch takich samych śnieżynek. Gdy obiekty składają się z tego samego, prostego tworzywa (H2O), nie różnią się znacząco wielkością, mają strukturę kryształu, wymuszającą uporządkowany, sześcioramienny kształt – to ilość wariantów musi być ograniczona. I nawet gdyby powtarzalność była możliwa dopiero w co tryliardowym płatku, to przecież śnieżna pokrywa gór i biegunów zawiera ilości wielokrotnie większe.

A tymczasem takie dajmy na to płatki śniadaniowe… chociażby kukurydziane. Na pierwszy rzut oka podobne do siebie, ale różnorodna chropowatość, nieregularny kształt po zmieleniu ziaren, różne odcienie po pieczeniu, skomplikowany skład cząsteczkowy, pochodzenie z różnych odmian kukurydzy, mających inne DNA, rosnących na różnych glebach, w niejednakowych warunkach, inaczej nawożonych, przechowywanych… to wszystko sprawia, że prawdopodobieństwo znalezienia dwóch identycznych wydaje się naprawdę zerowe. Może zatem my wszyscy jesteśmy jak te płatki kukurydziane – każdy z nas jest jedyny, inny, oryginalny, niepowtarzalny i tylko jedno jest w nas takie samo – każdy płatek ostatecznie ginie nieuchronnie, pożarty tak, czy inaczej.

Dlaczego piszę o kukurydzianym przysmaku? Otóż 7 marca jest Dzień Płatków Śniadaniowych, a te z kukurydzy wydają się najpopularniejsze.

Swego czasu Ludwig Feuerbach stwierdził, że „Człowiek jest tym, co zje”. Nie doszukiwałem się kontekstu, w jakim użył tych słów, lecz rozumiem je po swojemu. Jesteś tym, co jesz, czyli tym, co wprowadzasz do organizmu i co zostaje przetworzone w budulec i energię. Ale też zamieniane na zdrowie fizyczne i psychiczne. W końcu wraz z żywnością, ale i oprócz niej, przyjmujemy i wchłaniamy przeróżne związki chemiczne, a te swoiście oddziałują na nasz organizm i funkcjonowanie umysłu. Skoro jedzenie ma do pewnego stopnia wpływ na nasz wygląd i kondycję fizyczną, ale też na samopoczucie i sprawność intelektualną, tudzież niezaburzoną zdolność do racjonalnej oceny sytuacji – chyba można pozwolić sobie na uogólnienie, że jedzenie nas kreuje. A w każdym razie tworzy podwaliny naszej postaci, taki punkt wyjścia do dalszej budowy i obróbki, zarówno opartej o własne wysiłki, jak i oddziaływania zewnętrzne. Czytaj dalej

Święta cisza

Używało się kiedyś – a być może gdzieś, czasem używa się nadal – takich sformułowań, jak: cisza grobowa, martwa cisza, zakonna cisza, modlitewna, cichość w duszy, cichość serca, cisza, jakby anioł przeleciał. Mówi się również o nabożnym milczeniu. Oczywiście cisza i milczenie występują także w innych zwrotach frazeologicznych. Jednak podałem tych kilka przykładów, gdyż one akurat wskazują na łączenie ciszy ze sferą ducha, duszy, duchów, zaświatów i sacrum. Aż się prosi użyć określenia: święta cisza.

Widać w tych zwrotach, że niektóre opisują bardziej ciszę akustyczną, a inne tą wewnętrzną. Czy jest potrzeba rozgraniczania obu tych aspektów ciszy? Może wystarczy przyjąć jej wielowymiarowość i różne rozumienie w zależności od kontekstu. Wszak nie są to jedyne sposoby mówienia o ciszy. Przykładowo cisza morska, albo cisza wyborcza nie wpisują się w żaden z tych dwóch wymiarów. A są jeszcze niezliczone frazy o ciszy w rozumieniu poetycko-metaforycznym. Niejednokrotnie cisza jest elementem kultury, u różnych ludów wplata się w system obyczajów, przesądów, rytuałów i gestów. My też się takowymi posługujemy; by nakazać ciszę, robimy ustami dzióbek i przykładamy doń palec wskazujący, by zapewnić o milczeniu, chwytamy przy jednym kąciku ust niewidzialny suwak i przeciągamy go do drugiego kącika, albo ściągamy usta, jak do cmoknięcia i przekręcamy w nich niewidzialny kluczyk, który wyrzucamy za plecy. W naszej kulturze używamy uroczystej ciszy do celebracji podniosłych wydarzeń, cisza poprzedza ważne wystąpienia, ciszą wyściełamy modlitwę, ciszą żegnamy zmarłych.

Gdy zacząłem zastanawiać się nad ciszą, moje pierwsze myśli krążyły wokół stwierdzenia, że człowiek odzwyczaił się od ciszy. Żyje w zgiełku, którego jest głównym autorem, czyli sam sobie stworzył takie warunki i życie w takowych wybrał. Chwilę później zreflektowałem się, że jest jednak inaczej. Nie odzwyczaił się od ciszy. Bliższe prawdy będzie stwierdzenie, iż przyzwyczaił się do hałasu. A właściwie zaadaptował się doń. Hałas jest skutkiem ubocznym naszego stylu życia. Niemniej ludzie za ciszą tęsknią, a przynajmniej podświadomie jej pragną i potrzebują. Kłopot w tym, że nie potrafią umiejętnie w niej funkcjonować, w dużym stopniu zatracili zdolność korzystania z jej dobrodziejstw. Czytaj dalej

1 2 13